http://www.blogojciec.pl/dzieci/dzien-w-ktorym-moj-syn-ze-mnie-zrezygnowal/Aby docenić dramatyzm sytuacji, warto przeczytać całość. W skrócie:
Autorka co wieczór kąpała swojego kilkuletniego synka, kładła go do łóżka, czytała bajkę, przytulała i wychodziła, a on prosił, żeby przyniosła mu wodę i raz jeszcze przytuliła. Matka w natłoku wieczornych obowiązków, mimo nawoływań syna (!), przynosiła mu rzeczoną wodę z opóźnieniem (!) a przytulenie było krótkie i zdawkowe (!). Po dwóch latach (!) syn przestał o to prosić a przerażona matka doszła do następujących wniosków:
"Mój syn ze mnie zrezygnował, jednak uświadomiłam sobie to dość wcześnie, aby udało mi się to naprawić. Przechodzi mnie dreszcz na myśl, jak nasze życie mogłoby się potoczyć, gdybym zrozumiała to zbyt późno.”
Uszczypnijcie mnie! Chyba jednak
@Aniela miała trochę racji...
Komentarz
Opis brzmi egzaltowanie i histerycznie.
Eee... Samodzielność to rezygnacja z proszenia mamy (nawet o rzeczy, które można zapewnić sobie samemu), bo ta nie dotrzymuje danego słowa?
e: Z tytułu tez wnisokowalam, ze chodzi o karmienie
Tak właśnie, samodzielność to rezygnacja z proszenia mamy o rzeczy, które można zapewnić sobie samemu.
Naprawdę uważasz, że dziecko zostało skrzywdzone, bo matka mu dała buziaka trochę później niż oczekiwało?
Dla mnie w artykule akcent położony jest na to, ze mówiła "za minutę", a nie przychodziła przez kwadrans, wiec nie chodzi o to, ze buziak byl pozniej, niż dziecko chciało, ale ze byl później, niż dziecku go obiecano. Zgadzam sie z tym co napisalas o samodzielnosci. Ale jak dla mnie samodzielność na zasadzie, ze mama pokazała mi, ze mam nóżki i moge sama sobie wziac wody, kiedy ona sprząta albo odpoczywa, a "samodzielność" z artykułu: mama cos obiecuje, jednak nie dotrzymuje słowa i muszę sobie sama poradzić, to są inne rzeczy. Tę drugą sytuację nazwałabym raczej opuszczeniem. Ale piszę o tym raczej z perspektywy dziecka, nie mamy, bo ja mam maleńkie dzieci.
Nie czytaam artykulu. Ale po tytule miaam zupenie inne mysli niz wiekszosc z Was
Pierwsza mysl, ze pisze matka w rozpaczy po stracie dziecka "Moj syn ze mnie zrezygnowal", odszed... I od razu poczuam bol tej kobiety...
I nie, nie jestem za zimnym wychowem, za odmawianiem przytulania, czy podania w nocy kubka wody spragnionemu dziecku. Jestem za jasnym stawianiem granic i właściwym ujęciem ról rodzica i dziecka.
Jak maja potrzebe cos wuecej powiedziec mi przed snem to przychodza i mowia.
Te artykuly to chyba sa pisane na zlecenie bo nie wierze, ze mozna tak mocno dac sie zapedzic w poczucie winy.
Rozumiem mechanizm zaspokojenia potrzeb dziecka ale z czasem naturalnie potrafi sie weryfikowac co jest realna potrzeba a co zachcianka i marudzeniem.To znaczy dla mnie to oczywiste ze rozpoznaje bo jednak duzo czasu spedzam w towarzystwie moich malych dzieci.
Dzieki temu ilośc obgryzionych bułek dobrze wysuszonych leżacych na pólkach za zabawkami radykalnie sie zmniejszyła
Sorry, ze przez cytat, ale inaczej nie moge pisac z telefonu
mi chodzi o to, ze te wyrzuty sumienia sa słuszne, bo jej zachowanie jest oszukiwaniem dziecka, zawodzeniem go. I ona nie widzi tej drogi, o której @Katarzyna tak fajnie napisała (w sumie fajnie ujela to, o co mi chodzilo).
no nie uważam, ze przeciąganie "za minutkę" jest wychowaniem do samodzielności
Kiedyś na AMR była taka jedna prelegentka - pani z pokolenia starszego niż ja - i też mówiła o tym, że jak dziecko od niej czegoś chciało np. na placu zabaw, to ona natychmiast rzucała wszystko inne i koncentrowała się na dziecku, bo to ono jest najważniejsze, a wszystko inne może poczekać. No, słabo widzę przyszłe funkcjonowanie takiego człowieka, co wyrósł w przekonaniu, że on i jego potrzeby są zawsze najważniejsze, a wszystko inne może poczekać. Dzieci głupie nie są i potrafią przyjąć racjonalne argumenty, tylko trzeba z nimi uczciwie rozmawiać. No, i trzeba mieć niezachwianą pewność, że w relacji rodzic-dziecko, to ten pierwszy wyznacza granice.
Dziecko uczy się stawiać granice internalizując te wprowadzone przez otoczenie.
Fakt, nie mam płytek.