Poczytałam więcej artykułów p. Natalii, i pooglądałam ich razem na youtube - bardzo mi się podobają. 5 lat po ślubie, dwójka dzieci na ziemi, jedno bliżej Pana Boga (http://pl.aleteia.org/2017/04/10/macierzynstwo-za-mgla-kiedy-masz-ochote-uciec/). Weseli, uśmiechnięci, z poczuciem humoru i dystansem do siebie nawzajem.
Nie jestem ich targetem, bo wiek i takie inne, ale do innych młodych mogą docierać - dlatego właśnie warto im zwrócić uwagę (tekst), żeby ta spójność była jak największa.
Ja się chyba muszę poczuwać za target, bo jakoś chyba wiem, co w tym akapicie "autor miał na myśli" jakoś mnie nie razi. Ale też przyznaję że czytałam z doskoku.
Ja się chyba muszę poczuwać za target, bo jakoś chyba wiem, co w tym akapicie "autor miał na myśli" jakoś mnie nie razi. Ale też przyznaję że czytałam z doskoku.
Otwartość na życie w małżeństwie katolickim może być Drogą Krzyżową, może być najtrudniejszym doświadczeniem i sprawdzianem wiary, takie jest moje zdanie. Nie jest łatwo mówić Jezu ufam Tobie. Chyba już łatwiej mówić Jezu ufamy Tobie, ale i tak śpimy osobno. Niestety. To są bardzo ciężkie tematy, a ten artykuł opisuje je właśnie zbyt chilloutowo. Jakoś nie czuję tego podejścia, może to z powodu ciężkich doświadczeń ciążowo-porodowych.
@Knedelka, tak troche podobnie mysle, ze nie jest trudno ufac, jesli ciaze zawsze sa ok, dzieci zrowe sie rodza, bo wtedy tak naprawde za duzo ufac nie trzeba. W przeciwnym wypadku, jakis przeszkod znowu, takie radosne zaufanie tez do mnie nie przemawia, bo moze byc zwykla glupota.
Od wczoraj czytałam dużo razy i myślałam nad tekstem przy skrobaniu marchewki, dlaczego mnie ten fragment razi. Jak i te króliki. Uwaga - poniższe wnioski są moje, i nie wysnuwam ich z tekstu, ale z życia! Autorka nie ma takich intencji nawet za pół grosza, bo nie doświadczyła jeszcze tego (i oby nie doświadczyła nigdy).
Do 3 dziecka ogólnie jest zachwyt i "super rodzina". Czwarte pewien folklor, ale jak was stać, to ekstra.
Potem już zaczynają się komentarze - liczenie 500+, liczenie dzieci i oglądanie się na ulicy (dzieci wszystko widzą), teksty o niewyżyciu mężów i takie przyjemności. I takie przełożenie (bardzo prostackie, ale cóż zrobić) - Dużo dzieci = "dziki seks" (bez rozumu).
Tak, to są wredne stereotypy. Ale się trzymają bardzo mocno.
Dlatego, jeśli można, zachęcam do precyzji wypowiedzi.
A cha, już wiem, ja po prostu żyję w innym świecie. W świecie, w którym jak masz dwoje dzieci, to się co chwilę ktoś pyta, czy się leczysz, czy ci polecić lekarza, czy badałaś tarczycę itp. itd.
Potem już zaczynają się komentarze - liczenie 500+, liczenie dzieci i oglądanie się na ulicy (dzieci wszystko widzą), teksty o niewyżyciu mężów i takie przyjemności. I takie przełożenie (bardzo prostackie, ale cóż zrobić) - Dużo dzieci = "dziki seks" (bez rozumu).
Tak, to są wredne stereotypy. Ale się trzymają bardzo mocno.
A najmocniej boli, gdy człowiek słyszy takie komentarze nie na ulicy, ale w domu od swoich własnych bliższych i dalszych krewnych. Obcy ludzie to obcy ludzie, niech sobie mówią, co chcą. Ale brakuje takiej akceptacji w rodzinach. Ze strony babć, ciotek, sióstr, kuzynek...
@Kowalka masz rację, tak niestety jest (mam znajomą rodzinę z 8 dzieci). Ja bym mimo to bardzo chciała być takim "obiektem drwin" bo dla mnie taka rodzina to niedościgniony ideał (poniekąd byłam takim obiektem, gdy 5 miesięcy po cc ratującej życie zaszłam w kolejną ciążę, ale Bóg zamknął usta co poniektórym, którzy skazywali mnie i dziecko na rychłą śmierć - bo ciąża przebiegła idealnie).
Według mnie każde małżeństwo ma swoją drogę, jedni są powołani do rodzenia dzieci rok po roku i chwała im za to, jeśli tak odczytali wolę Boga i ją realizują, bo to olbrzymi trud nie ukrywajmy, ale są małżeństwa, gdzie poczęcie kolejnego dziecka naprawdę trzeba odłożyć - a dla nich to też może być trudne, bo nie tak planowali.
Jednak nie oszukujmy się, ile jest współcześnie takich małżeństw otwartych na życie? Na naukach przedmałżeńskich ten temat jest spłycany, podejście księży coraz bardziej liberalne - przykład: masz dwoje dzieci? To super, spełniłeś już swój obowiązek, nie zachodź w głowę (z doświadczenia...)
@Joanna, ja mieszkam w Białymstoku. Jak zaszłam w trzecią ciążę, to po pytaniu, która to ciąża ginekolog zapytała mnie dosłownie: "Pani tak chciała, czy się przeliczyła?" (!). A jak pochwaliłam się jednej z koleżanek, to pytała czy planowane... Mówiłam, że tak - planowałam dzieci, kiedy wychodziłam za mąż. Wtedy doprecyzowała, że planowane, "to takie, o które się staraliście" Moja własna mama (bardzo wierząca osoba) z impetem ucięła rozmowę wchodząc mi w słowo, kiedy powiedziałam, że może jeszcze czwarte, mówiąc, że po co więcej, trójka w zupełności wystarczy. Czuję się osamotniona.
Ja też raz się oglądałam na ulicy, bo widziałam matkę z pięciorgiem synów. Przez umysł przebiegły mi na raz tysiące szalonych myśli - może to półkolonie, wyjazd szkolny itp. Ale chłopcy byli w różnym wieku, tak jak rodzeństwo.
Mogę wiedzieć w jakim regionie mieszkasz? Tak ogólnie. Bardzo mnie to ciekawi, bo kiedyś jedna z forumek pisała o miejscu, gdzie kilkoro-kilkanaścioro dzieci w rodzinie to niemal standard. Gdzie jest to mityczne miejsce?
Zresztą takie zwracanie uwagi na wszystko to typowo polskie podwórko. Tu nikt się tym nie podnieca. Mam ostatnio z Jozkiem przerobione bo bez butów jeździ w wózku. Wszystkie babcie na zawał niemal zeszły.
a wiesz @Dorotak że oni zawsze kojrzyli mi się z Wami? śledzę ich na fb od samego początku i często N pisze że mąż kocha ja taką potarganą, zmęczoną bez makijażu wypisz wymaluj Twój P kiedy odwiedził Cię w szpitalu
@Marcelina, tak, to mi przyszlo jeszcze później do glowy. I, jak wiele razy bylo na forum podnoszone- te, ktore maja więcej dzieci, wiedzą, jak to jest z jednym, drugim czy trzecim malym dzieckiem. Nie muszą sobie wyobrazac. W drugą strone to nie działa, trzeba w tym żyć. (Edit: to notatki na marginesie, nie komentarz do art. Może czas na nowy watek)
Mnie też przeraża ta nietaktowność. No ginekolog?! Ale co ja się dziwię, jak jedna z moich znajomych była u ginekologa po tabletki anty po drugim porodzie i kiedy lekarz zapytał, czy może teraz jednak będzie trzecie, to odpowiedziała, że "trzecie to zostawiają z mężem na wpadkę."
Na razie mamy dwóch synów i to wszystkim zamyka usta, bo dodają: "Aha, czyli teraz staracie się o córkę." Aż się boję, co będzie jak to usprawiedliwienie społeczne zniknie.
I jeszcze, tym razem do artykulu - ponieważ tzw.świat i tak chetnie kopie w kostkę, albo i co innego, tych z ponadprzeciętną liczba dzieci, to jest wielkie pragnienie, zeby 'swoi' nie kopali,nawet przypadkiem.
Przypomnial mi sie też jeden z listów Zelii Martin - pisala chyba do bratowej, miala wtedy kilkoro dzieci - zastanawiala sie,ile jeszcze dzieci urodzi sie w jej rodzinie, patrzac na to, ze do tej pory pojawialy sie regularnie co x lat. I spokojnie pisze, ze pewnie jeszcze czworo, jak Bog da.
To jest pisane z tak ogromna naturalnoscia, ze wbija w ziemię!
I co sie podzialo od tamtych, przeciez nie tak bardzo odleglych czasów, ze sie zastanawiamy i kombinujemy jak kon pod gore z tymi dziecmi w malzenstwie?
Jak ktos jeszcze nie czytal- bardzo polecam- Korespondecja rodzinna, pp. Martin
(Edit: o kombinowaniu pisze w kontekscie zdrowych małżeństw bez znaczacych problemow, zeby nie bylo!)
Mnie też to zadziwia. Czemu tak sobie komplikować życie małżeńskie i rodzinne skoro nie ma żadnych przeszkód? Dzieci zdrowe, mądre, finansowo da się wytrzymać, porody nie traumatyczne, zdrowie dopisuje ojcu i matce... Konfliktów większych brak. Rozumiem jeśli ktoś ma powody. Zresztą nigdy nie pytam znajomych czemu mają tylko jedno/dwoje dzieci. To jakby ich sprawa. Natomiast na odwrót ludzie nie mają za grosz taktu.
@Berenika, masz rację. Obciazenie, albo wisienka na torcie życiowych planow. Na szczescie nie u wszystkich tak jest - dlatego warto wzmacniac mlodych, by jednak ad astra,mimo tych 'asperow' przeroznych.
Jasne, ze pp. Martin to nie wszyscy, ale lepiej ciągnac w gore, niż równać w dół .
Druga ważna dla mnie lektura dot.wielodzietnosci, to ksiazka o p. Mariannie Popieluszko. Jak zdarza mi sie narzekac, to sobie ja przypominam i twarde warunki, w jakich żyli. I ze na pewno mam lepiej, wiec tym bardziej dam rade.
Komentarz
Będę wdzięczna!
k.
Tu niektorym nie dogodzisz
Uwaga - poniższe wnioski są moje, i nie wysnuwam ich z tekstu, ale z życia!
Autorka nie ma takich intencji nawet za pół grosza, bo nie doświadczyła jeszcze tego (i oby nie doświadczyła nigdy).
Do 3 dziecka ogólnie jest zachwyt i "super rodzina".
Czwarte pewien folklor, ale jak was stać, to ekstra.
Potem już zaczynają się komentarze - liczenie 500+, liczenie dzieci i oglądanie się na ulicy (dzieci wszystko widzą), teksty o niewyżyciu mężów i takie przyjemności.
I takie przełożenie (bardzo prostackie, ale cóż zrobić) - Dużo dzieci = "dziki seks" (bez rozumu).
Tak, to są wredne stereotypy. Ale się trzymają bardzo mocno.
Dlatego, jeśli można, zachęcam do precyzji wypowiedzi.
Nie wiem, czy jasno napisałam.
W świecie, w którym jak masz dwoje dzieci, to się co chwilę ktoś pyta, czy się leczysz, czy ci polecić lekarza, czy badałaś tarczycę itp. itd.
Biedaczysko...
Według mnie każde małżeństwo ma swoją drogę, jedni są powołani do rodzenia dzieci rok po roku i chwała im za to, jeśli tak odczytali wolę Boga i ją realizują, bo to olbrzymi trud nie ukrywajmy, ale są małżeństwa, gdzie poczęcie kolejnego dziecka naprawdę trzeba odłożyć - a dla nich to też może być trudne, bo nie tak planowali.
Jednak nie oszukujmy się, ile jest współcześnie takich małżeństw otwartych na życie? Na naukach przedmałżeńskich ten temat jest spłycany, podejście księży coraz bardziej liberalne - przykład: masz dwoje dzieci? To super, spełniłeś już swój obowiązek, nie zachodź w głowę (z doświadczenia...)
Ja też raz się oglądałam na ulicy, bo widziałam matkę z pięciorgiem synów. Przez umysł przebiegły mi na raz tysiące szalonych myśli - może to półkolonie, wyjazd szkolny itp. Ale chłopcy byli w różnym wieku, tak jak rodzeństwo.
Mogę wiedzieć w jakim regionie mieszkasz? Tak ogólnie. Bardzo mnie to ciekawi, bo kiedyś jedna z forumek pisała o miejscu, gdzie kilkoro-kilkanaścioro dzieci w rodzinie to niemal standard. Gdzie jest to mityczne miejsce?
Edit: błąd
W drugą strone to nie działa, trzeba w tym żyć.
(Edit: to notatki na marginesie, nie komentarz do art. Może czas na nowy watek)
Na razie mamy dwóch synów i to wszystkim zamyka usta, bo dodają: "Aha, czyli teraz staracie się o córkę." Aż się boję, co będzie jak to usprawiedliwienie społeczne zniknie.
ponieważ tzw.świat i tak chetnie kopie w kostkę, albo i co innego, tych z ponadprzeciętną liczba dzieci, to jest wielkie pragnienie, zeby 'swoi' nie kopali,nawet przypadkiem.
Przypomnial mi sie też jeden z listów Zelii Martin - pisala chyba do bratowej, miala wtedy kilkoro dzieci - zastanawiala sie,ile jeszcze dzieci urodzi sie w jej rodzinie, patrzac na to, ze do tej pory pojawialy sie regularnie co x lat. I spokojnie pisze, ze pewnie jeszcze czworo, jak Bog da.
To jest pisane z tak ogromna naturalnoscia, ze wbija w ziemię!
I co sie podzialo od tamtych, przeciez nie tak bardzo odleglych czasów, ze sie zastanawiamy i kombinujemy jak kon pod gore z tymi dziecmi w malzenstwie?
Jak ktos jeszcze nie czytal- bardzo polecam- Korespondecja rodzinna, pp. Martin
(Edit: o kombinowaniu pisze w kontekscie zdrowych małżeństw bez znaczacych problemow, zeby nie bylo!)
Dzieci przestały być traktowane jako wartość sama w sobie. Są obciążeniem, ot co.
A druga rzecz, państwo Martin to jednak nie wszyscy. W owych czasach prawdopodobnie też byli tacy, którzy kolejne dziecko traktowali jak dopust Boży.
Na szczescie nie u wszystkich tak jest - dlatego warto wzmacniac mlodych, by jednak ad astra,mimo tych 'asperow' przeroznych.
Jasne, ze pp. Martin to nie wszyscy, ale lepiej ciągnac w gore, niż równać w dół .
Druga ważna dla mnie lektura dot.wielodzietnosci, to ksiazka o p. Mariannie Popieluszko. Jak zdarza mi sie narzekac, to sobie ja przypominam i twarde warunki, w jakich żyli.
I ze na pewno mam lepiej, wiec tym bardziej dam rade.