@mader - ale pojechałaś... Ja to odebrałam raczej jako taką autorefleksję. @Anawim w ten sposób zdiagnozował sam siebie i podzielił się z nami swoimi obserwacjami i refleksjami. Jestem skłonna to przyjąć jako jedno z wytłumaczeń, dlaczego niektórzy ludzie są obsesyjnie wręcz punktualni. Choć, jak pisałam powyżej, nie wydaje mi się, żeby takie wytłumaczenie przystawało do wszystkich. Pierwszy mój bunt wywołuje stwierdzenie, że punktualni są punktualni, bo im to z łatwością przychodzi. Otóż, nie prawda! Znam punktualnych, którym to przychodzi z łatwością i takich, którzy w bycie punktualnymi wkładają wiele wysiłku. Z perspektywy zewnętrznej - zachowanie jednych i drugich wygląda podobnie - są punktualni. Nadto, jak pisałam powyżej, punktualność może wynikać nie koniecznie z przesłanek lękowych. Dodatkowo, jest cnotą, którą, zwyczajnie, można u siebie wypracować. Niektórym to przyjdzie łatwiej, a innym z większą trudnością, ale pracować nad tym warto. Podobnie, jak nad wszelką inną dyscypliną. BTW, mam jedną bliską koleżankę, co jest artystką i miewa tragiczne problemy z oceną czasu i z punktualnością. We własnych sprawach potrafi się spóźniać dramatycznie wprost i to bez względu na powagę konsekwencji (np. przepadnięte wizyty u specjalistów, czy odjechane pociągi lub odleciane samoloty), jednocześnie, gdy umawia się ze mną w sprawie, która dla mnie jest bardzo terminowa, to potrafi dołożyć starań, by być punktualnie. Nawet, jeśli bywa przez to stratne w innych dziedzinach. Przychodzi jej to z wielkim trudem, ale ja tym bardziej to doceniam. Gdy się umawia luźno (np. wpadnę koło 16), to pora jej przybycia jest absolutnie nieprzewidywalna.
Nie widzę powodu, dla którego absolutyzujecie moją wypowiedź. Pokazałem jedną przesłankę i to w odpowiedzi na opowieść @Katarzyna z lekarzem, gdzie nie napisała, że z szacunku do niego nie chciała się spóźnić, tylko, że będzie jej wstyd się tłumaczyć - choć to nie była jej wina. Domyślam się, że jedno nie wyklucza drugiego (można mieć szacunek i empatię i czuć presję społeczną - zresztą moim zdaniem empatia/szacunek to właśnie pokłosie takich emocji społecznych), niemniej odnosiłem się do konkretu.
@Malgorzata Nie robię dogłębnej analizy. Aż wróciłem do pierwszego postu i masz tam wyłożone co drugi człowiek czuje:
Ostatnio sobie uświadomiłam, że chyba mam jakiś defekt w tym zakresie. Zostałam wychowana w przekonaniu, że niepunktualność jest przejawem braku szacunku do osób, z którymi się umawiamy. Zawsze mi wkładano do głowy, że to szalenie poważna sprawa. Efekt jest taki, że do tej kwestii podchodzę z dużym napięciem. Sama bardzo nie lubię się spóźniać i czuję się bardzo niekomfortowo, gdy mi się to (z jakiejkolwiek przyczyny) zdarzy. Staram się nie brać osobiście spóźnieni innych ludzi (sama siebie przekonuję, że nie wynika to z ich braku szacunku do mojej osoby), ale czasem niepunktualność innych sprawia, że sypie się mój plan i sama nie mogę potem punktualnie dotrzeć w inne miejsce. Wtedy strasznie trudno mi zachować spokój.
Komentarz
Ja to odebrałam raczej jako taką autorefleksję. @Anawim w ten sposób zdiagnozował sam siebie i podzielił się z nami swoimi obserwacjami i refleksjami. Jestem skłonna to przyjąć jako jedno z wytłumaczeń, dlaczego niektórzy ludzie są obsesyjnie wręcz punktualni. Choć, jak pisałam powyżej, nie wydaje mi się, żeby takie wytłumaczenie przystawało do wszystkich.
Pierwszy mój bunt wywołuje stwierdzenie, że punktualni są punktualni, bo im to z łatwością przychodzi. Otóż, nie prawda! Znam punktualnych, którym to przychodzi z łatwością i takich, którzy w bycie punktualnymi wkładają wiele wysiłku. Z perspektywy zewnętrznej - zachowanie jednych i drugich wygląda podobnie - są punktualni.
Nadto, jak pisałam powyżej, punktualność może wynikać nie koniecznie z przesłanek lękowych. Dodatkowo, jest cnotą, którą, zwyczajnie, można u siebie wypracować. Niektórym to przyjdzie łatwiej, a innym z większą trudnością, ale pracować nad tym warto. Podobnie, jak nad wszelką inną dyscypliną.
BTW, mam jedną bliską koleżankę, co jest artystką i miewa tragiczne problemy z oceną czasu i z punktualnością. We własnych sprawach potrafi się spóźniać dramatycznie wprost i to bez względu na powagę konsekwencji (np. przepadnięte wizyty u specjalistów, czy odjechane pociągi lub odleciane samoloty), jednocześnie, gdy umawia się ze mną w sprawie, która dla mnie jest bardzo terminowa, to potrafi dołożyć starań, by być punktualnie. Nawet, jeśli bywa przez to stratne w innych dziedzinach. Przychodzi jej to z wielkim trudem, ale ja tym bardziej to doceniam. Gdy się umawia luźno (np. wpadnę koło 16), to pora jej przybycia jest absolutnie nieprzewidywalna.
Domyślam się, że jedno nie wyklucza drugiego (można mieć szacunek i empatię i czuć presję społeczną - zresztą moim zdaniem empatia/szacunek to właśnie pokłosie takich emocji społecznych), niemniej odnosiłem się do konkretu.
Nie robię dogłębnej analizy. Aż wróciłem do pierwszego postu i masz tam wyłożone co drugi człowiek czuje:
Ostatnio sobie uświadomiłam, że chyba mam jakiś defekt w tym zakresie. Zostałam wychowana w przekonaniu, że niepunktualność jest przejawem braku szacunku do osób, z którymi się umawiamy. Zawsze mi wkładano do głowy, że to szalenie poważna sprawa. Efekt jest taki, że do tej kwestii podchodzę z dużym napięciem. Sama bardzo nie lubię się spóźniać i czuję się bardzo niekomfortowo, gdy mi się to (z jakiejkolwiek przyczyny) zdarzy. Staram się nie brać osobiście spóźnieni innych ludzi (sama siebie przekonuję, że nie wynika to z ich braku szacunku do mojej osoby), ale czasem niepunktualność innych sprawia, że sypie się mój plan i sama nie mogę potem punktualnie dotrzeć w inne miejsce. Wtedy strasznie trudno mi zachować spokój.