Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

O szwedzkich szkołach

edytowano lipiec 2007 w Ogólna
Szkoły analfabetów - podstawówka

Według rozporządzeń szwedzkiego ministerstwa edukacji uczniowie klas trzecich powinni umieć pisać, czytać i liczyć w podstawowym zakresie. Brak tych umiejętności do trzeciej klasy nikogo nie martwi i nie dziwi. Zresztą nawet jak się tego nie opanuje przejść można dalej. W Szwecji do klasy 8 nie ma ocen, a klasy nie powtarza się w ogóle. Nie ma również żadnych egzaminów. Obecny minister edukacji próbuje coś z tym zrobić (wprowadzenie ocen od 4 klasy i egzaminów sprawdzających umiejętność pisania i czytania po III klasie), ale natrafia to na ostrą krytykę. Uważa się, że dzieci nie powinny mieć ocen w szkole podstawowej, bo to je może narażać na stres. Oczywiście nauczyciel ma obowiązek pomóc słabszemu. Rezultat jest taki, że bardzo często większość klasy cofa się w rozwoju i traci motywację, gdyż tempo nauki dostosowywane jest do najsłabszego. Zresztą i tak tej nauki dużo nie ma. Tabliczki mnożenia dziecko uczy się ok. 10-11 roku życia dopiero. Przez całą szkołę podstawową uczeń idzie jak burza, bez zbędnego zaliczania czegokolwiek. Z klasy do klasy. W IX klasie następuje jednak ocena. Uczniowie zostają ocenieni pod kątem ich przydatności w gimnazjum. Jest to bardzo krzywdzące, gdyż dzieci nagle dowiadują się, że jednak nie są takie super i nie są takie równe jeśli chodzi o naukę. Oczywiście to nie znaczy, że jak dostają niedostateczny to nie mogą iść dalej. Mogą i to z pięcioma, sześcioma ndst (IG w szwedzkim systemie, cyfr już się nie stosuje, bo były krzywdzące).

Gimnazjum

Jak wspomniałem, do gimnazjum można przejść mając oceny niedostateczne. Nikogo to nie dziwi. Dlatego też nikogo nie dziwi fakt, iż w dzielnicach zamieszkałych przez imigrantów duża część uczniów mówi bardzo słabo po szwedzku i w ogóle nie zalicza egzaminów ze szwedzkiego (w sztokholmskiej dzielnicy Rinkeby jest to ok. 60%). W gimnazjum następuje wybrór profilu kształcenia. Konsekwencje z tym związane idą dużo dalej niż w Polsce. Szwedzki uczeń klasy humanistycznej nie ma bowiem żadnego kontaktu z chemią, czy fizyką. Żeby potem iść na studia takie jak medycyna, musi to nadrobić na kursach dla dorosłych. W Polsce dużo dyskusji wzbudziła kwestia matur ministra Giertycha i amnestii. Mówiono, że to stawia nas w ogonie Europy i inne tego typu bzdury. To zastanawiające, gdyż w Szwecji (a z tego co wiem w wielu innych krajach UE) w ogóle nie ma matury (zlikwidowano w latach 60-tych jako niedemokratyczną). Pewną namiastką matury są cząstkowe egzaminy zdawnae w czasie nauki o różnym poziomie zaawansowania (np. Szwedzki A, B, C, Matematyka A, B, C, D, E itd.). Do ukończenia szkoły średniej trzeba zdać szwedzki, matematykę i angielski. Można powiedzieć, że amnestia Giertycha dawno tu istnieje, nasz minister skopiował w Polsce wzorce z postępowej unii. Będąc przy gimnazjum warto nawiązać do czytelnictwa i lektur. W Polsce mówiono ostatnio o kanonie lektur i też działacze SLD czy PO coś przebąkiwali o Europie. Kolejny raz - kraje Europy Zachodniej nie są tu najlepszym przykładem. Szwedzki uczeń nie czyta prawie nic! Pod koniec podstawówki dostaje na początku roku szkolnego do wyboru dwie książki z listy i ma rok na ich przeczytanie! Wcale nie jest lepiej w szkole średniej. Przed podjęciem studiów w Szwecji musiałem chodzić do szkoły średniej (krótko, bo mi się spieszyło, normalnie byłoby dłużej), a potem zdać egzamin końcowy ze szwedzkiego. Na swój sposób odpowiada to maturze (5 godzin pisaniny + 2 godziny na mniejsze wypracowanie + rozmowa). Uczyłem się od podstaw, tzn. od czasów Wikingów. Lektury w tym czasie były dwie - August Strindberg (Hemsoborna - ok 120 stron) oraz Ivar Lo-Johansson (ok 340 s.). Oprócz tego parę wierszy co ważniejszych szwedzkich poetów. To wszystko. W klasach humanistycznych takie dzieła jak Hamlet przerabia się tylko we fragmentach. Nikt nie czyta całości. Nie piszę tu o szkołach zawodowych, ale o takiej średniej krajowej. Są lepsze szkoły, ale jest ich kilka w całym kraju. Powtarzam jednak: polski kanon lektur, nawet po reformach min. Giertycha, w kraju UE byłby wycięty w pień jako zbyt trudny. Poziom kształcenia w szwedzkiej szkole średniej opisuje następne zdarzenie: przed egzaminem kontrolnym z matematyki w szkole średniej, uczniowie I klasy powtarzają materiał z nauczycielem. Przeglądają zeszłoroczne testy i nagle wybucha awantura. Okazuje się, że część zadań należy robić BEZ KALKULATORA. A co gorsza - jedno z nich zawiera dzielenie 99:4. W Polsce uczeń IV klasy szkoły podstawowej umie to rozwiązać w pamięci. Szwedzki liecalista wybucha natomiast oburzeniem, że to jest niewykonalne.Podkreślam, że nie piszę tu o szkole specialnej

Studia, gdybym nie zobaczył nigdy bym nie uwierzył.

O ile to co się dzieje w podstawówkach i gimnazjach szwedzkich traktowałem jako jedynie zabawne, o tyle to co zobaczyłem na studiach mnie przeraziło. Jadąc do Szwecji z Polski sądziłem, że spotkam się z wyśrubowanym poziomem, z ludźmi oczytanymi w zagranicznej literaturze fachowej, ambitnymi, jeżdżącymi na zagraniczne wymiany itd. itd. Tego typu hasłami karmiony byłem w Poslce przez media, pisma studenckie, nauczycieli, wykładowców. Studiuję na jednej z dwóch najlepszych szwedzkich uczelni, ale gdyby nie rankingi nigdy bym w to nie uwierzył.

Zacznijmy od wiedzy fachowej i literatury zagranicznej. Studiuję filologię. Studenci na pierwszym roku nie znali takich pojęć jak przymiotnik, przysłówek czy aspekt (nawet w zwykłym tego słowa znaczeniu, nie tylko w gramatyce). Zresztą nawet pod koniec studiów te terminy są traktowane jako słowa fachowe. Literatury fachowej nie czytają żadnej. Nawet jakimiś ciekawostkami z tej dziedziny się nie interesują. Czytają tylko tyle ile muszą i nic poza tym. A muszą czytać bardzo mało, tzn. wg polskich standardów. Pamiętam, że po pierwszym semestrze przyszedł ktoś z rady studenckiej wypytać co sądzimy o zajęciach. Głównym zarzutem był nadmiar lektur - AŻ sześć ksiązek na jeden semestr (cześć z nich tylko we fragmentach). Według moich kolegów i koleżanek to za dużo. Zostaliśmy przeproszeni i jako wytłumaczenie podano, że ten profesor, który zadał większość z tych ksiązek słynie jako bardzo surowy i wymagający. Potem nadrobiono te braki i dostawaliśmy do przeczytania dwie, może trzy ksiązki w semestrze. Oczywiście nikt tu nie mówi o całości.

Może ktoś uzna, że to duża ilość zajęć i mamy zapchany kalendarz. No, cóż. W Polsce miałem ok. 27-28 godzin tygodniowo. W Szwecji jest to ok. 9 godzin, w porywach do 12. Łącznie z wykładami, ze wszystkim. Plusem niewątpliwym jest fakt, iż nie ma całej masy przedmiotów dodatkowych, co było problemem w Polsce (łacina, WF, trzy przedmioty społeczne, statystyka itp.). Student studiuje to na co zdawał. To akurat jest ogromna zaleta studiów w Szwecji. Choć, żeby nie było tak zupełnie fajnie, od pewnego czasu związek studencki na mojej uczelni chce by wprowadzić obowiązkowe zajęcia nt. równości płci i tolerancji.

Szwedzcy studenci mogą przychodzić na zajęcia nieprzygotowani. Nikt tego nie sprawdza. Szokiem były dla mnie jedne z pierwszych zajęć, na których na zadane pytanie student otwiera zeszyt i zaczyna szukać odpowiedzi. Nie może znaleźć, to nauczycielka mówi, "to było we wtorek". Odnajduje i czyta odpowiedź. Zresztą po co mają się uczyć. Podobnie jak w szkole średniej robienie niezapowiedzianych kartkówek jest zabronione. Mało tego, na niektórych kierunkach wcześniej podaje się studentom pytania jakie będą na egzaminie. Niektóre przedmioty kończą się egzaminem pisanym w domu, samemu... Ktoś zaraz powie, że oni są uczciwi i nie ściągają. Owszem, są bardziej uczciwi niż w Polsce i to w większości, ale wielu z nich też kombinuje. Właśnie parę tygodni temu na moim uniwersytecie wybuchł skandal - dwie studentki oszukały na egzaminie. Nie dość, że miały obie te same odpowiedzi, to jeszcze było to spisane z jakiejś pracy sprzed iluś lat. Zostały BARDZO surowo ukarane - zawieszenie w prawach studenta na kilka tygodni. Acha, jeśli na egzaminie zostanę złapany na ściąganiu, pisać mogę dalej.

Egzaminy grupowe

Egzaminy i zadania grupowe to zajwisko w Polsce nieznane, w Szwecji na poziomie szkoły średniej powszechne, na studiach popularne. Grupa 4-6 osób dostaje zadanie, np. "Życie i twórczość Augusta Strindberga" albo "Polityka rosyjska w okresie dwuedziestolecia międzywojennego". Efektem tego mają być 20-minutowe prezentacje. Praca nad tym trwa zwykle 2 tygodnie. Spotkania kilkugodzinne w grupie, na których omawia się ten temat. Taka niby burza mózgów. Rezultat jest taki, że większość kombinuje jak prześliznąć się nic nie robiąc. Pomijam już bardzo powierzchowną wiedzę wynikającą z tych referatów. Na końcu wszyscy otrzymują tą samą ocenę. Praca w grupie ceniona jest wyżej od indywidualnej. Ta ostatnia zadawana jest rzadko.

Znajomośc literatury i świata

Jak wspomniałem wcześniej, nie czytają nic. Kompletenie nic, i to na filologii. Wiedza o świecie i literaturze jest żadna, chyba, że są to obcokrajowcy. Zdziwienie faktem, że Polska leży nad Bałtykiem, czy tym, że w Polsce nie pisze się cyrylicą jest czymś normalnym. Określenia w stylu "kto jest bez winy, niech..." i inne cytaty z Biblii i literatury światowej, których u nas używa pierwszy lepszy kioskarz (z całym szacunkiem), są im obce i wywołują zdziwienie (zwykle myślą, że coś pomieszałem po szwedzku). Co mają zresztą znać, jak nigdy nie uczą się niczego na pamięć. Duża część z nich w ogóle nie zna hymnu szwedzkiego.

Może akurat ja na takich ludzi trafiłem. Tak na trzech kierunkach tylko na takich trafiałem, być może. Tyle, że większość z nich studiuje zwykle coś jeszcze. Filologii nie traktuje się jako poważnego kierunku, a raczej jako dodatek, żeby punkty dorobić do dyplomu, a przy okazji mieć podwójny dyplom. W większości byli to studenci prawa, ekonomii, socjologii i paru innych społecznych kierunków. Wszyscy byli podobni i zachowywali się podobnie.

Społeczeństwo wykształcone

W Polsce często mówi się o ilości studentów, o odsetku osób studiujących na uniwersytetach. I jak zwykle, porównuj się z Europą. W Szwecji po liceum na studia idzie ok. 20% uczniów. Część poprawia świadectwa, bo się nie uczyła w gimnazjum, a większość bierze rok wolnego (sabatsar), by odpocząć, ewentualnie pojeździć po świecie. Ba, bardzo częste jest przerywanie studiów po to, by odpocząć. W tej chwili padają pomysły wprowadzenia możliwości brania rocznej przerwy przez uczniów szkół średnich. Kolejną bzdurą jest mówienie o tym, że młodzi ludzie wiedzą czego chcą, robią karierę, zdobywają wiedzę. Nie wiedzą. Dowodem tego jest fakt, że mając 22 lata, na I roku byłem najmłodszy w grupie. Studiują bez końca, żerując na zasiłku od państwa.


Źródło

Komentarz

  • Jak nie ma motywacji, to człowiek się nie wysila - bo po co? :surfing: W Szwecji wysokie podatki dla wyżej zarabiających też sprawiają, że bardziej się opłaca szybko skończyć edukację, a nie męczyć się na studiach.

    Choć i w Szwecji bywają dobre szkoły. Mój chrześniak uczy się w szwedzkim liceum anglojęzycznym. Ze swoją klasą pojechał niedawno w odwiedziny do zaprzyjaźnionej szkoły w Anglii. Na początku był pozytywnie zaskoczony, bo szkoła w Anglii była super wyposażona w sprzęt audio, wideo itp. Ale gdy uczniowie z obu szkół na tym właśnie sprzęcie przedstawiali swoje referaty, okazało się, że Anglicy byli kiepsko przygotowani.:shocked: Ich referaty były ogólnikowe, nieciekawe, a referaty Szwedów dużo lepsze.

    Dawno temu natrafiłam na amerykański podręcznik pt. "College Mathematics" (co sugerowało, że był przeznaczony przynajmniej dla gimnazjalistów). Większość zadań dotyczyła procentów!!! :shocked::shocked: Ale może jest w tym jakaś racja, bo umiejętność przeliczania procentów jest dużo bardziej przydatna w życiu niż logarytmy czy sinusy.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.