Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Dwadzieścia lat z enpeerem

edytowano sierpień 2007 w Arkan Noego
"...opowiem historię, jak mi i mojej żonie wychodziło stosowanie npr-u z podziałem na okresy 5 letnie, dalej nazywane pięciolatkami.

I pięciolatka:
Człowiek ma piękną umiejętność wymazywania z pamięci rzeczy przykrych. Zostają głównie przyjemne wspomnienia. 20 lat temu, jako młode małżeństwo, chcieliśmy mieć dużo dzieci. NPR był używany głównie na początku małżeństwa, żeby w spokoju skończyć studia. Po obronach jakby nie był już tak potrzebny. Może dlatego, że prawie połowa tej pięciolatki to okresy starania się o dzidzię, co jak się potem okazało wcale nie było takie trudne, jesteśmy płodną parą (ale o tym będzie później), albo okresy ciąży czy wreszcie karmienia piersią. Dwie ciąże, dwoje dzieci, częste współżycie, sielanka Ograniczenia jakie nakłada NPR nie były w tym okresie aż takie ciężkie. W sumie wspominam ten okres pozytywnie.

II pięciolatka:
Upojną sielankę przerwał nietypowy cykl, o tydzień krótszy od poprzednich dwunastu. Krwawienie przesłoniło wczesne pojawienie się śluz. Efekt w postaci nieoczekiwanego poczęcia trzeciego dziecka w 5 lub 6 dniu cyklu. Tragedii nie było, choć zaskoczenie owszem, owszem spore. Bez większych problemów zaakceptowaliśmy nowego członka rodziny, choć nieco nam pokrzyżował plany związane z powrotem żony do pracy zawodowej. Prysnął mit o bezpieczeństwie współżycia w I fazie.
Rozpoczął się wtedy proces zamykania na życie. Przyczyny były prozaiczne - mąż zarabiający na utrzymanie całej rodziny, wychodzący z domu rankiem, wracający w najlepszym razie na wieczorne mycie ząbków i zapakowanie pociech do łóżeczek. Żona samotnie zmagająca się z bandą rozwrzeszczanych, niegrzecznych bachorów, ... opss, znaczy naszych kochanych dzieciaczków Jednym ludziom lepiej wychodzi bycie rodzicami, innym mniej. Widocznie my jesteśmy w tej drugiej grupie. Wychowanie trójki dzieci doprowadziło moją żonę na skraj załamania nerwowego. Nie było już mowy o kolejnych dzieciach. W naszym domu można by wtedy niejeden odcinek Superniani nakręcić. Może czytaliśmy złe książki o wychowaniu dzieci, może zabrakło wzorców z rodzinnych domów, może brak talentu do bycia rodzicami. Efekt był taki, że zaczęliśmy, a raczej zaczęła żona, a jak musiałem się dostosować, zwiększać margines bezpieczeństwa. I faza była coraz krótsza. III zaczynała się coraz później, jakiekolwiek wątpliwości skutkowały brakiem współżycia. Aby mnie nie pobudzać, żona zaczęła podświadomie odsuwać się ode mnie. Powoli zaniechaliśmy pieszczot, fizycznej bliskości. Do dziś nie mogę sobie darować, że nie zauważyłem tego problemu wcześniej.
W ten sposób zaczął się kryzys naszego małżeństwa i ...

III pięciolatka:
Mieszkaliśmy razem, prowadziliśmy wspólnie gospodarstwo domowe, zmagaliśmy się z codziennymi problemami, ale byliśmy sobie coraz bardziej obcy. Współżyliśmy rzadko, a jak już był okres niepłodny, to któreś z nas, lub dziecko chorowało, albo jakiś wyjazd służbowy czy inna przeciwność. Gdy któreś z nas zaczynało smarkać lub kichać, to się śmialiśmy, że jajeczkowanie się zbliża i III faza zmarnuje się na leczeniu grypy. I bardzo często tak właśnie było. Były cykle, w których współżyliśmy 2 razy, raz zaraz po miesiączce i drugi w III fazie. A takich, w których współżyliśmy więcej niż 7 razy nie pamiętam. W sumie takie podbijanie statystyki już Wołochowicze określili jako bezsensowne, bo seks na zapas, żeby się "niezmarnowało", nie jest wcale przyjemny, a i jednoczący wpływ na małżeństwo ma mizerny.
Ilustracją stanu psychicznego mojej żony w tym czasie niech będzie taka scena: głęboka III faza, 4 dzień podwyższonej, 4 dni wysychania, idealny wykresik dwufazowy, jak z poradnika LMM, żadnych zakłóceń. Dochodzimy do szczytowego momentu, ruchy stają się głębsze, bardziej intensywne, nagle żona nieruchomieje i mówi: nie czuję szyjki - chyba się uniosła! (informacja dla niewtajemniczonych - miękka uniesiona szyjka macicy to wyraźny znak płodności). Tak, szyjka się unosi a mnie wszystko opada, dosłownie . Potem następuje tzw. schiza ciążowa i trwa aż do kolejnej miesiączki. Specyficzny stan, w którym kobiecie wydaje się że zaszła w niechcianą ciążę, niesamowity dół psychiczny. O namiętnym seksie, a nawet jakimkolwiek seksie można zapomnieć.
Ja z kolei dorobiłem się przedwczesnego wytrysku. Tzn, wcześniej, w pierwszej pięciolatce też tak czasem miałem, że pierwszy seks po okresie wstrzemięźliwości był niesatysfakcjonujący (mnie i żonę), ale to nie był problem, bo po 15-20 minutach armata była przeładowana i można było dalej figlować Teraz trzeba było czekać przynajmniej do następnego ranka, lub kolejnych kilka dni, kiedy to sytuacja się powtarzała. Gdyby to się zdarzało sporadycznie to nie byłoby problemu, ale wyobrażacie sobie takie współżycie przez kilka lat?
Po kilkunastu latach małżeństwa, stres związany z funkcją jedynego żywiciela rodziny, atmosfera w pracy, problemy z dziećmi, problemy zdrowotne - wszytko to objawiło się właśnie w sferze seksualnej.
Sytuację pogorszyła kolejna ciąża. My i czwórka dzieci w dwóch malutkich pokoikach, jedna nieduża pensja - co tu dużo mówić było hardcorowo. Kto czegoś takiego nie doświadczył, nie powinien wypowiadać się na temat otwartości na życie. Przełom nastąpił gdy rozpoczęła się

IV pieciolatka
Dowiedziałem się, że nie jesteśmy jedynym małżeństwem, którym NPR przestało wychodzić na zdrowie. Zacząłem się zastanawiać, czytać, pytać na różnych forach internetowych. Moralność KK, którą kiedyś przyjmowałem bez żadnych zastrzeżeń wydaje mi się nielogiczna, sztuczna, a jej praktyczne zastosowanie pełne obłudy.
W tej chwili, po 20 latach małżeństwa jestem zwolennikiem antykoncepcji barierowej i pieszczot z orgazmem poza "prawidłowym" pożyciem małżeńskim. Gorzej z realizacją moich przekonań. Stosowania gumek nie da się pogodzić z pełnym uczestnictwem w sakramentach, jest to przecież beż żadnych wyjątków grzech ciężki. Z kolei spowiadać się z czegoś, czego się nie uważa za grzech nie potrafię, nie chcę z sakramentu pokuty robić szopki. Na pieszczoty nie chce się zgodzić żona, bo uważa, że palec nie zastąpi męża. Pozostaje mi onanizm, do którego czasem się uciekam, ale nie życzę żadnemu mężowi takie rozwiązania. Trudno o coś bardziej upodlającego niż onanizujący się 40 letni, żonaty, dzieciaty katolik.

Nie wiem czy antykoncepcja byłaby rozwiązaniem moich problemów.
Może wystarczyłoby, żeby gumka spadła z kategorii grzech ciężki do grzech powszedni? Czego i sobie, i wszystkim zmagającym się z NPR-em życzę"


Za forum.wiara.pl

Komentarz

  • Tekst nośny, ale uważałbym przed wyciąganiem pochopnych wniosków na temat NPR, relacji małżeńskich. To tak jakby negatywnie ocenić samochód marki XXXX, bez uczciwego opisu jak go używaliśmy i serwisowaliśmy.

    Tekst nie mówi nam wszystkiego o tym małżeństwie. Pokazuje skutki, ale nie pokazuje przyczyn (zapewne piszący mąż nawet ich nie zna) . Nie wiemy jaka była i jest ich formacja religijna (o tym dalej), jak wyglądały relacje małżeńskie poza łożem, jak wspólnie oceniali otwartość na życie. Nie wiemy także nic o tym facecie - czy jego seksualność była uporządkowana, czy też rozbudzana świerszczykami. Nie wiemy też jak seksualność przeżywała kobieta (czy pragnęła zbliżeń, czy współżyła w lęku). Nie wiemy jakim był mężem i ojcem. Na ile pomagał żonie i angażował się w życie rodzinne.

    Wiemy tylko, że nie wyszło im w jednym fragmencie małżeńskiego życia, za co oczywiście winien jest Pan Bóg, albo przynajmniej Papież.

    Oczywistym jest, że dla kochających się małżonków sex jest ważny i konieczny (biada tym co tak nie myślą!). Współżycie małżonków oraz okresy płodne i niepłodne są zaplanowane przez Pana Boga. Pan Bóg natomiast wszystko stworzył i wymyślił dla naszego zbawienia. Współżycie seksualne małżonków także, ale nie jako "legalny sposób wyżycia się seksualnego".

    Opisane małżeństwo postępowało nierozważnie. Skoro nie byli gotowi na przyjęcie dziecka, to mogli sobie darować sex w I fazie. Wiem, wiem, zaraz zakrzykną faceci, że jak to sobie darować skoro się chce bara bara.

    Otóż dorosły mężczyzna musi umieć wybierać większe dobro kierując się miłością. Jeśli kieruje się miłością do żony i miłością do dziecka, które może się począć może poczekać kilka dni ze współżyciem, nadrabiając w tym czasie wszelkie inne sposoby okazywania miłości do żony.

    Czy facet zdoła poczekać? To zależy czy ogon kręci psem, czy pies ogonem....

    Nalegając na współżycie w okresie "być może płodnym" narażamy żonę na lęki, które potem będą procentować negatywnie na współżycie. Dając żonie bukiet róż zapewniamy jej rozkosz emocjonalną, która zaprocentuje już za kilka dni!

    I wreszcie ostatni akapit sugerujący zmianę kwalifikacji antykoncepcji z grzechu ciężkiego na grzech lekki. Merytorycznie to oczywiście absurd, ale pokazuje dość dziwną mentalność - grzeszyć lekko to można....

    Niewolnik chciałby, żeby za dane przewinienie było 10 batów, a nie 200. Dla katolika mentalność niewolnika powinna być obca. Jesteśmy dziećmi Boga, a nie jego niewolnikami.


    * * *

    Dla mnie i mojej żony też nie wszystko było jasne od początku. Teorie znaliśmy, ale rozważania i kursy przedślubne to było trochę jak nauka pływania na pisaku. Ale skoro powierzyliśmy Bogu nasze małżeństwo (sakrament), to zaczęliśmy od modlitwy. Potem przyszedł czas na książki i doświadczenia innych (Pulikowski, o.Knotz, audycje radiowe dla małżonków w RM). Teraz to procentuje.

    Teraz gdy uważamy, że jeszcze nie możemy zdecydować się na kolejne dziecko, sfera sexu staje się dla nas bardzo jednocząca, wówczas gdy podejmujemy akt małżeński, a także wtedy gdy na niego czekamy obdarowując się nawzajem innymi gestami miłości.
  • Dzięki Teofil za ten mocny męski głos. Tak sobie pomyślałam, że moje przywiązanie do NPR i zaufanie w dużej mierze wynika z wielkiej mądrości mojego męża.

    Poza tym, może mnie tu zlinczujecie, ale w tak dramatycznej sytuacji, jak ta opisana - kiedy faktycznie rządzić zaczyna człowiekiem lęk, nerwica i wzajemna obcość - nie wyobrażam sobie spowiednika, ktory obarcza prezerwatywę kategorią grzechu ciężkiego... Dlatego w małżeństwie na wagę złota jest stały spowiednik. Najlepiej wspólny dla obojga... już pisałam wcześniej o tym - czystość i otwarcie na życie jest celem, do którego w każdym małżeństwie prowadzi dłuższa lub krótsza droga. Warto o ten cel walczyć, ale nie za cenę nerwicy religijnej.
  • Nie zgadzam sie z autorem postu - rozumie ze probuje udowodnic ze nawet jak Wam sie udaje z NPRem to "tylko w pierwszej pieciolatce". Gigantyczne urposzczenie, powazny zarzut - kompletnie nie udokumentowany. To ze ktos wraz z przyjsciem na swiat kolejnych dzieci mial coraz wiekszy problem ze swoim malzenstwem nie implikuje slabosci NPRu. Rownie dobrze mozna byloby na podstawie zamieszczonej tutaj wypowiedzi powiedziec ze winne sa DZIECI ! Zalosne. Czy ten facet nie ma za grosz odpowiedzialnosci za slowa ?

    Zamiast punktowac to co faktycznie mogloby stanowic powod czy czynniki wplywajace na trudnosci malzenskie idzie po najmniejszej linii oporu - winny jest KK oraz NPR. To najprostsza metoda zeby nie myslec nad soba i realnymi problemami. Najlatwiej problemy malzenskie tlumaczyc tym ze niepotrzebnie na swiat przyszly dzieci, one spowodowaly kryzys naszego malzenstwa, a dopoki nie bylo dzieci - wszystko bylo mile i przyjemne :(

    POzdr
    Darek
  • To wszystko jest skomplikowane i nie mamy prawa osądzać kogokolwiek. Autor listu ma poważny problem, jego małżeństwo jest w kryzysie i potrzebna mu jest pomoc. Słyszałam bardzo dobre opinie na temat rekolekcji o. Knotza, więc wydaje mi się, że warto by polecić je temu małżeństwu.
  • Tu nie chodzi o osądzanie, ale takimi historyjkami próbuje się ośmieszyć naukę Kościoła. Nikt nie wie ile tam fantazji albo nieprawidłowych relacji małżeńskich. Efekt jest taki, że ludzie wchodzący w małżeństwo stwierdzają, że Kościół jest OK, ale się myli w swoim nauczaniu.

    Jakbym był producentem pigułek, to bym wynają na etat kogoś, kto będzie na wszelkich forach katolickich zamieszczał wpisy, że życie zgodne z nauką Kociścioła to absurd i obciach. Słyszałem jak O.Józef Augustyn SJ mówił, że w anonimowości internetu jest coś szatańskiego. I rzeczywiście może być.
  • OK. Czym się różni "antykoncepcja" od "planowania rodziny"?
  • [cite] Śpioch:[/cite]OK. Czym się różni "antykoncepcja" od "planowania rodziny"?

    W pierwszym dostosowujesz swoją płodność do współżycia, a w drugim odwrotnie - dostosowujesz współżycie do płodności.
  • [cite] Maciek:[/cite]Zdarza się. Ale ogólna zasada potwierdza moje szacunki:

    Karmienie piersią od wieków wykorzystywane było jako metoda naturalnego planowania rodziny. Na skutek ssania piersi uwalniane są hormony, które blokują powrót płodności. Długość laktacyjnej niepłodności zależy od sposobu karmienia dziecka i indywidualnych cech matki. Korzystanie z tej metody jest proste, bo jej tajemnica tkwi w częstym przystawianiu dziecka do piersi i efektywnym ssaniu. Co to oznacza?

    Dziecko musi być wyłącznie karmione piersią â?? w dzień i w nocy. W ciągu doby powinno być przynajmniej 6 karmień, a przerwy między nimi nie mogą być dłuższe niż 6 godzin. Łączny czas karmienia to co najmniej 100 minut w ciągu doby. Aby efekt ssania dziecka był prawidłowy nie należy stosować smoczków uspokajaczy, gdyż obniżają one siłę ssania dziecka, przez co nieefektywna może okazać się stymulacja brodawek.
    Jeżeli kobieta spełnia powyższe warunki, to szansa na poczęcie kolejnego dziecka nie przekracza 1%. Wraz z rozszerzeniem diety niemowlęcia (soki, zupki, jarzynki) skuteczność tej metody spada. Jednakże, gdy w dalszym ciągu nie występuje miesiączka możliwość zajścia w ciążę nie przekracza 6%. Płodność zazwyczaj powraca pomiędzy 13. a 16. miesiącem po porodzie.


    Źródło

    Maćku, wiesz, jak to jest ze statystykami? :wink: Ja jem mięso, ty kapustę, statystycznie jemy bigos. Ja na przykład wyłamuję się spod schematu przez Ciebie opisanego. I takich jak ja jest więcej.
    Nie bronię NPR, ani go nie potępiam. Nie potrafię póki co, bo zbyt duże to wyzwanie dla mojego sumienia. Ale nie wszystko jest takie proste, nie wszystko...
  • Maćku: otwartość na życie to w wg mnie gotowość do przyjęcia kolejnego dziecka, gdyby się poczęło. To wcale nie wyklucza okresowej wstrzemięźliwości, by zminimalizować prawdopodobieństwo poczęcia. Stosując NPR raczej pamięta się o ewentualnej możliwości poczęcia, a stosując super reklamowane środki antykoncepcyjne łatwo o tym zapomnieć.

    Choć, swoją drogą, nasz kurs dla nauczycieli NPR prowadziła między innymi pewna instruktorka, która wpisywała iksy w kratkach dni płodnych - jakby za oczywiste uważała, że w tym czasie trzeba unikać współżycia. Miała dwoje dzieci i szczyciła się tym, że każde było dokładnie zaplanowane. Dopiero publicznie zwrócona jej uwaga, że te iksy są chyba niewłaściwe, spowodowała, że ta kobieta zastanowiła się nad symboliczną wymową iksów. Druga instruktorka nas poparła, że lepiej pisać literę P (tak jak zaleca się w podręcznikach) niż X.
  • [cite] Maciek:[/cite]Mimo wszystko mam więcej zaufania do swoich dzieci, niż do państwowego systemu emerytalnego.
    [cite] Monika_Z_Gazety:[/cite]A ja największe zaufanie ma do siebie.

    A ja zaufałem Bogu!

    Dzieci.Ważny jest przykład. Ja widziałem jak moi rodzice dbali o swoich rodziców i różnych kuzynów w ich starości, więc nie wyobrażam sobie innego postępowania.

    Czego będziemy chceli na emeryturce? Dużego mieszkania, domku na Mazurach, samochodu? Chcemy podróżować jak starsi Niemcy po całym świecie?

    Obawiam się, że połączone siły ZUS+OFE+dzieci tego nie zapewną.

    Ja wolałbym wybrać się z Żoną na pustelnię pozwalającą oczyścić się z tego wszystkiego, do czego człowiek jest przywiązany przez całe życie, a co wcale nie przyda się po śmierci.
  • Drogi Tomku, wolę być przygotowany na pustelnię i dostać bonusa w postaci sanatorium, niż nastawić się na życie emeryta rentiera i nie dostać nic.
  • Maciek-dobre,dobre!:rolling::rolling::rolling:
    Teofilu z całym szacunkiem,na świętego Franciszka nie wyglądasz.
    łatwo jest zaufać Bogu jeśli się patrzyło na dobry przykład w rodzinie.a jesli ktoś tego nie miał i dopiero stara sie tego nauczyć i dlatego nie chce jeszcze obarczać swoich dzieci dodatkowo-swoim>>wygięciem<<?(przy większej rodzinie zostaje baaardzo mało czasu na zastanawianie się nad sobą)
    Bóg nam ufa dużo bardziej niż my jesteśmy w stanie zaufać sami sobie.
  • @ Zuska - owszem, narazie ani na Franciszka, ani na świętego...

    * * *

    Ubóstwo to oderwanie od rzeczy materialnych, a niekoniecznie dziadostwo. Można być milionerem i ubogim w duchu, a można i żebrakiem pozbawionym ducha ubóstwa.

    Kameduli żyją jako pustelnicy, ale potrzebują znaczne środki na utrzymanie klasztoru.

    bratsmall.jpg
  • Martwimy się o emerytury? Po co. Za trzydzieści lat w wyniku buntu pracujących (na czterech dorosłych trzech będzie na emeryturze czego pozostali nie wytrzymają) zostanie wprowadzona państwowa eutanazja. Już nie dzieci, bo przecież one nie zawsze chcą dobrze dla rodziców (tak jak dzisiaj rodzice nie zawsze chcą dobrze dla dzieci) ale państwowa komisja złożona z psychologa, lekarza i urzędnika socjalnego orzekać będzie o konieczności poddania się bezpłatnej eutanazji (do bezpłatnej każdy ma prawo).
    Skończone 65 latek, wizyta w ośrodku, kładziesz się na łóżeczku lub siadasz w wygodnym fotelu. Z głośników ulubiona melodia z młodości np. Sting. Bezbolesny zastrzyk lub gaz ogłupiająco - usypiający, a może ostatni wdech marihuany ... Dzieci odbiorą urne i ustawią w domu na honorowym miejscu.
  • Spiochu, szairat nie przewiduje takich luksusów. Dla tych co nie wyrzucą krzyża i Biblii przewiduje raczej los podobny do Ormian.
  • mnie Maćku nie pytaj.moja intencja rzeczywiście zaczyna ulegać przemianie.tyle ,że nie w tą stronę o której mówi Staruszek.chyba się żle strarzeję.
    :shades:
  • moje intencje jak u zuski i juki.:cry:
    A ja też przypadek skomplikowany i radości z obserwacji już nie czerpię niestety:sad:
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.