Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Czy przygotowujemy się na starość i śmierć

edytowano sierpień 2007 w Arkan Noego
Dawna dyskusja o gdybaniu i ostatnie wpisy w temacie enpeeru nasunęły mi takie pytanie:

Czy przygotowujemy się na naszą starość i śmierć?

Czy wyobrażamy sobie co się stanie, gdy przestaniemy być potrzebi naszym dzieciom - wyjadą lub założą swoje rodziny, naszym firmom - przejdziemy na emeryturę itd. Czego wówczas będziemy żałować, jak będziemy spędzać czas, czy nie okaże się, że relacje małżeńskie są strasznie zaniedbane.

Wśród ludzi starszych (sąsiedzi, ale i osoby publiczne) widzę tendencję do próby zagłuszenia myśli o śmierci. Próbuje się lansować uniwersytety III wieku, ludzie starsi (bardzo starsi) nie raz korzystają z salonów kosmetycznych, solarium, podróżują, bawią się. Próbują udawać przed światem szczęśliwych i uśmiechniętych, świat próbuje udawać, że rzeczwyiście widzi szczęśliwych.

Samo słowo "śmierć" jest nie do przyjęcia w pewnych towarzystwach. Zazdrości się śmierci szybkiej, a wspólczuje powolnego odchodzenia, choć jeszcze dwa pokolenia wcześniej śpiewano "Od nagłej a niespodziewanej śmierci zachowaj nas, Panie". Czy ars moriendi to pojęcie spotykane tylko czasem w szkole przy "przerabiabiu" baroku.

Mądrzy mówią, że starość i śmierć trzeba zaakceptować już teraz. Czy jesteśmy gotowi do tańca z naszą Siostrą - Śmiercią?


TANIEC.JPG

Tu lepsza jakość obrazu "Taniec śmierci", od krakowskich oo.bernardynów http://artyzm.com/n/nieznani/krakowski/images/taniec.jpg
«1

Komentarz

  • Tak, myślę, że tak. Rozmawiamy z mężem o śmierci. Modlimy się o dożycie razem do starości (jest taka modlitwa w Księdze Tobiasza, którą zadał nam rekolekcjonista), ale myślimy też o śmierci. Nie powiem, abym była gotowa. Wiem, że tak musi być. Jednak ciągle gdzieś w środku się boję ... swojego i innych cierpienia związanego z tęsknotą.
    O starości też rozmawiamy. E, w ogóle dużo rozmawiamy, więc może nie będzie straszna ta nasza starość :wink:

    Dobrze jest myśleć o śmierci i starości już teraz. I to jest ważny temat.
  • Często myślę o śmierci, każdego dnia zadaję sobie pytanie: jakby Pan mnie teraz wezwał, czy mogę przed nim stanąć? czy jestem z Nim pojednana? czy komuś nie zawiniłam? nie przeprosiłam? czy mam czyste SUMIENIE?
    Czasami bywają chwile, że chciałabym już być po tej drugiej stronie...
    Ale, hmmm... jak widać, Pan ma inne plany. A rozważam, to często, bo przeszłam kryzys zdrowotny i kiedy lekarze biegali nade mną, ja o dziwo byłam spokojna i jednocześnie zatrwożona, że mam w sobie tyle spokoju, że nie panikuję-co z dziećmi (a wtedy była ich piątka) - myślałam chwilami: CHYBA JESTEM NIENORMALNA?!- nie płaczę, nie lamentuję; miałam pewność, że Pan Bóg wie co robi. Szkoda mi było zapłakanych oczu mego męża, rodziców i siostry, i to ja ich wręcz uspakajałam. Dziwne to jest może, nie wiem czy nie przemawia przeze mnie pycha, ale od tamtej chwili, ja poprostu żyję, jakby każdy dzień miał być moim ostatnim. Przynajmniej się staram i nie jest to niestety czasem łatwe.
    Nie wiem też, jaka będzie starość i jestem z tych, co nie sięgają tak daleko w przód. Czy to wada, czy zaleta, nie wiem. Cieszę się i dziękuję za każdy dzień, czasem proszę o spokojną śmierć, ale jeżeli cierpienie będzie bardziej miłe Bogu, to niech tak będzie. Mam nadzieję, że będę miała wtedy w sobie tyle siły, żeby je z pokorą przyjąć.
    I tyle o śmierci a starość?
    Czy tak naprawdę, da się do końca przygotować na starość...
  • Nasi przodkowie przygotowywali się do śmierci, choćby przez pieśni nabożne:

    Zegar bije, wspominaj na ostatnie rzeczy, A tak nigdy nie zgrzeszysz, mając to na pieczy.
    Zegar bije, godzina żywota uchodzi, Czuj o sobie, śmierć z łuku w serce twoje godzi.
    Zegar bije, ciebie wnet na sąd zawołają, Na którym ledwie Święci sprawę wygrywają.
    Zegar bije, piekło się ogniste otwiera, Ty nie dbasz nic, tysiącem choć ludzi zabiera.
    Zegar bije, czas płynie jako w rzekach wody, Chroń się nienagrodzony, o człowiecze, szkody.
    Zegar bije, świat swoje cukruje godności, Jako wiele już zwiodły jego obłudności.
    Zegar bije, ciało się rozkoszą częstuje, A za wetyć piekielne gorzkości gotuje.
    Zegar bije, czart wieków zawiera ci wrota, Nie słuchaj go, wiecznego nie ujdziesz kłopota.
    Zegar bije ty już znasz prawdę chrześciańską, A przecię drogą żywot prowadzisz pogańską.
    Zegar bije, niebiescy żeńcy żąć wychodzą, Kąkol w snopki związawszy w ogień rzucić godzą.
    Zegar bije, śmierć drzewo podcina żywota, Biada tobie, jeźli cię nie obroni cnota.
    Zegar bije, do brzegu niewód wyciągają, Ryby złe wyrzucają, a dobre chowają.
    Zegar bije, rachunków już księgi otworzą, O jakże się złośliwi tam ludzie potrwożą!
    Zegar bije, tobie czas biorą do poprawy, Narzekać, lecz nierychło, poczniesz na złe sprawy.
    Zegar bije, stworzenia na cię narzekają, Na złość twoję żałobnie przed Bogiem stękają.
    Zegar bije, słońce chce stanąć obrotami, Miesiąc się przyodzieje w żałobę z gwiazdami.
    Zegar bije, żołnierze ognistego koła Pożarem cię obrócą w drobny proszek zgoła.
    Zegar bije, powietrze straszy cię gromami, Chce i prędkolotnemi skruszyć piorunami.
    Zegar bije, morskie się biją nawałności, Zatopią cię grzesznika w swoj??j bezdenności.
    Zegar bije, ziemia się trzęsie i topnieje, Ludzki naród od strachu wielkiego truchleje.
    Zegar bije, ostatnia już podobno tobie Godzina wychodzi ta, jużże myśl o sobie.
    Zegar bije, już wieczność, wieczność następuje, Patrz, jakąć Bóg zapłatę za grzechy gotuje.
    Zegar bije, obieraj albo w niebie gody, Albo w piekle z czartami wiekuiste głody. Amen.


    Żegnam cię, mój świecie wesoły, Już idę w śmiertelne popioły; Rwie się życia przędza, śmierć mnie w grób zapędza, Bije pierwsza godzina.
    Żegnam was, rodzice kochani, Znajomi, krewni i poddani: Za łaskę dziękuję, z opieki kwituję, Bije druga godzina.
    Żegnam was, mili przyjaciele, Mnie pod głaz czas grobowy ściele: Już śmiertelne oczy sen wieczny zamroczy, Bije trzecia godzina.
    Żegnam was, królowie, książęta, Cieszcie się w sw??m szczęściu, panięta: Już służyć nie mogę, wybieram się w drogę, Bije czwarta godzina.
    Żegnam was, mitry i korony, Czekajcie swoich rządców, trony: Ja w progi grobowe zniżać muszę głowę, Bije piąta godzina.
    Żegnam was, pozostali słudzy, Tak moi, jako t??ż i drudzy: Idę w śmierci ślady, bez wasz??j parady, Bije szósta godzina.
    Żegnam was, przepyszne pokoje, Już w wasze nie wnijdę podwoje: Już czas m??j żałobie dał gabinet w grobie, Bije siódma godzina.
    Żegnam was, pozostałe stroje, Już o was bynajmni??j nie stoję: Mól będzie posłanie, robak kołdrą stanie, Bije ósma godzina.
    Żegnam was, wszystkie elementa, Żywioły, powietrzne ptaszęta: Już was nie obaczę, w dół grobowy skaczę, Bije dziewiąta godzina.
    Żegnam was, niebieskie planety, Do swoj??j dążyć muszę mety: Innym przyświecajcie, mnie dokonać dajcie, Bije dziesiąta godzina.
    Żegnam was, najmilsze zabawy, Wewnętrzne, powierzchowne sprawy: Już nie wolno będzie, jeść, pić na urzędzie, Bije jedenasta godzina.
    Żegnam was godziny minione, Momenta i dni upłynione: Już zegar wychodzi, index nie zawodzi, Do wiecznego spania śmierć duszę wygania, Bije dwunasta godzina. Amen.


    Lecą latami, jakby skrzydłami, życia mego momenta,
    Jak łódź po wodzie prędka w swym chodzie, żaglem będąc poddęta.
    Nędzny człowieku, w doczesnym wieku nie wiesz dnia ni godziny,
    Gdy cię do Sądu porwie od lądu śmierć i z mał??j przyczyny.
    Nagle śmierć kradnie wiek ludzki snadnie, niech o t??j będą myśli;
    Nie ufaj zdrowiu, bądź w pogotowiu, niech się to w sercu kryśli.
    Strach to surowy na ludzkie głowy, gdy marsz prędki nakażą;
    Wezmą fortunę, mnie zamkną w truną, ze wszystkiego obnażą.
    A ciało z prochu włożą do lochu, które robacy skruszą;
    To mnie przenika jako grzesznika, co się dziać będzie z duszą.
    Dusza nieboga w cnoty uboga, dla ni??j tylko dwie drodze:
    Albo zbawienie, lub potępienie przeraża duszę srodze.
    Wieczność głęboka, bez miar szeroka, bez terminu i granic;
    Cóż to za podłość, cóż to jest za złość, gdy grzechu nie mam za nic!
    Na kogoż winę, złożę przyczynę, żem Cię, Boże, obrażał?
    Na mnie samego człowieka złego, gdym praw Twoich nie zważał.
    Teraz żałuję, bo Cię miłuję, To przymierze stanowię,
    Obrzydzam złości dla Tw??j miłości i już ich nie ponowię. Amen.
  • [cite] Quatromama:[/cite]zdecydowanie wolę być skremowana nie będzie ktoś dłubał w moim kuriozalnym materiale DNA -Anglicy to uwielbiają :devil::devil::devil:

    Ja dokładnie na odwrót - w żadnym wypadku nie życzę sobie zostania skremowanym. Moje kości mają sobie spokojnie czekać na cmentarzu na zmartwychwstanie.

    Parę lat temu ustaliłem z żoną, że mój pogrzeb ma być w starym obrządku, msza żałobna takoż, ksiądz w czarnym ornacie, a na mszy Dies Irae. Dzięki Benedyktowi XVI Wielkiemu ze zorganizowaniem tego wszystkiego będzie teraz znacznie mniejszy kłopot.
  • A wracając do tematu głównego - katolik powinien być gotów na śmierć w każdej chwili. Wcale nie jest powiedziane, że umrzemy dopiero na starość.
  • no,na przykład mogą go zamordować,wrzucić do rzeczki i kto tam jego kości będzie szukał ,żeby je na cmentarz zataskać:devil:
  • zgadzam się z Moniką.
    ale dla niektórych jak widać do ostatnich chwil liczy się bardziej to co ludzie powiedzą (ale ten to miał pogrzeb ! )niż to gdzie i z kim oni juz wtedy będą się witali.
    ja zalkinam wszystkich najbliższych,żeby (jeśli to będzie możliwe)gdy będę umierała bardzo intensywnie się za mnie modlili.a to jak i gdzie będę pochowana-jakie to ma znaczenie...
  • U mnie ma być ksiądz w białym ornacie i pieśni o zmartwychwstaniu :smile: I to też jest już ustalone.
  • [cite] Monika_Z_Gazety:[/cite]A mi wystarczy, że się ksiądz pomodli...
    Te wszystkie czarne ornaty to raczej szopka dla tych co zostają, mi to już będzie wtedy obojętne. A za głupotę uważam obciążanie ich wtedy jakimiś ceremoniami i fanaberiami. Cisza, spokój - nad tą trumną ;)

    A po co cała szopka z trumną, pogrzebem, nagrobkiem itp.? To raczej szopka dla tych, co zostają, trupowi jest wtedy wszystko obojętne. A za głupotę uważam obciążanie ich wtedy jakimiś fanaberiami. Czy nie wystarczy włożyć trupa do worka po ziemniakach i zakopać cichaczem gdzieś pod płotem?
  • [cite] Kasia_b:[/cite]U mnie ma być ksiądz w białym ornacie i pieśni o zmartwychwstaniu :smile: I to też jest już ustalone.

    Nowy zwyczaj, według mnie bardzo ekstrawagancki i w przypadku osób dorosłych moim zdaniem nieco niestosowny...
  • "Nowy zwyczaj, według mnie bardzo ekstrawagancki i w przypadku osób dorosłych moim zdaniem nieco niestosowny..."

    A dlaczego niestosowny?
  • [cite] Kasia_b:[/cite]"Nowy zwyczaj, według mnie bardzo ekstrawagancki i w przypadku osób dorosłych moim zdaniem nieco niestosowny..."

    A dlaczego niestosowny?

    Biały kolor symbolizuje radość.

    Czarny - smutek.

    Większość dusz po śmierci trafia jednak najpierw do czyśćca. Tylko nieliczni umierają z zupełnie czystym kontem, nawet bez grzechu powszedniego, z odpokutowanymi wszystkimi przewinieniami i (o czym się zapomina) bez przywiązania do rzeczy doczesnych.

    Stosowanie białego ornatu i wyłącznie pieśni o zmartwychwstaniu przy pogrzebie dorosłego pomija zupełnie istnienie czyśćca i kieruje uwagę wyłącznie na niebo i zmartwychwstanie. A jest to niestosowne, bo większość dusz potrzebuje po śmierci współczucia od innych i wynikającego z tego wsparcia modlitwnego oraz mszy w ich intencji. Zapewniam, że czyściec jest bardzo nieprzyjemnym miejscem, a np. palenie się żywcem na ziemi jest w porównaniu do ognia czyśćcowego zwykłymi łaskotkami.

    Czarny ornat i pieśni pogrzebowe pozwalały więc po pierwsze na katharsis - wyrażenie naturalnego w sytuacji śmierci smutku, a po drugie pokazywały duszę umarłego we właściwej perspektywie - jako pokutującą i potrzebującą naszej pomocy.

    Zapodam przykład tradycyjnej pieśni za zmarłych, która ukazuje sprawę tak, jak powinna wg mnie wyglądać:

    Ogromny głosie, smutna nuta jego,
    Która wynika z ognia czyscowego:
    Tak dusze smutne w czyscu narzekają,
    Które zostają.
    Każdy śmiertelny, co się na świat rodzi
    Umierać musi, a dusza odchodzi:
    Ale nie wi??my gdzie się obróciła,
    Dokąd trafiła.
    Skarby więc wszystkie tu się pozostaną,
    Komu jinn??mu w ręce się dostaną:
    Nic tam nie weźmie dusza w drogę sobie,
    Gdy ciało w grobie.
    Które już wkrótce w ziemię się obróci;
    Dusza zaś w czyscu żałosną pieśń nuci:
    Och podajcież mi litościwe ręce,
    Koniec m??j męce.
    Bo co mnie dzisiaj, to wam będzie pot??m,
    A nie wykupi się śrebrem ni złotem;
    Wszystko nie twoje gdzie śmierć zajrzy w oczy
    Czy w dzień, czy w nocy.
    Czasu pewnego nie powie nikomu,
    Ani we dworze, ani w prost??m domu:
    Pójdzie przez wartę choć ji żołnierz stoi,
    Nic się nie boi.
    Jidzie we świetle przez pańskie pałace,
    Drzwi nie otwiera, ani też kołace;
    Nabawi tylko smutku i żałości,
    Gdzie się zagości.
    Nikt się od śmierci wykupić nie może,
    Boć sam na krzyżu umarłeś, mój Boże:
    W mękach okrutnie umarłeś dla tego
    Człeka grzesznego.
    Ach, rozmyślajmy mękę Pana Tego
    Ji wychwalajmy święte Jimię Jego
    Z Ojcem ji Synem ji Duchem społecznie,
    Na wieki wiecznie.
  • Ależ jak najbardziej wierzę w istnienie czyśca i nie jestem na tyle próżna, aby z pewnością stwierdzić, że od razu pójdę do nieba. Niemniej taka jest moja nadzieja, bo usilnie staram się dojść do wieczności. Dążę do świętości. I bardzo chciałabym od razu znaleźć się w niebie. I ciągle nie jest to wykluczone.

    Nie myślałam też o wyłącznie pieśniach o zmartwychwstaniu.
    Wiem, że jest potrzebna modlitwa za zmarłych.
    Chciałabym jednak, aby moi bliscy w czasie pogrzebu dostali sygnał, że życie nie kończy się na ziemi, że mogą radować, iż bliżej jest mi już do nieba (a może i w nim jestem), że przekroczyłam bramę. A radować można się na wiele sposób - również ze ściśniętym gardłem, ze łzami w oczach, również jednocześnie przeżywając smutek.
  • Torquemada, że też Ty już nie chodzisz w czarnym worze i nie batożysz się po grzbiecie, to aż mnie ze zdziwienia skręca...

    Nie bądź taki wyrywny do tego czyśćca, bo Ci Pan Bóg numer wytnie i na zawsze Cię tam zostawi. Życzę wszystkim śmierci radosnej, ufnej i pokornej - sama o taką się modlę i do takiej czuję się w sercu wezwana. Może dlatego, że przy paru pięknych śmierciach byłam - dobra śmierć potrafi odmienić życie tym, którzy pozostają. Dać siłę i wiarę.

    A może więcej o starości? Ciekawi mnie, dlaczego to uniwersytet III wieku, podróże i zabiegi kosmetyczne są zdaniem Teofila zagłuszaniem śmierci i udawaniem radości????
    Czy stary człowiek musi być zgnębiony? A może jak Torquemada wzroku nie powinien już odrywać od ogni piekielnych, które go czekają niechybnie?
  • A modlitwy za zmarłych uczę dzieci od małego. Mam nadzieję, że o niej nie zapomną i będą modlić się za mnie, o ile to ja umrę przed nimi.
  • [cite] Kasia_b:[/cite]A radować można się na wiele sposób - również ze ściśniętym gardłem, ze łzami w oczach, również jednocześnie przeżywając smutek.

    Ano można. Natomiast faktem jest, że biały kolor symbolizuje coś innego niż czarny. Faktem jest również, że Kościół przez wiele lat uważał kolor czarny za najbardziej stosowny na pogrzeb.

    Kolor biały - jak najbardziej, na pogrzeb dzieci, bo obiektywnie rzecz ujmując śmierć dziecka jest dla niego wielką radością - 100% pewności trafienia od razu do nieba.

    Natomiast przy osobach dorosłych zaufałbym mądrości Kościoła, który przez lata stosował kolor czasrny, oraz mądrości naszych przodków, którzy koncentrowali się wtedy przede wszystkiem na pomocy duszom czyśćcowym.
  • [cite] Kinga:[/cite]Torquemada, że też Ty już nie chodzisz w czarnym worze i nie batożysz się po grzbiecie, to aż mnie ze zdziwienia skręca...

    Jak to nie? Przecież czarny wór widać nawet na moim avatarze.

    :-P
  • Szacuneczek, chłopie.
  • [cite] Torquemada:[/cite]
    [cite] Kasia_b:[/cite]A radować można się na wiele sposób - również ze ściśniętym gardłem, ze łzami w oczach, również jednocześnie przeżywając smutek.

    Ano można. Natomiast faktem jest, że biały kolor symbolizuje coś innego niż czarny. Faktem jest również, że Kościół przez wiele lat uważał kolor czarny za najbardziej stosowny na pogrzeb.

    Kolor biały - jak najbardziej, na pogrzeb dzieci, bo obiektywnie rzecz ujmując śmierć dziecka jest dla niego wielką radością - 100% pewności trafienia od razu do nieba.

    Natomiast przy osobach dorosłych zaufałbym mądrości Kościoła, który przez lata stosował kolor czasrny, oraz mądrości naszych przodków, którzy koncentrowali się wtedy przede wszystkiem na pomocy duszom czyśćcowym.

    Ufam mądrości Kościoła i nie wprowadzam niczego, czego w swej mądrości nie dopuszcza, choć rzeczywiście "na wyraźne życzenie" :wink:
    Wynika to z mojej autentycznej wiary, że mam szansę i z przekonania, że z niebem w tle łatwiej przeżywa się żałobę. Mogę się mylić, ale w tym momencie myślę właśnie tak.
  • [cite] Yenna:[/cite]Najlepiej było by zginąć jako męczennik za wiarę...

    Kiedyś też tak mi się wydawało. Teraz jednak wiem, że sprawa nie jest taka prosta, gdyż nieprawdą jest, że świętość jest nagrodą za męczeństwo. Jest dokładnie odwrotnie: zdolność do męczeństwa jest konsekwencją świętości. Męczeństwo nie jest drogą do nieba na skróty, tylko skutkiem życia w przyjaźni z Panem Bogiem.
  • [cite] Monika_Z_Gazety:[/cite]On traktuje siebie i wszystko co mówi śmiertelnie poważnie, ale my nie mamy takiego obowiązku.

    Moja żona przeczytwszy te słowa dostała ataku śmiechu i sturlała się z krzesła na podłogę :-) Ja się tylko ze śmiechu popłakałem :-)
  • No co Ty, Torquemada?
    Pierwsze primo - to rzeczywiście raczej kumplowska ironia miała być z mojej strony niż chęć urażenia i po odpowiedzi wnioskuję, że Rycerz-Maciek Ci niepotrzebny. Na wszelki wypadek przepraszam za ewentualną przykrość;)
    drugie primo - no to jak? Jaja sobie robisz z tą czernią na pogrzebie? tak w ramach autoironii tym razem? nie rozumiem?

    Wiecie co, jeśli chodzi o to, co ja myślę o śmierci, to się jakoś do niej szczególnie nie przygotowuję, bo jako chrześcijanka myślę, że absolutnie nie powinnam sobie nią głowy zawracać. Chrystus wyzwolił nas od niej. Śmierć nie istnieje naprawdę. Jesteśmy zanurzeni w Życiu. Raz na amen.
    Biały strój i czytania o zmartwychwstaniu bardzo są na miejscu w Kościele, w którym od 100? lat Bóg głosi otwarcie i niemal nahalnie swoje Miłosierdzie. Biały strój jest całkowicie na miejscu w wypadku śmierci osoby pogodzonej z Bogiem i czystej życiem zgodnym z Bogiem. Na czarno niech sie ubierają ci, którzy drą szaty po śmierci bliskich - jeśli muszą...
    może wytłumaczycie panowie, dlaczego to dies irae i czerń tak bardzo Wam odpowiada? Bo może ja to tak dość tendencyjnie rozumiem i stąd te moje docinki...

    Na dniach odejdzie nasza babcia. Właśnie umiera. W naszym domu panuje podniosły nastrój oczekiwania, modlimy się o dobrą śmierć. Babcia juz nic nie mówi, leży w swoim świecie zanurzona, zapatrzona juz w zupełnie inną perspektywę. Mam przeczucie, że dzieje się w jej życiu coś najważniejszego w świecie. A Pan Bóg pewnie chodzi po niebie w ciąży z naszą babcią:)

    Może łatwo mi mowić, bo babcia ma 96 lat. Może jakby to było dziecko albo moja siostra - co innego bym pisała... ale wierzcie mi - jak patrzę na babcię teraz, jak wspominam dwie inne osoby, przy których śmierci byłam - widzę ich w białych oblubieńczych strojach, jak idą w ramiona Chrystusa. Nawet jeśli przez czyściec to z miłością i ufnością...

    Nikt z nas nie wie, co czyni w duszy ludzkiej cierpienie ostatnich chwil życia. Do jakich prawd nas doprowadza i w jakiej godności ostatecznie stawia nas przed Bogiem.
    Dlatego te czarne wory i apokaliptyczne śpiewy nie pasują mi. To nasza naurotyczna - być może - wyobraźnia. I tyle.
  • [cite] Kinga:[/cite]drugie primo - no to jak? Jaja sobie robisz z tą czernią na pogrzebie? tak w ramach autoironii tym razem? nie rozumiem?

    Broń Boże, nie robię sobie jaj. Natomiast nie traktuję siebie poważnie, ani nawet wszystkiego co mówię nie traktuję poważnie. Czasem nawet zdarza mi się żartować ;-)
  • [cite] Kinga:[/cite]Dlatego te czarne wory i apokaliptyczne śpiewy nie pasują mi. To nasza naurotyczna - być może - wyobraźnia. I tyle.

    Ależ to smutna rzeczywistość bardzo wielu dusz:

    Więzień w czyscu zatrzymany, prosi na Jezusa rany, ratuj z ognia moją duszę, bo ja bardzo cierpieć muszę, o Jezu!

    Za wszystkie dni i momenta życia mego i talenta, tam rachunek pokazano, na ciężkie męki mnie dano. O Jezu!

    Ogień w czyscu bardzo ostry, obtoczył mnie płomień bystry, i zewsząd mnie ogień pali, nikt się nademną nie żali. O Jezu!

    Gdym się z światem ja rozstawał, wtenczas mię każdy żałował, a gdym skonał choć widzieli, o duszy m??j zapopmnieli. O Jezu!

    Córki, syny co płakali, gdy mię do grobu chowali, w tenczas niby żałowali; a teraz mnie zaniedbali. O Jezu!

    Siostra z bratem chodzi stroną, chociaż mi Requiem dzwonią, i Requie wydzwoniają, o duszy m??j nic nie dbają. O Jezu!

    Miły Jezu cóż takiego, niemasz przyjaciela mego, żeby mnie teraz ratował, w mękach czyscowych salwował. O Jezu!

    Córki, syny nie ratują, bracia, siostry t??ż nie dbają; przyjaciele, inni krewni, nikt o duszy m??j nie wspomni. O Jezu!

    Mają z pisma ogłoszenie, jak w czyscu palą płomienie, tam za moment grz??chu płonąć, we łzach gorzkich długo tonąć. O Jezu!

    Dekret Boski nie w przemianie; co mnie dziś, tak się wam stanie. Uważaj każdy żyjący, na ogień w czyszczu gorący. O Jezu!

    Przez Twą Jezu srogą mękę, podaj duszom w czyscu rękę, wyciągnij je zranionemi, z czysca rękami Twojemi. O Jezu!

    Wprowadź z Tw??j święt??j miłości, do niebieski??j wesołości, niech się cieszą z Tobą Panem, aż na wieki wieków. Amen.
  • pomijając te porywającą i iście płomienną metaforykę - czy pamiętacie o modlitwie za swoich zmarłych?
  • [cite] Kinga:[/cite]pomijając te porywającą i iście płomienną metaforykę - czy pamiętacie o modlitwie za swoich zmarłych?

    Przynajmniej Anioł Pański jadąc do pracy, wracając z pracy, a jak pamiętam i mam możliwość również w południe.
  • Ja raczej różaniec i to tylko jak jadę DO pracy:)
    ale bywają chwile, kiedy czuję ciśnienie, żeby zamówić za kogoś zmarłego mszę. To jest na tyle mocne, że przychodzi mi do głowy, że widać ten ktoś bardzo akurat potrzebuje...
    To też jest jakaś forma przygotowania do śmierci - żyć wśród swoich umarłych.
  • [cite] Monika_Z_Gazety:[/cite]Na przykład w Azji to biel jest kolorem żałoby

    Chciałbym nieśmiało zauważyć, że nie jesteśmy Azjatami.

    I jeszcze jedna uwaga, że zawsze znajdzie się jakaś kultura, w której określony kolor będzie symbolizował cokolwiek.
  • [cite] Monika_Z_Gazety:[/cite]To ja nieśmiało dodam, że sam kolor nie znaczy NIC.

    Zrobiłaś zbyt daleko idące uproszczenie.

    Po pierwsze, wiele symboli (również kolorów) jest wrośniętych bardzo głęboko w samą naturę ludzką. Jest wręcz zadziwiające, jak niektóre znaczenia symboliczne powtarzają się w różnych, nawet bardzo odległych kulturach.

    Po drugie, pozostałe symbole należy interpretować w duchu kultury, w której są stosowane. Symbol może znaczyć BARDZO WIELE i zazwyczaj znaczy.
  • Przeżyłem nie tak dawno coś co św. Jan od Krzyża nazywa "nocą ciemną", co pozwoliło mi przemyśleć śmierć jeszcze raz i bardziej głęboko. Na razie nie umiem jeszcze przedstawić tego w formie pisanej. Nie umiem także jeszcze zakochać się w Śmierci - siostrze naszej. Może uczucie to dojrzeje na czas.

    * * *

    Byłem niedawno na pogrzebie. Liturgia bez jakiegokolwiek elementu żałoby. Ktoś kto nie widział trumny mógłby sobie pomyśleć - ot, właśnie ślubu młodym udzielają.
    Ornat biały a kazanie o powrocie do domu Ojca (to chyba teraz obowiązkowy motyw), o tym, że trzeba radować się, że zmarły jest przed obliczem Pana, że już nie cierpi (!!!!! czyli miał farta, ominął czyściec) itd.

    To rzeczywiście jakby zaprzeczenie nauki Kościoła o czyściu, co trafnie wskazał wcześniej Torquemada. Śmierć jest tak nieprzyjemna, że po co denerwować rodzinę zmarłych!

    Gdyby to jednak było środowisko bardzo pobożne (ponoć w niektórych zakonach wiwatują śmierć zmarłego konfratra oklaskami).... Ale podczas Komunii Świętej wyszło, że to groby pobielane.... Z najbliższej rodziny - żona, syn - nikt nie przystąpił do Komunii Świętej. Z dalszej niewiele lepiej... (dla sprawiedliwości muszę dodać, że matka zmarłego przystąpiła do spowiedzi po kilkudziesięciu latach).

    Podczas samego chowania zmarłego do grobu ludzie byli zajęci rozmowami. Salve Regina śpiewaliśmy we dwóch - jak i ksiądz.

    Jeśli miałbym o coś prosić pozostających, to właśnie o Salve Regina! Tą pieśnią usypiam dzieci, tą pieśnią kończę dzień, tą pieśnią pragnę zakończyć życie "na tym łez padole".

    Do załączonego w pierwszym liście obrazu, Jacek Kowalski napisał taką oto pieśń, niestety nie wiem jak zacytować na forum rewelacyjną muzykę:


    Jacek Kowalski

    "Taniec śmierci"

    Było to raz na balu
    Dama w szkarłatnym szalu
    Choć wcale nie proszona w gości.

    Wzięła w śmiertelny taniec
    panów i wszystkie panie
    I włościan z okolicznych włości

    A kiedy ich brała
    To im tak śpiewała

    Nad stanów stan postawił Pan
    Majestat mój
    Więc biorę sta, wszelaki stan
    Ród, płeć i strój
    Kim byłbyś, bądź
    Muszę Cię wziąć

    Zaraz po balu jedni
    W kryptach a w dołach biedni
    Spoczęli goście z włościanami
    A pewien malarz śmiały
    Bal wymalował cały
    Włościan i gości z szczegółami
    Dane też zapodał
    I ten napis dodał

    Nad stanów stan postawił Pan
    Majestat mój
    Więc biorę sta, wszelaki stan
    Ród, płeć i strój
    Kim byłbyś, bądź
    Muszę Cię wziąć

    Było to w zeszłej dobie
    Malarz już dawno w grobie

    Lecz malowidło czci zażywa
    Bo chociaż z włościan z gośćmi
    Zostały tylko kości
    Śmierć nadal pozostaje żywa
    Bale wciąż odmienia
    Nucąc do znudzenia

    Nad stanów stan postawił Pan
    Majestat mój
    Więc biorę sta, wszelaki stan
    Ród, płeć i strój
    Kim byłbyś, bądź
    Muszę Cię wziąć
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.