Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Kryzysy małżeńskie

Konto skasowane na prośbę użytkownika.
«13456716

Komentarz

  • Całe małżeństwo to jeden wielki kryzys
  • życie jest ciężkie a potem się umiera
  • To jest wykańczające, jak trzeba być bogiem w małżeństwie i decydować samemu, czy jeszcze trwać, czy być cierpliwą i dobrą, czy już on nie zasługuje. Przyjęcie perspektywy, że to jest i tak do śmierci, i że mogę w małżeństwie zmienić jedynie siebie jest bardzo uwalniające. Od ciągłego rozważania, czy jestem szczęśliwa, czy mi się należy, czy już ten rozwód, czy za chwilę, a co zrobić, żeby on był taki a taki.
    Ale ja mam krótki staż i mąż się nade mną nie znęca.
  • Bo myślę że jeśli jest przemoc, zagrożenie fizyczne, wówczas wątpliwości nie ma. Jednak gdy wchodzimy w sferę np. dręczenia psychicznego albo problemów typu całkowita bierność męża w zakresie podejmowania odpowiedzialności za utrzymanie rodziny, okazuje się że znajduje się wielu doradców (i ja pisze tylko o katolikach!), którzy uważają to za wystarczająca podstawę do rozejścia... I po "ludzku" pewnie mają rację.

    na prawdę znęcanie się psychiczne nie stanowi powodu do odizolowania się od sadysty?

  • @Gregorius
    jestem zaprzeczeniem Twojej teorii

    to co mi się najlepszego w życiu zdarzyło - to moje małżeństwo właśnie

    jeśli są kryzysy ( nie mam na koncie niczego poważnego) - to są wyłącznie rozwojowe

    to co napisałeś faktycznie brzmi jakby małżeństwo było wyłącznie męczeństwem i to na dodatek na własne życzenie ( wszak męża/żonę się sobie wybiera...o ile tak można powiedzieć...bo np rodziców i dzieci - nie)
  • Znajomo powoli wychodza z kryzysu, bardzo powaznego. Kobieta ma u mnie +1000 punktow za wytrwalosc. Nie wywalila dziada z domu, bo powiedziala, ze zachowuje sie jak chory czlowiek, a ona chorego nie moze za drzwi wystawic. Wszyscy proponowali “terapie szokowe“, ona trwala przy nim, byla dobra, rzeczowa. Udalo im sie.
  • Mam nikłe doświadczenie w temacie. A sporo małżeństw 2-5 letnich znamy, ktore sa jednym wielkim... byciem obok, bez siebie, nie razem. To nie kryzys tylko.. no wlasnie co? i to nie sa moje obserwacje tylko, a realne stwierdzenia zon z tych malzenstw.

    chciałabym wierzyc, ze zyjemy w czasach, kiedy psujace sie/ zepsute się naprawia a nie odstawia lub co gorsza wymienia na nowe.
  • Ale to prawda, że mamy prawo nie być krzywdzonym. Jeśli druga osoba nie jest świadoma tego, że krzywdzi, to trzeba jej to uświadomić. Jeśli ma dobrą wolę, to sama będzie dążyć do zmiany.
  • Problem tylko w tym, ze rzeczywistosc nie jest prosta i mozna uswiadamiac do znudzenia, a ta osoba i tak nie zrozumie.
  • Tak, rozmawiamy tak bardziej ogólnie, każdy przypadek należałoby indywidualnie rozważyć.
  • Co nie zmienia faktu, że nie można pozwolić na tłamszenie się. Skoro ktoś zdecydował się na małżeństwo, to musi wziąć drugą osobę pod uwagę. Zwłaszcza jeśli jasno i wprost żona czy mąż dają do zrozumienia, jakie zachowania ich ranią.
  • Na pewno jest problem taki, że narzeczeni często nie rozmawiają o wielu zasadniczych sprawach przed ślubem. A z biegiem dni pewne rzeczy nabrzmiewają, i jak nie ma "nawyku" rozmowy (czyli - czy mam chęć, czy nie - rozmawiamy, a nie czekamy jak sprawy przyschną). Albo się ową rozmowę zaniedbuje.
    To jedno. Bo tzw. komunikacji można się uczyć, aż do śmierci.
    Druga, ważniejsza sprawa, to brak wytworzonej więzi - tych drobnych, codziennych miłych rzeczy, które małżonkowie robią dla siebie.
    Jak wielkie uczucie odejdzie, komunikacji brak i więź nie została utworzona/ podtrzymana - no to co zostaje?

    [nie wchodzę już w sprawy duchowe - stosowny raport już był nie raz wklejany. A ta np. wspólna modlitwa małżonków, która "chroni" przed rozstaniem to też jest związana z więzią.)
  • Ergo, ale w tym wyzej opisanym przeze mnie przypadku, facet wiedzial. Zona mowila, koledzy mowili i nic. Bo sytuacja tez zwykle zlozona bardziej jest, wina tez nie po jednej stronie lezy.
    Po raz ktorys tylko widze, ze lagodnoscia mozna bardzo duzo zdzialac.
  • Nie no spoko ze łagodnością..facet sobie uzywa zycia z babeczka jedna czy drugą ale najlepiej byc wtedy łagodną żoną ..jak juz mu sie znudzi to przyjdzie sie przytuli ..bardzo lubie te romantyczne historie
  • no chyba ze mowimy o jakims zaborczym nerwusie co mu sie testosteron przelewa ..to tak ..wowczas łagodnosc jest wskazana bo inaczej mozna sie pozabijac
  • Nie, mowimy o bardzo przykladnym ojcu rodziny, ktoremu nagle cos odbilo. Kobieta przetrzymala i sa dalej razem. Obawiam sie, ze gdyby go wywalila z domu, to juz by byla sprawa rozwodowa w toku.
  • taaa bardzo przykladny
  • @Maciejka, ale tak po ludzku - jak ta kobieta sobie z tym radzi? Bo ja nie wiem, czy mogłabym np dotknąć kogoś, kto obcował fizycznie z inną (będąc moim mężem). Oczywiście, wiem, że jak się jest w takiej sytuacji, to inaczej pewnie się myśli. Jak na mój dzisiejszy punkt widzenia, to ona musi mieć "nadludzką" siłę, aby się w tym odnaleźć.
  • Dlatego małżeństwo jest skramentem, bo czasem takiej nadludzkiej siły potrzeba...
  • @mammamia bardz jej ciezko, bo to dlugo trwalo. Ciezko, zeby nie stac sie zlosliwa i zgryzliwa, zeby nie wypominac przy kazdej okazji.
  • Mnie koleżanka ostatnio powiedziała' ja mogę być nie szczęśliwa, bo jest źle inaczej jak bym chciała, że czego innego oczekiwała ale to mężowi ślubowała miłość a nie sobie. Swoje problemy oddaje Bogu a siebie mężowi i dzieciom.
  • @Gregorius
    Co to znaczy, że całe małżeństwo to jeden wielki kryzys.
    Pan Bóg musiałby być okrutny skazując nas na kryzyz, błogosławiąc mu i oczekując owocó tego kryzysu w postaci dzieci.
  • Dlatego małżeństwo jest skramentem, bo czasem takiej nadludzkiej siły potrzeba...


    szkoda tylko, ze tej nadludzkiej siły wymaga się zwykle tylko od kobiety. Bo jak nie wybaczy zdrady i nie przyjmnie biednego misia to znaczy ze nie dołożyła należytych starań do ratowania małżeństwa.
  • edytowano maj 2015
    @kitek, ja znam i historie "w drugą stronę" - żona szalała z innym, a on czekał cierpliwie...
    Różnie bywa.
  • @kitek a ktoś zmusz do małźeństwa sakramentalnego? " warunki i wmagania" są znane od zawsze...

    Ja też znam przypadek odwrotny, moja przyjaciółka znalazła sobie kogoś na boku, mąź stawał na głowie źeby wróciła, był gotów wszystko wybaczyć...
  • I jeszcze przewrotne pytanie - łatwiej się źyje z np. zrzędzącą i wiecznie niezadowoloną żoną przez 20,30 lat? ( niź wybacza zdradę? ) tylko nie myśl, źe usprawiedliwiam zdradę! Tylko stawianie sprawy tak, źe to zawsze mężczyźni są ci źli mi nie pasuje. Źycie z wieczną męczennicą u boku też łatwe nie jest....
  • Ja też znam w drugą. I to z zostawieniem faceta z półrocznym dzieckiem, na bagatela , pięć lat.
  • Zdrada to sprawa ewidentna. Ja mam na myśli sytuacje, gdzie jedna strona, mąż lub żona, krzywdzi drugą, np. psychicznie (np. kobiety mają tendencję do wykpiwania męża, także przy innych, czepiania się go) albo zaniedbuje obowiązki, zrzuca je na współmałżonka. Druga strona nie musi się na to godzić, nawet gdy druga udawaje, że nie wie, o co pretensje.
  • Źycie z wieczną męczennicą u boku też łatwe nie jest....

    i to usprawiedliwia rozpinanie rozporka przy pierwszej okazji? Dla mnie to jednak jest usprawiedliwianie zdrady.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.