Mam okazję opiekować się przez parę dni kotami Sąsiadki. Dwa osobniki, nie miały okazji w swoim dwuletnim życiu spędzić dłuższej chwili na łonie natury. Takie smutne ich życie, a co gorsza, wg mnie niezgodne z naturą kocią. Nie łowią! A dachowiec uwielbia łowić! Dostają cały czas suchą karmę . Codziennie to samo , raz dziennie granulki, raz taką pachnącą konserwę. Tą akurat bardzo lubią, ale żeby tak ciągle to samo. . . Teraz kiedy sąsiadów nie ma, a ja wchodzę tylko na chwilę czasem są złośliwe i robią kupę na środku korytarza.
Dla mnie to wszystko taki bezsens, zamykanie zwierząt do więzienia praktycznie.
Wychowałam się na wsi i wiem jakie życie tam koty prowadzą. W ciągu dnia śpią, w nocy polują.
Komentarz
Podobnie twierdzę o ludziach.
Nawet skraweczek własnego trawnika pod oknem robi wieeelką różnicę.
Nie lubię bloków.
I myslę: tylko kobiety? :-O A mężczyźni i dzieci to nie?
I zdychają na choroby weneryczne, przez puszczalstwo Też mieszkam na wsi i widzę jak ,, szczęśliwe" są niektóre koty....Ludzie się w głowę pukają na wieść, że koty trzeba np. odrobaczać, nie wspomnę o szczepionkach i kastracjach oraz dożywianiu nawet tych łownych.
Przy każdej wycieczce tam zamiast zainteresowania czułam po prostu żal że te zwierzęta żyją w takich warunkach. Byłam w innych zoo i mam porównanie, i pewność że da się lepiej zadbać.
i nie wyglądają na smutne z tego powodu
jeśli hodowlane od pokoleń - to chyba dla nich naturalne.
A polują - owszem...na muchy np - bardzo to sobie cenię
A najlepsze jest to że z powodu wielokrotnych zmian miejsca zamieszkania przywiązał się do nas a nie do miejsca właśnie.
Kotek został zawieziony samochodem , zamknięty , nic nie widział.
Po ok. dwóch tygodniach wrócił. . .
pewno sie ucieszy, jak zakonczymy prowizorke i znajdziemy lokum docelowe z wybiegiem... Niemniej ma sie dobrze, a musze przyznac, ze sie balam. Przy czym to kotopies z charakteru. Kocica druga (ta, ktora niestety zostala przejechana), pewnie by sie tak nie dostosowala, ale ona byla duzo bardziej dzika i niezalezna z natury. H. miala malutki rewir, wracala na noc, zas w zimie w ogole nie chciala wychodzic, podczas gdy P. biegala daleko, a jak raz spadl snieg - w Nadrenii snieg to rzadkosc - to sie w nim z rozkosza tarzala
Kot wczesniejszy (kocur) mial za kawalerskich czasow meza malutka powierzchnie mieszkania do dyspozycji i ogrodka brak, ale mogl skakac na dwor i sobie lazil luzem po okolicy. Jak sie przeprowadzilismy do pierwszego wspolnego mieszkania (wysoko w starej kamienicy, po jednej stronie ulica, po drugiej podworko-studnia wybetonowane, wiec trzeba pilnowac kota, zeby nie wyszedl, bo zywo nie wroci) to sie balam, ze kot nam zdechnie z zalu. Wyl na parapecie, wyl pod drzwiami, wyl biegajac od drzwi do okna. autentycznie wyl, plakal, sasiedzi sie dziwili, ze ja dopiero w ciazy, a dziecko nam niby nocami placze. Odwiezlismy go do tesciow, gdzie mial ogrod i spokojna wies (wies bez jednego rolnika, ludzie z miasta sie pobudowali, niemniej spokojnie jak na wsi, a nawet spokojniej, bo zadnych maszyn rolniczych nie bylo). Kot odzyl. Nabral apetytu, futro mu zaczelo znowu blyszczec. Tyle, ze ze strachu, zebysmy go znowu nie zabrali, zaczal sie chowac przed nami, jak przyjezdzalismy w odwiedziny .
Kot jeszcze wczesniejszy, moj szkolny, potem zostal u mamy, jak wyjechalam na studia, z kolei przezyl w bloku 19 lat! Zdrowy, zadowolony, jadl, bawil sie, niczego mu nie brakowalo. Mimo ze tez kocur, ale wziety do domu jako jeszcze slepy kociak i wykarmiony pipetka.
I wreszcie moj kocur z dziecinstwa... ale to byl kot niesamowity, najinteligentniejszy
zwierzak, jakiego w ogole w zyciu spotkalam. Uratowalam go z lap nastolatkow, ktorzy z nudow przy sobocie po robocie zabrali sie za kamienowanie kota na przystanku PKS we wsi, gdzie moi dziadkowie mieli dzialke. Kot byl wtedy juz dosc stary i nie mielismy oczywiscie pojecia o jego przeszlosci. Czy debile go ukradli w sasiedniej wsi (ale chyba nie, bo jak pod koniec lata orzeczono, ze nie mozemy wziac kota, starego wiejskiego kota, do bloku, do Warszawy i kot pojechal do znajomego wlasnie kilka wsi dalej, to wrocil piechota, zreszta wracal kilka razy na stryszek naszego domu, az dziadek po niego pojechal) czy ktos wyjezdzal na wakacje i sie kota pozbyl wywozac go na petle PKSu... nie wiem i sie nigdy nie dowiem. Fakt, ze kot kochal mnie calym kocim sercem. Jak we wrzesniu przyjezdzalismy na weekendy, to kot juz w piatek rano wychodzil na skrzyzowanie i warowal... Nigdy sie nie pomylil, zawsze powtarzal rytual w piatki. Jak sie pojawialam, to sie we mnie wtulal i przez kilka godzin swiat dla niego nie istnial. No i potem wybral blok, byle byc ze mna. Najkochanszy P...
nie dam sobie wmówić, że koty się nie przywiązują...potrafią też doskonale pokazać kogo lubią bardziej, a kogo zaledwie tolerują...
przed nami przeprowadzka...ciekawe jak ją zniosą...
raz walczyliśmy z pchłami ( chyba w poczekalni u weta złapały od psiaka
rasowe koty są bardziej przewidywalne jeśli o cechy charakteru chodzi
no i są udomowione
Jak są w domu małe dzieci, inne zwierzęta, specjalne potrzeby co do kota, albo po prostu zależy Ci na charakterze (np. żeby kot był aktywny lub wręcz przeciwnie) to rasowy może (ale nie musi) okazać się dobrym wyborem, bo jest jednak większa szansa, że uda się trafić na taki egzemplarz, jakiego oczekujesz. Oczywiście, jeśli to prawdziwa hodowla.
Co do chorób to są rasy, które mają do pewnych chorób skłonności, ale też bez przesady. Wiele rasowych też nie choruje, a weterynarza widują tylko na szczepieniach. A może się też zdarzyć, że zwykły dachowiec będzie mocno chorować (prawie nigdy nie wiesz na co chorowali jego rodzice).