Witam Was, jestem tu całkiem nowa. Przedstawię się - mam (tylko) 2 dzieci i 39 lat na karku.
Piszę, bo wiem, że chyba tylko tutaj są mamy w podobnej sytuacji, może to dla Was jest całkiem głupie ale ja mam duży problem - z moją psychiką ( po kilku latach siedzenia w domu z dziećmi.) Może coś doradzicie? Muszę wrócić do pracy (bardzo kiepska sytuacja finansowa, pensja męża nie starcza na naszą w sumie czwórkę osób) ale przez 8 prawie lat w domu z dziećmi, z dala od znajomych ( po ślubie wyprowadziłam się do innego miasta i znajomości z liceum i studiów uległy rozkładowi) autentycznie zdziczałam, odizolowałam się od ludzi a moje poczucie własnej wartości spadło do zera :-( W międzyczasie zmarli moi rodzice :-( Przedtem pracowałam na cały etat w 3 z kolei firmach. Ostatnio teściowa przeszła na emeryturę i mogę po tylu latach szukać pracy ale strach mnie paraliżuje. Nie wiem nawet od czego mam zacząć, strasznie, wręcz panicznie się boję. Jestem po studiach dziennych ale co z tego? Byłam nawet gotowa po tych 9 latach bycia mamą na trzecie dziecko ale nie mamy zupełnie kasy ani mieszkania własnego a mąż goni mnie szybko do pracy a ja wpadam w totalną panikę. mamy spory debet. Czy potrzebuję psychologa? Psychiatry? A może polecicie coś ze swojego doświadczenia? Lub modlitwy do jakiegoś konkretnego Świętego?
Komentarz
Na pociechę - w lutym wróciłam do pracy po przeszło 7 latach. Nie jest łatwo, ale da się ogarnąć.
Lęk przed nowym, a praca po tak długiej przerwie, to coś nowego, jest zupełnie naturalną reakcją. I są sposoby, żeby sobie z tym lękiem poradzić.
@MonikaMa - coś już wiadomo, na ten temat?
Sporo dziewczyn na forum jest ze Śląska - może będą Ci w stanie jakoś konkretnie doradzić, gdzie w Waszej okolicy szukać wsparcia przy powrocie na rynek pracy.
A w kwestii poczucia własnej wartości - zostań z nami na forum, a szybko się zorientujesz, jak kompetentną osobą jesteś poprzez to, że spędziłaś ostatnie lata pracując w domu dla domu i rodziny :-D
teraz myśl o tym, co przed Tobą, przygotuj się dobrze i z uśmiechem - ja poszłam za mężem i dobrze mi z tym
W czasie urlopów udzielała się społecznie i od czasu do czasu dawała jakieś wykłady (szkoła rodzenia, karmienie piersią itp.).
jest bardzo skuteczny! Stwierdzone osobiście
Mojemu mężowi trudno było pracę wymodlić (6 nowenn do św. J. Escrivy pod rząd nic nie dało!) a MBC zadziałała od razu!
przez tydzień jej żyć nie dawałam.
@jan_u, w tym kraju nie ma ofert pracy w niewielkim wymiarze. Kiedyś były. Za komuny chyba.
Od dłuższego czasu szukam pracy i studiuję ogłoszenia. Odpowiadam na wiele z nich. Też jestem po studiach - humanistycznych. Na pracę w szkole nie mam szans i nawet nie chcę. Coraz bardziej uświadamiam sobie, że niewiele umiem. Jak ktoś ogląda moje CV, to nie widzi, jaka jestem. Ale nikt nawet ze mną nie rozmawia. Wiele razy już w różnych miejscach słyszałam lub czytałam, że kobiety po 40-tce są po prostu niewidzialne na rynku pracy. To jest prawda.
Mam 46 lat i urodziłam czworo dzieci. Zawsze myślałam, że kiedy przyjdzie czas, wrócę do pracy. Teraz wiem, że takie myślenie było naiwne. Dla mnie nie ma pracy. Nie mam znajomości, a ogłoszenia publikowane w mediach nie są dla mnie.
Przepraszam, że tak mało optymistycznie, ale tak mi się ulało żółci trochę.
Ja mam opcję dorabiania na waciki z domu, w sposób ciekawy i mało stresujący - bonus taki, że właśnie CV nie pozostaje puste.
Bardzo też polecam na początek (czy równolegle z szukaniem pracy zarobkowej) aktywność społeczną. Wolontariat, spotkania z matkami, działąlność lokalna - co tam lubisz. Otrzaskasz się z ludźmi, nabędziesz pewności siebie i umiejętności.
Może mi łatwo mówić, bo się przeprowadzałam ileś razy, nigdy w dorosłości nie mieszkałam w rodzinnych stronach. A ludzi potrzebuję, więc zawieram znajomości szybko, a najszybciej się je zawiera właśnie w grupie zainteresowań.
"I tak się nie da!"
"To i tak nie dla mnie!"
"Ja sobie i tak nie poradzę!"
"Ja się do tego nie nadaję!"
"Nikt mi pracy nie da!"
"Nie ma mi kto załatwić!"
"Jestem niewidzialna na rynku pracy!"
Wprost fantastyczny punkt wyjścia do poszukiwań! Normalnie - gwarancja sukcesu już na starcie!
;-)
Sobie pozwolę na dygresję: poczułam się przez chwilę analogicznie, jak w rozmowach o wielodzietności z bezdzietnymi lub rodzicami wypieszczonych, zaplanowanych jedynaków.
Jeśli ktoś właśnie poczuł, że ode mnie niezasłużenie oberwał, to niech się spokojnie zastanowi, 5 wdechów weźmie głębokich i zdrowaśkę odmówi zanim mi odparuje. Czasem trzeba zamieszać, żeby coś się chciało zmienić ;-)
mam prawie 41 lat
studia humanistyczne
wychowuję siedmioro dzieci od prawie 18 lat
jeden stały incydent pracy w zawodzie - rok, kilka lat zatrudnienia nie w zawodzie ( ale głównie w tym czasie na urlopach macierzyńskich i wychowawczych )
od zawsze staram się być aktywna na różnych polach
dzielę się swoją wiedzą, uważam się za osobę twórczą
na zlecenia prowadzę warsztaty/wykłady sama lub z mężem, piszę programy autorskie
staram się nie tracić kontaktu z ludźmi
w parafii wiele inicjatyw podejmuję za darmo - a i tak do mnie wraca, bo w ten sposób jestem rozpoznawalna i zapamiętywana
najmłodsza córka ma 4 lata i coraz bardziej myślę, że "czas na zmiany"
nie czuję potrzeby ( z punktu widzenia mojej psychiki czy konieczności dowartościowania się) by wracać do pracy, a tym bardziej do pracy w szkole czy przedszkolu....po tym jak przedszkole i szkołę mam na co dzień w domu
coraz bardziej myślę o regularnej pracy na własny rachunek...bo inaczej kiedyś będę skazana na utrzymywanie mnie przez dzieci ( państwo nasze nie doceni przecież i nie weźmie pod uwagę tego co zrobiłam dla kraju wychowując porządnych obywateli)
miewam wątpliwości i lęki
teraz pochłania mnie przeprowadzka...ale ten rok będzie być może rokiem decyzji
za rok młoda pójdzie do zerówki...dzieci coraz starsze...
czas na zmiany
jeden przyjaciel powiedział mi na czterdziestych urodzinach składając mi życzenia, że
"CZTERDZIESTOLATEK TO KTOŚ , KTO JUŻ WIELE POTRAFI I JESZCZE WIELE MOŻE "
wyryłam sobie to w mózgu i właśnie tak uważam
Może komuś moja historia doda sił.
Czy ktoś mnie pobije...?
Po 25 latach wychowywania sześciorga dzieci wróciłam do pracy na etat.
Przed ślubem pracowałam 6 lat w oświacie, w trakcie miałam trochę "przygód" pracowych dorywczych ("korki", pomoc w pisaniu prac, sklep obuwniczy, sprzątanie).
Najwięcej znajomości różnych, a nawet przyjaźni nawiązałam poprzez przykościelną wspólnotę i rodzicielskie spotkania w szkołach dzieci.
W tzw. międzyczasie robiłam kursy w UP.
Kilka lat temu podjęłam pracę społeczną (ukłon w stronę tego Forum ) Odnowiłam dzięki niej pewne stare znajomości i tak trafiłam do obecnej pracy.
A ona na mnie po prostu czekała.
Jest niemal idealna pod każdym względem, przy czym uwzględnia mój poziom wykształcenia (cóż, mizerny...).
Choć przyznaję, że był moment, kiedy wydawało mi się, że to już koniec i nic nowego w moim życiu się nie wydarzy. A jednak.
Czuję moc. Dodam: w tym temacie. Na szczęście przekłada się to na inne dziedziny życia, nie przeczę.
Tak więc: da się.
Pięćdziesięciolatek też potrafi i może!
ale czuję, że podobne jesteśmy
Można mnóstwo rzeczy z doskoku.
Ciągle je robię. I robi je moja M.
Dobrze pisze @sylwia1974 zrobienie czegoś dla innych jest formą pokazania się.
Moja M. zrobiła sobie atut w CV z udziału w badaniach typu "Tajemniczy Klient" (np. zakupach w Biedronce). Np. w VisionSecretClient i innych tego typu firmach. Potem potrafiła o tym fajnie opowiedzieć.
Da się.
Moja M. nie pracowała zawodowo nigdy (chociaż jest bardzo pracowita). Za 10 dni rodzi 5. dziecko. I we wtorek podpisuje drugą w życiu (pierwsza byłą 3 miesiące temu) umowę na zrobienie badań/obliczeń, która przy okazji zapewnia jej przez rok zasiłek macierzyński i możliwość zrobienia badań do doktoratu.
Da się.
Czasami jest ciężko, ale jak nie miałem dzieci też ciężko bywało, więc nie przypisuję im tych "zasług".
+++
uważam, że przy okazji skończyłam eksternistycznie niejedne studia - choćby medyczne, bo każde dziecko jakiś "bonus" medyczny wnosiło...a i logopedię i bajkoterapię i bajkopisarstwo i nawet fryzjerstwo...
aż nie próbuję liczyć w ilu zawodach mam praktykę B-)