Nazywa się "VooDoo", przeznaczona jest od 8 lat.
Jeszcze trochę i zaczną dystrybuować niesławną "Ouiję", marki Hasbro, grę z którą miało kontakt 80% irlandzkich dzieci w latach 70 tych ubiegłego wieku. Kto wie - może to tłumaczy zagadkę dlaczego Irlandia tak "odpadła" od wiary.
Komentarz
Kościół w Irlandii sam sobie zasłużył, nie ma dwóch zdań.
Generalnie z VooDoo ma wspólna tylko nazwę. To typowy produkt marketingowy czyli skutek, a nie przyczyna. Gdyby nie fala zainteresowania magią i potworami, ta gra sprzedawałaby się pod zupełnie inną nazwą. Oczywiście jedynym skutecznym sposobem walki z tego typu produkcjami jest po prostu ich nie kupowanie. To pieniądz decyduje co jest modne. Pamiętacie takie śmierdzące laleczki nachalnie reklamowane swego czasu? Ludzie je olali i zniknęły z półek, a także nikt nie robi nic podobnego. Szum i zainteresowanie, to coś co marketing lubi najbardziej. Nieważne jak, ale ważne żeby mówili, wtedy się sprzedaje. Robiąc afery, sami napędzamy koniunkturę.
Co zatem robić? Olać produkt, a tłumaczyć zjawisko. Edukować o zagrożeniach i tłumaczyć, że to nie nasza bajka kulturowa, że chcą na nas w ten sposób zarabiać. Zainteresowanie minie, tak jak słabnie efekt halloween w Polsce.
W jednym się tylko dziwię, dlaczego nikt związany z kościołem nie wypuści jakiejś serii aniołków z towarzyszącym im odpowiednim filmem z ich przygodami. Albo nie powstanie seria lalek odwzorowujących bohaterów chrześcijańskich. Dlaczego nie pojawiają się gry karciane, planszowe. Dlaczego gry komputerowe jak już były o tej tematyce to były nudne i z archaiczną grafiką co dość odstraszało.
Zobaczcie jakim powodzeniem cieszą się koszulki patriotyczne, a przecież jeszcze nie dawno można było kupować tylko jakieś głupie czy sprośne napisy. Ktoś zajął się lansowaniem właściwych wartości i to krok w dobrą stronę.