Zależy od położnej. W Warszawie jakieś 3000-4000 pln. Ale są też położne skłonne do negocjacji. Ja to jestem lamer, a nie położna. Opcja tylko dla desperatów ;-)
Ale jakich Ogonach? I czym różni się opcja dla desperatów od standardowej położnej? 4000 to brzmi srogo tak czy owak, po cichu liczyłam na góra połowę tej ceny, więc chyba powinnam jednak pożegnać się z marzeniem.
@Mle ogony to inaczej dzieci ktore nasz na stanie Katarzyna oficjalnie nie przyjmuje porodów domowych ale uprawnienia ma. I jest najcudowniejsza Polozna do rodzenia! I mowi to ja! Z pełna odpowiedzialnością!
@Mle, jak się dogadasz z odpowiednią osobą to możesz się zamknąć w plus minus 2500. I jeszcze na raty rozłożyć. Gdybyś miała niezgodność serologiczną to musisz jeszcze sobie około 360 zł na immunoglobulinę zamrozić.
O Katarzynie to nawet nie śmiałam marzyć. Podczytuję jej światłe odpowiedzi w wielu wątkach mamowodzieciowomedycznych i chylę czoła. Bez lęku powierzyłabym się i młode w jej ręce, gdybym dysponowała stosownymi funduszami i co najważniejsze, ona by zechciała.
@Mle - jak bardzo się mylisz, to nawet pojęcia nie masz... Prawdziwe, doświadczone położne zwykle bardzo się cenią. A jak ktoś jest lamer bez doświadczenia, to pracuje za Bóg zapłać i zwrot kosztów.
@Elunia No bez położnej to raczej bym się nie zdecydowała rodzić w domu ;-) Mąż chyba by mi zszedł ze stresu, a i ja wolę mieć fachowca w pobliżu , bo ostatecznie nigdy nic nie wiadomo.
Nie myśl sobie Katarzyno, że biorę na poważnie Twoje wypowiedzi o lamerstwie. Jeśli nie masz nic przeciw, to wkrótce wyślę priva. Muszę jednak najpierw trochę popracować nad mężem, który oczywiście boi się rodzenia w domu. Jeśli będzie uparcie stawał okoniem, to zrezygnuję z zawracania Ci głowy. A może dziewczyny wiecie, co mogłabym mu podsunąć do przeczytania / wysłuchania etc. w celu oswojenia z tematem?
@Katarzyna Może to jest opcja, chociaż już widzę jego minę: "co, do obcego faceta mam dzwonić i gadać z nim o porodach? poza tym on ma żonę położną, to się nie liczy" Ale będę próbować Poszukam dla niego czegoś w necie, jakiejś najlepiej mężowskiej relacji z takiego porodu.
@Mle - jak rodzili się nasi trzej najstarsi synowie i pierwsza córka, to jeszcze nie byłam położną. Tylko ostatnią dwójką urodziłam jako położna :-P Jak mąż Twój wstydzi się dzwonić, to może maila napisać. Mój mąż jest życzliwym człowiekiem. I bardzo dumnym z roli, jaką mógł odgrywać w porodach naszych dzieci. A decyzja o pierwszym porodzie domowym łatwa nie była. Tym mniej łatwa, że mąż z lekarskiej rodziny.
Mój mąż nie podejmował za mnie decyzji, gdzie rodzić, bo w końcu to ja rodzę. Jedyne co, to że chciałby być obecny. A obecny mógł być tylko w porodzie domowym. Po dwóch szpitalnych, były dwa domowe. Teraz był szpitalny i mąż czasem narzeka, że szkoda, że nie był. Fakt, że dziś często tak jest, że mąż może być w szpitalu, więc żaden to argument wtedy. Ja miałam oczywiście wybór czy dom czy szpital, ale mąż nie sugerował. Nie jego kompetencje. Generalnie nie wiem, co mogłby mężczyzna przeczytać, wysłuchać o porodzie, co by go zainteresowało. W końcu to jakaś dla nich abstrakcja. No i nudne to, poród się przeciąga, staje się to po prostu nużące.
Mój mąż, mimo swojego dużego lęku, też pozostawił decyzję mi. Nie straszył mnie, nie przekonywał, nawet za bardzo nie mówił o swoich obawach. Sam uznał, że poród dotyczy przede wszystkim mnie, więc to ja powinnam wybrać najlepsze moim zdaniem miejsce. I bardzo jestem mu za to wdzięczna. Inna rzecz, że przy mężu, który jest jednoznacznie przeciw, trudno planować poród domowy.
My z mężem i mieliśmy tak złe wspomnienia o szpitalnym porodzie (pierwszym), że mąż szpitala nie postrzegał jako czegoś normalnego. Raczej jako siedlisko patologii, korupcji, itp. Jak mężowi wprost zasugerowano łapówkę i wyproszono z porodu, to trudno się w takim szpitalu dobrze czuć. Potem mieliśmy drugi - szpitalny. Mąż był, bo teściowa mogła zostać z dzieckiem. I już lepsze wrażenia. Ale to był poród z konieczności w szpitalu, choć chciałam w domu.
Aczkolwiek nie rozumiem upierania się mężów przy takim czy innym porodzie. To tak jakbym miała męża mechanika, ale upierała się, że ma kupić taką a nie inną część do samochodu.
Chociaż mój mąż jeden film o porodach obejrzał - i chyba mu się podobało. Ale tytułu nie pamiętam, byłą o nim mowa tu na forum.
mój też się nie wtrąca, uważa że najważniejsze w całej imprezie jest moje dobre samopoczucie. A szpital też uważa za patologię, wchodzisz zdrowy, wychodzisz chory, albo nie wychodzisz
A teraz mały cytacik mojej 6latki: - Ula, jutro rodzę dziecko. Muszę jechać do szpitala. No to się wtrąciłam: - Ale po co do szpitala? - Oj, mamo, przecież mówię, że jadę urodzić dziecko. Taka indoktrynacja od małego i na próżno to wszystko (
Komentarz
Ja to jestem lamer, a nie położna. Opcja tylko dla desperatów ;-)
Chyba pora odpocząć trochę
I czym różni się opcja dla desperatów od standardowej położnej?
4000 to brzmi srogo tak czy owak, po cichu liczyłam na góra połowę tej ceny, więc chyba powinnam jednak pożegnać się z marzeniem.
@Mle ogony to inaczej dzieci ktore nasz na stanie Katarzyna oficjalnie nie przyjmuje porodów domowych ale uprawnienia ma. I jest najcudowniejsza Polozna do rodzenia! I mowi to ja! Z pełna odpowiedzialnością!
Ale będę próbować Poszukam dla niego czegoś w necie, jakiejś najlepiej mężowskiej relacji z takiego porodu.
Jak mąż Twój wstydzi się dzwonić, to może maila napisać. Mój mąż jest życzliwym człowiekiem. I bardzo dumnym z roli, jaką mógł odgrywać w porodach naszych dzieci. A decyzja o pierwszym porodzie domowym łatwa nie była. Tym mniej łatwa, że mąż z lekarskiej rodziny.
Generalnie nie wiem, co mogłby mężczyzna przeczytać, wysłuchać o porodzie, co by go zainteresowało. W końcu to jakaś dla nich abstrakcja. No i nudne to, poród się przeciąga, staje się to po prostu nużące.
Inna rzecz, że przy mężu, który jest jednoznacznie przeciw, trudno planować poród domowy.
Aczkolwiek nie rozumiem upierania się mężów przy takim czy innym porodzie. To tak jakbym miała męża mechanika, ale upierała się, że ma kupić taką a nie inną część do samochodu.
Chociaż mój mąż jeden film o porodach obejrzał - i chyba mu się podobało. Ale tytułu nie pamiętam, byłą o nim mowa tu na forum.
A teraz mały cytacik mojej 6latki:
- Ula, jutro rodzę dziecko. Muszę jechać do szpitala.
No to się wtrąciłam:
- Ale po co do szpitala?
- Oj, mamo, przecież mówię, że jadę urodzić dziecko.
Taka indoktrynacja od małego i na próżno to wszystko (
edit: lit
Chyba, że zaśpię