Bądźcie pozdrowieni nadwrażliwi
za waszą czułość w nieczułości świata
za niepewność wśród jego pewności
Bądźcie pozdrowieni
za to, że odczuwacie innych tak, jak siebie samych
Bądźcie pozdrowieni
za to, że odczuwacie niepokój świata
jego bezdenną ograniczoność i pewność siebie
Bądźcie pozdrowieni
za potrzebę oczyszczenia rąk z niewidzialnego brudu świata
za wasz lęk przed bezsensem istnienia
Za delikatność nie mówienia innym tego, co w nich widzicie
Bądźcie pozdrowieni
za waszą niezaradność praktyczną w zwykłym
i praktyczność w nieznanym
za wasz realizm transcendentalny i brak realizmu życiowego
Bądźcie pozdrowieni
za waszą wyłączność i trwogę przed utratą bliskich
za wasze zachłanne przyjaźnie i lęk, że miłość mogłaby umrzeć jeszcze przed wami
Bądźcie pozdrowieni
za waszą twórczość i ekstazę
za nieprzystosowanie do tego co jest, a przystosowanie do tego, co być powinno
Bądźcie pozdrowieni
za wasze wielkie uzdolnienia nigdy nie wykorzystane
za to, że niepoznanie się na waszej wielkości
nie pozwoli docenić tych, co przyjdą po was
Bądźcie pozdrowieni
za to, że jesteście leczeni
zamiast leczyć innych
Bądźcie pozdrowieni
za to, że wasza niebiańska siła jest spychana i deptana
przez siłę brutalną i zwierzęcą
za to, co w was przeczutego, niewypowiedzianego, nieograniczonego
za samotność i niezwykłość waszych dróg
bądźcie pozdrowieni nadwrażliwi..
Kazimierz Dąbrowski (1902–1980) – polski psycholog, psychiatra i filozof
Komentarz
:x
Samego siebie - owszem..
Zresztą tu nie ma mowy o sobie.
Chodzi o bliźnich, o tych Nadwrażliwych.
Mam wielki szacunek dla ich bólu. Tylko tyle.
Nadal jestem wrażliwcem.
Edit: "O naśladowaniu Chrystusa" Tomasza A Kempis to lektura, która mnie w znacznej mierze ukształtowała już jako młodą dziewczynę.
Edit: co.poradzę... ;;)
Odbieram świat emocjonalnie intensywniej niż inni ludzie, ale przy odpowiednim stopniu dojrzałości mogę robić to świadomie i dobrowolnie (w pewnym stopniu nawet celowo). Cierpię, ale to cierpienie ma sens, bo prowadzi do głębszego zrozumienia bliźniego.
Nadmierna wrażliwość nie musi się sprowadzać wyłącznie do nadwrażliwości na własnym punkcie. To charakteryzuje osobę niedojrzałą. Wrażliwość u osoby dojrzałej, choć wiąże się z cierpieniem, może mieć bardzo pozytywne owoce - np. w formie zaangażowania w działalność filantropijną.
To było moje zdanie. Można się z nim nie zgadzać ;-)
Czy grzechem jest odmowa skorzystania z potencjalnie skutecznej terapii, gdy chory ma świadomość, że przy braku leczenia najprawdopodobniej wkrótce umrze?
Czy grzechem jest chcieć umrzeć?
Zdaje mi się, że czasem zapominamy, że to nasze ludzkie życie na ziemi nie jest celem samym w sobie. Może nasze spojrzenie jest trochę skażone dzisiejszym światem, w którym trzeba leczyć się za wszelką cenę? Zdaje mi się, że dla wielu świętych to nie był życiowy priorytet.
A z nadwrażliwością jest trochę jak z szóstym zmysłem. Myślę, że ona może być darem.
Przynajmniej na tym poziomie abstraktu, jakim operujesz.
Ja sama jestem osobą bardzo, naprawdę bardzo wrażliwą - dotyczy to sfery psychicznej oczywiście, ale też częściowo fizycznej (np wysoka wrażliwość na bodźce dźwiękowe i wizualne). Ma to swoje minusy - częściej jestem zmęczona, wieloma sprawami zbyt się przejmuję itd., również bywam zbyt przeczulona na własnym punkcie. Ale z drugiej strony widzę w tym ogromne bogactwo, właśnie dzięki temu, że jestem tak wyczulona zarówno na to, co na zewnątrz, jak i to, co dzieje się w moim wnętrzu.
Bycie wysoko wrażliwym wcale nie oznacza rozlazłości i miękkości. Wydaje mi się, że często jest wręcz odwrotnie: trzeba znaleźć w sobie bardzo dużo siły, hartu ducha, czy jak to inaczej nazwać, by będąc tak wrażliwym, funkcjonować możliwie sprawnie we współczesnym świecie, który chociażby niezwykle dużą ilością bodźców i zmian nie sprzyja ludziom wrażliwym.
Bardzo mnie bawi, gdy jako wolontariuszka hospicjum słyszę: "ja to bym nie mogła/nie mógł tak jak ty, zbyt wrażliwy jestem". Bawi i smuci, bo to pokazuje, że wrażliwość utożsamiana jest często ze słabością i nieumiejętnością radzenia sobie z emocjami, a to przecież nie tak, te rzeczy mogą się łączyć, ale nie muszą. Zawsze odpowiadam wtedy, że w takich miejscach wrażliwość jest niezbędna, bo bez niej nie da się skutecznie pomóc człowiekowi.
"Zaprzestanie zabiegów medycznych kosztownych, ryzykownych, nadzwyczajnych lub niewspółmiernych do spodziewanych rezultatów może być uprawnione."
Ale ocena pozostaje w gestii pacjenta przecież; można go przekonywać, ale jeśli jego ocena jest taka, że nie ma sensu walczyć, to co mu zrobisz? Postraszysz go piekłem, bo naukowcy oszacowali statystyczną skuteczność terapii na 10% i Twoim zdaniem jest współmierna do rezultatu?
[...] na pierwszą część tego pytania trzeba odpowiedzieć twierdząco, zatem można odłączyć respirator u żyjącej osoby, nawet jeśli jej następstwem będzie zgon pacjenta. Gdyby jednak nie udzielono jeszcze choremu sakramentu, trzeba się starać o podtrzymanie oddychania do chwili spełnienia [świętego obrzędu].
- jest więcej warte niż życie,
- czy nie pociąga za sobą niewspółmiernego zła.
Jak byłem mały to chciałem umierać, by siedzieć u Boga na kolanach i dowiedzieć się wszystkiego, czego się można dowiedzieć o świecie. Wyżej ceniłem takie życie pełne wiedzy, niż tutaj życie z niezaspokojoną ciekawością. Dziś zresztą oceniam to podobnie, tylko moja śmierć, jakby nie patrzeć, pociąga za sobą dużo zła, którego nie idzie godziwie chcieć.