Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Chcą mieć dzieci, a nie mogą...

edytowano wrzesień 2007 w Ogólna
Dziś spotkałem przyjaciela. Przyznał, że od 5 lat starają się o dziecko. Teraz myślą o adopcji. Ciężkie to doświadczenie dla małżonków.

Jedni mogą, a nie chcą, inni chcą, a nie mogą.
«1

Komentarz

  • Też znam kilka takich małżeństw, wydawałby się idealnych na rodziców, a jednak nie mogacych nimi zostać:sad:
    Dobrze, jeśli decyduja się na adopcję. Moi znajomi zdecydowali się na inseminację, mimo iż są ludźmi wierzącymi. Starałam się im naświetlić problem z moralnego punktu widzenia, lecz niestety zapewnienia lekarza i chęć posiadania "własnego" potomstwa była silniejsza. Zabieg powiódł sie dopiero za trzecim razem, a w laboratorium pozostało jeszcze zamrożonych 5 zarodków.......
    Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych!
    My też dość długo oczekiwaliśmy na dziecko. Lekarze nie dawali szans. A jednak się udało i mamy już (tylko!) dwójkę. Chwała Panu!
  • Inseminalcja nie ma nic wspólnego z zamrażaniem zarodków, ale moze chodziło o skrót myslowy. Łatwo nam którzy mają biologiczne dzieci mówic, ze to niemoralne (choc dla mnie w inseminacji nic niemoralnego - w przeciwieństwie do in vitro - nie ma). Tez znam takie pary. Moja bliska przyjaciólka jest w takiej sytuacji, choc nadal jest dosc młoda osobą. A decyzja o adopcji nie jest taka prosta, moja orzyjaciółka jest juz zdecydowna, ale jej mąz choc wszystkie znaki mówia, że dzieci biologicznych miec nie beda wciąz liczy że się uda i na razie o adopcji nie chce słyszec.

    Wszystko to bardzo smutne i potwornie niezrozumiałe, szczególnie jaksłyszy się o pijanych rodzących, albo innych patologiach....
  • Faktycznie, skrót myslowy. Wspomniani znajomi najpierw mieli zabiegi inseminacji, a gdy one zawiodły zdecydowali się na stymulację i pobranie komórek jajowych oraz zapłodnienie poza organizmem. Dopiero to w ich wypadku "poskutkowało".
    Co do moralnej oceny również inseminacja jest interwencją w naturalne przekazywanie życia ludzkiego. Przede wszystkim nastepuje rozdzielenie aktu małżeńskiego, co godzi w jego jednoczace znaczenie, a nasienie zostaje pobrane na drodze masturbacji.
    Stosunek Kościoła do tego zagadnienia został jednoznacznie określony w instrukcji Donum vitae.
  • Zdaję sobie sprawę, iż zabieg inseminacji jest niezgodny z nauka Kościoła, a ze względu na moja przyjaciółke troche na ten temat przeczytałam i niestety w żaden spób mnie to nie przekonuje....
  • I takie teksty własnie dobijają moją przyjaciólkę. Zawsze marzyła o rodzinie i robienie kariery nie było jej w głowie. No ale nie wszyscy swoją druga połówke poznają w liceum, kiedy to moze jeszcze miałaby szanse zajsc w ciąze. Starania rozpoczeli kilka miesięcy po ślubie, czyli ona miała niecałe 27 lat. Jak słyszy o tym że kobiety sa sobie same winne, bo najpierw kariera, samochoód, mieszkanie to słabo jej się robi. Wiec może nie wrzucajmy wszystkich do jednego worka. Szczególnie my, którzy mają więcej niz przeciętnie dzieci, powinnismy zachowac umiar w ocenianiu tych, którzy dzieci miec nie mogą. Oczywiście zawsze można adoptowac, ale wszyscy wiemy, że proste to takie nie jest...
  • Na pewno problem każdej pary powinien być rozpatrywany indywidualnie, ale niestety - obecnie w zastraszającym tempie powiększa się grupa par bezpłodnych lub o obniżonej płodności z przyczyn zawinionych przez nich samych (wszelka antykoncepcja a szczególnie hormonalna, stosowana niekiedy przez wiele lat; a nawet antykoncepcja hormonalna stosowana przez matkę kobiety, która teraz chce być matką, itd.)
    Czy ktoś mówi młodym o takich skutkach? Przecież nie każdy musi się "uczyć na własnych błędach", szczególnie, że tych - w sferze płodności - często nie da się naprawić.
  • [cite] Maciek:[/cite]Nie uważam, abyśmy w jakiś szczególny sposób podlegali zakazowi zabierania głosu na różne tematy. A swojej przyjaciółce powiedz, że jeżeli nie uważa, aby dotyczyły jej takie opinie jak moja powyżej, to nie ma powodu, aby się czuła przez nie "dobita". :wink:

    Tu chodzi o takt i delikatność. A nie o jakiś zakaz.
    Mnie tam wkurza, jak o wielodzietnych mówią, że to patologia, mimo, że patologiczna nie jestem (chyba :wink:). I rozumiem, że komuś może być przykro, gdy machinalnie wrzucą go do jednego worka z tymi, co najpierw kupują dom, samochód, kota i żaglówkę, a potem myślą o dzieciach.
    Ciebie tez mógłby spotkać taki problem. Pierwsze dziecko nie rodziło Ci się, jak miałeś lat 20. Rzadko kto ma teraz dzieci w tym wieku. Nie zawsze dlatego, że wspina się po szczeblach kariery.
  • To naprawdę jest trudny problem. I dla małżonków, którzy się zmagają z bezpłodnością, i dla nas - dzieciatych świadków Chrystusa.
    Nie wiem, jak to napisać - jest tyle wątków...
    Co powiedzieć takim znajomym po in vitro? Milczeć? zapytać o pozostałą zamrożoną gromadkę? robią pogrzeb tym zamrożonym czy trzymają je na czarną godzinę?
    przepraszam, że tak piszę, ale wciąż mam przed oczami mojego malutkiego synka. nawet gdyby miał być moim jedynym dzieckiem, to jak mogłabym zaryzykować choć jedno jeszcze życie, by dopiąć swego?
    To straszny grzech. Popełniony w rozpaczy, determinacji, ale i w pysze - chcę i dopnę swego. Czy dlatego, że są biedni i zrozpaczeni, nie warto powiedzieć im czegoś, co może ich jednak powstrzyma? Z litości przyzwolić im na zabójstwo?
  • [cite] Kinga:[/cite]To naprawdę jest trudny problem. I dla małżonków, którzy się zmagają z bezpłodnością, i dla nas - dzieciatych świadków Chrystusa.
    Nie wiem, jak to napisać - jest tyle wątków...
    Co powiedzieć takim znajomym po in vitro? Milczeć? zapytać o pozostałą zamrożoną gromadkę? robią pogrzeb tym zamrożonym czy trzymają je na czarną godzinę?
    przepraszam, że tak piszę, ale wciąż mam przed oczami mojego malutkiego synka. nawet gdyby miał być moim jedynym dzieckiem, to jak mogłabym zaryzykować choć jedno jeszcze życie, by dopiąć swego?
    To straszny grzech. Popełniony w rozpaczy, determinacji, ale i w pysze - chcę i dopnę swego. Czy dlatego, że są biedni i zrozpaczeni, nie warto powiedzieć im czegoś, co może ich jednak powstrzyma? Z litości przyzwolić im na zabójstwo?


    W takich sytuacjach milczeć na pewno nie wolno. Trzeba spróbować wytłumaczyć, powstrzymać, jeśli się da. Na pewno jednak wymaga to nie lada umiejętności, panowania nad sobą, stanowczości i delikatności zarazem.
    Ponieważ nigdy nie byłam w takiej sytuacji, nie mam pojęcia, jak by mi to wyszło w praktyce. Na pewno jednak spróbowałabym coś zrobić.
  • Czy ktoś, kto zabił w afekcie albo w depresji, nie jest mordercą? Czy nie osądza się go przed prawem? Czy on sam, gdy wroci do zdrowia, nie osądza sam siebie? I czy to nie jest droga do uzdrowienia, przez skruchę, pokutę, zadośćuczynienie?
    Z całą świadomością, że sprawa jest złożona i delikatna, mówię, że in vitro to wielokrotne zabojstwo - bywa że w afekcie, ale często z zimną krwią. Ludzie są informowani na początku o przebiegu całego zabiegu i o jego konsekwencjach...

    Juko - to nie jest kwestia poglądów...
  • I znowu przepychanki. Widzisz Macku, nikt z wielodzietnych nie lubi jak mówi się o nich "nieodpowiedzialne dziecioroby" i stereotypu wielodzietny = patologia. Było tu tysiace wpisów na ten temat. Ja tylko zaapelowałam, aby piszac o niepłodności nie posługiwac się streotypem, kariera, dom i kot (juka dodała chyba jeszcze żaglowkę) i tego, że sami sa sobie winni. Szczególnie my powinnismy sie wykazac taktem, bo dla tych ludzi to ogromna tragedia.

    A co "in vitro" moi znajomi znają moje zdanie w tej sprawie i nigdy nie miałam problemów, żeby o tym mówic, ale tez nie wiem czy szczęsliwej matki która własnie urodziła, spytałabym co z pozostałymi zarodkami.

    Do Kingi, jak zapewne wiesz, przy in vitro zazwyczaj sa "wykorzystane" wszystkie zarodki, bowiem dochodzi do poronien, no i pary decydują sie czesto na kolejne dziecko. Poza nie zawsze udaje się "wyhodowac" tak duża ilośc, a jedynie jeden dwa zarodki - czy wówczas to tez jest "wielokrotne zabójstwo"? Pytanie nie jest w zaden sposób podchytliwe, dla mnie przy leczeniu niepłodnosci, własnie in vitro jest granicą - tak sobie na głos myśle.
  • Rozumiem, ze znasz wiele przypadków niepłodnych par i na tej podstawie prowadzisz swoje obserwacje? Ja znam kilka i tylko w jednym przypadku mozna mówic o "domu, kocie i żaglówce", ale ten przypadek tez jest bardzo złożony, analizując zycie danej osoby. Wejdz sobie na forum naszegobociana i poczytaj o tamtych dramatach, może zmienisz zdanie. Zreszta tak jak ja "prawdziwych" wielodzietnych poznałam dopiero tutaj na forum (przyjmujac definicje 4 +) tak to swoja wiedze mogłam opierac jedynie na doniesieniach prasowych opisujących jedynie patologicznych wielodzietnych.
  • Juko, nie nazywam ich mordercami - rzeczywiście tak to wynika z mojego wpisu wyżej. Żeby tak jednoznacznie stwierdzić, to trzeba być Panem Bogiem. Ale w wielu przypadkach z całą pewnością zabijają. I nie wolno tego przemilczać. Pragnąc dziecka, godzą się na oczywisty układ, że kilkoro dzieci przy tym zginie, bo sytuacja jest mocno ryzykowna.
    Nie osądzam ich serc - ich intencje zna sam Bóg. Ale proszę, nie mówcie, że rozpacz cokolwiek usprawiedliwia. Trzeba dbać o tych ludzi, żeby rozpacz nimi nie kierowała. Nie uważacie, że milcząc często nie robimy nic, by kogoś powstrzymać??
  • Czyli rozumiem, że sformułowanie "nieodpowiedzialne dziecioroby" Ciebie nie rusza?

    A dlaczego osoby niepłodne ruszaja takie teksty jak Twój kilka postów wyżej? Ano dlatego, że w wielu przypadkach jest on nieprawdziwy, tak jak streotyp dot. wielodzietnych, i tyle.
  • [cite] Maciek:[/cite]A ja raczej myślę, że osoby, które cierpią na niepłodność z przyczyn zdrowotnych nie odczuwają żadnej więzi z tymi, które zwyczajnie przepultały czas przeznaczony na start w rodzicielstwo. I przyznam, że zastanawia mnie Wasze zaangażowanie w obronę tych ostatnich przed jakąkolwiek krytyką. Mam wrażenie, że uparcie chcecie zetrzeć z pola widzenia argument biologiczny za wczesnym macierzyństwem kobiet. Poniekąd się nie dziwię, bo rozwala on w pył tezę o równości różnych wyborów życiowych.

    Ależ nikt nie neguje, że wczesne macierzyństwo jest zdrowsze. Nie szukaj w naszych wypowiedziach drugiego dna, bo go tam nie ma i nie rób z nas na siłę orędowników jakiejś chorej równości. Nie tędy droga. Spróbuj jeszcze raz przeczytać cały wątek, spróbuj zrozumieć, że my bronimy tych ludzi przed krzywdzącym generalizowaniem, tak samo, jak bronimy siebie, gdy ktoś mówi o niepoważnych dzieciorobach. I tyle. Ja wiem, że nie jestem patologiczna, ale wiem, że stykam się z osobami, które mnie za taką uważają. To boli. Ludzie chorzy wiedzą, że nie "przeputlali" młodości, ale wiele osób dookoła będzie tak o nich myśleć. To ich będzie również boleć. Rozumiesz?
  • I jeszcze jedno: poczytaj sobie forum http://www.nasz-bocian.pl/. Dobrze ktoś tu radził. Otwiera oczy na wiele niuansów.
  • Maćku, między zagłaskiwaniem a piętnowaniem patologii jest cała gama ocen i zachowań pośrednich. Tymczasem nadużywasz wielkich kwantyfikatorów i ustawiasz sobie dyskutantów w wygodny sposób do dyskutowania z nimi, wkładając im w usta poglądy których nie głoszą.
  • Ja bym pomyślała, że brakuje Ci wyczucia. Spójrz:

    [cite] Maciek:[/cite]

    Jeżeli rozmawiamy o problemie bezpłodności, który dotyka - jak podaje Wikipedia - co szóstą parę (małżeństwo?), to trzeba zapytać, w jakim wieku byli ludzie, którzy starali się o dziecko. Ile lat przeznaczyli wcześniej na "samorealizację"?

    Nie chodzi o to, że nie można pisać artykułów o tym, co jest przyczyną niepłodności. Ale nim wygłosisz taki tekst w obecności kogoś, kto ma ten problem, nim "zapytasz go o samorealizację i wiek", musisz mieć pewność, że w jego przypadku nie chodzi o chorobę czy innego rodzaju trudności. To sprawa taktu. To sprawa kultury. Po prostu.
  • Nie, dobrze wiesz o co chodzi. Nie rób z siebie i ze mnie osób głupszych niż jesteśmy. :tongue:
  • Orzeszyna J.: Teologiczno-moralny aspekt niepłodności w małżeństwie.

    Celem niniejszej książki jest właśnie ukazanie szeroko rozumianej problematyki niepłodności małżeńskiej w aspekcie teologiczno-moralnym. Źródłem dla opracowania podjętego tematu jest nauczanie Kościoła. Znalazło się też tutaj odwołanie do literatury z zakresu medycyny i psychologii, aby wyjaśnić i przybliżyć pojęcie niepłodności i związane z nią zagadnienia, takie jak jej przyczyny i leczenie.


    Ciekawe, Maciek nie zna, czy może znajdują sie tam rzeczy mu nie wygodne i zaprzeczajace jego tezie.

    :peace::peace::peace:

    Celem uzupełnienia

    ks. dr hab. Jan Józef Orzeszyna, prof. PAT, prof. WSFP "Ignatianum"

    Dyscypliny KBN: nauki teologiczne
    Specjalności: teologia małżeństwa i rodziny, teologia moralna

    Miejsca pracy, zajmowane stanowiska, pełnione funkcje:
    - Instytut Teologiczny w Bielsku-Białej PAT - prof.
    - Instytut Teologii Rodziny PAT - Dyrektor
    - Instytut Teologii Rodziny PAT - prof.
    - Katedra Pedagogiki Religijnej i Katechetyki WSFP "Ignatianum" - prof.
    - Międzyzakonny Wyższy Instytut Katechetyczny PAT - prof.
    - Specjalizacja Teologii Moralnej PAT - Opiekun
    - Specjalizacja Teologii Moralnej PAT - prof.
    Rozprawa doktorska: - Pokuta i pojednanie jako dar Bożej miłości po Soborze Watykańskim II, Papieska Akademia Teologiczna w Krakowie; Wydział Teologiczny, 1996

    Rozprawa habilitacyjna: - Społeczno-eklezjalny wymiar sakramentu pokuty, Papieska Akademia Teologiczna w Krakowie; Wydział Teologiczny, 1998

    :peace::peace::peace:

    Napisał też wiele innych ciekawych prac.
  • Czy znasz tę publikację.
    :peace::peace::peace:
  • Nie przjmuj sie ja też nie czytałem a podobno naprawdę warto tylko doba ma za mało godzin.
    A w ogólne to na poczatku gdy usłyszałem samo nazwisko to myślałem, że to kobieta to była dopiero wpadka. :cheer::cheer::cheer:
  • Znam dwa małżeństwa, które od lat starają się o maleństwo i są to ludzie wierzący, uformowani na oazie i nie odwlekający macierzyństwa-bo najpierw kariera. Jednych z nich Pan doświadczył bardzo boleśnie- mówią, że mają już w niebie swoją małą drużynę, która się za nich modli... Są w tej chwili na etapie adopcji ale wciąż nie tracą nadziei, że Bóg pozwoli im się cieszyć z własnych 9-ciu m-cy...
    Problem ten uważam, że jest bardzo złożony. A ci właśnie ludzie są dla mnie ogromnym wzorem pozbycia się własnego ja- bo ja muszę mieć dziecko, bo jesteśmy małżeństwem i co to za rodzina bez dzieci... Nie, nigdy takich słów od nich nie usłyszałam. A wręcz przeciwnie. Są pełni wiary, że Pan Bóg wie co robi i oni tej woli się poddają. Co nie znaczy, że zaniechali leczenia, konsultacji lekarzy (po całej Polsce). Zjawiskiem, z którym bardzo często się spotkali, to namowy większości środowiska lekarskiego na in-vitro. Potem już obrali metodę, że zamiast dzień dobry mówili - my in-vitro nie - jesteśmy wierzący:bigsmile:.
    Nie każdy ma w sobie tyle pokory, wiary i ufności.
    I to takie małe świadectwo z mojej strony...
  • Są i piękne cuda. Nie wiem, czy wiesz, ale nasi wspólni, Maćku, znajomi, którym przed 2 tygodniami urodziło się 4 dziecko, przed 10 laty usłyszeli od lekarzy, że na dzieci nie mają żadnych szans. Pomogła modlitwa wstawiennicza i pielgrzymka do grobu pewnego świętego. Cud po prostu.
  • Też znam takie małżeństwa - dwa. Jedno właśnie oczekuje maleństwa na dniach, a drugie ma już dwójkę:) Ta druga para poczęła w trakcie starań o adopcję:)
    Jedno jest pewne - bardzo, bardzo potrzebna jest modlitwa małżonkom tak doświadczanym. Na samych ludzkich siłach się nie da, to musi być strasznie trudne.

    myślę sobie, że jak ktoś nie jest we wspólnocie, gdzie się za niego pomodlą wstawienniczo, to mu ciężko. Czy często słyszycie wśród intencji mszalnych dziękczynienia za narodzone dzieci? a prośby o poczęcie?
    to jest jakieś apostolstwo, jakieś świadectwo dla wspólnoty parafialnej... tak ja to widzę.
  • Ja zanam takie jedno małżeństwo, głęboko wierzący i tez boeśnie doświadczeni, ale na dniach rodzi się ich drugie maleństwo. Im oprócz lat modlitw pomogła z cała pewnościa modlitwa na pogrzebie Jednego Takiego który za swiętego jeszcze nie został uznany...:bigsmile:

    Macku a co do wiedzy, to juz kilka osób proponowało Ci np. poczytanie troche forum naszego-bociana. Nie będzie tam teorii, statystyk, ale ludzkie świadectwa, w wiekszosci bardzo poruszające. Jak juz kilka dziewczyn napisało, przejscie przez doświadczenie niepłodności bez ufności Bogu jest bardzo trudne.

    Ty sam pisałes czesto, że podstawowym powołaniem małżonków jest posiadanie potomstwa, w dyskusjach o roli kobiet czesto wskazujesz, że powinna byc ona ograniczona do roli matki. I wbrew temu co niektórzy sadza nadal żyjemy w takim społeczeństwie i świecie, gdzie niejako w genach mamy zapisane, że kobieta która nie urodziła jest gorsza (w żadnym wypadku nie twierdzę, że ktos z forumowiczów tak myśli). Wiec osoby nie mogace cieszyc się biologicznym rodzicielstwem oprócz wszystkiego czuja się wykluczone z tych "normalnych" "w pełni warościowych". Poza tym zazwyczaj to tylko jedno z małżonków ma problem z niepłodnoscia, pomysl zatem jak wielka to próba dla mażeństw, ich miłości, lojaności. Rzuciłam kilka bardzo pobieznie zarysowanych problemów, ale chciałam pokazać, że ta choroba ma nie tylko wymiar biologiczny, zresztą jak wszystkie - ale w tym wypadku w sposób szczególny oddziaływuje na niemal wszyskie sfery życia.
  • [cite] RudaAnka:[/cite]Poza tym zazwyczaj to tylko jedno z małżonków ma problem z niepłodnoscia, pomysl zatem jak wielka to próba dla mażeństw, ich miłości, lojaności.

    I tu obiektywnie trzeba stwierdzić, że coraz częściej są to mężowie, którzy nie chcą poddać się badaniom a co dopiero leczeniu - coś jak urażona męska duma. No niech ktoś powie chłopu, że jest do d...... .
    I to jest kolejny trudny problem.
    Ciężko go przezwyciężyć i tutaj widzę duże pole do działania dla psychologów, seksuologów, kapłanów, spowiedników i wszystkich ludzi dobrej woli.
  • Z tego co wiem osoby stosujące się do nauki KOścioła mają problem z oddaniem nasienia do badania, ale podobno są na to jakies wynalazki, z tym, ze raczej mało przydatne osobom mieszkającym daleko od klinik leczących niepłodność. Bardzo ogólnie chodzi o to, żeby oddanie nasienia było połączone z normalnym stosunkiem, a nie masturbacją, ale mogłam coś pomieszać.

    Jak dla mnie to trochę paranoja i poważne utrudnianie ludziom życia, przecież wiadomo, że chodzi o badanie, a nie sprawianie sobie przyjemności.
  • Nikt nie mówi, że badanie to hop siup minuta osiem, to są czesto długie tygodnie i miesiące ale albo rybka albo akwarium.
    Spokojnie pobranie nasienia to już kolejny etap a wy tu koleżanko tak odrazu do meritum ach te kobiety kto je zrozumie.
    Ja powtórzę, najtrudniej jest przełamać męskie ego, dumę i fałszywy wstyd. Jak to sie uda to dalej idzie jak spłatka.
    Takie przełamanie udaje się raz na paru chłopów.
    Często nawet nie dochodzi do etapu badania nasienia i wystarczą tylko badania ogólne no może lekko rozszerzone o takie tam dodatkowe odczyny i rozmowy ze specyjalistami róznej maści.
    I okazuje się, że pomaga zwykła zmiana diety a także tylko rozmowa z psychologiem lub seksuologiem - wtedy następuje odblokowanie jakiegoś tam ośrodka w głowie i zwiększa się produkcja jakiegoś hormonu, który ma wpływ na żywotność plemników.
    Czesto do bezpłodności u mężczyzn prowadzi stres a po usunięciu jego przyczyn wszystko wraca do normy. Uwaga na teściowe one tez mogą być przyczyną niepłodności. No kiedy w koncu będę babcią .
    Jeżeli to nie pomoże następuja kolejne etapy badań aż do nasienia włącznie i tu już wkracza farmakologia lub coś takiego.

    To wszystko wyczytałem dawno temu w jakimś mądrym piśmie w artykule o zgrożeniach wieku średniego, dlatego nie pamiętam jak się nazywała ta zapadka w głowie i jakieś tam hormony czy insze związki.:bigsmile::bigsmile:
    Nie jestem psychologiem ani seksuologiem.

    Ale najważniejsze to zrobić ten pierwszy krok w dobrą stronę.:thumbup:
  • wiem, wiem że zaczęłam z grubej rury, ale ostatnio z naszymi przyjaciółmi z którymi często do dosc frywolnych rozmów dochodzi było nt. tzw "pokoju oddań", który podobno w novum jest na samym srodku kliniki i każdy patrzy na delikwenta który wchodzi i na jego mine jak wychodzi:bigsmile:
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.