Przeczytałam artykuł. Ciekawy. Rzeczywiście nazywa po imieniu to, co niestety obserwuje się w dzisiejszym społeczeństwie. To przerzucanie winy na rodziców, trudne dzieciństwo, złe środowisko i inne okoliczności przyrody jest dość znamienne. Zniechęca do pracy nad sobą i szufladkuje. Moim zdaniem zniechęca do życia i tak naprawdę szkodzi naszemu ja w pojęciu
nie przesadzajmy w drugą stronę. dzieciństwo,stosunek rodziców i to w jaki sposób bylismy wychowywani wpływa na nas i to jacy jesteśmy. Oczywiście jest jeszcze nasza praca, ale 20 lat(czasami i wiecej)życia w określony sposób nie jest obojętny.
Zgadzam się z tym demonizowaniem skutków życia w określonej rodzinie. Jak człowiek wie, skąd się biorą jego problemy, to pracuje nad sobą. Współczesna terapia mówi pozostaje często na etapie krytyki przeszłości. Jak ktoś pozostaje na tym etapie, nie utuli swojego skrzywdzonego dziecka i ono zawsze będzie nim rządzić.
Tecum, ale wtf żony to raczej objaw, ze cos się faktycznie zmienilo. I brzydko mówiąc, bardziej jej problem. Stare problemy zastąpić nowymi to raczej wchodzenie z jednego uzależnienia w drugie.
A w temacie dyskusji - pewnie terapia czasem sie na tym zatrzymuje, bo czesto to jest taki pierwszy krok, wiec sila rzeczy ileś tam osób trwa w stanie "to wszystko wina rodziców". Latwiej przyjac prawde podana ze znieczuleniem.
Dali by w Gościu jakiś cykl jak się wyzwolic z tej religii Ja. Konkrety. Artykuł celny. W moim rodzinnym domu na polkach Fromm i inne takie. Na studiach Maslow. Znikąd się to podejście do życia w moim pokoleniu nie bierze. Załóżmy ze procz wielodz. z tego forum mam 400 znajomych na fb. Ze 4 (!) osoby maja rodziny 3+ a tak rzadzi samorealizacja (lub problemy ktorych nie wykluczam).
To co piszecie jest przerażające Człowiek wychodzi z terapii i myśli, że wyleczył się ze swojego problemu, a tak naprawdę popadł w gorszy, o którym nie wie. Brr...
@malagala: "Tecum, ale wtf żony to raczej objaw, ze cos się faktycznie zmienilo. I
brzydko mówiąc, bardziej jej problem. "
Ale ja wiem:) To kolejny schemat który ponoć pojawia się bardzo często:) Niewątpliwie biedna i cierpiąca żona tak się przyzwyczaiła do swojego cierpienia że nie za bardzo potrafi się odnaleźć kiedy owego cierpienia zabraknie:)
@malagala: "Stare problemy zastąpić nowymi to
raczej wchodzenie z jednego uzależnienia w drugie.
"
Nie o to chodzi - chodzi o to że rozwiązanie starych problemów rodzi nowe, na szczęście innego kalibru. Lepiej mieć chyba trzeźwego i starającego się męża którego trzeba pytac o zdanie niż wiecznie pijanego, którego o nic pytać nie trzeba:) Zwłaszcza że do konieczności konsultacji zapewne też przywykła
No nie wiem... Pijanego łatwiej usprawiedliwić.
Trzeźwy alkoholik ktory nad soba nie pracuje jest tak samo chory jak pijany. Jest tylko mniej usprawiedliwiony.
Podobno taki alkoholik trzeźwy jest tak nadety jak balon i buja w kosmosie dopóty dopóki Bóg mu powietrza nie spuści... Z takim to już się wcale żyć nie da
TecumSeh bardzo lekceważąco się wyrażasz o żonach byłych alkoholików. Zdajesz sobie sprawę jaką one mają pracę do wykonania? jak trudno jest po latach udręki zaufać ze tym razem będzie inaczej i że można już przestać sobie radzić samej i że jak już pozwoli sobie na zmianę życia nie okaże się ze znów będzie musiała stać się samodzielna i od nowa budować samodzielne życie?
Podobno taki alkoholik trzeźwy jest tak nadety jak balon i buja w kosmosie dopóty dopóki Bóg mu powietrza nie spuści... Z takim to już się wcale żyć nie da
dokładnie tak. Bo on taki super i wspaniały że pić/znęcać się nad rodziną przestał więc go po nogach i tyłku całować trzeba za tą wspaniałomyślność. A ze krzywdę rodznie zrobił to drobiazg, on jest bohaterem we własnym domu. Wiem, znam z autopsji, mam to w domu.
@malagala: anegdota a propos prostoty terapii, a reszta na marginesie. Co do samej sytuacji - żona musi się przyzwyczaić do normalności od której odwykła - i tyle.
no tak, bo to przez co przeszła to pikuś... Jeśli uważasz ze życie po piciu jest po prostu powrotem do normalności to zazdroszczę ze masz to szczęście ze nie masz pojęcia o czym mówisz.
@Nika76: TEN konkretny alkoholik po pierwsze nie pije od lat, po drugie sytuacja uległa poprawie a jedyny problem jaki pojawił się na początku to taki, że angażuje się w decyzje od czego żona zdążyła odwyknąć. Skąd założenie, że jest gorzej niż było?
@kitek: gdzie ja niby o kimkolwiek tutaj wyrażam się lekceważąco?
@malagala: anegdota a propos prostoty terapii, a reszta na marginesie. Co do samej sytuacji - żona musi się przyzwyczaić do normalności od której odwykła - i tyle.
Pozory mylą. Bardziej niż myślisz
Acha... i nie dobrze nazywać normalności czegoś co normalne nie jest. Można mówić o dążeniu do normalności, ale to przy dobrej woli obu stron
@Nika76: TEN konkretny alkoholik po pierwsze nie pije od lat, po drugie sytuacja uległa poprawie a jedyny problem jaki pojawił się na początku to taki, że angażuje się w decyzje od czego żona zdążyła odwyknąć. Skąd założenie, że jest gorzej niż było?
@kitek: gdzie ja niby o kimkolwiek tutaj wyrażam się lekceważąco?
@malagala: anegdota a propos prostoty terapii, a reszta na marginesie. Co do samej sytuacji - żona musi się przyzwyczaić do normalności od której odwykła - i tyle.
Mógłbyś zdefiniować słowo normalność? Bo dla osób współuzależnionych czyli i dla tej niedobrej żony, "normalność" to codzienność ze śmierdzącym ,bełkocącym alkoholikiem ,dla którego ważne jest tylko jedno-napić się. A dodatkowe atrakcje to wstyd,poczucie winy,walka o byt,sprzątanie rzygowin,pranie zasikanej pościeli i ubrań,życie w ciągłym lęku (napije się czy się nie napije,będą pieniądze na rachunki czy znajdzie i przepije wszystko itp),przemoc psychiczna a często i fizyczna i taka mdląca paskudna nadzieja,że może jutro,za tydzień,za miesiąc to się skończy,że alkoholik się zmieni,że przestanie chlać.
@kitek: "no tak, bo to przez co przeszła to pikuś... Jeśli uważasz ze życie po
piciu jest po prostu powrotem do normalności to zazdroszczę ze masz to
szczęście ze nie masz pojęcia o czym mówisz. "
Gdzie ja coś takiego napisałem?
@Nika76:
"Pozory mylą. Bardziej niż myślisz.Acha... i nie dobrze nazywać
normalności czegoś co normalne nie jest. Można mówić o dążeniu do
normalności, ale to przy dobrej woli obu stron "
Czy my rozmawiamy o tym samym? Bo mam wrażenie że nie.
Proszę bardzo. Normalny jest stan kiedy oboje są trzeźwi, dogadują się i podejmują wspólnie decyzje. Przez wiele lat był stan nienormalny - on pił, ona zajmowała się wszystkim. Teraz
wrócił stan normalny - on nie pije, chce uczestniczyć w podejmowaniu
decyzji, a ona jest nieprzyzwyczajona, bo dotąd wszystkie decyzje
podejmowała sama.
Jeśli ktoś żył wiele lat w nienormalności to normalne że normalność jest dziwna.
To do kogo pretensje,bo nie rozumiem? To żona mężowi rzeczywistość wypaczyła? Psuł przez lata a teraz pstryk palcami i niech wszystko będzie normalne,bo tak sobie pan mąż życzy? No sorry,psuł przez lata to teraz niech przez lata ponaprawia najpierw ,a nie żąda dla siebie zaufania ot tak i się do rządzenia rwie. Tym bardziej,że z tym co ma w głowie ,wygadując takie bzdury, widać że z terapii niewiele zrozumiał i niewiele wyniósł. I żona pewnie też to widzi i jeszcze bardziej ją to przeraża. Bo teoretycznie naprawiony (nie chla) ale dekiel wciąż zryty i do remontu generalnego.
Nie stawiam go na piedestale, ale też nie można ciągle żyć przeszłością. Jak już przestałpic, można zaczynać powoli budować zdrową normalność. Osoba współuzależniona też musi się leczyć i nauczyć się inaczej żyć. Nie robić z z siebie męczennicy i cierpiętnicy. Żyć - z nim albo bez niego, albo obok niego.
@Mamabacia oczywiście ,że osoba współuzależniona też powinna iść na terapię. Ale często jeszcze niestety jest tak,że alkoholik trafia do ośrodka (zwykle jakoś tam przymuszony przez okoliczności życiowe) przechodzi detoks,jakiś czas (6-8 tygodni ) chodzi na terapię w ośrodku przemykając przez 12 kroków,po czym wychodzi z ośrodka i wydaje mu się ,że już jest wyleczony! Magia! Lata chlania i 8 tygodni terapii i uleczony! I jak to neofita,(bo przecież wszystko dla niego jest nowe w tym nowym stanie trzeźwości,bo tak już daaaawno nie funkcjonował) wszystko wie najlepiej. No żyć nie umierać z kimś takim przy boku.
Bardzo dużo małżeństw rozpada się po terapii kiedy alkoholik przestaje pić. Nie dzieje się tak bo terapia zła ale właśnie sytuacja zmieniła się diametralnie, nie wiem czy na "normalną" bo nie jest normalne zaczynać małżeństwo po 10,20,30 latach wspólnego życia. Wszelkie terapie małżeńskie po zaprzestaniu picia są z rodzaju "operacja się udała ale pacjent zmarł".To nie jest kwestia przestania picia ale nauki umiejętności życia w związku, której to umiejętności niepijący alkoholik nigdy nie nabył.
Dlatego terapia powinna obejmować rodzinę a nie tylko uzależnionego.
@Nika76: "Powiedz rybie ze normalnie powinna oddychać na lądzie "
Tzn?
@Nika76: Pytałam wcześniej o coś i nie odpowiedzialeś
Chodziło o sugerowanie? Nie, ja niczego nie sugeruję, natomiast wnioski jakie wyciągasz z moich wypowiedzi są dla mnie naprawdę zaskakujące.
Co do ryby... ludzie w rodzinie alkoholowej to są takie ryby. Życie przy dnie ich tego nauczyło. .. Muszą przechodzić ciężka prace nad sobą żeby dojść do normalności. .. od samego nieposiadających i tolerancji to się ten proces dopiero zaczyna. Ryba musi przejść proces ewolucji aż wykrztalca jej się płuca.
To do kogo pretensje,bo nie rozumiem? To żona mężowi rzeczywistość wypaczyła? Psuł przez lata a teraz pstryk palcami i niech wszystko będzie normalne,bo tak sobie pan mąż życzy? No sorry,psuł przez lata to teraz niech przez lata ponaprawia najpierw ,a nie żąda dla siebie zaufania ot tak i się do rządzenia rwie. Tym bardziej,że z tym co ma w głowie ,wygadując takie bzdury, widać że z terapii niewiele zrozumiał i niewiele wyniósł. I żona pewnie też to widzi i jeszcze bardziej ją to przeraża. Bo teoretycznie naprawiony (nie chla) ale dekiel wciąż zryty i do remontu generalnego.
Komentarz
Tylko trzeba mieć papierową kopię lub wykupiony dostęp. Ja mam papierową kopię.
Załóżmy ze procz wielodz. z tego forum mam 400 znajomych na fb. Ze 4 (!) osoby maja rodziny 3+ a tak rzadzi samorealizacja (lub problemy ktorych nie wykluczam).
Pijanego łatwiej usprawiedliwić.
Trzeźwy alkoholik ktory nad soba nie pracuje jest tak samo chory jak pijany. Jest tylko mniej usprawiedliwiony.
Podobno taki alkoholik trzeźwy jest tak nadety jak balon i buja w kosmosie dopóty dopóki Bóg mu powietrza nie spuści...
Z takim to już się wcale żyć nie da
Tecum, to nie wiem, o co Ci chodzi. Po prostu taka anegdota?
z tym, ze to "jej problem" mam na myśli, ze trzeźwiejący mąż jej nie pomoże. Jesli kogoś urazilam tym wpisem, przepraszam.
haha, chciałam napisać, ze "ktos tych ludzi przeciez tak wychował", ale czy to mnie nie pogrąży?
Bardziej niż myślisz
Acha... i nie dobrze nazywać normalności czegoś co normalne nie jest.
Można mówić o dążeniu do normalności, ale to przy dobrej woli obu stron
Mógłbyś zdefiniować słowo normalność?
Bo dla osób współuzależnionych czyli i dla tej niedobrej żony, "normalność" to codzienność ze śmierdzącym ,bełkocącym alkoholikiem ,dla którego ważne jest tylko jedno-napić się.
A dodatkowe atrakcje to wstyd,poczucie winy,walka o byt,sprzątanie rzygowin,pranie zasikanej pościeli i ubrań,życie w ciągłym lęku (napije się czy się nie napije,będą pieniądze na rachunki czy znajdzie i przepije wszystko itp),przemoc psychiczna a często i fizyczna i taka mdląca paskudna nadzieja,że może jutro,za tydzień,za miesiąc to się skończy,że alkoholik się zmieni,że przestanie chlać.
Niech no ktoś teraz spróbuje nie oddać mu czci i zarzucić jakiś błąd!. ...
"Czy my rozmawiamy o tym samym? Bo mam wrażenie że nie"
Pytałam wcześniej o coś i nie odpowiedziales
To do kogo pretensje,bo nie rozumiem?
To żona mężowi rzeczywistość wypaczyła?
Psuł przez lata a teraz pstryk palcami i niech wszystko będzie normalne,bo tak sobie pan mąż życzy?
No sorry,psuł przez lata to teraz niech przez lata ponaprawia najpierw ,a nie żąda dla siebie zaufania ot tak i się do rządzenia rwie.
Tym bardziej,że z tym co ma w głowie ,wygadując takie bzdury, widać
że z terapii niewiele zrozumiał i niewiele wyniósł.
I żona pewnie też to widzi i jeszcze bardziej ją to przeraża.
Bo teoretycznie naprawiony (nie chla) ale dekiel wciąż zryty i do remontu generalnego.
Osoba współuzależniona też musi się leczyć i nauczyć się inaczej żyć. Nie robić z z siebie męczennicy i cierpiętnicy. Żyć - z nim albo bez niego, albo obok niego.
Ale często jeszcze niestety jest tak,że alkoholik trafia do ośrodka (zwykle jakoś tam przymuszony przez okoliczności życiowe) przechodzi detoks,jakiś czas (6-8 tygodni ) chodzi na terapię w ośrodku przemykając przez 12 kroków,po czym wychodzi z ośrodka i wydaje mu się ,że już jest wyleczony!
Magia!
Lata chlania i 8 tygodni terapii i uleczony!
I jak to neofita,(bo przecież wszystko dla niego jest nowe w tym nowym stanie trzeźwości,bo tak już daaaawno nie funkcjonował) wszystko wie najlepiej.
No żyć nie umierać z kimś takim przy boku.
Muszą przechodzić ciężka prace nad sobą żeby dojść do normalności. .. od samego nieposiadających i tolerancji to się ten proces dopiero zaczyna. Ryba musi przejść proces ewolucji aż wykrztalca jej się płuca.