Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

zajecia muzyczne dla dzieci

proszę poradźcie jak sądzicie od kiedy warto puścić dziecko na jakieś zajęcia muzyczne? Widzę że sporo tutaj Mam muzykalnych dzieci - może coś podpowiedzą? W domu przyznaje brakuje mi już twórczej inwencji i czasu Czy polecicie ciekawe zajęcia muzyczne w okolicy Mosiny (niedaleko Poznania)? :)
«1

Komentarz

  • Pierwsze zajecia muzyczne, to wspolne spiewanie. I mniej wazne jak muzykalni jestescie,  a bardziej by spiewac WSPOLNIE. A jesli jest sensowna propozycja, to jakies rytmiki czy umuzykalniania od wieku przedszkolnego,  a instrumenty czy spiew we wczesnoszkolnym.
    To mowilem ja, srednio muzykalny tata (zaznaczam, bo autorka we wstepie pyta mam i czasem nie wiem czy wolno sie odezwac).
    Podziękowali 2Monira kasha
  • @jan_u,  w punkt.  Dużo śpiewać z dziećmi, u nas uwielbiamy.  Słuchać dobrej muzyki,  dla maluchów świetna jest płyta i książka "Co babcia i dziadek śpiewali, kiedy byli mali". 

    SM nie za szybko, bo to trudna droga.  7 lat ok, choć często 6-latki też przyjmują.  Na niektóre instrumenty warto później,  szczególnie dęte. 
  • A moze ktos wie, czy w Gdansku sa takie koncerty?
  • edytowano wrzesień 2017
    Prezentować wartościowe dzieła muzyki klasycznej. Zaczynać od łatwego i przynoszącego szybkie efekty instrumentu, do którego nawet nie trzeba wielkiego słuchu - pianino akustyczne, potem ewentualnie inne instrumenty. Dęte rzeczywiście później, dla klarnetu zaleca się, żeby były już wykształcone zęby stałe z przodu. W niektórych przypadkach konieczna jest też siła fizyczna (akordeon), więc też później, kiedy dziecko da radę swobodnie operować 120-basowym instrumentem (tak, wiem, że są i małe, np. 40-basowe, lżejsze). Jeśli ktoś nie planuje wykształcenia zawodowego muzyka, trzymać się z daleka od szkół muzycznych.
  • edytowano wrzesień 2017
    Ja nie planuję,  a mam na razie czworo w SM. Widzę same korzyści. 
    SM u nas w ramach wykształcenia ogólnego. Uważam że nawet 2 stopień można z taką motywacją ukończyć.  Na 2 stopniu na razie jedno dziecko u nas, ale bardzo zadowolony jest. Mam wrażenie patrząc na niego, że teraz dopiero zaczyna się ten najlepszy czas.
    Podziękowali 1kowalka
  • Moim zdaniem trochę racji jest w tym, co pisze Joanna i Bronisław. Ze wszystkim co wymieniłaś, @Elunia, się zgadzam, ale jednak to nie jest za darmo. Tak wiele godzin pracy, żeby szlifować umiejętności, które potem do niczego się nie przydają... Dodatkowo część dzieciaków siłą rozpędu wybiera później zawód muzyka, a to niełatwy chleb.
    Ja jestem zwolenniczką lżejszych form edukacji muzycznej, typu ogniska, i to w trochę straszym wieku, kiedy dziecko już wie, że chce i czerpie z tego przyjemność. Gra w zespołach,  samodzielny dobór instrumentu i utworów, to może dać dużo więcej frajdy niż ćwiczenie tryli od jednego egzaminu do drugiego.
    Podziękowali 1Joanna i Bronisław
  • @jan_u chętnie przyjmę rady także od Ojców - po prostu chyba Mamy częściej odzywają się na forum i stąd taka forma :) Mam wrażenie że muzyka może dać bardzo dużo korzyści dzieciom stąd moje pytanie :) teoretycznie w przedszkolu synek ma rytmikę - ale w praktyce to gimnastyka. W domu tańczymy itd.ale chciałabym by gdzieś jeszcze zetknął się z muzyką. :)
  • To smutne, co piszesz o ogniskach. No właśnie, w edukacji muzycznej też bym sporo zmieniła.
    Szkoły muzyczne trzymają wysoki poziom, ale kształcą zawodowców, nie amatorów. A poza wykonawcami potrzebni są wdzięczni odbiorcy, ludzie, którzy lubią słuchać i muzykować dla przyjemności.
    Sama szukam jakiegoś rozwiązania dla moich dzieci, które ewidentnie na szkołę muzyczną są za mało muzykalne (zresztą bym nie chciała z powodów j.w.). Ale wszystkie inne zajęcia są mega drogie.
  • Żeby bylo jasne, szkoły muzyczne bym zostawiła w spokoju, ale oprócz nich potrzebne jest coś dla mniej zdolnych i chętnych dzieci, kltóre też powinny "liznąć" sztuki.
    Podziękowali 3Monira Skatarzyna kulka
  • Tak, też polecam ogniska przy SM. 
  • Jak dla mnie szkolnictwo muzyczne w Polsce to taka bańka, państwo w państwie. W szkole podstawowej mówi się, że do średniej idą najlepsi, dzieciaki się zabijają o miejsce tam. Potem jak się dostaną na Uniwersytet Muzyczny, to jakby Pana Boga złapali za nogi, są elitą elit, śmietanką. A potem bum! zderzenie z rzeczywistością, nie ma wystarczająco dużo publiczności, która doceniłaby ich cenne umiejętności i w pocie czoła szlifowaną precyzję. Najlepsze, co ich może spotkać to posada nauczyciela w szkole muzycznej, gdzie kształcą swoich następców.
    Podziękowali 3Monira Kerima kasha
  • I właśnie dlatego traktujemy SM wyłącznie w kategoriach ogólnorozwojowych.
  • @Elunia, nie, zwiałam w osatniej chwili :)

  • @Bagata, umiejetnosci, ktore potem do niczego sie nie przydaja??? Mam 4 w szkołach muzycznych, 3 w II st. Z własnej woli. Nie sądzę by któreś muzykiem zostało, może równolegle, bo zdolności i zainteresowań mają więcej. Nie mniej jednak uważam, że SM bardzo dużo daje pod względem wychowawczym, systematyczności, organizacji, współpracy, rozwijania pamięci, wrażliwości, pomijając wiedze teoretyczną i umiejętności praktyczne. Jest tez sporo wartosciowych osób. Akurat od strony sposobu nauki stricte muzycznej można by mieć parę uwag, ale suma sumarum uważam za bardzo pożytecznie spędzony ten czas.

    Podziękowali 2Monira kowalka
  • @Felicyta, w najbliższą sobotę o 12 pierwszy z cyklu koncert dla dzieci, chcesz? Podaj maila to Ci wyślę zaproszenie.
    Podziękowali 1Felicyta
  • @Bambidu! Super! Juz pisze!
  • W Wwie przy szk muz na Krasinskiego sa super zajecia muzyczno-rytm dla dzieci w wieku przedszkolnym.
    Mysle, ze zamilowanie do muzyki u dziecka czesto od najmlodszych lat widac. Starszy jeszcze nie mowil, a juz nucil ta-ta-ta na tyle dovrze, ze wiedzielismy, o jaka melodie chodzi. Lubil spiewac, sluchac - sam sie czesto dopominal, zeby jakas plyte wlaczyc. A jak bylo cis szczegolnie ulubionego, to az podskakiwal z radosci. Jednym slowem, widac bylo, ze jest to jego pasja, ze go ciagnie w tym kierunku. Teraz jest w 1kl SM I st, nie mam absolutnie ambicji, zeby zostal zawodowym muzykiem, wrecz przeciwnie, ale jesli to mu sprawia radosc i ma jakies zdolnosci w tym kierunku, to niech to rozwija. Mysle, ze instrument bardzo duzo daje dla ogolnego rozwoju.
  • @Aniuszka, a dla starszych jakieś ognisko tam mają?
  • Nie bardzo rozumiem irytację i agresję niektórych osób. Poproszono o radę, każdy radzi, jak umie. Jo tyż. Proszący zaś zrobi i tak, jak uzna za stosowne.
    Szkoła muzyczna to przecież szkoła branżowa dla muzyków, których już jest za dużo. "Tylu jest świetnych, bezrobotnych muzyków" - no właśnie, nie mogą znaleźć pracy, a zatem ich umiejętności są niepotrzebne. Są ludzie, którzy po ukończeniu szkoły muzycznej chowają instrument do szafy i nigdy już do niego nie powracają. Są dzieci, które bardzo źle znoszą chodzenie do dwóch szkół (co wcale mnie nie dziwi), żeby zaspokoić ambicje swoich rodziców lub spełnić ich niespełnione marzenia. Są dzieci, które nie radzą sobie dobrze ani w jednej, ani w drugiej szkole (i nie chodzi o brak zdolności muzycznych a o stres i zmęczenie). Absurdem jest pogłębiona edukacja muzyczna po to, żeby zagrać kolędę na Boże Narodzenie. To tak, jakby ktoś studiował nawigację zamiast zrobić patent żeglarza jachtowego wyłącznie po to, żeby popływać raz na kilka lat po Mazurach. Pewnie, że z dyplomem nawigatora będzie lepszy niż ten z patentem, ale... czy jest to na pewno racjonalne? Czy należy kończyć kolejno szkoły plastyczną, matematyczną, fizyczną, bo wiedzy nigdy nie jest za wiele?
  • Oczywiście, że coś w życiu trzeba robić. Chodzi jednak o to, żeby robić coś sensownego, nie zaś cokolwiek, to znaczy, zajmować się przygotowaniem do przyszłego zawodu, mieć też jednak czas na odpoczynek i hobby i tak właśnie traktować edukację muzyczną czy zajęcia sportowe.

    Problem w tym, że dziecko często samo nie do końca wie, czego chce. Z pewnością chce, żeby rodzice byli z niego dumni. Jeżeli widzi, że są, że ono spełnia ich oczekiwania, to uważa, że to dobrze, więc stara się dla nich. Jeżeli później chowa instrument do szafy, żeby nigdy do niego nie powrócić, to chyba to zamiłowanie nie było zbyt głębokie. Niezadowolenie nie zawsze jest werbalizowane. Może objawiać się np. agresywnością w stosunku do kolegów, słabymi stopniami etc.
    W średnio-późnej podstawówce jest ponad 30 godzin zajęć lekcyjnych. Jeśli do tego dodamy nie wiem ile godzin zajęć w SM, konieczne w większych miastach dojazdy, odrabianie lekcji z obu szkół i niezbędne ćwiczenia na instrumencie, to wyjdzie, że dziecko haruje więcej niż rodzice.

    Jeśli chodzi o profesjonalne czy quasi-profesjonalne zajmowanie się sportem, to również nie wydaje mi się to celowe. Kontuzje, urazy, czas poświęcany na treningi i dojazdy. Co innego kopać piłkę na podwórku, co innego katować się w klubie.
  • Elunia powiedział(a):
    A i nie znam ani jednego dziecka, a znam sporo ze SM bo czasami jeżdżę jako opiekun na ich wyjazdy, które nie radzi sobie w szkole. W II stopniu same najlepsze licea i nigdzie nie widziałam tylu studentów trudnych kierunków ilu na dyplomach w II stopniu.
    Ja przecież nie piszę z teorii, tylko z przemyśleń wynikających z obserwacji konkretnych osób i z rzeczywistości. Oczywiście, każdy zrobi, jak będzie uważał. A jak już zrobi, będzie twierdził, że zrobił dobrze i że jest zadowolony, bo człowiekowi tak trudno przyznać się do błędu czy głupoty.
    Generalnie nie chodzi mi tylko o praktykę funkcjonowania w dwóch szkołach, ale o sam pomysł, żeby kształcić się profesjonalnie w dziedzinie, w której nie ma się zamiaru profesjonalnie działać. To tak samo sensowne, jak, na przykład, pójście do szkoły branżowej ze specjalnością "cukiernik" przy założeniu z góry, że nigdy nie będzie się pracować w tym zawodzie, ale wiedza się przyda, a tak naprawdę to ktoś chce zostać doradcą finansowym.
  • edytowano wrzesień 2017
    Nie rozumiemy, o co chodzi z dogadywaniem się. Czy my gdzieś domagamy się, żeby Wszyscy tutaj przyznali nam rację? Ktoś poprosił publicznie o radę, więc publicznie przedstawiamy nasz punkt widzenia. Proszący o radę może się z nim zgodzić lub nie. Postąpi, jak będzie uważał za stosowne i tyle.
  • Jeszcze jeden mały przykład: osoba zainteresowana pozazawodowo nauką np. języka rumuńskiego zapisuje się najczęściej na kurs językowy a nie od razu na rumunistykę, jeżeli chodzi tylko o rozmowy czy przeglądanie internetu. Oczywiście, filolog z dyplomem będzie zwykle lepszy niż ten, kto nauczył się na kursie, ale... czy to byłoby racjonalne? Każdy sam musi sobie odpowiedzieć na to pytanie.
  • Trudno nazwać furtką naukę na dwóch etatach przez kilka lat. To raczej gigantyczna brama wjazdowa.
  • JiB, ale muzyczna podstawówka nie kształci zawodowca, za to jest podstawą i jeśli dziecko nie jest z tych, co mu słoń na ucho nadepnął, to daje radę, a jak nie chce, to nie zmusisz, proste. Ja tam moja szkołę popołudniową lubiłam, mimo że na instrument trafiłam przypadkowy, bo moja miłość do trąby została wyśmiana. 
    Ale już moje dzieci się w szkołach muzycznych nie uczą, bo takiego zainteresowania nie przejawiają, dziewczyny rysują, część synów kopie piłkę, płacimy za zajęcia, choć wiemy że ani córki z rysunku żyć nie będą, ani chłopcy z kopania. 
    Jakby chciały grać, to też by grały nie musząc myśleć, że to będzie ich praca zawodowa.
    Podziękowali 2kowalka Monira
  • Przyznam, że urwałam czytanie na tej stronie, ALE.
    Chciałam napisać, że ja to bardzo żałuję, że nie mam podstaw konkretnych, że własnie nie jestem po Ist SM lub czymś na "porządny" kształt. Zawsze własnie jest dodatkowa możliwość dorobienia sobie. Koleżanka śpiewa na ślubach, druga gra i śpiewa na pogrzebach i ślubach. Ja mam małe pole do dorabiania w swoim zawodzie, póki co, i brakuje mi bardzo takiego "mniejszego" zawodu, niekoniecznie własnie na poziomie magistra, ale na wystarczającym, żeby zatrzymać przeciętnego bywalca ślubów/pogrzebów.
    Także wg mnie, daje to własnie jakiś konkret do łapy...
  • Mój II st., to najlepsza szkoła do jakiej chodziłam w swoim życiu. Jeśli moi będą chcieli iść taką ścieżką, to nie będę stopować.
    I stopień też traktujemy jako "ogólnorozwojówkę", ale warunek jest, że dziecko samo chce. Bez tego, to i wołami nie przepchnie się.
    U nas dopiero początek drogi, dzieci zaczynają, jak już są same w stanie "ogarnąć się", czyli 4 klasa, mniej więcej. Tylko my lubimy dęciaki, mamy bardzo dobrych nauczycieli - którzy są czynnymi muzykami i lubią pracę z dziećmi. Zero frustracji niespełnionych muzyków, tylko duża frajda. I to się czuje. 
    Zawodowo nie jestem związana z muzyką, ale nie - zawodowo, jak najbardziej. 
    Plus bardzo ciekawi ludzie, z którymi jestem w kontakcie do tej pory - też na niwie zawodowej (mojej i ich).

    k.
    Podziękowali 1Monira
  • edytowano wrzesień 2017
    E tam, przesadzacie.@JiB Moim zdaniem trzeba tak długo kształcić dziecko ogólnie, jak się da. Moim SM nie przeszkadza w piłce (młodszy),  żeglarstwie (starszy) służbie ministranckiej (obaj) czy harcerstwie ( na razie czworo). Dziewczynki mają swoje pasje.

    Przed chwilą przyszedł 5-klasista wkurzony, że przez pomyłkę zrobił za dużo zadania domowego, w tym na 6, zjadł drugi obiad, porwał instrument- trochę porzepolil, i pakuje się na jakiś ważny mecz klubowy. Musi na rowerze jechać.  Chłopcy naprawdę mają tyle energii,  że jakby tego nie zagospodarować, to by mi chalupe rozniesli.  A żadnymi omnibusami nie są,  ot normalne dzieci.
  • A starszy to w ogóle,  jakby nie miał planu, to by mi się wiecznie zawieszal.  A tak nie ma czasu smedzic. 
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.