Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Przekroczenie Masy krytycznej człowieka na metr kwadratowy mieszkania.

13468915

Komentarz

  • To wcale nie jest duzo :p
    Tez uwielbiam i tutaj podzielam zbieractwo zony ;).
    Podziękowali 2Katanna mamaw
  • Czy aby do kubeczków zaliczają się też szklaneczki i filiżanki?
  • 16 kubkow na 7 osob. Plus jakies szklanki, jakies 6 sztuk.
  • Ja dążę do minimalizmu i najchętniej miałabym 12. Sześć w użyciu i sześć na wymianę.O. 
    Podziękowali 2Rejczel mama_asia
  • edytowano listopad 2017
    mamy 30 na 4 osoby  :D używamy wszystkich
    Podziękowali 1Prayboy
  • przecież nie o kubeczki ino o pryncypia.
    Podziękowali 1E.milia
  • Poszłam policzyć kubki. Coś ponad 30 na sześć osób. Ale nie czuję nadmiaru, bo też lubię kupować nowe na wakacjach itp.
  • nie powiem ile mam kubeczków....mogłabym niechcący wygrać ta licytację....
    Podziękowali 1mamaw
  • Przekroczenie masy krytycznej kubeczków na człowieka normalnie.
    Podziękowali 1Berenika
  • Za pół miliona można postawić albo i mniej ale trzeba mieć działkę pod ten dom
    Podziękowali 3Joannna Lome tymka
  • @Prayboy
    kupiliśmy dom gdy starsze dzieci kończyły liceum to było 7 lat temu. Dzieci się wyprowadziły, zaczęły swoje dorosłe życie a w dużym domu mieszkają teraz max 3 osoby. Koszty utrzymania ogromne. Z perspektywy czasu uważam, że był to zły pomysł.
    Podziękowali 1Bridget
  • edytowano listopad 2017
    Tola powiedział(a):
    Drogo w tym Józefowie, choć mieszkania wyglądają na ładne. Za pół miliona to można cały dom postawić, oczywiście nie w granicach Warszawy.
    my nie za bardzo chcemy mieszkać w domu, wolimy w mieszkaniu
    Podziękowali 1Berenika
  • Zacznijcie od pomagania żonie i matce w noszeniu zakupów. Jak przemeczona to niech nie dźwiga sama, skoro wybrać musi sama. Może tez zacząć uczyc nastolatki i męża gdzie co i jakie kupić skoro ona to zrobi najlepiej a najwiecej pracuje to trzeba odciążyć może.
    Obiecuję modlitwę żebyście się dogadali. U nas ciągle nieporozumienia.
    Podziękowali 3Prayboy Katia Nika76
  • Iwonaanna powiedział(a):
    @Prayboy
    kupiliśmy dom gdy starsze dzieci kończyły liceum to było 7 lat temu. Dzieci się wyprowadziły, zaczęły swoje dorosłe życie a w dużym domu mieszkają teraz max 3 osoby. Koszty utrzymania ogromne. Z perspektywy czasu uważam, że był to zły pomysł.
    Dom i trawa pod domem najbardziej przydatna jak małe dzieci są, potem lepsze mieszkanie w dobrej lokalizacji, gdzie blisko do szkół.

    Mój mąż zaczął się interesować w pewnym momencie kwestią problemów mieszkaniowych wielodzietnych. 
    Kwestia jest bardziej skomplikowana niż tylko sprawa metrażu i finansów.
    Ważną kwestią jest dynamika dużej rodziny. Najpierw, gdy pojawiają się dzieci potrzeba metrażu rośnie, rośnie też wraz z wiekiem dzieci...a potem nagle zaczyna maleć i maleje, maleje.


    O ile rodzina z przeciętną dwójką dzieci może sobie całe życie mieszkać w 40 - 50 metrowym mieszkaniu to rodzina z 7, 8, 9- tką dzieci ma te potrzeby podczas życia mocno zróżnicowane.

    Cieszę się, że nigdy nie związaliśmy się z żadnym miejscem kredytem mieszkaniowym, nie jest mi żal, że nie poszliśmy za głosem tych co mówili "lepiej ciasne, ale własne"
    Nigdy nie mieliśmy własnego.
    Zaufaliśmy. A mój mąż wyleczył się z tego, że musi kiedyś wybudować nam dom.
    Zawsze mieliśmy mieszkanie na miarę potrzeb...od pokoiku w akademiku poprzez TBS, dom z ogrodem do mieszkania 160 m2 w Centrum Poznania. 
    Kiedyś 160 m to będzie nieprzydatna powierzchnia...będzie to czas na kolejną zmianę...na mniejsze i na niższym piętrze ;)

    Większość działań jakie teraz podejmuje mój mąż na terenie miasta to działania na rzecz mieszkań dla wielodzietnych...jesteśmy grupą ze szczególnymi potrzebami i najczęściej z najmniejszymi możliwościami kredytowymi itp...
  • Ech... Będę się za Was modlić. 
  • @Prayboy, ja Ciebie świetnie rozumiem. Mieszkaliśmy z nastolatkami na circa 10m/głowa. O ile z maluchami nie było to zbytnim problemem o tyle przy nastolatkach - źródło nieustannych problemów i konfliktów. Ten brak miejsca na choćby odrobinę intymności, rozkładnie rąk gdy nafukasz na dziecko, że ma to czy tamto odłożyć, a ono na to 'Ale gdzie???' Ćwiczenie na instrumentach - tortura, a jeszcze ze wszystkim trzeba się zamknąć w przyzwoitych ramach czasowych by sąsiedzi nie stali się wrogami. Jedna łazienka, brak osobnego wc to już w ogóle kosmos. I o ile trzecie piętro przestało mi w ogóle przeszkadzać odkąd nie było konieczności wnoszenia na nie dzieci plus wózka o tyle brak przestrzeni był nie do zniesienia. Choć mąż obecnie ceni, że podjeżdża pod dom nie robiąc dwu okrążeń w poszukiwaniu miejsca parkingowego i dzieci wnoszą zakupy prosto do spiżarni.
    Baaardzo chwalimy sobie powiększenie przestrzeni życiowej, choć wielu nam mówiło - po co Wam to teraz; zaraz dzieci z domu zaczną się wynosić, a dom trzeba utrzymać, itp. Teraz jest olbrzymia ulga, warta wszystkich stresów budowy. Ja tam mam zresztą  wiele pomysłów na wykorzystanie wolnej przestrzeni na okoliczność opustoszenia domu. Poza tym jak dzieci zakładają rodziny to ludzi robi się wielokrotnie więcej i dobrze jest mieć miejsce by się z nimi spotkać. Polskie rody stały tym, że organizowano zjazdy rodzinne w dworkach. W blokowych klitkach tradycje rodzinne umierają. Kocham nasz dom, choć jeszcze wiele mu do wykończenia brakuje. Codziennie się nim cieszymy, choć oczywiście nie rozwiązał wszystkich konfliktowych sytuacji. Uwielbiam zasypiać i budzić się kiedy nasza młodzież ćwiczy na instrumentach - no pięknie grają - odkąd nie muszę myśleć co na to sąsiedzi. Mogą grać choćby do północy, rano też może mnie budzić muzyka. Nie mam nic przeciwko temu. I nie rozumiem dlaczego zieleń wokół domu miałaby być potrzebna tylko przy maluchach. Codziennie dziękujemy Panu Bogu za nasz dom. A skąd mam wiedzieć i po co się teraz martwić co będzie za lat dziesięć,  dwadzieścia czy trzydzieści. Tego i tak nie da się przewidzieć. A jak już ktoś napisał, w razie konieczności wszystko da się sprzedać, kwestia ceny. Jaki jest sens gwarantowanej mordęgi teraz bo być może pozwoli to mieć ciut mniej problemów w przyszłości, ale wcale nie na pewno...
    Ale ja mam męża, który wiele spraw potrafi przeforsować nawet nieco wbrew mnie. Fakt, że ja to na sławetne waciki zarabiam. Burzę się i pieklę, wymyślam tysiąc zagrożeń i przewiduję katastrofy a on wytrwale robi swoje. A ja po raz kolejny przekonuję się ile jest sensu w "żony bądźcie poddane mężom". Mądrym mężom...

  •  Nie rozumiem jak  można dwupoziomowe mieszkanie (analogicznie jest w przypadku domu-bliźniaka) podzielić, by jedno z dzieci zamieszkało potem ze swoją rodziną. 

    Ja sobie nie wyobrażam mieszkać tak blisko rodziców/teściów. I co z tego że to dwa osobne mieszkania? To samo miasto to czasem za dużo stresu. 

    Nie wiem, czy bym tak chciała, by nawet jakies moje dziecko tak blisko mieszkało. 
    Podziękowali 3tymka ewaklara Nika76
  • edytowano listopad 2017
    @szczurzysko, Ty sobie nie wyobrażasz, a inni mogą sobie chwalić. Ludzie są różni i wiele rodzin nie ma problemu z komunikacją międzypokoleniową. Ważny jest dystans wewnętrzny i świadomość odrębności i tożsamości dorosłej osoby oraz jej rodziny. Jeśli wszystkie strony to akceptują, nie widzę dlaczego trzeba by było uciekać setki kilometrów od rodziny.
  • Moi rodzice zostali w ubiegłym roku sami w dość dużym domu (klasyczna pietrowka z końca lat 80). Przez lata ten dom był idealny wymiarami dla naszej 6-osobowej rodziny. Teraz na co dzień piętro jest mało wykorzystane, ale gdy w sobotę były u rodziców wszystkie wnuki i wszystkie dzieci z żonami/mezami to wcale nie było za dużo wolnego miejsca ;) A wnuków dopiero sześcioro i raczej zanosi się na drugie tyle ;) Tyle, że 3 z naszej czwórki mieszka w tym samym mieście, co rodzice, więc bywamy u nich często (właściwie w każdą niedzielę ktoś jest i zazwyczaj w tygodniu też) I rodzice jeszcze młodzi, więc nie maja problemu z utrzymaniem domu.
    Podziękowali 1Agnieszka88
  • Nie przeczę, że tak da się żyć. Ja dziękuję, postoję. Trzeba po prostu zobaczyć tam siebie z inną rodziną obok. Może działać a może nie.
  • Moi dziadkowie mieszkali w domu, fakt, że niedużym, na starość cała rodzina namawiała ich na przeprowadzkę. Ze taniej, lżej i w ogóle. Dziadkowie stwierdzili, że właśnie dom trzyma ich w dobrej kondycji.
    Dziadek miał swój garaż - do dziś mimo 90 tki, jak ma sile to schodzi. Babcia swój ogród.  Nie byli zamknięci w czterech ścianach, z jedyną  atrakcją w postaci telewozora. Mieli co robić, gdzie wyjść. Było też dość miejsca by zorganizować imprezę rodzinną, czy latem grila
  • Może by założyć jakiś wątunio modlitewno-mieszkaniowo-domowy? Też bym się podłączyła, u nas teoretyczna opcja na coś niemalże powyżej marzeń się pojawiła, ale mooocno trzeba by omodlić właśnie, chętnie trochę zdrowasiek przyjmę i podaruję w zamian
  • Wątek się rozwinął, a ja bym chciała coś dodać w kwestii nastolatków. Rozumiem, kiedy są instrumenty. U nas nie ma i moje nastolatki zajmują dużo mniej miejsca. Mają mniej rzeczy, cały dzień spędzają na łóżku lub przy biurku albo poza domem.
    Maluchy zawalają stoły, podłogi zasypują klockami, gonią się po domu, bawią się w chowanego, potrzebują miejsca na zabawki i na ich rozłożenie. Najmłodsze generują dodatkowe foteliki do karmienia (zawalidroga), jeździki, wanienkę,wózek itd itp
    Podziękowali 2Joannna Natalia
  • @matuleczka, trudno przewidzieć przestrzeń dla dzieci z rodzinami. Nie wiadomo, jakie będą mieć rodziny i czy zechcą/będą mieć możliwość nas odwiedzać na starość.
    Moi rodzice kupili duże mieszkanie, żeby wnuki ich odwiedzały. I nie odwiedzają. Ja mieszkam ponad 300 km od nich, a z siostrą i bratem się skonfliktowali. Kiedyś, jak ich odwiedzaliśmy i wnuków było mniej (ok6) i tak salon był zawalony stołem, a pokoje obok za małe dla dzieci do zabawy. Dla nas nocowanie tam już nie jest możliwe (nie mieścimy się).
    Jak będą prawidłowe relacje, to chęci do wizyty będą i metraż wtedy niestraszny. W razie czego można przenocować w jakimś hostelu.
  • edytowano listopad 2017
    Dzięki. Powiem że albo modlitwy pomogły co poniektórych tutaj albo dobrze radzicie albo jedno i drugie bo jakoś udało nam się wczoraj dogadać w domu. Albo żonę mam wspaniałą... pewnie jedno i drugie i to ostatnie. Także szukamy dalej razem, dzieci się modlą, będzie dobrze.
  • Nas bylo w mieszkaniu 5 ( 4 chlopakow I ja wiekowo 3 rok po roku potem 7 I 9 lat roznicy). I u nas sprawdzalo sie poloczenie nastolatek plus maluch w pokoju. Tylko najstarszy mial pokoj na wlasnosc. I nikt mu tam nie przeszkadzal. W ciagu dnia mlodsze dzieci bawily sie w salonie, zadania I tak odrabialy w kuchni pod okiem mamy. Takze pokoje wspolne sluzyly im tylko do spania. Uczylam sie wieczorami jak juz jakis maluch spal, zadania w ciagu dnia w " swoim pokoju". Duzo wychodzilismy tez do znajomych a jak oni do nas przychodzili to tez nie bylo problemu bo sie drzwi zamykalo I maluchy nie przeszkadzaly. Jakos to wszystko funkcjonowalo bez wiekszych zgrzytow jedynie o toalete czasami ciezko. Kuchnie malutka mielismy takze tylko na wigilie razem jedlismy a tak to kazdy jakis kacik znajdowal sobie zeby przycupnac.Nie mielismy duzo zabawek I ksiazek ale biblioteka blisko byla wiec nie bylo sensu kupowac. Ogolnie minimalizm we wszystkim. Nie mam traumy z tego powodu I nie bylo u nas klotni o miejsce bo zwylke jak sie bracia klocili to ci co nie mieszkali ze soba lub ogolna klotnia o telewizor czy komputer. Mielismy tez trudna sytuacje rodzinna wiec moze tez dlatego takie przyziemne rzeczy nie byly istotne dla nas. Teraz jak sie sami przeprowadzalismy ostatnio z 2 dzieci to sami zaskoczeni bylismy ile tych rzeczy mamy-za duzo wszystkiego. Ja bym sie z checia czesci pozbyla ale maz pochodzi z rodziny gdzie wszyscy wszystko trzymaja latami choc nie uzywaja bo moze sie kiedys przyda I ciezko cos wyrzucic czy dac komus bo zaraz na miejsce odklada
    Podziękowali 1chabrowa
  • @Prayboy, bądź dobrej myśli. +
    @Bambidu, pięknie to napisałaś. Aż chciałabym zamieszkać w Waszym domu.( No ale swoje mieszkanie też lubię, a za lokatorami przepadam).
    Podziękowali 1Bambidu
  • @Prayboy ;
    doskonale cię rozumiem
    z własnego doświadczenia: mieszkaliśmy na 78,5 m na czwartym piętrze bez windy, (czyli trochę więcej na głowę niż u ciebie bo 13 m) mieszkanie dwupoziomowe - przez 15 lat było dobrze, bardzo dobrze... przez kolejne 4 lata mocno się zaczęliśmy się męczyć,
    człowiek był młodszy to i wtaszczył na czwarte piętro wózek a potem i dzieci ;)
    ale dzieci zamieniły się w nastolatki, my z mężem "zamieszkaliśmy" w salonie
    przestrzeń się koszmarnie skurczyła, moja pracownia - to stolik do kawy w salonie itp.
    taszczenie zakupów - duży problem, mimo, że młodzież pomagała
    zdrowie męża też sprawiało problem we spinaniu się na piętra

    marzyliśmy o domu... bez zdolności kredytowej :(
    marzenie się ziściło dzięki cudowi (wszyscy święci pomogli) w ciągu ostatniego pół roku

    udało się nam sprzedać mieszkanie w atrakcyjnej cenie dla kupującego (choć mieliśmy obawy czy się znajdzie chętny, bo mieszkania podobne do naszego i obok w bloku potrafiły wisieć w ofertach po kilka lat), w końcówce było nawet 3 chętnych, sprzedaliśmy w ciągu 4 miesięcy; wcześniej udało się sprzedać działkę po moich dziadkach

    Za to kupiliśmy dom na obrzeżach miasta (ale jeszcze w Krakowie), dalej od centrum, z gorszą komunikacją miejską - kilometr od przystanku (za to jest pociąg - kolejka jeżdżąca na lotnisko 50 m od domu). Ale młodzież już samodzielna i nie muszę nikogo do przedszkola, szkoły odwozić. (chyba, że sporadycznie i po drodze). Świetnie sobie radzą, pociąg chwalą.
    Gdy szukaliśmy miejsca braliśmy pod uwagę logistykę - odległe i źle skomunikowane lokalizacje odpadały.
    Jest w końcu czym oddychać. Idealnie nie jest (np.przydał by się jeszcze jeden pokój do pracy).
    Za to przeprowadzka - wielki wysiłek, multum rzeczy do wyrzucenia, tony książek do zniesienia i wniesienia (miłość to nich jest jednak zgubna ;) i ciągle się dziwię gdzie to się wszystko upchało w tym naszym mieszkanku.

    Podzieliłam się doświadczeniem...
    NIE TRACIE NADZIEI !!!
    Podziękowali 1Berenika
  • Dużo zależy tez od charakteru, jedni dobrze się czują wśród ludzi w gwarze, inni potrzebują więcej ciszy i samotności.
    Dużo lepiej zaczęłam dogadywać się z siostra, gdy już nie musiały smy dzielić pokoju. U nas ta dużą różnica wieku była spora przeszkoda, zupełnie inne miałyśmy potrzeby i zainteresowania 
    Podziękowali 2Milagro Katia
  • anulaczarnula powiedział(a):
    Reasumując to dom najlepszy kiedy dzieci małe, bo ogródek i w ogóle. Potem duuuuuże mieszkanie w mieście, bo życie nastolatków tego wymaga. Potem znów wieś, domek i salon, żeby dzieci i wnuki mogły nas odwiedzać.
    czyli rodzina sie powinna podzielić? mąż z nastolatkami w mieście, bo życie nastolatków tego wymaga, a ja z maluchami na wsi by miały ogródek i w ogóle? 
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.