Rzeczywiście taka postawa jest coraz bardziej powszechna. I widzę coraz więcej kobiet w dojrzałym wieku, które na wieść o wnukach uśmiechają się filuternie mówiąc, że one to na babcię się nie nadają.
A ktos je zmusza do opieki nad wnukami? Jedne panie jeszcze pewnie pracuja, inne maja hobby a inne wnuki. Moja sasiadka ma dzieci 2-12 lat i juz planuje, ze jak swoje wychowa, to sie zajmie wnukami. Juz planuje wakacje itp. Dzieciom mowi, ze najlepiej wczesnie sie pozenic, miec dzieci. Ale u nich to rodzinne, no i tez religijnie uwarunkowane, z tym wczesnym zamazpojsciem i dziecmi.
Zgadzam się, ale myślę, że piszemy tu o dwóch różnych sprawach. Babcie jednego czy dwojga wnucząt często bardzo je hołubią. Gdy rodzi się trzecie, czwarte i kolejne dzieci, to okazuje się, że taka nadwyżka jest zupełnie zbędną fanaberią.
A ten cytat to chyba był w kontekście sąsiada z dołu który niby był przeciw aborcji ale jak młodej rodzinie z góry urodziło się pierwsze dziecko to urzadzal awantury że za głośno tupie i biega. Ja to rozumiem jako zachętę by np przepuścić ciężarną w kolejce albo pomóc matce zapakować wózek do autobusu albo przewidzieć kącik dziecinny w restauracji, nie robić problemu jeśli dziecko halasuje w kościele albo w kolejce. Albo taką prostą życzliwość np matka z trzylatkiem w sklepie, kiedy on krzyczy siku to udostępnić prywatne wc pracowników, takie przykłady.
Ale chyba zawsze byłe matki, babcie egoistki. Mam wrażenie, że więcej ich było w latach 70-tych niż teraz. Nigdy dziecko nie było ta hołubione, nie miało tyle uwagi i zainteresowania rodziny jak teraz.
Ja jeździłam do babci na wakacje bo mama pracowała i za bardzo nie miała co ze mną zrobić. Dostałam łóżko i posiłek, pomagałam w domu i gospodarstwie, nikt mi nie zapewniał rozrywek. Czasami w niedziele był spacer albo relaks nad rzeką. Tak myślę, że teraz moja babcia byłaby nieźle skrytykowana za olewanie i wykorzystywanie wnuczki. Nigdy nie składała mi życzeń na urodziny, nie kupowała prezentów. Nie mamy ani jednego wspólnego zdjęcia.Nigdy się ze mną nie bawiła, zabawą było dla mnie towarzyszenie jej w pracy Nie była na mojej komunii bo miała swoje obowiązki i było jej za daleko. Bardzo kochałam moją babcię, nauczyła mnie szyć i pracy w ogródku, tak przy okazji jak wspólnie pracowałyśmy "na serio". Moja mama zawsze dziękowała jej za pomoc i przypuszczam, że nie zrozumiałaby tego watka.
O to to właśnie Moja babcia nie bawiła się z nami-chyba, ze gra w karty w "Dupa biskupa" jak już mieliśmy z kuzynem powyżej 10 lat, może kiedyś tam czytała książeczki (ale od tego miałam ukochaną ciocię, jej najmłodszą córkę). Nie rozpieszczała, nie ciućkała, nie krzyczała (no, może czasami), ale po prostu była i pomagała w wychowywaniu nas (tylko w wakacje, ferie i święta). Nigdy nie podważała zdania rodziców, wymagała szacunku wobec nich także poza ich obecnoscią-babci się można było poskarżyc na rodziców, przytuliła, pocałowała, ale burę też potrafiła dać i przyznawała rację rodzicom, nawet, jeśli wcale tak nie myślała (oj, słyszało się, jak im nagadywała, ze przesadzają z czymś tam-ale to tylko wtedy, kiedy dzieci nie słyszały. Albo się wydawało, ze nie słyszą) Babcia wymagała, dyscyplinowała, chwaliła. Bycie u babci(i dziadka) to właśnie taka codziennosć przy normalnych pracach domowych, w ogródku, w polu. Zakupy, karmienie kurek, siekanie zieleniny pisklętom, normalna krzątanina kuchenna, domowa itp itd. Bez tych wszystkich odpał w stylu moje cudowne, najpiękniejsze, najmądrzejsze dziubaski babuni. Babcia nie używała wielkich słow, nie tuliła maniakalnie i nie zapewniała, jak to kocha swoje wnuczątka. Babcia kochała przez spojrzenie, marchewkę wyciągniętą z kieszeni fartucha, rożkiem z landrynkami, smalcem ulubionym, "załatwieniem" przejażdzki na koniu sąsiada czy zabawą z wnukami koleżanki z drugiego końca wsi. Uszytą pościelą specjalnie dla danego wnuka, ukrytymi pośród liści najpiękniejszymi truskawkami, grządką groszku specjalnie dla dziecka, puszczeniem dziecka po zmierzchu do pobliskiej piekarni, po gorący, wiejski chleb. Kochała niezmuszaniem do picia mleka prosto od kury i pozwoleniem wysypiania się do południa, wędrówkami nad jezioro pomimo bólu głowy i jagodobraniem pomimo obowiązków w obejściu. Kochała wymaganiami, zasadami, wartosciami. Nigdy nie odmówiła pomocy, ale też się z nią nie narzucała-to było jakoś tak naturalne,że wnuki przyjeżdżały na wakacje, ferie, święta i babcia zawsze czekała na to, ale jak przyjeżdżaliśmy nie było żadnych fajerwerków, tortów powitalnych i góry słodyczy czy zabawek.
Oczywiście że obowiązek opieki nad dziećmi spoczywa na rodzicach. Jednak nie jest normalną ani zdrową rodzina w ktorej nie można liczyc na pomoc przy wnukach ze strony dziadków jeśli tylko zdrowie im.na to pozwala.
O tym braku obowiązku pomagania przez dziadków to ja słyszę od osób które mają wielką pomoc ze strony rodziców i teściów przy dzieciach. Taki paradoks. Tak samo jak o tym.ze nigdy nie wIzieliby kredytu od tych co mają mieszkania od rodziców czy ze spadku.
doprawdy? teściowej raz zostawiliśmy dzieci m jak się Mikołaj uodził, na noc. Dwa na kilka godzin, gdy Kajtek wcześniak leżał na oiomie. Moja mama kilka dni zajmowała się Zosią u nas, po kilka godzin i raz przyjechała na tydzień jak Kajtek był na wyciągu po złamaniu. Za każdą pomoc jestem wdzięczna, bo nie musiały. Kochają wnuki tak jak umieją. A że obie są stare mocno, to głównie się to objawia tym że się modlą. i ok.
To jest oczywiste że ważne są też uwarunkowania. Babcia 80 letnia raczej się nie nadaje do zajmowania wnukami, zwłaszcza niemowlakami ale zdrowa 60 latka emerytka mogłaby chyba raz na parę miesięcy zostać z wnukami na kilka godzin. Oczekiwanie codziennej pomocy przy wnukach jest dla mnie tak samo patologiczne jak jej całkowity brak nawet w takich okolicznościach jak pobyt matki w szpitalu czy innych wyjątkowych.
U nas rodzice chętnie pomagają, chociaż zdecydowanie nie jest to sensem ich życia W sytuacjach podbramkowych za to - zawsze. Nasi dziadkowie tez brali spory udział w opiece nad nami w dzieciństwie , bo chcieli nie musieli. Ponieważ mieszkali w mieście, zabierali nas w góry, nad jeziora Jedna babcia dbala o nasze zycie kulturalne-zabierala nas do teatru, na balet, druga babcia gotowała ulubione dania i ciasta i opowiadała historie ze swojego życia . Dużo miłych wspomnień
Dlatego że w zdrowej rodzinie jest miłość a z niej wynika chęć kontaktu, pomocy, wspierania. To takie zachowania jaki opisała aga85. Naprawdę już takie truizmy trzeba tlumaczyc?!
Ale dlaczego dziadkowie mają pomagać przy wnukach? To nie ich powinność. Oni są od kochania, rozmów, bycia, a nie od pomocy. Pomoc, to w wyjątkowych sprawach.
Wg mnie najważniejsze jest budowanie więzi w rodzinie. Bo rodzina posiada pewien status prawny Dziadkowie oczywiście nic nie muszą wg niektórych ale my mamy obowiązek (prawny) zająć się starymi rodzicami
Dlatego że w zdrowej rodzinie jest miłość a z niej wynika chęć kontaktu, pomocy, wspierania. To takie zachowania jaki opisała aga85. Naprawdę już takie truizmy trzeba tlumaczyc?!
Wg mnie chęć kontaktu wynika z więzi zbudowanej w dziecinstwie Oczywiscie ideałem jest więź zbudowana na miłości ale ludzie są różni . Nie każdy jest miły i przytulasny.
Ale jaki związek ma to, że zajmujemy się rodzicami a tym, że oni nie muszą się zajmować wnukami? Przecież to nie ma związku. Co więcej, wnuki powinny widzieć i uczestniczyć w tej pomocy, by tworzyły się więzi, by dla nich było to naturalne. A obserwuję w swojej bardzo szeroko pojętej rodzinie, że dzieci (nawet nastolatki), nie są wciągane za bardzo do prac trudniejszych. Dla mnie to przedziwne.
Komentarz
"na mnie nie liczcie"
i teściowa się dziwi, że się nie odzywamy...
Moja sasiadka ma dzieci 2-12 lat i juz planuje, ze jak swoje wychowa, to sie zajmie wnukami.
Juz planuje wakacje itp. Dzieciom mowi, ze najlepiej wczesnie sie pozenic, miec dzieci.
Ale u nich to rodzinne, no i tez religijnie uwarunkowane, z tym wczesnym zamazpojsciem i dziecmi.
Babcie jednego czy dwojga wnucząt często bardzo je hołubią.
Gdy rodzi się trzecie, czwarte i kolejne dzieci, to okazuje się, że taka nadwyżka jest zupełnie zbędną fanaberią.
Moja babcia nie bawiła się z nami-chyba, ze gra w karty w "Dupa biskupa" jak już mieliśmy z kuzynem powyżej 10 lat, może kiedyś tam czytała książeczki (ale od tego miałam ukochaną ciocię, jej najmłodszą córkę).
Nie rozpieszczała, nie ciućkała, nie krzyczała (no, może czasami), ale po prostu była i pomagała w wychowywaniu nas (tylko w wakacje, ferie i święta). Nigdy nie podważała zdania rodziców, wymagała szacunku wobec nich także poza ich obecnoscią-babci się można było poskarżyc na rodziców, przytuliła, pocałowała, ale burę też potrafiła dać i przyznawała rację rodzicom, nawet, jeśli wcale tak nie myślała (oj, słyszało się, jak im nagadywała, ze przesadzają z czymś tam-ale to tylko wtedy, kiedy dzieci nie słyszały. Albo się wydawało, ze nie słyszą)
Babcia wymagała, dyscyplinowała, chwaliła. Bycie u babci(i dziadka) to właśnie taka codziennosć przy normalnych pracach domowych, w ogródku, w polu. Zakupy, karmienie kurek, siekanie zieleniny pisklętom, normalna krzątanina kuchenna, domowa itp itd. Bez tych wszystkich odpał w stylu moje cudowne, najpiękniejsze, najmądrzejsze dziubaski babuni.
Babcia nie używała wielkich słow, nie tuliła maniakalnie i nie zapewniała, jak to kocha swoje wnuczątka. Babcia kochała przez spojrzenie, marchewkę wyciągniętą z kieszeni fartucha, rożkiem z landrynkami, smalcem ulubionym, "załatwieniem" przejażdzki na koniu sąsiada czy zabawą z wnukami koleżanki z drugiego końca wsi. Uszytą pościelą specjalnie dla danego wnuka, ukrytymi pośród liści najpiękniejszymi truskawkami, grządką groszku specjalnie dla dziecka, puszczeniem dziecka po zmierzchu do pobliskiej piekarni, po gorący, wiejski chleb. Kochała niezmuszaniem do picia mleka prosto od kury i pozwoleniem wysypiania się do południa, wędrówkami nad jezioro pomimo bólu głowy i jagodobraniem pomimo obowiązków w obejściu. Kochała wymaganiami, zasadami, wartosciami.
Nigdy nie odmówiła pomocy, ale też się z nią nie narzucała-to było jakoś tak naturalne,że wnuki przyjeżdżały na wakacje, ferie, święta i babcia zawsze czekała na to, ale jak przyjeżdżaliśmy nie było żadnych fajerwerków, tortów powitalnych i góry słodyczy czy zabawek.
teściowej raz zostawiliśmy dzieci m jak się Mikołaj uodził, na noc. Dwa na kilka godzin, gdy Kajtek wcześniak leżał na oiomie.
Moja mama kilka dni zajmowała się Zosią u nas, po kilka godzin i raz przyjechała na tydzień jak Kajtek był na wyciągu po złamaniu. Za każdą pomoc jestem wdzięczna, bo nie musiały. Kochają wnuki tak jak umieją. A że obie są stare mocno, to głównie się to objawia tym że się modlą. i ok.
Nasi dziadkowie tez brali spory udział w opiece nad nami w dzieciństwie , bo chcieli nie musieli. Ponieważ mieszkali w mieście, zabierali nas w góry, nad jeziora Jedna babcia dbala o nasze zycie kulturalne-zabierala nas do teatru, na balet, druga babcia gotowała ulubione dania i ciasta i opowiadała historie ze swojego życia . Dużo miłych wspomnień
Dziadkowie oczywiście nic nie muszą wg niektórych ale my mamy obowiązek (prawny) zająć się starymi rodzicami
Oczywiscie ideałem jest więź zbudowana na miłości ale ludzie są różni .
Nie każdy jest miły i przytulasny.