Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Prawo Jazdy - wątek dla zdających, odświeżających i marzących aby je mieć! :)

1356758

Komentarz

  • Dacie radę dziewczyny!!! Ja oblałam 6 razy w Lublinie. 3 razy na placu, 3 razy na mieście.
    Potem kilka lat przerwy, przeprowadzka pod Warszawę.
    Zrobiłam kurs od nowa, dodatkowo wykupiłam 18 godzin jazdy tylko w okolicy ośrodka egzaminacyjnego :D i...ledwo zdałam. No ciężkim przypadkiem byłam.
    Ale za to jak w środku śnieżnej zimy 2005 dostałam w końcu prawo jazdy, z dnia na dzień zaczęłam jeździć z 4 dzieci na pokładzie bez większych problemów. Do dziś pamiętam tę radość i poczucie wolności
  • JA TYLKO NAPISZE TAK...

    NIE ROKOWAŁAM, OJ NIE ROKOWAŁAM.....

    NAWET INSTRUKTOR MÓJ MI NIE WRÓŻYŁ SZCZĘŚCIA....

    A JA NOWENNE DO ŚW RITY I ZDAŁAM ZA PIERWSZYM RAZEM I JEŻDŻĘ I SUPER SOBIE RADZĘ:):)
  • o! ja właśnie robię kurs, jestem w okolicach 22h jazdy, wykupiłam w sumie 40h...

    kurs robię w tajemnicy przed rodziną... tzn. mąż wie, ale tylko on :)
    to część mojej motywacji - niespodzianka, jaką zrobię rodzicom i rodzicom męża :)

    dawno temu, 12 lat, robiłam kurs i dwa razy podchodziłam do egzaminu, za pierwszym razem oblałam słusznie, za drugim wg mnie - nie, więc się na to obraziłam 
    kto zdawał w tamtym czasie, to pamięta, że wtedy w W-wie zdawało się co najmniej 3 razy... moja koleżanka podchodziła 9 razy, a nie była jakaś nieogarnięta... po prostu korupcja kwitła
    w każdym razie rodzice a nawet bardziej dalsza rodzina (bo rodzice w końcu odpuścili), jakby się uwzięli, i teraz temat wypływa za każdym razem jak się nie ma do czego doczepić ;) 

    inna rzecz, że jakoś nie czuję do tego weny :( 
    Nie lubię kierować, lubię być pasażerem i rozglądać się przez okno, podziwiać krajobrazy i budynki...
    Póki co to, jedyna taka rzecz, za którą się biorę i mi tak bardzo nie leży... traktuję to jako szkołę pokory
    Bogu dzięki mam śmiesznego instruktora, bo bym się tam zapłakała w tym samochodzie... 

    robię po to, żeby jeździć i żeby móc się przeprowadzić ewentualnie w jakieś mniej skomunikowane miejsce, 
    móc uczestniczyć w spotkaniach dla mam i innych fajnych rzeczach organizowanych przez nasze przedszkole-na-końcu-świata, 
    a i jeszcze po to żeby móc sobie pojechać wieczorem do jakiegoś dużego sklepu (meblowego np.) na obrzeżach miasta i nie musieć ciągnąć ze sobą męża w roli kierowcy
      
  • Róbcie, róbcie.
    U nas tylko ja jestem kierowcą i tak już pewnie zostanie jak widzę motywację mojego męża.
    Biegunki ze stresu już nie mam, za to mam: wygodę robienia zakupów, dojazd gdzie chcę, możliwość pojechania sobie gdzieś tam, zresztą na wsi bez samochodu to koszmar. W Warszawie samochodu używam rzadko, bo jednak komunikacją często idzie sprawniej. No chyba że na jakieś peryferie, to wtedy tak.
    Męczą mnie zasadniczo święta albo wakacje - no tak w tym roku Boże Narodzenie, co roku wychodzi zresztą tak samo - pracuję w wigilię do 16, jadę do domu, pakuję towarzystwo, i wiozę ich do jednych albo drugich rodziców. Mąż ma wolne, ale to ja go wiozę z przyczyn oczywistych. I modlę się do Anioła Stróża, żebym ich jeszcze dowiozła w jednym kawałku, bo po obsłużeniu i wysłuchaniu średnio ze dwustu osób mam ograniczoną percepcję.
    Ale sobie radzę świetnie, i dzięki temu mogę myśleć o własnej firmie, jestem wolna i mobilna jakby co i tyle.
  • Dajcie pliiisss jakieś plusy poruszania się autem. Bo myślę o tym, że "szklanka do połowy pusta" - to parkowanie, szukanie miejsca na parking, oddrapywanie szyb z lodu, strach, że ukradną..., że się zepsuje itp.

    A i lęk egzystencjalny na drodze typu tir nadjeżdża

  • @ marteczka za siódmym razem dobrze się zdaje :)
    mówię to ja !

    i Katanna wyżej chyba też :)

    będzie dobrze

    tylko dziewczyny jak zdacie to koniecznie zacznijcie jeździć !

    bo potem auto przed domem a ja i tak na pks z dzieckiem lecę, bez sensu zupełnie :(
  • UJa, ale Ty trochę usprawiedliwiona, bo teren górzysty :D
  • Poza tym, jak patrzę na przyjaciółkę, która jeździ od niedawna, że każdy przejazd to jest stres...że zawsze jest uff, że dojechała...

    trochę mi się odechciewa...

    ale faktycznie - wygoda jest

    Podaję przykłady z życia bez samochodu:

    na działkę się nie jedzie, bo się odechciewa 1,5 godziny w komunikacji itp.

    na wieś do rodziny się nie jedzie, bo nie wiadomo, czy autobus zabierze i czy przyjedzie

    do sklepów się jeździ tych z dobrym dojazdem, a nie tych tańszych

    I w ogóle od dwudziestu paru lat żyję według linii tramwajowych i autobusowych

    ale są plusy jazdy tramwajem:

    odmawiam różaniec, patrzę przez okno i widzę zmiany w mieście, słucham ludzi w tramwaju, obserwuję, jestem jakoś bliżej nich

    można się nasłuchać opinii młodzieży w czasie sesji itp itd

  • Z samochodem nabiera się wiatru w żagle, albo skrzydeł - co kto woli.
    AgaMaria - ta wolność jest nieoceniona. Chcesz - jedziesz, nie chcesz - nie jedziesz, a nie, że ktoś Cię nie zabierze/ warunki nie takie itp.
    W samochodzie bardzo się dobrze odmawia różaniec. A jak ciężej, to płytę CD można zarzucić.
    Tramwajem możesz się przejeżdżać rekreacyjnie ;), a nie z musu.
    W kwestii parkowania - polecać się Aniołom Stróżom.
    k.
  • AGA MARIA ALE AUTOBUS Z DZIEĆMI I WIEEELKIM CIĘZKIM WÓZKIEM I DO TEGO NAJLEPIEJ JESZCZE W CIĄŻY TO PRAWDZIWA POKUTA I WYCZYN GODNY REKORDU GUINESSA, NA PRAWDĘ, NO I JEST SIĘ DARMOWA ATRAKCJA DLA JADĄCYCH W TYMŻE AUTOBUSIE, MASAKRA...JA DZIĘKUJE, WOLE KAŻDY KOREK..
  • Jasne jasne. Wyczuwam te plusy. Trochę Was podpuściłam, żeby przeczytać te plusy samochodu. Na nóżkach człowiek czasem dużo bardziej zmęczony, tyle, że się rusza, jak idzie do przystanku...

    w aucie jest cały prawie czas ciepło, nie stoi się na przystanku, o 20 minut, bo tramwaj wypadł z rozkładu, nie kaszlą współpasażerowie itp.

    Tyle, że tę rzeczywistość tramwajową mam oswojoną, a auto to nowość

    a dostrzegam ostatnio, żem konswerwatystka i nie lubię zmian

  • Gdyby u nas na wsi tramwaj był, to moje niejeżdżenie wcale by mnie nie martwiło. Wcale.
  • Chciałam powiedzieć, że w ramach tej wolności od ponad 20 lat mam migawkę* na wszystkie linie. Uwielbiam to. Wsiadam w to, co nadjedzie, bez przeciskania się do kasownika. Lubię zmieniać tramwaje, jeździć po nietypowych trasach, pewnie będę lubiła jazdę samodem, oby ruch był nie za duży...

     

    *po łódzku bilet miesięczny

  • Około ósmej rano naprawdę szybciej jedzie się tramwajem niż autem. Przy dworcu jest korek i tramwaj go gładko mija...Musiałabym wyjeżdżać chyba przed siódmą, żeby ten tłok wyprzedzić, a wracać z kolei tak, żeby jeszcze było miejsce parkingowe przed blokiem...
  • W każdym razie czekają nas autowe emocje i przygody oby bez kolizji i wypadków...
  • Acha, poruszanie się komunikacją nauczyło mnie zabierania ze sobą minimalnej ilości rzeczy...na przykład wodę staram się po drodze wypić, żeby jej nie nosić...

    trasę tak obmyślam, żeby pakunki były na końcu...

    dostrzegam jeszcze jedną zaletę samochodu - zakupy można zostawić na dole w bagażniku

  • I przestałabym spotykać tych znajomych, których spotykam idąc na przystanek :(
  • patrze
     tyle tu nowych postów
    wchodzę poczytać
    a tu AgaMaria gada sama ze sobą :)

    Aguś w jednym poście byś to zmieściła :P
  • @uJa ; [-X ten wątek jest właśnie po to! Żeby się wygadać w tym temacie...

    Ja Cię Aga rozumiem. Mi też było wygodnie bez prawka. Zawsze to ja mogłam wypić jakieś winko czy coś, na piechotę sobie łaziłam dla kondycji, różaniec akurat odmówiłam, audycji ciekawych posłuchałam, zaszłam gdzie chciałam jak po drodze jakaś wystawa przykuła moją uwagę... ale... to są mizerne plusy z faktem posiadania auta. To jest inna para kaloszy i chyba lepiej mieć niż nie mieć :) także się nie bój :D ja teraz odmawiając różaniec jedną dziesiątkę poświęcam na modlitwę abym była dobrym kierowcą. I wierzę, że takim będę!
  • UJa, to była taka seria wypowiedzi w rodzaju: już przecież siadam do pracy i za chwilę przychodziła mi jakaś świetlana myśl do głowy w temacie...faktycznie temat u nas aktualny, obawy spore. Przepraszam za zajmowanie eteru. A do tekstu pracy już zajrzałam, a teraz wychodzę na pocztę spełnić obowiązek Mikołaja.
  •  ja teraz odmawiając różaniec jedną dziesiątkę poświęcam na modlitwę abym była dobrym kierowcą. I wierzę, że takim będę!
    Mnie cała Pompejańska nie pomogła. Dalej się boję wsiąść sama do samochodu. 
  •  ja teraz odmawiając różaniec jedną dziesiątkę poświęcam na modlitwę abym była dobrym kierowcą. I wierzę, że takim będę!
    Mnie cała Pompejańska nie pomogła. Dalej się boję wsiąść sama do samochodu. 
    powiało optymizmem :P
  • Oj, nie kazdy się nadaje na kierowcę.
    Za to myślę, że lubiłabym furmanką powozić. :D
  • Ja polecam zdawanie w ciąży  ;) Mam wrażenie że pan egzaminator był dzięki temu milszy . Choć tak naprawdę to pomogła Nowenna Pompejska. Wcześniej zdawało mi się że modlitwa w tak błahej sprawie jak prawko jest nieodpowiednia, ale jak zaszłam w ciążę i wiedziałam, że piechotą pewnie już nie dam rady pokonać pewnych odległości to wreszcie zaczęłam odmawiać pompejankę w tej intencji i zdałam  ;;) a był to siódmy raz i to po kilkuletniej przerwie po poprzednich  ;) A jeździ mi się świetnie   :) Polecam więc modlitwę i wytrwałość w zdawaniu. 
  • A masz doświadczenie @katarzyno s. z powożeniem furmanki ?;)
  • Nie hipolicie, nie mam, dlatego napisałam "lubiłabym", a nie "lubię" :D
    ale byłam furmanką wożona i przyjemniejsze to, niż jazda samochodem, nawet z najlepszym kierowcą ;)
  • He he, ja powoziłam furmanką i to nie raz. Koń nie zawsze słuchał i...hm, pierdzial, samochodem zdecydowanie lepiej kierować.
  • ja tam wolę wierzchem jeździć... niech się tylko ten błogosławiony stan skończy :D
  • ania49, Tobie, to się w pas kłaniam!  ^:)^
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.