Uwaga techniczna: na ogół (to znaczy najczęściej) hiszpański chleb (pan) to "barra de pan", czyli coś w rodzaju bułki wrocławskiej. Pyszny, gdy świeży, na następny dzień mocno już czerstwy, do tego stopnia, że trudny do zjedzenia. Jest też "pan de molde" (z formy), "hogaza" (w bochnach) albo "casero" (domowy) i inne. Nie znam dokładnej receptury, ale powiem jedno: to nie jest pieczywo na zakwasie. Raczej jest to odmiana zwykłego "barra de pan" o innym kształcie, zabarwiona np. karmelem albo czymś podobnym. Jestem ciekaw, czy w ogóle dodają do tego żytniej mąki. Oczywiście, są też bardziej wyrafinowane rodzaje pieczywa, ale podstawa w normalnym sklepie to właśnie to.
To nie jest tak, że Małgorzata jest jakaś wyjątkowa To Bóg dał Małgorzacie wyjtkową rodzine, bardzo dużą , ponad wyobrażenie współczesnego swiata , Ponad wielodzietność w takim rozumieniu standardowym I samo to stanowi niezwyklość, dzieci, ktorymi zosatliśmy obdarowani Nie MY jesteśmy jacyś fantastyczni Tylko Bóg miał fantastyczny pomysł dla nas
Znaczy, jak dla Was miał pomysł dla Was, to dla nas ma pomysł dla nas. Bardzo ładny tekst, dziękuję
W tych opowieściach matek, nie chodzi o naśladowania , ale bardziej o inspisracje, o pomysły Szukanie rozwiązań u siebie
Ja przynajmniej tak to rozumiem
celne. Bo ludzie czasem sluchaja takich historii jak poradnikow w stylu "jak zyc". Mysla, ze jesli przeniosa pewne zwyczaje, zachowania na swoj grunt to i u nich dobrze bedzie. A czasem po prostu nie pasuje ani do rodziny, charakterow, ani do realiow zycia.
- jak spędzacie czas wolny? - jak obdarzasz każde z dzieci indywidualną uwagą?
Masz rację Małgoś, dlatego tak się zastanawiałam, czy pytać o to, jak sobie radzi z nastawieniem społecznym, bo jakby tego rodzaju problemy dla słuchaczy nie istniały, a istniały takie, z którymi sobie powinny poradzić już przy drugim dziecku
Co do utraty dziecka. Moja siostra straciła syna w terminie. Minęło juz 10lat i od dawna widzi w jego śmierci błogosławieństwo dla całej rodziny, dla ich relacji. Maja orędownika w Niebie i czują to. No, ale oni pytali Boga "dlaczego", lecz nie z wyrzutem tylko poszukując Bożego planu.
Ale to PONAD pozwala inaczej spojrzeć na to TU. :-)
PONAD porzadkuje TU.W druga stronę to nie działa.
O to, to.
Bo TU:
- poszło z dziurą do szkoły
- nie wzięło zeszytu na fortepian
- usnęło bez mycia
- na obiad zdążyłam zrobić tylko kluski z serem
....
....
A PONAD:
jesteśmy
kochamy
i co tam reszta
I od razu wyjaśniam: staram się zszyć, gotować, przypominać o lekcjach, myć. Ale godzę się, że czasami nie wydolę. I nie życzę sobie, żeby to było odbierane jako "zaniedbanie podstawowych obowiązków rodzicielskich" z mozliwością ukarania. Za podstawowe obowiązki rodzicielskie uważąm: miłość i zapewnianie chleba. Masła już nie
I jak patrzë teraz, to te pytania to dokładnie mniej wiecej ten zasób z badań przedstawianych tam
Czyli to co proponują rodzicom media, doradcy, itp czyli taka indywidualizacja, rozwijanie ego tylko Ja nic do tego nie mam, do czasu dla dziecka, i wolnego czasu Ale Rodzina to są więzi , relacje A tak to wychodzi na to, że rodzina to zagrożenie, No bo jeśli Ona by odpowiedziała, że nie pośiwęca czasu, to by wyszło, że w takim razie po co tyle dzieci, że są zaniedbane emocjonalnie Co zresztą tutaj niektórzy w innych komentarzach też podnieśli A czy TYLKO o to chodzi ? czy tylko chodzi o czas dla dziecka?? I ile czasu pośiwecają rodzice np jedynaka? Więcej?? mniej?? Nie wiem, Ale pytaniami czas dla dzieci, to są najczęściej zadawane rodzicom wielodzietnym Jak rownież, te o dochody, czyli, ile musi zarabiać , skoro ma tyle dzieci, i o metraż mieszkania , czy siė mieszczą
A Ona tam mówiła o tym wszystkim PONAD tym Istnieje coś ponad tymi materialnymi sprawami, i ponad czasem
Czytam dyskusję, i chciałam napisać o tym czasie dla dziecka - ale mnie Małgorzata ubiegła
Ten tzw czas dla dziecka jest przereklamowany! Doszłam do tego po urodzeniu 5-go
Wspolczesny obraz człowieka - to postawienie jego emocji, uczuć, przeżyć i traum, wrażliwości itp w centrum, ta wiecie antropocentryczna wizja swiata jest tak silnie rozwinięta, tak bardzo przeniknela w nasze myślenie, ze przecież nawet te poradniki wychowawcze wyrastajace z gruntu chrześcijańskiego - także podkreślają wagę spędzania z dzieckiem czasu 1:1, zabezpieczania jego potrzeb emocjonalnych. Nazywa sie to nawet tzw "dobrym czasem". Ale przy większej ilości dzieci to jest niewykonalne!
I czytam ostatnio książkę, świetna zreszta, z wyd Appstolicum, i tam w jednym rozdziale to samo - rady jak spędzić z dzieckiem czas sam na sam - bo to jest podstawa dobrego wychowania, budowania relacji, rozwoju osobowości tegoż dziecka, no w ogóle wszystkiego A ja sie zastanawiam - czy taka Ulmowa, zarobiona matka wielodzietna, na wsi gdzie robota od świtu do nocy, miała czas dla każdego 1:1? Czy sw Katarzyna Sienenska była wystarczająco dopieszczona emocjonalnie przez rodziców, jako któreś tam - naste dziecko???
Ciagle wszędzie te emocje i zabezpieczenie potrzeb emocjonalnych i kontaktu - zawsze na pierwszym miejscu. Jak sie poczyta jakiekolwiek artykuły/książki to wszędzie tylko o tym. A wyjście jest jedno- żyć trzeba po prostu, nie bać sie ciężkiej pracy, samemu ćwiczyć w cnotach, wychowywać w tym duchu dzieci, nie byc antyswiadectwem, kochac meza/żone, przekazywać wiarę. Co wiecej trzeba? Myśle, ze to jest tez przyczyna tragedii współcześnie wielu rodzin, gdzie jest dwoje dzieci - i rodzice maja możliwość zabezpieczenia tych wszystkich potrzeb emocjonalnych swojej dwójki - ale moim zdaniem nic dobrego z tego nie wynika.
Czas z dzieckiem jest dobry, owszem, ale raz sie to uda a raz nie, przy większej ilości dzieci rarytasem jest bycie tylko z dwójką, rownież dla nich
I racje masz @Malgorzata, w świetle tych tendencji, pytanie: Jak organizujesz czas aby mieć go dla każdego dziecka po trochę - od razu wyklucza otwarcie sie na wiecej dzieci. Bo oczywiste, ze nie organizuje i nie mam tego czasu regularnie. I próba tłumaczenia, ze mam ale "inaczej" bedzie rodzic tylko takie komentarze jak MagdyCh w tym wątku - ze dorabia sie teorie do praktyki. No pewnie ze sie dorabia.
Tytułem wyjaśnienia. Lubię wchodzić w rolę konstruktywnego adwersarza. Szanuję Małgorzatę, was wszystkie - ale przecież to nie wyklucza stawiania pytań. Czasem pytanie mobilizuje nas do stawiania odpowiedzi.
Wracając do tematu: widzę jakieś pzreciwstawienie - tak jakby to co ziemskie, było złe. Nie można jednak w ten sposób wartościować.
Ja jeszcze zapamiętałam, jak Rosa, w tej części w której opowiadała o swoim dzieciństwie, o tym jak byli wychowywani, że oprócz tego że w domu mieli obowiązki, i że oczywiście ich obowiązkiem była nauka, to że byli zobowiązani przez rodziców by ich przyjaciele też dobrze się uczyli. Rosa chyba wspomniała coś o tym, że zapraszali do domu kolegów, żeby uczyć się razem z nimi i pomagać im w przedmiotach z którymi mieli problemy...
Ona za bardzo tego nie podkreślała, ale rodzina Rafaela Picha to była naprawdę zamożna rodzina. Opowiadała o tym, że dzieci nosiły ubrania jedno po drugim, że mama szyła ubrania dla dzieci, że nie mieli basenu, że ojciec pracował w ogrodzie i że pół wakacji spędzali na remontowaniu domu... a więc w sumie żyli jak zwykła, duża rodzina ale niezwykłe było to dlatego, że ich było stać na ogrodnika, na basen, na nowe, markowe ubrania, ale nie mieli tego, bo taka była decyzja ich rodziców, rodzice żyli skromnie i byli bardzo hojni i tego samego uczyli dzieci
i to Wam powie każdy w Hiszpanii, kto zna tę rodzinę - (i rodzinę Rosy i rodziny jej rodzeństwa też, bo oni żyją w tym duchu w którym wychowywali ich rodzice), że to jest wspaniała rodzina, bardzo bardzo bogata, ale też bardzo bardzo hojna, sami żyją skromnie i dzielą się czym mogą - takie życie dla innych a nie dla siebie
to się ładnie wiąże z wykładem P.Wolińskiego, w którym zwrócił uwagę na to że w motywowaniu dzieci statystycznie najczęściej padają argumenty korzyści osobistej: jak się będziesz dobrze uczył to Ty będziesz miał dobrą pracę, jak posprzątasz to obejrzysz bajkę itd. a bardzo mało, albo wcale, nie wskazuje się dziecku jako korzyści dobra wspólnego
to się ładnie wiąże z wykładem P.Wolińskiego, w którym zwrócił uwagę na to że w motywowaniu dzieci statystycznie najczęściej padają argumenty korzyści osobistej: jak się będziesz dobrze uczył to Ty będziesz miał dobrą pracę, jak posprzątasz to obejrzysz bajkę itd. a bardzo mało, albo wcale, nie wskazuje się dziecku jako korzyści dobra wspólnego
"ucz się, bo nigdy nie wiesz do czego Pan Bóg zechce cię w przyszłości wykorzystać byś służył ludziom. Masz być Jego narzędziem.". To bardzo ważne w moim odczuciu. Dzieci lubią/cenią ten argument.
Gdy poczytałam o hojności tej rodziny to przypomniał mi się rodzinny dom św. Joanna de Mola. Oni też żyli bardzo skromnie by móc być hojnym dla innych.
Tytułem wyjaśnienia. Lubię wchodzić w rolę konstruktywnego adwersarza. Szanuję Małgorzatę, was wszystkie - ale przecież to nie wyklucza stawiania pytań. Czasem pytanie mobilizuje nas do stawiania odpowiedzi.
Wracając do tematu: widzę jakieś pzreciwstawienie - tak jakby to co ziemskie, było złe. Nie można jednak w ten sposób wartościować.
Magda, nie o to chodziło. Nie napisałam, że to co ziemskie jest złe. Ale chodziło o to, że jest coś ważniejszego od spraw ziemskich (czyt,materialnych) . To o czym napisała Małgorzata- ludzi interesuje rzeczywistość takich rodzin głównie (żeby nie napisać tylko) pod kątem spraw materialnych - dochody, metraż. Nawet jeśli chodzi o czas spędzony z bliskimi. Nie ważne czy tego wspólnego czasu jest dużo, czy mniej- ważne jaki on jest. Bóg stoi ponad tym wszystkim. I jeśli będziemy Go kochali i z miłością służyli naszej rodzinie to nie sądze że nasze dzieci mogą mieć jakieś braki emocjonalne.
Komentarz
- syn ma bardziej dbać o porządek w swoich rzeczach
- ten mały syn 6 letni, ma płakać tylko raz dziennie
celne. Bo ludzie czasem sluchaja takich historii jak poradnikow w stylu "jak zyc". Mysla, ze jesli przeniosa pewne zwyczaje, zachowania na swoj grunt to i u nich dobrze bedzie. A czasem po prostu nie pasuje ani do rodziny, charakterow, ani do realiow zycia.
- jak obdarzasz każde z dzieci indywidualną uwagą?
Masz rację Małgoś, dlatego tak się zastanawiałam, czy pytać o to, jak sobie radzi z nastawieniem społecznym, bo jakby tego rodzaju problemy dla słuchaczy nie istniały, a istniały takie, z którymi sobie powinny poradzić już przy drugim dziecku
Ale to PONAD pozwala inaczej spojrzeć na to TU. :-)
PONAD porzadkuje TU.
W druga stronę to nie działa.
z wielka ciekawością czytam watek.
Dużo cennych uwag odnajduje.
No tak, ale też to co tu i teraz również jest ważne. Nie da się być matką "ponad".
Magda, za bardzo trzymasz sie tego co ziemskie.
Wystarczy ze świat codziennie nam o tym przypomina. My mamy być jedna noga tu, a druga w niebie.
Czytam dyskusję, i chciałam napisać o tym czasie dla dziecka - ale mnie Małgorzata ubiegła
Ten tzw czas dla dziecka jest przereklamowany! Doszłam do tego po urodzeniu 5-go
Wspolczesny obraz człowieka - to postawienie jego emocji, uczuć, przeżyć i traum, wrażliwości itp w centrum, ta wiecie antropocentryczna wizja swiata jest tak silnie rozwinięta, tak bardzo przeniknela w nasze myślenie, ze przecież nawet te poradniki wychowawcze wyrastajace z gruntu chrześcijańskiego - także podkreślają wagę spędzania z dzieckiem czasu 1:1, zabezpieczania jego potrzeb emocjonalnych.
Nazywa sie to nawet tzw "dobrym czasem". Ale przy większej ilości dzieci to jest niewykonalne!
I czytam ostatnio książkę, świetna zreszta, z wyd Appstolicum, i tam w jednym rozdziale to samo - rady jak spędzić z dzieckiem czas sam na sam - bo to jest podstawa dobrego wychowania, budowania relacji, rozwoju osobowości tegoż dziecka, no w ogóle wszystkiego
A ja sie zastanawiam - czy taka Ulmowa, zarobiona matka wielodzietna, na wsi gdzie robota od świtu do nocy, miała czas dla każdego 1:1? Czy sw Katarzyna Sienenska była wystarczająco dopieszczona emocjonalnie przez rodziców, jako któreś tam - naste dziecko???
Ciagle wszędzie te emocje i zabezpieczenie potrzeb emocjonalnych i kontaktu - zawsze na pierwszym miejscu. Jak sie poczyta jakiekolwiek artykuły/książki to wszędzie tylko o tym.
A wyjście jest jedno- żyć trzeba po prostu, nie bać sie ciężkiej pracy, samemu ćwiczyć w cnotach, wychowywać w tym duchu dzieci, nie byc antyswiadectwem, kochac meza/żone, przekazywać wiarę. Co wiecej trzeba?
Myśle, ze to jest tez przyczyna tragedii współcześnie wielu rodzin, gdzie jest dwoje dzieci - i rodzice maja możliwość zabezpieczenia tych wszystkich potrzeb emocjonalnych swojej dwójki - ale moim zdaniem nic dobrego z tego nie wynika.
Czas z dzieckiem jest dobry, owszem, ale raz sie to uda a raz nie, przy większej ilości dzieci rarytasem jest bycie tylko z dwójką, rownież dla nich
I racje masz @Malgorzata, w świetle tych tendencji, pytanie: Jak organizujesz czas aby mieć go dla każdego dziecka po trochę - od razu wyklucza otwarcie sie na wiecej dzieci. Bo oczywiste, ze nie organizuje i nie mam tego czasu regularnie. I próba tłumaczenia, ze mam ale "inaczej" bedzie rodzic tylko takie komentarze jak MagdyCh w tym wątku - ze dorabia sie teorie do praktyki. No pewnie ze sie dorabia.
Rosa chyba wspomniała coś o tym, że zapraszali do domu kolegów, żeby uczyć się razem z nimi i pomagać im w przedmiotach z którymi mieli problemy...
Ona za bardzo tego nie podkreślała, ale rodzina Rafaela Picha to była naprawdę zamożna rodzina.
Opowiadała o tym, że dzieci nosiły ubrania jedno po drugim, że mama szyła ubrania dla dzieci, że nie mieli basenu, że ojciec pracował w ogrodzie i że pół wakacji spędzali na remontowaniu domu...
a więc w sumie żyli jak zwykła, duża rodzina
ale niezwykłe było to dlatego, że ich było stać na ogrodnika, na basen, na nowe, markowe ubrania, ale nie mieli tego, bo taka była decyzja ich rodziców, rodzice żyli skromnie i byli bardzo hojni i tego samego uczyli dzieci
i to Wam powie każdy w Hiszpanii, kto zna tę rodzinę - (i rodzinę Rosy i rodziny jej rodzeństwa też, bo oni żyją w tym duchu w którym wychowywali ich rodzice), że to jest wspaniała rodzina, bardzo bardzo bogata, ale też bardzo bardzo hojna, sami żyją skromnie i dzielą się czym mogą - takie życie dla innych a nie dla siebie
to się ładnie wiąże z wykładem P.Wolińskiego, w którym zwrócił uwagę na to że w motywowaniu dzieci statystycznie najczęściej padają argumenty korzyści osobistej: jak się będziesz dobrze uczył to Ty będziesz miał dobrą pracę, jak posprzątasz to obejrzysz bajkę itd.
a bardzo mało, albo wcale, nie wskazuje się dziecku jako korzyści dobra wspólnego
"ucz się, bo nigdy nie wiesz do czego Pan Bóg zechce cię w przyszłości wykorzystać byś służył ludziom. Masz być Jego narzędziem.". To bardzo ważne w moim odczuciu. Dzieci lubią/cenią ten argument.
Gdy poczytałam o hojności tej rodziny to przypomniał mi się rodzinny dom św. Joanna de Mola. Oni też żyli bardzo skromnie by móc być hojnym dla innych.
Jakże ciężko to naśladować. :-(
Bóg stoi ponad tym wszystkim. I jeśli będziemy Go kochali i z miłością służyli naszej rodzinie to nie sądze że nasze dzieci mogą mieć jakieś braki emocjonalne.
@Małgorzata byłabyś dobrą katechistką
>:D<