Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Obiad ... czyli walka z dwulatkiem

edytowano czerwca 2011 w Pomagajmy sobie
Dobry wieczór wszystkim:bigsmile:


Piszę "obiad"a nie kolacja, ponieważ posiłek czeka sobie już ok 8 godzin, a ona czyli moja 2,5latka uparła się ze sama nie zje, o nie.
Nie pomaga pozytywna motywacja anie przekupstwo...
Zazwyczaj tak to wygląda, że wciskamy jej na siłę obiad, trwa to z godzinę.
Sama to ewentualnie spróbuje po czym niezainteresowana leci się dalej bawić.



Jak to zrobić, żeby jadła obiad sama, macie jakieś patenty które się sprawdziły...
Jeszcze nadmienię, że jak dostanie serek homo, albo coś słodkiego, wsuwa sama i nagle potrafi ładnie jeść bez problemu.
«1

Komentarz

  • Dzięki dobra kobito!!! Akurat dwa tygodnie do wyjazdu do dziadków, teraz albo nigdy:bigsmile:
  • A co z mlekiem modyfikowanym na noc?
  • Nie przejmować się zgłodnieje to samo przyjdzie jeść.
    Nikt jeszcze nie zagłodził się jeśli nie jest chory na anoreksję.
    Nie dawać nic między posiłkami to na pewno. Nawet soku nie tylko wodę do picia.
    Nie dawałabym też do wyboru różnych rzeczy, tylko ma jeść to co inni albo wcale.
    Może to wygląda na tresurę, ale u mnie dawało pozytywne rezultaty. I nie mam problemu z niejedzącymi dziećmi.
    Nie robic z jedzenia bożka. Nie wciskać. Bo jeśli życie zaczyna się kręcić wokół jedzenia to w wieku zbuntowanego dwulatka nie ma lepszej frajdy niż robić dorosłym na złość i w dodatku być w centrum uwagi.
  • Nie mam i nigdy nie mialam problemow z wciskaniem obiadow.
    Mlody jak jadl, to jadl, jak nie to nie, nikt nie robil z tego tragedii.
    Koniec koncow jest taki, ze Mlody lubi naprawde wszystko, je wszystkie jarzyny (podbiera mi pieczarki i wsuwa na surowo :surprised:), ogolnie zdrowo sie odzywia.
    Chyba najgorzej jest, jak babcie zaczynaja chwalic, zmuszac i podtykac: wtedy potrafi z przekory nie zjesc, jak widzi, jak komus na tym zalezy.
  • Ja również nigdy nie przejmowałam się niejedzącym dzieckiem. Chciało to jadło, nie chciało to nie jadło. Ale zazwyczaj na drugi lub trzeci dzień nabierało ochoty i apetytu na jedzenie.

    Jednak rady AB w #2 , są naprawdę mądre i trafione :ay:
  • [cite] Odrobinka Leśna:[/cite]Nie przejmować się zgłodnieje to samo przyjdzie jeść.
    Nikt jeszcze nie zagłodził się jeśli nie jest chory na anoreksję.
    Nie dawać nic między posiłkami to na pewno. Nawet soku nie tylko wodę do picia.
    Nie dawałabym też do wyboru różnych rzeczy, tylko ma jeść to co inni albo wcale.
    Może to wygląda na tresurę, ale u mnie dawało pozytywne rezultaty. I nie mam problemu z niejedzącymi dziećmi.
    Nie robic z jedzenia bożka. Nie wciskać. Bo jeśli życie zaczyna się kręcić wokół jedzenia to w wieku zbuntowanego dwulatka nie ma lepszej frajdy niż robić dorosłym na złość i w dodatku być w centrum uwagi.
    Moj im bardziej głodny tym mniej jadł... Nie poczekałam co dalej bedzie.

    U mnie sie sprawdziła metoda - zero obiadu, zero słodyczy
    Potem przyszła Pascha i worek słodyczy.
    Powiedziałam - posiłek zjedzony - smakołyk po.
    Ale sie rozjedli :wink:
  • Moja dwulatka za to juz od śniadania woła: "mieeesooooo! mniaaammmm! mieeesooo!" bo juz się jej obiadu zachciewa.
    My jeszcze - jak się jej niby odwidzi, i mówi, że nie będzie jeść - karmimy lalę, misia i pieska, potem Emilka karmi lalę, misia i pieska, a potem karmi się sama. I zapomina nagle, że na pytanie czy bedzie jadła odpowiadała "nie".
  • Czasem działa hasło - "a XX nie je dziś śniadania".
    Na przekorę dobre :cool:
  • Są pierwsze rezultaty lekkiego przegłodzenia:) Sama wsunęła marchewkę i całkiem sporą porcję jogurtu naturalnego z truskawkami. Będę trzymać się wersji że bez soków i słodkich przekąsek dopóki nie wsunie mi obiadu.
    Dzięki za porady, kochani jesteście!!! Grunt, żeby się przyzwyczaiła do czasu wyjazdu do dziadków, oni są w stanie położyć moje efekty wychowawcze w pół godziny:bigsmile:
  • @juka moje były u babci kiedy ja byłam u męża. Babcia doznała lekkiego szoku na widok ilości jedzonego przez nie obiadku. A miała nadzieję że porcja ugotowanego mięska wystarczy jej na dwa dni..., z zupką też nadzieje szybko prysły.
  • :ag:

    Beda jesc az sie bedzie kurzylo.... ze strachu, ze nic im nie zostanie:bm:
  • tak wlasnie mi sie przypomnialo, ze znajomi maja wlasnie tak metode jedzenia: kto pierwszy ten lepszy :bigsmile:

    Ogolnie jakos malo jedzenia kupuja i bardzo sie staraja zupelnie nie miec zadnych resztek. Na stol sie stawia co jest, kto za duzo grymasi i wymysla, temu nie zostaje nic z "lepszych kaskow" i na kolacje musi jesc np. tylko chleb z maslem
  • U nas się jadło i cieszyło, że jest :bigsmile: A jak człowiek nie zjadł, to następnego dnia było to samo.

    Za młodszymi babcia biegała i byli wybredni. Rodzina cieszyła się, że "mają wybredne podniebienie" tylko takie paróweczki czy takie, a potem wyrosły potwory w domu, co domagały się konkretnego typu parówek itp. i się zaczął problem.

    Nienawidzę biegania z jedzeniem za dzieckiem.
    Jakoś dzieci z biednych domów nie mają problemu z wybrzydzactwem.
    Nie smędzą i nie są wytrymuśni.
  • Nie biegam z jedzeniem,nie namawiam,nie proszę.Jest posiłek,siadamy,a kto nie zje ten chodzi głodny do następnego posiłku.Dzieci mogą wybrać co zjedzą,wszak i ja nie wszystko jeść lubię.
    W moim domu rodzinnym , bardzo często lodówka była pusta,marzyło się choćby o chlebie z masłem.
  • [cite] AB:[/cite]Odstawic wszystko słodkie, białe pieczywo, serki, jogurciki, banany, parówki itp.
    Postawić na stole obiad- najlepiej tak, żeby dąło się coś wybrac- ugotowane pokrojone w słupki marchewki, brokuły, ziemniaczki, jakies mięska które lubi jesli je, owoce, gruby makaron. Pozwolic małej wybrac co chce. ja pozwalałam tez jesc palcami i kupiłam kolorowe sztućce z ikei, które moim dzieciom bardzo odpowiadają. I lubia dipy do maczania jedzenia :wink:
    Nie dawac nic pomiędzy posiłkami, odstawic soki i słodkie napoje...
    Po jakimś tygodniu- dwóch "małojedzenia" zaskakiwało u moich dzieciów.
    Juz widze moją małą jedzącą codziennie sam makaron :confused:
  • Mój 2-latek je wszytko za to prawie 7-latek prawie nic :( oczywiście zdaję sobie sprawę z tego że to moja wina i tak trudno mi to naprostować i być konsekwentną. Zawsze gtuję dwa obiady jden normalny dla nas i drugi dla Szymka coś co zje...
  • D-ska - koniecznie musisz miec wiecej dzieci.

    Ja juz nie gotuje kilku obiadów, teraz sie ciesze ze wiecej deseru dla mnie bedzie, bo u nas deser tylko dla jedzących to, co jest
  • Zawsze gtuję dwa obiady jden normalny dla nas i drugi dla Szymka coś co zje...
    Współczuję!

    Ja często czuję sie dyskryminowana gdy muszę ugotować jeden jednodaniowy obiad dla wszystkich. Najchętniej to bym nic nie gotowała, ale dzieci by mi tego nie darowały:bigsmile:
  • :bigsmile:

    Już coraz lepiej, chyba idzie w dobrym kierunku... raz jedzone więcej raz mniej ale już raczej samodzielnie, chyba ze spieszymy się gdzieś bardzo i trzeba coś wepchać.
    Córcia na lekkim głodzie generalnie, bez przekąsek, to chęniej je obiadek.

    Bywało i tak, zę na spacerku leciała za mną i wołała żeby jej wyciągnąć i dać bułkę, ale byłam twarda. Choć troche najadłam się wstydu.. Ale potem obiad zjadła super.
  • Wielorybek, gratuluję!!!

    Wiem, że dla matki to nie jest łatwe, ale dla dobra dziecka trzeba przez to przejść.
  • ja tam zawsze gotuje 'szwedzki bufet'. czyli dla Niny makaron bez sosu, (czasem sos zje obobno niczym zupke), jesli gotuje normalnie ziemniaki warzywa i jajko czy kotleta to nina prawie na pewno wciagnie jajko, i jednego dnia marchewki innego ziemniaki. no i wyjada garsciami makaron z durszlaka jak babcia do rosolu nagotuje.
    w przedszkolu nie ma wyboru a w domu pelna swoboda obyczajow
  • moja wlasnie wyjada salami z mojej kanapki. od miesiaca czy dwoch ma faze 'osobno' czyli z kanapki zje tylko wedline, makaron tylko bez sosu, sos wsunie wyzeczka jak zupke, schrupie kilka gotowanych warzyw i sucha bułke
  • Mignął mi ten wątek przed oczami, gdy Marysia zrzuciła z krzesełka do karmienia talerz, a Zosia rzuciła się od swojego stolika zjadać zawartość talerzyka z podłogi. Nieliczne kawałki udało mi się uratować:shamed:

    Mam problemy z dziećmi przy stole, ale jako żywo innego kalibru. Jak ocalić swoje danie, na ten przykład. Bogu dzięki.
  • [cite] Kinga:[/cite]....Mam problemy z dziećmi przy stole, ale jako żywo innego kalibru. Jak ocalić swoje danie, na ten przykład. Bogu dzięki.
  • @Kinga - ja mam to samo. Wczoraj mój pierworody samodzielnie przygotował obiad (ziemniaki pieczone z ziołami i czosnkiem). Tyle tylko, że nie przewidział, że mama też może być głodna. Gdy dotarłam do domu, towarzystwo kończyło już konsumpcję a na blasze został jeden ząbek czosnku ("dla taty, żeby też spróbował, bo on tak lubi pieczony czosnek"). Ugotowałam więc sobie i mężowi ziemniaki z zamiarem skonsumowania ich z sosem kurkowym, co został z poprzedniego dnia. Niestety, po wydzieleniu porcji mężowi i obdzieleniu dzieci, z których każde koniecznie musiało choć troszkę tych ziemniaczków z sosem spróbować dla mnie został tylko garnek do wylizania :sad: Na szczęście miałam też ugotowaną kapuchę na dzisiaj, więc z głodu nie umarłam :wink:

    U nas najlepszym sposobem na ewentualne grymaszenie przy jedzeniu jest pytanie: "Zjadasz, czy Twoje rodzeńśtwo ma skończyć?" Zazwyczaj apetyt wraca błyskawicznie. Chyba, że delikwent ma już faktycznie "pod korek", wtedy łaskawie pozwala dokończyć rodzeństwu, które zwykle skwapliwie korzysta z takiej wyjątkowej okazji. Ot, wielodzietna patologia niedożywiona :wink:
  • U nas Szymek nie czeka na pytanie czy Jasio ma po nim dokończyć sam pyta : Jasiek chcesz ode mnie , zobacz jakie pycha .
  • D-ska, też dobrze:bigsmile:
    Nakarmię obie, pod korek, a jakże. Potem siadam do swojego i się zaczyna: roczniak w ryk, czepia się kolan, łzy leją się rzęsiście - jakby od wczoraj nie jadła, a starsza patrzy jak pies w oczy i pyta: ale poczęstujesz mnie? Poczęstuj...
    Muszę nakładać sobie jak dla chłopa, wtedy akurat zostaje tyle, co trzeba:bigsmile:

    Katarzyna, ładne z tym czosnkiem... jakie troskliwe te dzieci :wink:
  • ja mam też ten problem. najlepiej je 6-latek, a dwu i czterolatek nie bardzo. gdy zobaczą obiad, to mówią "to nie pyszne" i odchodzą. robię to co lubią i to co chcieliby zjeść, ale nie zawsze i tak jedzą.

    gdy głodni to jedzą suchą! bułkę lub serki z lodówki. sami ją otwierają i biorą! nie pomaga zachęta, że będą słodycze po obiedzie.
    odechciewa się gotować!
    j.
  • Jak to zrobić, żeby jadła obiad sama, macie jakieś patenty które się sprawdziły...
    Właściwie to nigdy za bardzo nie mielismy problemów z samodzielnym jedzeniem posiłków natomiast od kiedy zaprzyjaźniliśmy się z rodziną z 8 dzieci te minimalne problemy jakie były zniknęły... bardzo motywacyjnie wpływa na dziecko widok drugiego dziecka jedzącego zwłaszcza gdy chwilę wcześniej ta porcja należała do niego.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.