Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Soja - niedobra? Oj, niedobra :-(

edytowano lipca 2011 w Czytelnia
SOJA OBIETNICE I ZAGROŻENIA

Okazuje się, że wbrew krzykliwej reklamie wychwalającej zbawienne dla zdrowia zalety soi, wytwarzane z niej zamienniki nabiału i mięsa oraz inne produkty mogą stać się źródłem bardzo poważnych problemów zdrowotnych.

Sukces propagandy, która doprowadziła do cudu sprzedaży soi, jest o tyle niezwykły, że zaledwie kilka dziesięcioleci wstecz, soja była uważana za coś nie nadającego się do spożycia.
Soja nie była wykorzystywana jako pożywienie aż do momentu odkrycia procesów fermentacji, co nastąpiło w okresie panowania dynastii Zhou w Azji. Pierwszymi potrawami z soi były produkty fermentacji, takie jak tempeh, natto, miso i sos sojowy. Później najprawdopodobniej w drugim wieku p.n.e., chińscy uczeni odkryli, że pure z rozgotowanej soi można poddać działaniu siarczanu wapnia lub siarczanu magnezu (gips modelarski lub epsomit, inaczej sól gorzka), wytwarzając w ten sposób twaróg tofu lub inaczej twaróg sojowy. Stosowanie produktów powstałych w wyniku fermentacji soi oraz chemicznego wytrącania rozprzestrzeniło się na inne
obszary Orientu, a zwłaszcza w Japonii i Indonezji.

Chińczycy nie spożywali nie sfermentowanej soi, jak to czynili z innymi strączkowymi, takimi jak soczewica, ponieważ zawiera ona dużo naturalnych toksyn, czyli "antypokarmów".
Najważniejszymi z nich są inhibitory enzymów, które blokują działanie trypsyny i innych enzymów koniecznych do trawienia protein. Inhibitory te to duże, ciasno zwinięte proteiny, których nie da się kompletnie unieczynnić poprzez gotowanie. Mogą one stać się powodem poważnych zaburzeń żołądkowych, obniżenia stopnia trawienia protein oraz chronicznego niedoboru aminokwasów. W doświadczeniach na zwierzętach dieta z dużą zawartością inhibitorów trypsyny powodowała powiększenie i stany patologiczne trzustki, z rakiem włącznie.
Soja zawiera również hemaglutyninę - substancję powodującą zlepianie krwinek.
Inhibitory trypsyny i hemaglutynina są inhibitorami wzrostu (hamują wzrost). Szczury
pozbawione mleka matki i karmione zawierającą te składniki soją nie rosną normalnie. Hamujące wzrost związki zostają unieczynnione w procesie fermentacji. Kiedy więc Chińczycy odkryli metodę fermentacji soi, zaczęli wprowadzać ją do jadłospisu. W produktach poddanych procesowi chemicznego wytrącania inhibitory enzymów koncentrują się w serwatce a nie w twarogu. Tak więc w tofu i twarogu występuje zredukowana ilość związków hamujących wzrost, lecz nie są one całkowicie wyeliminowane. Soja zawiera również czynniki wolotwórcze - substancje prowadzące do zaburzeń w czynności tarczycy.

Soja ma także w sobie dużo kwasu fitynowego, który występuje w otrębach lub łupinach wszystkich nasion. Jest to substancja mogąca zablokować przyswajanie zasadniczych soli mineralnych - wapnia, magnezu, miedzi, żelaza, a zwłaszcza cynku - w przewodzie pokarmowym. Chociaż kwas fitynowy nie jest substancją powszechnie znaną, został poddany dokładnym badaniom. Istnieją dosłownie setki opracowań na temat działania kwasu fitynowego.

Naukowcy są zgodni co do tego, że diety o podstawie zbożowo-strączkowej, bogate w sole kwasu fitynowego, powodują występowanie dużych braków soli mineralnych w krajach Trzeciego Świata. Analizy wykazują, że wapń, magnez, żelazo i cynk są obecne w żywności pochodzenia roślinnego, lecz wysoka zawartość związków fitynowych w diecie sojowo-zbożowej uniemożliwia ich przyswajanie.
Soja charakteryzuje się jednym z najwyższych poziomów związków fitynowych spośród wszystkich zbóż i strączkowych, które zbadano, przy czym zawarte w niej fityny są bardzo trudne do zredukowania w normalny sposób, jak na przykład przez długie gotowanie. Jedynie długa fermentacja znacznie obniża ich poziom w soi. Jeśli podczas spożywania produktów poddanych wytrącaniu, takich jak tofu, zjada się mięso, blokowanie przyswajania minerałów jest mniejsze. Japończycy tradycyjnie spożywają niewielkie ilości tofu lub miso jako dodatek do bogatego w sole mineralne rybiego rosołu, po czym jest podawane mięso lub ryba.

Wegetarianie, którzy konsumują tofu i twaróg sojowy jako substytut mięsa i produktów mlecznych, ryzykują ostry niedobór soli mineralnych. Skutki niedoboru wapnia, magnezu i żelaza są dobrze znane, natomiast jeśli chodzi o niedobór cynku sprawa nie jest dostatecznie jasna.
Cynk nosi nazwę pierwiastka "inteligencji", ponieważ jest konieczny do optymalnego rozwoju i funkcjonowania mózgu i układu nerwowego. Odgrywa on dużą rolę w syntezie proteinowej i tworzeniu kalogenu, bierze również udział w mechanizmie kontroli poziomu cukru w krwi i jest czynnikiem chroniącym przed cukrzycą. Jest niezbędny do zachowania w zdrowiu układu rozrodczego.
Cynk stanowi kluczowy składnik wielu witalnych enzymów i ma wpływ na układ immunologiczny. Fityny zawarte w produktach sojowych bardziej zakłócają przyswajanie cynku niż innych minerałów. Niedobór cynku może być przyczyną odczuwania "wyłączenia", które niektórzy wegetarianie mogą mylić z odczuciem "wysokiego" duchowego oświecenia.

Picie mleka jest podawane jako główny powód tego, że drugie pokolenie japońskich emigrantów żyjących w Ameryce jest wyższe od swoich przodków. Niektórzy naukowcy utrzymują, że prawdziwym powodem jest mniejszy poziom związków fitynowych w amerykańskiej diecie - bez względu na inne niedobory - podkreślając, że zarówno azjatyckie, jak i zachodnie dzieci, które odczuwają niedobór mięsa i produktów rybnych zmniejszających skutki wysokofitynowej diety, często cierpią na krzywicę, karłowatość i inne problemy dotyczące wzrostu.


WYIZOLOWANE PROTEINY SOI - wcale nie takie przyjazne.
Osoby zajmujące się przetwarzaniem soi usilnie pracują nad usunięciem tych antypokarmów z końcowego produktu, a zwłaszcza z wyizolowanych protein sojowych (Soy Protein Isolate - w skrócie SPI), które stanowią podstawowy składnik większości pokarmów sojopochodnych, takich jak imitacje mięsa i produktów mlecznych, pożywienia dla niemowląt oraz niektórych rodzajów mleczka sojowego.
Przygotowanie SPI w warunkach domowych byłoby raczej trudne. Produkcja odbywa się w fabrykach, gdzie w celu usunięcia błonnika zawiesina sojowa jest mieszana najpierw z roztworem alkalicznym, po czym poddaje się ją wytrącaniu i wydzielaniu poprzez wymywanie kwasem, a następnie neutralizacji w roztworze alkalicznym. Wymywanie kwasem odbywa się w zbiornikach aluminiowych, co powoduje przenikanie dużych ilości tego pierwiastka do końcowego produktu.

Powstały w wyniku tych procesów twaróg jest suszony poprzez rozpylanie go w wysokiej temperaturze, dzięki czemu końcowy produkt ma postać wysokoproteinowego proszku.
Ostatecznym etapem tego przetwórczego procesu jest poddawanie wyizolowanych protein sojowych (SPI) działaniu wysokiej temperatury i ich wyciskanie pod wysokim ciśnieniem, w rezultacie czego uzyskuje się teksturowane proteiny roślinne (Textured Vegetable Protein; w skrócie TVP).
Większość inhibitora trypsyny daje się usunąć przy pomocy wysokich temperatur, ale nie w całości. Jego zawartość w soi może się zmieniać w przedziale od 1 do 5. (W przypadku szczurów nawet niski poziom inhibitora trypsyny w SPI w przypadku żywienia ich tym pokarmem prowadzi do spadku przyrostu wagi w stosunku do grupy kontrolnej).
Niestety proces przetwarzania w wysokiej temperaturze wywołuje również niekorzystne efekty uboczne polegające na denaturacji innych protein w soi, sprawiając, że stają się one w znacznej mierze bezużyteczne. Z tego właśnie względu zwierzęta karmione soją wymagają dodatkowego podawania lizyny, aby zachować normalne tempo wzrostu.
Azotyny, które są potencjalnie rakotwórcze, tworzą się w procesie suszenia poprzez rozpylanie w wysokiej temperaturze, zaś w procesie działania alkaliami wytwarza się toksyczna substancja o nazwie lizynoalanina. Do wyizolowanych protein sojowych (SPI) i teksturowanych protein roślinnych (TVP) dodaje się liczne środki zapachowo-smakowe, głównie MSG (glutaminian sodowy) w celu zamaskowania silnego "fasolowego" posmaku i wprowadzenia zapachu mięsnego.

W eksperymentach żywieniowych zastosowanie SPI spowodowało wzrost zapotrzebowania na witaminy E, K, D i B, pojawiły się również objawy niedoboru wapnia, magnezu, manganu, molibdenu, miedzi, żelaza i cynku. Kwas fitynowy, który pozostał w produktach sojopochodnych, w znacznym stopniu hamuje przyswajanie cynku i żelaza.
U testowych zwierząt wystąpiło powiększenie organów, zwłaszcza trzustki i tarczycy, oraz wzrost odkładania się kwasów tłuszczowych w wątrobie.
Mimo tych przeciwwskazań SPI i TVP są szeroko stosowane w szkolnych stołówkach,
rynkowych wyrobach piekarniczych, napojach dietetycznych i tak zwanych "szybkich
posiłkach" ("fast food"). W krajach Trzeciego Świata przeprowadzono na ich rzecz potężną kampanię reklamową, poza tym stanowią one podstawę wielu produktów "na wynos".
Mimo nie zachęcających wyników badań prowadzonych na zwierzętach przemysł sojowy sponsoruje cały szereg badań mających wykazać, że proteiny sojowe można stosować w ludzkiej diecie w charakterze zamiennika tradycyjnych potraw. Przykładem mogą być badania pod nazwą "Badanie pokarmowych wartości wyizolowanych protein sojowych podawanych dzieciom w wieku przedszkolnym" sponsorowane przez firmę Ralston Purina Company. Grupa niedożywionych dzieci z Ameryki Środkowej została ustabilizowana i doprowadzona do stanu normalnego zdrowia przy pomocy żywienia ich miejscową żywnością, w tym mięsem i produktami mlecznymi.
Następnie, owa miejscowa, tradycyjna żywność została na dwa tygodnie zastąpiona napojem wytwarzanym na bazie SPI i cukru. Całość przyjmowanego i wydalanego azotu była mierzona w iście orwellowskim stylu: dzieci były ważone nago każdego ranka, zaś wszelkie wydaliny i wymiociny były zbierane i poddawane analizie. Badacze ustalili, że dzieci zatrzymywały azot i że ich wzrost był "adekwatny", w związku z czym wyniki eksperymentu uznano za pozytywne.
To czy dzieci były zdrowe na tej diecie i pozostaną w zdrowiu przez dłuższy czas,
eksperymentatorów nie interesowało. Odnotowali oni jednak, że dzieci "od czasu do czasu" wymiotowały, zazwyczaj po spożyciu posiłku, że ponad połowa z nich cierpiała na okresowe biegunki, że niektóre nabawiły się infekcji górnych dróg oddechowych, zaś część miała wysypkę i gorączkę.
Należy również zauważyć, że badacze nie odważyli się na wyprowadzenie dzieci ze stanu niedożywienia przy zastosowaniu produktów sojowych i zostali zobowiązani do uzupełnienia mieszaniny sojowo-cukrowej składnikami, których brak w produktach sojowych, zwłaszcza witaminami A, D i B12, a także żelazem, jodem i cynkiem.


ZAKWESTIONOWANIE ŚWIADECTWA ZDROWOTNOŚCI WYDANEGO PRZEZ FDA

Najlepszą strategią reklamowania jakiegoś produktu, który jest z gruntu niezdrowy, jest oczywiście uzyskanie świadectwa, że jest on zdrowy.
"Droga do uzyskania aprobaty FDA" - pisze apologeta soi - "była długa i bardzo trudna. Po poddaniu szczegółowemu przeglądowi danych pochodzących z badań klinicznych przeprowadzonych w ramach ponad 40 prac o charakterze naukowym z okresu ostatnich dwudziestu lat okazało się, że proteiny sojowe są jednym z niewielu rodzajów pożywienia, które posiadają tak szeroką dokumentację naukową, która nie tylko pozwoliła FDA [Urząd ds. Żywności i Leków] na wydanie świadectwa zdrowotności, ale również na ostateczne poddanie się rygorystycznej procedurze zatwierdzającej".

Ta "długa i bardzo trudna" droga składała się w rzeczywistości z kilku zaskakujących etapów.
Pierwsza prośba, wystosowana przez Protein Technology International (PTI), dotyczyła izoflawonów, związków podobnych do estrogenów, których soja zawiera duże ilości. Jako uzasadnienie podano, że "tylko proteiny soi, które powstają jako wynik procesu przetwórczego, w wyniku którego izoflawony nie zostają utracone, spowoduje obniżenie cholesterolu". W roku 1998 FDA wykonała bezprecedensowy manewr przepisując prośbę PTI i usuwając z jej treści wszystkie wzmianki dotyczące fitoestrogenów, a następnie wstawiając w to miejsce prośbę o udzielenie świadectwa proteinom sojopochodnym - było to posunięcie stanowiące wyraźne naruszenie regulaminu tej agencji. FDA jest upoważniona do orzekania jedynie w sprawach
przedstawionych przez petentów.
Ta nagła zmiana nastawienia wynikała niewątpliwie z faktu, że część naukowców, włącznie z będącymi na usługach rządu USA, dostarczyła sprawozdań dokumentujących toksyczność izoflawonów.
FDA otrzymała również na początku 1998 roku końcowy raport rządu brytyjskiego na temat fitoestrogenów, w którym oprócz nielicznych dowodów na ich korzystny wpływ jest ostrzeżenie o możliwości niekorzystnych na nie reakcji.
Nawet po tej zmianie nastawienia do SPI biurokraci z FDA zaangażowani w "rygorystyczny proces zatwierdzający" zostali zmuszeni do chytrego ominięcia obaw związanych z konsumpcją produktów sojopochodnych, a mianowicie tego, że działają one jako inhibitor enzymów, prowadząc do zaburzeń działania tarczycy i wola tarczycowego, zakłóceń w działaniu gruczołów dokrewnych, problemów z układem rozrodczym, alergii i blokowania przyswajania minerałów.

Pisma zawierające najbardziej zdecydowany protest nadeszły od drów Dana Sheehana i Daniela Doerge'a, naukowców pracujących na zlecenie rządu w Narodowym Ośrodku Badań Toksykologicznych (National Center for Toxicological Research). Ich apel o umieszczanie napisów ostrzegających na produktach sojopochodnych został zignorowany jako nieuzasadniony.
"Wystarczające dowody" wskazujące na zdolność soi do obniżenia poziomu cholesterolu, pochodzą głównie z metaanaliz prowadzonych przez dra Jamesa Andersona, sponsorowanych przez Protein Technologies International i opublikowanych przez New England Journal of Medicine.
Metaanaliza stanowi przegląd i podsumowanie wyników wielu badań klinicznych dotyczących tego samego tematu. Stosowanie metaanaliz jako sposobu na wyciągnięcie ostatecznych wniosków stało się przedmiotem ostrej krytyki ze strony społeczności naukowej.
"Naukowcy zastępujący metaanalizą bardziej rygorystyczne badania ryzykują fałszywe wnioski i osłabienie możliwości kreatywnego wnioskowania" - twierdzi Sir John Scott, przewodniczący Królewskiego Towarzystwa Nowej Zelandii [Royal Society of New Zealand]. - "Nie można wszystkiego wrzucać do jednego worka. Małe i duże okruchy danych są zbierane przez różne grupy".
Istnieje ponadto pokusa, zwłaszcza dla naukowców sponsorowanych przez przedsiębiorstwa takie jak Protein Technologies International, aby pomijać badania, które mogłyby dać wnioski przeciwne do oczekiwanych. Dr Anderson z różnych powodów nie uwzględnił ośmiu opracowań i zajął się pozostałymi dwudziestoma dziewięcioma. Opublikowany w wyniku tej metaanalizy raport sugeruje, że jednostki o poziomie cholesterolu przekraczającym 250 mg/100 cm3 doświadczą "znacznego" jego spadku - od 7 do 20 procent w surowicy krwi - jeśli zastąpią białko zwierzęce białkiem sojowym. Spadek poziomu cholesterolu był nieznaczny w przypadku osób mających go
poniżej 250 mg/100 cm3.

Innymi słowy, w przypadku większości z nas rezygnacja ze steków i jedzenie zamiast nich wegetariańskich burgerów nie doprowadzi do obniżenia poziomu cholesterolu. Świadectwo zdrowotności wydane przez FDA "po poddaniu szczegółowemu przeglądowi danych klinicznych" nie informuje konsumenta o tych ważnych szczegółach.
Badania wskazujące na dodatni wpływ soi na poziom cholesterolu są "nadzwyczaj niedojrzałe" - stwierdził doktor medycyny Ronald M. Krauss, szef Programu Badań Molekularnych (Molecular Research Program) i Krajowego Laboratorium im. Lawrence'a Berkeleya (Lawrence Berkeley National Laboratory). Mógłby jeszcze dodać, że badania przypadków, w wyniku których okazało się, że poziom cholesterolu uległ obniżeniu ze względu na zastosowanie pewnej diety lub przyjmowanie leków, wskazują na znacznie większą liczbę zgonów spowodowanych wylewem, rakiem, dolegliwościami układu trawiennego, wypadków i samobójstw w porównaniu do grupy kontrolnej.

Wydatki na środki przeciwdziałające zbyt wysokiemu poziomowi cholesterolu
nabijają w USA kabzę przemysłu wytwarzającego te środki sumą 60 miliardów dolarów rocznie, lecz jak dotąd nie ocaliło to nas od spustoszenia zachodzącego w naszych sercach.


KONSUMPCJA SOI A RAK

Nowe zasady wydane przez FDA nie pozwalają na umieszczanie na opakowaniach
jakichkolwiek wzmianek o przeciwdziałaniu rakowi, nie zabrania to jednak przemysłowi
umieszczania takich informacji w materiałach promocyjnych dotyczących tego zagadnienia.
"Soja nie tylko chroni serce" - głosi broszura spółki witaminowej - "ale wykazuje również potężne własności antyrakowe..."
Wyniki metaanalizy przeprowadzonej w roku 1994 przez Marka Messinę, a następnie
opublikowanej w magazynie Nutrition and Cancer podtrzymały spekulacje dotyczące
antyrakowych własności soi. Messina odnotowuje, że w 26 opracowaniach dotyczących zwierząt 65 procent podaje istnienie mechanizmów ochronnych soi. Rozmyślnie nie podał jednego przypadku, w którym karmienie soją wywołało raka trzustki - chodzi o badanie Rackisa z roku 1985.
Komentując badania prowadzone na ludziach, zauważa, ze wyniki są różne. Kilka z nich wskazuje na istnienie mechanizmu ochronnego, lecz w większości przypadków nie zachodzi korelacja między spożywaniem soi i częstotliwością występowania raka. Ostateczny jego wniosek brzmi: "wyniki tego przeglądu nie mogą stanowić potwierdzenia tezy, że spożywanie soi zmniejsza ryzyko zachorowania na raka". Mimo to w napisanej później książce The Simple Soybean and Your Health (Zwyczajna soja i twoje zdrowie) stawia zupełnie przeciwną tezę, zalecając jedną filiżankę lub 230 gram produktów sojowych dziennie w ramach swojej "optymalnej" diety zapobiegającej rakowi.

Obecnie tysiące kobiet jedzą soję w nadziei, że chroni je ona przed rakiem piersi. Jednak w roku 1996 naukowcy odkryli, że u kobiet spożywających SPI występuje hiperplazja nabłonkowa (rozrost komórek), która poprzedza zazwyczaj stany złośliwe. Rok później odkryto, że zawarty w tym pokarmie genistein stymuluje komórki piersi do wkroczenia w cykl komórkowy (chodzi o początki rakowacenia komórek), co doprowadziło naukowców do wniosku, że kobiety nie powinny spożywać soi jako środka przeciwrakowego.


FITOESTROGENY - PANACEUM CZY TRUCIZNA?

W chwili urodzin samce ptaków tropikalnych mają szare upierzenie swoich matek, które zabarwia się z chwilą osiągnięcia dojrzałości, gdzieś około 24 miesiąca życia.
W roku 1991 Richard i Valerie Jamesowie, hodowcy ptaków w Whangerai w Nowej Zelandii, zakupili nowy rodzaj pożywienia dla swoich ptaków, które oparte było głównie na białku sojowym.
Kiedy je zastosowali, zabarwienie nastąpiło już po kilku miesiącach. Jeden z producentów pożywienia dla ptaków twierdził, że ten wczesny rozwój stanowił zaletę wynikającą ze stosowania tej żywności. W roku 1992 receptura opisująca pożywienie wyprodukowane przez firmę Roudybush zawierała obrazek samca crimson roselli, australijskiej papużki, która uzyskuje piękne czerwone upierzenie w wieku od 18 do 24 miesięcy, zabarwionego już w wieku 11 tygodni.
Niestety, w następnych latach nastąpił silny spadek rozrodczości u tych przedwcześnie
dojrzałych ptaków, a także deformacje, pisklęta były skarlałe i często w chwili wykluwania się umierały, zwłaszcza samiczki. W rezultacie cała populacja została zdegenerowana. Ptaki miały zdeformowane dzioby i kości, powiększoną tarczycę, niedomogi systemu immunologicznego oraz cechowały się patologicznie agresywnym zachowaniem.
Lista problemów, które wystąpiły, była bardzo podobna do tej, jaka miała miejsce w przypadku dzieci Jamesów, które były karmione pożywieniem dla niemowląt bazującym na soi.
Zaskoczeni i przerażeni Jamesowie zaangażowali dra toksykologii Mike'a Fitzpatricka, zlecając mu przeprowadzenie badań, które udowodniły, że spożywanie produktów sojowych wiąże się z całym szeregiem zaburzeń patologicznych, w tym z bezpłodnością, zwiększoną częstotliwością występowania raka oraz białaczką wieku niemowlęcego.
Z kolei badania pochodzące z lat pięćdziesiątych wskazują, że genistein zawarty w soi powoduje zaburzenia układu dokrewnego u zwierząt. Dr Fitzpatrick przeanalizował pożywienie dla ptaków i okazało się, że zawiera ono dużo fitoestrogenów (estrogenów roślinnych) w szczególności genisteinu. Kiedy Jamesowie zaprzestali stosowania sojopochodnej żywności, stado powoli wróciło do normy, zarówno jeśli chodzi o rozrodczość, jak i zachowanie się ptaków.
W roku 1991 japońscy uczeni donieśli, że spożywanie zaledwie 30 gramów, czyli dwóch łyżek stołowych soi dziennie, i to zaledwie przez jeden miesiąc, prowadzi do zwiększenia wydzielania hormonu pobudzającego działanie tarczycy. U niektórych osobników wystąpiło wole rozlane i niedoczynność tarczycy, wielu narzekało na zaparcia, zmęczenie i ospałość, mimo iż ilość spożywanego jodu była wystarczająca.

W roku 1997 naukowcy z podległego FDA Narodowego Ośrodka Badań Toksykologicznych dokonali kłopotliwego odkrycia. Otóż okazało się, że
substancje powodujące tworzenie się wola i izoflawony zawarte w soi to te same związki.
Dwadzieścia pięć gramów wyizolowanych protein sojowych (SPI), minimalna dawka, która według Protein Technology International (PTI) daje efekt obniżenia poziomu cholesterolu, zawiera od 50 do 70 mg izoflawonów. W przypadku kobiet w okresie przed menopauzą jedynie 45 mg izoflawonów wystarczało do wywołania znacznych efektów biologicznych w postaci dużego zmniejszenia wydzielania hormonów koniecznych do właściwego działania tarczycy. Efekty te utrzymywały się jeszcze przez trzy miesiące po zaprzestaniu spożywania produktów sojowych.
Sto gramów produktów sojopochodnych - maksymalna dawka zalecana jako powodująca obniżenie poziomu cholesterolu przez Protein Technologies International - może zawierać do 600 mg izoflawonów, ilość niewątpliwie toksyczną.
W roku 1992 szwajcarska służba zdrowia określiła, że 100 gramów białka sojowego dostarcza ekwiwalentu estrogenów równemu Pill (doustnej pigułce antykoncepcyjnej).

Badania in vitro nasuwają przypuszczenie, że izoflawony inhibitują syntezę estradriolu i innych steroidalnych hormonów. U wielu gatunków zwierząt, w tym myszy, gepardów, przepiórek, świń, szczurów, jesiotrów i owiec zaobserwowano występowanie problemów z układem rozrodczym, bezpłodnością, chorobami tarczycy oraz wątroby wywołanych spożywaniem izoflawonów.


PIGUŁKI ANTYKONCEPCYJNE DLA DZIECI
W roku 1998 naukowcy opublikowali raport, który mówi, że w przypadku dzieci spożywających izoflawony zawarte w produktach sojowych przeznaczonych dla noworodków ich efekt jest od 6 do 11 razy większy w zależności od wagi ciała niż odpowiednia dawka wywołująca efekt hormonalny u dorosłych. Koncentracja izoflawonów w układzie krążenia niemowląt karmionych produktami sojopochodnymi była od 13 do 22 tysięcy razy większa od koncentracji estradiolu w plazmie niemowląt żywionych pokarmem wytwarzanym z krowiego mleka.
Około 25 procent dzieci karmionych z butelki w Stanach Zjednoczonych otrzymuje pokarm sojopochodny - procentowo znacznie więcej niż w jakimkolwiek innym kraju na Zachodzie.
Fitzpatrick szacuje, że niemowlę żywione wyłącznie produktami sojopochodnymi otrzymuje dziennie (w stosunku do wagi ciała) ilość estrogenów odpowiadającą co najmniej pięciu pastylkom pigułek antykoncepcyjnych. Z kolei w pożywieniu dla niemowląt produkowanym na bazie produktów mlecznych lub w mleku matki, nawet kiedy spożywała ona produkty sojowe, nie wykryto żadnych fitoestrogenów.
Naukowcy od lat wiedzą, że bazująca na produktach sojowych dieta może u niemowląt powodować problemy z tarczycą. Jaki jest jednak wpływ tych produktów na układ hormonalny i jego rozwój, zarówno u osobników męskich, jak i żeńskich?
Niemowlęta płci męskiej w czasie pierwszych kilku miesięcy życia przechodzą "skok
testosteronowy", kiedy poziom testosteronu w ich organizmie zrównuje się z poziomem występującym u dorosłych mężczyzn. W tym okresie niemowlę jest poddawane programowaniu, w wyniku którego po okresie dojrzewania przejawi cechy męskie i to nie tylko w postaci swoich organów seksualnych i pozostałych cech męskości, ale również w ukształtowaniu w mózgu męskiego sposobu zachowań.
U małp niedostatek hormonów męskich jest przyczyną niedorozwoju orientacji przestrzennej (która w przypadku człowieka jest bardziej wykształcona u
mężczyzn niż u kobiet). Jest oczywiste, że przyszłe wzorce seksualnych orientacji mogą również pozostawać pod wpływem wczesnego rozwoju hormonalnego. Dzieci płci męskiej wystawione jeszcze w łonie matki na działanie dwuetylostylbestrolu (DES), syntetycznego estrogenu, którego wpływ na zwierzęta jest podobny do tego, jaki mają fitoestrogeny pochodzenia sojowego, cechują się znacznie gorszymi wynikami po okresie dojrzewania. Trudności w uczeniu się, szczególnie u dzieci płci męskiej, osiągają wręcz epidemiologiczne rozmiary.
Nie można ignorować żywienia niemowląt produktami sojowymi, które zapoczątkowano we wczesnych latach siedemdziesiątych, jako ewentualnej przyczyny tych tragicznych następstw.
Z kolei dziewczęta, jak wynika z ostatnich badań opublikowanych w magazynie medycznym Pediatrics, alarmująco wcześnie wchodzą w okres dojrzewania płciowego w stosunku do normy. Naukowcy ustalili, że jeden procent wszystkich dziewcząt przejawia cechy dojrzewania, takie jak kształtowanie się piersi i owłosienia łonowego, przed ukończeniem trzeciego roku życia, zaś w wieku ośmiu lat 14,7 procenta wszystkich dziewcząt rasy białej i nieomal 50 procent afroamerykańskich przejawia jedną lub obie te cechy.
Wyniki nowych badań wskazują, że estrogeny znajdujące się w środowisku, takie jak PCB i DDE (będące produktem rozpadu DDT), mogą powodować przedwczesny rozwój seksualny dziewcząt.
W roku 1986 w ramach badań pod nazwą Puerto Rico Premature Thelarche (chodzi o badania przedwczesnego dojrzewania na Puerto Rico) ustalono, że największa korelacja między preferencjami dietetycznymi a przedwczesnym dojrzewaniem nie była w przypadku niemowląt skutkiem żywienia ich drobiem - jak utrzymywała prasa - ale produktami sojopochodnymi.

Konsekwencje tego skróconego dzieciństwa są tragiczne. Młode dziewczyny o dojrzałych ciałach muszą dawać sobie radę z uczuciami i pragnieniami, z którymi większość dzieci nie potrafi sobie radzić. Poza tym wczesne dojrzewanie u dziewcząt najczęściej jest zapowiedzią przyszłych problemów z układem rodnym, w tym z brakiem miesiączki, niepłodnością i rakiem piersi.
Rodzice, którzy skontaktowali się z Jamesami, donosili również o innych problemach, w tym nienormalnie emocjonalnych wzorcach zachowań, astmą, niedomogami tarczycy i zespołem podrażnienia jelit - dokładnie tych samych endokrynologicznych i trawiennych kłopotach, które były udziałem papug Jamesów.


RÓŻNICE ZDAŃ
Organizatorzy Trzeciego Międzynarodowego Sympozjum Soi omal nie byli zmuszeni do uznania jej za fiasko. Drugiego dnia sympozjum Komisja ds. śywności (Food Commission) z Londynu oraz Fundacja Westona A. Price'a (Weston A. Price Foundation) z Waszyngtonu zwołały wspólnie konferencję prasową w tym samym hotelu, w którym odbywało się sympozjum, w celu zaprezentowania zastrzeżeń wobec produktów dla niemowląt. Przedstawiciele przemysłu z kamiennymi twarzami siedzieli słuchając prezentacji potencjalnych zagrożeń i apeli ze strony zaniepokojonych naukowców i rodziców domagających się usunięcia z rynku sojopochodnych
produktów przeznaczonych dla niemowląt. Pod naciskiem Jamesów rząd Nowej Zelandii wydał w roku 1998 ostrzeżenie kwestionujące zdrowotność sojopochodnych produktów dla niemowląt i teraz nadszedł czas, aby to samo uczynił rząd amerykański.
Ostatniego dnia sympozjum prezentacje nowych odkryć dotyczących toksyczności powiały chłodem wśród upojonych sukcesem jej uczestników. Dr Lon White przedstawił wyniki badań przeprowadzonych na japońskich Amerykanach mieszkających na Hawajach, które wskazywały jednoznacznie na istotną statystycznie zależność między spożywaniem tygodniowo dwóch lub więcej dań z tofu a "przyśpieszonym starzeniem się mózgu". Ci z uczestników badań, którzy
spożywali tofu w wieku średnim, mieli później znacznie mniejsze zdolności percepcyjne i występowała w ich grupie znacznie częściej choroba Alzheimera i obłędy.
"Co więcej" - stwierdził dr White - "ci, którzy spożywali duże ilości tofu, w wieku 75-80 lat wyglądali o pięć lat starzej".
White i jego współpracownicy winą za te ujemne efekty obarczyli izoflawony, co było zbieżne z wcześniejszymi badaniami, które dowodziły, że kobiety w okresie po menopauzie charakteryzujące się wyższym poziomem estrogenów w układzie krążenia doświadczyły znacznie większego spadku zdolności percepcyjnych.

Naukowcy dr Daniel Sheehan i dr Daniel Docrge z Narodowego Ośrodka Badań
Toksykologicznych zrujnowali dzień poświęcony PTI, prezentując wyniki badań żywieniowych na szczurach, które dowiodły, że genistein zawarty w pożywieniu z soi powoduje nieodwracalne niekorzystne zmiany w enzymach syntezujących hormony tarczycy.
Dr Claude Hughes podaje, że szczury zrodzone z matek karmionych genisteinem miały
znacznie mniejszą wagę w chwili porodu w porównaniu z grupą kontrolną, ponadto u samiczek doszło do wcześniejszego dojrzewania płciowego. Jego badania wykazują, że efekty zaobserwowane u szczurów będą w dużym stopniu takie same u ludzi.
U matek, które spożywały pożywienie wegetariańskie w czasie ciąży, występuje pięciokrotnie większe ryzyko powicia chłopca ze spodziectwem, to znaczy wrodzonym defektem penisa.
Autorzy badań podkreślają, że przyczyną tego może być wystawienie płodu na silniejsze od normalnego oddziaływanie fitoestrogenów obecnych w wielce popularnym wśród wegetarian pożywieniu sojowym. W przypadku potomstwa rodzaju żeńskiego, problemy mogą wystąpić raczej w okresie późniejszym. Mimo iż wpływ estrogenów zawartych w soi jest mniejszy od wpływu dwuetylostylbestrolu (DES), ich dawka jest jednak większa, ponieważ są spożywane jako pokarm, a nie przyjmowane jako lek.

Córki matek, które przyjmowały DES w okresie ciąży, cierpią na bezpłodność i raka po osiągnięciu dwudziestego roku życia.

WĄTPLIWOŚCI CO DO STATUSU "GRAS" SOI

W tle szumu, jaki przemysł robi wokół soi, czai się dręczące pytanie, czy dodawanie soi (SPI) do jakiejkolwiek żywności jest w ogóle legalne. Wszystkie dodatki do pokarmów nie będące w powszechnym użyciu przed rokiem 1958, w tym kazeinowe białko mleczne, muszą mieć status GRAS (Generally Recognized As Safe - ogólnie uznany za bezpieczny). W roku 1972 administracja Nixona poleciła wykonanie w oparciu o dostępną wówczas wiedzę powtórnych badań substancji uważanych niegdyś za bezpieczne. To powtórne badanie dotyczyło białka kazeinowego, które uzyskało w roku 1978 status GRAS. W roku 1974 Urząd ds. śywności i Leków (FDA) otrzymał sporządzony na podstawie dostępnej literatury opis własności białka sojowego, ponieważ soja nie była używana jako pożywienie przed rokiem 1959, nie była również
w powszechnym użytku na początku lat siedemdziesiątych i nie miała z punktu widzenia Ustawy o śywności, Lekach i Kosmetykach (Food, Drug and Cosmetics Act) statusu GRAS.
Literatura naukowa sprzed roku 1974 wymienia wiele składników "antypokarmowych" zawartych w przemysłowo produkowanym białku sojowym, w tym inhibitory trypsyny, kwas fitynowy i genistein. Niestety, opracowania FDA nie zwracały specjalnej uwagi na argumenty o niekorzystnych efektach, kwitując to stwierdzeniem, że usunięcie ich jest jedynie kwestią zastosowania "odpowiedniego procesu przetwórczego".
Geinstein można usunąć poprzez wymywanie go alkoholem, lecz jest to droga metoda, której producenci unikają, jak mogą. Późniejsze badania wykazały, że inhibitory trypsyny można usunąć przez długotrwałe ogrzewanie przy podwyższonym ciśnieniu, lecz FDA nie nałożyło takiego obowiązku na producentów. FDA bardziej niepokoiły toksyny wytwarzane w procesie przetwarzania, zwłaszcza azotyny i lizynoalanina. Nawet przy niskim poziomie spożycia - średnio 1/3 grama dziennie - obecność tych związków rakotwórczych była uważana za zbyt wielkie zagrożenie dla zdrowia społeczeństwa, aby produkt mógł uzyskać status GRAS.
Białko sojowe miało zezwolenie na stosowanie jako substancja stanowiąca lepiszcze do klejenia kartonowych pudełek, bowiem zdaniem uczonych migracja azotynów z pudełka do zawartej w nim żywności jest zbyt mała, aby mogło to grozić wywołaniem raka.
Urzędnicy FDA żądali określenia parametrów bezpieczeństwa i procedury monitoringu przed przydzieleniem żywności statusu GRAS.
W odniesieniu do białka sojowego tych warunków nigdy nie spełniono. Białko to ma status GRAS tylko w odniesieniu do ograniczonego, przemysłowego zastosowania go jako spoiwa do kartonu. Oznacza to, że produkty sojowe muszą być poddawane
procedurom dopuszczającym je na rynek za każdym razem, kiedy producenci chcą je stosować jako pożywienie lub dodatek do pożywienia.
Produkty sojowe zostały wprowadzone do karmy dla dzieci na początku lat sześćdziesiątych.
Był to nowy produkt bez historii jakiegokolwiek zastosowania. Jako że białko sojowe nie posiadało statusu GRAS, musiało przejść procedurę dopuszczającą je na rynek. DO DZIŚ NIE WYDANO TAKIEGO POZWOLENIA. Kluczowy składnik pokarmu dla niemowląt produkowanego na bazie soi wciąż nie jest uznany za bezpieczny.


ZAKOŃCZENIE

Ponieważ przemysł jest szczególnie wystawiony na ataki... prawnicy, specjaliści od różnych ewentualności, odkryją wkrótce, że potencjalne zarzuty można liczyć w milionach, a kieszenie są bardzo pojemne. Sędziowie usłyszą prawdopodobnie coś w rodzaju: "Przemysł od lat zdawał sobie sprawę, że soja zawiera wiele toksyn. Początkowo twierdzono, że toksyny są usuwane w procesie przetwórczym. Kiedy jednak stało się oczywiste, że proces przetwórczy nie jest w stanie tego dokonać, zaczęto utrzymywać, że substancje te mają korzystne działanie. Wasz rząd udzielił
świadectwa zdrowotności substancji, która jest trująca, zaś przemysł okłamywał opinię publiczną, aby sprzedać więcej soi".
W pojęciu "przemysł" mieszczą się kupcy, producenci, naukowcy, publicyści, biurokraci,
maklerzy, spółki witaminowe etc. Farmerzy prawdopodobnie jakoś się wywiną, ponieważ zostali wprowadzeni w błąd, tak jak my wszyscy, lecz muszą znaleźć coś innego, coś, co będą mogli hodować, zanim wybuchnie sojowa bomba i rynek się załamie: bydło, modyfikowane jarzyny... a może konopie do produkcji papieru na tysiące prawniczych sprawozdań.
Skompilowano na podstawie artykułów Sally Fallon - prezes Fundacji Westona A. Price'a (Weston A. Price Foundation)
z siedzibą w Waszyngtonie i Dr Mary G. Enig - wiceprezes Fundacji Westona A. Price'a, oraz według materiałów
wyszczególnionych poniżej.




Wkleiłam cały artykuł (bez przypisów i literatury) z moich zasobów (z pliku PDF), bo nie znalazłam tego tekstu pod poprzednim adresem
(http://w-strzelec.webpark.pl/soja.html).

A wydaje mi się bardzo ciekawy.
Wygląda na to, że jednak trzeba się wystrzegać soi.
:confused:

Komentarz

  • O soi jest sporo artykułów, w sumie jak ktoś interesuje się zdrowym odżywianiem, to trzyma się daleko od wynalazków sojowych. Produkcja soi jest tania, producenci więc mogą dobrze zarobić na upowszechnianiu wyrobów z jej udziałem. Powszechnie uważa się, że soja to codziennie wyżywienie wegetarian, tymczasem nie wiem, czy osoby jedzące mięso nie spożywają dużo większych jej ilości każdego dnia. Soja jest w dużym stopniu dodatkiem do wędlin, a poza tym jest w ogromnej ilości gotowego jedzenia, które można kupić w sklepach, np. we wszelkiego rodzaju wyrobach cukierniczych. Świadomi wegetarianie nie budują swojego menu na soi, bo wiedzą, że nie jest to idealny produkt.
    My nie jadamy w ogóle tekstury sojowej, gotowych pasztetów sojowych, mleka sojowego. Tofu bardzo rzadko, czasem sos sojowy. Nigdy nie mieliśmy ochoty na tzw wędliny sojowe. Pamiętam, jak byliśmy u teściów i poszliśmy do wege sklepu, by kupić makaron razowy, soczewicę etc. Sprzedawca chciał koniecznie nam wcisnąć wędlinę sojową, jak usłyszał, że my tego w ogóle nie spozywamy, to był wręcz oburzony - bo jego rodzina (tradycyjnie jedząca) to spożywa i to jest takie smaczne.
    W artykule są jeszcze wspomniane związki fitynowe w kontekście zbóż. Nie martwiłabym się tak bardzo jego obecnością, bo przez wieki ludzie jedli zboża i nie groziła im awitaminoza. Nierafinowane produkty zbożowe są bardzo bogate w witaminy i sole mineralne, więc organizm zawsze ma z tych dobroci jakieś korzyści, nie wszystko jest wiązane w nieprzyswajalne związki. Do tego w diecie ludzi naszej szerokości geograficznej są też inne składniki diety, jak warzywa, owoce. Zwykle też poleca się jadanie produktów fermentowanych, jak chleb na zakwasie, który w jakimś stopniu unieczynnia związki fitynowe.
    Podziękowali 1Katia
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.