[cite] Olesia:[/cite]Na czym polega jego odwaga?
Bo mam wrażenie, że napisał oczywistość.
Choć może fakt, że napisał już jest dzisiaj odwagą...
Tak , o to, że w ogóle napisał.. x. Jacek po prostu wskazuje nam skażenie herezją antropocentryzmu. Skażenie to niestety obejmuje zarówno wiernych jak i duchowieństwo. Szkoda, że to jeden z niewielu takich głosów.
[cite] kerimąż:[/cite]Z tego, co zrozumiałem artykuł jest o głoszeniu Ewangelii i jej przekłamywaniu, a nie o neo-liturgii. Ale może nierozumny jestem.
Dla ukojenia powiem, że w czasie homilii na nie-neo-liturgiach księża też o tym mówią
Ciekawe, może żyjemy w jakichś różnych rzeczywistościach.
Włodzimierzu popełniasz kardynnalny bła?°. Antropocentryzm to nie fakt, ze Bóg stal się człowiekiem, tylko twierdzenie i postępowanie tak, jakby to człowiek był Bogiem. Więc niejako " w odwrotnym kierunku"
@Gregorius,
nie jakby człowiek jest Bogiem, ale faktycznie człowiek jest Bogiem. Jezus jest Chrystusem. I my w Nim stajemy się Bogiem. Jak pisał Augustyn: "aby człowiek mógł stać się Bogiem, Bóg stał się człowiekiem".
Ale co do ma do rzeczy? Człowiek nie dlatego staje się Bogiem, że nie grzeszy (wtedy wystarczyłoby Prawo), ale dlatego, że "Bóg stał się człowiekiem".
W związku z tym przestrzeganie przykazań na nic się nie zda, co jasno doświadczyli Izraelici. To jest minimum, którego i tak człowiek nie jest w stanie osiągnąć, bo im bliższy jest literalnemu wypełnieniu prawa, tym mniej kocha - przykład Szawła.
Jezus pokazuje, że nie chodzi o literalność, ale o ducha, czyli w tym wypadku o miłość. I to jest oczywista oczywistość. Dlaczego nie zdradzasz żony? Bo pójdziesz do piekła? Jakby nie było sankcji piekła, kary wiecznej itd. to byś to zrobił?
W katolicyzmie to z miłości wypływa wypełnianie przykazań. Odwrotnie to nie działa. Choćbyś nie wiem jak nie zdradzał żony, to wcale nie znaczy, że ją kochasz :bigsmile: I to przeżył św. Paweł (przynajmniej tak myślę).
Anawim: mi chodziło o co innego. Może słowa śp. MichałaDaviesa pomogą Tobie zrozumiec o co mi chodzi:
We współczesnym społeczeństwie człowiek nie uznaje w istocie żadnego Boga, poza sobą samym. Prawa człowieka, o których zakresie decyduje on sam, są jedynymi kryteriami, którymi kieruje się współczesne społeczeństwo. Prawa Boga, postrzegane dotąd jako posiadające bezwzględny priorytet w stosunku do wszystkiego, co człowiek mógłby uznać za pożądane i właściwe, nie mają już żadnego znaczenia.
oraz nieco dalej:
Podstawowy dogmat naszej wiary mówi, że chrześcijanin powinien żyć na tym świecie, nie wolno mu jednak być człowiekiem tego świata. Jest on obywatelem niebieskiej ojczyzny, stale w drodze do swego prawdziwego domu. Nie ma tu stałego mieszkania. W obecnym stuleciu jednak chrześcijanie stali się - ze względów praktycznych - ludźmi światowymi. Akceptują co prawda istnienie swej wiecznej ojczyzny, w praktyce jednak zachowują się tak, jak gdyby interesowało ich jedynie życie doczesne.
Źródło: "Pope Paul's Mass" Michael Davies (konwertyta, szanowany przez Ojca Świętego BXVI znawca tematu "kryzysu w Kościele" )
Włodzimierz: jeżeli skrajnie zacznę interpretować Twój poprzedni wpis to musi paść pytanie: po co chodzisz do spowiedzi (zakładając, że to robisz)? Przecież pragnienie dobra i życia miłością wedle twej interpretacji zupełnie wystarczy.
[cite] Włodzimierz:[/cite]
Tego chyba żaden "trads" nie pojmie. Dla nich miłość to wypełnianie prawa.
Radzę Ci skończyć te wydumane analizy wzięte z kapelusza. Chyba, że masz dane empiryczne potwierdzające Twoją śmieszną teoryjkę i przeprowadziłeś solidne badania naukowe na tym polu. Jesłi tak to proszę o link lub wskazówkę do tychże publikacji.
[cite] Gregorius:[/cite]Anawim: mi chodziło o co innego. Może słowa śp. MichałaDaviesa pomogą Tobie zrozumiec o co mi chodzi:
We współczesnym społeczeństwie człowiek nie uznaje w istocie żadnego Boga, poza sobą samym. Prawa człowieka, o których zakresie decyduje on sam, są jedynymi kryteriami, którymi kieruje się współczesne społeczeństwo. Prawa Boga, postrzegane dotąd jako posiadające bezwzględny priorytet w stosunku do wszystkiego, co człowiek mógłby uznać za pożądane i właściwe, nie mają już żadnego znaczenia.
oraz nieco dalej:
Podstawowy dogmat naszej wiary mówi, że chrześcijanin powinien żyć na tym świecie, nie wolno mu jednak być człowiekiem tego świata. Jest on obywatelem niebieskiej ojczyzny, stale w drodze do swego prawdziwego domu. Nie ma tu stałego mieszkania. W obecnym stuleciu jednak chrześcijanie stali się - ze względów praktycznych - ludźmi światowymi. Akceptują co prawda istnienie swej wiecznej ojczyzny, w praktyce jednak zachowują się tak, jak gdyby interesowało ich jedynie życie doczesne.
Źródło: "Pope Paul's Mass" Michael Davies (konwertyta, szanowany przez Ojca Świętego BXVI znawca tematu "kryzysu w Kościele" )
ja też to widzę, i tez nad tym ubolewam...Znam dużo skadinąd bardzo wierzących osób, i bardzo praktykujących, ale są jednoczesnie bardzo zanurzeni w tym swiecie, za bardzo... i wtedy dużo rzeczy im umyka, wiele błędów popełniają. Bo normy społeczne ważniejsze od prawa naturalnego.
Przykład: czekanie ze słubem 10 lat w narzeczeństwie tylko po to, aby zarobić kasę na wielkie weseliszcze na 300 osób, bo takie jest normą w danym kręgu. Temat czystości szybko schodzi na drugi albo trzeci plan :sad:
Gregorius: zgadzam się z przedstawioną oceną aktualnej sytuacji. Z kolei nie podoba mi się przeciwstawianie obecnego stulecia przeszłym - Proboszcz z Ars straszył piekłem ludzi nad wyraz światowych już na początku XIX w.
Rozumiem, że dyskusja dotyczy SPOSOBU w jaki należy osiągnąć to, by ludzi żyli jako pielgrzymi, a nie jako mieszkańcy. I tutaj nie zgadzam się, że należy straszyć. Nie robimy tak z dziećmi, więc po co tak robić z katolikami?
Artykuł, który linkujesz zawiera stwierdzenie: "Coraz bezczelniej robi sobie miejsce pogląd, jakoby w ogóle nie powinno się mówić o osądzaniu człowieka i o potępieniu człowieka. Propaguje się groteskowe poglądy typu: osądzamy zło a nie człowieka, potępiamy zło a nie człowieka, potępiamy grzech a nie człowieka." Pierwsze zdanie - ok, niektórzy unikają mówienia o tym, że będzie sąd i możliwość potępienia (sąd jest pewny, potępienie - nie). Drugie zdanie jest antropocentryzmem wg Twojej definicji - tylko Bóg ma przesłanki by sądzić. My możemy co najwyżej oceniać zewnętrzne działania. Nawet Jezus nie potępia grzeszników, za wyjątkiem tych, którzy mają monopol na doktrynę - faryzeuszy. Bo tak naprawdę, tylko oni czynią siebie "bogami" sądząc wg swojej miary, a nie ten, kto żyje "jakby Boga nie było" - ten jest na prostej drodze, by widząc miłujące spojrzenie Jezusa, przestał grzeszyć: "Idź i nie grzesz więcej".
Zresztą pierwsi rodzice: oni byli jak Bóg. To szatan im wkręcił kłamstwo, że tak nie jest. I tak naprawdę to poznanie dobra i zła, nie uczyniło ich jak Bóg, bo przecież Bóg nie zna dobra i zła tak, jak obecnie zna człowiek - w sensie nie czyni zła.
Bardzo doceniam tekst tego księdza. Podobnie jak Anawim (i samo Pismo Święte ) zgadzam się, że od osądzania człowieka jest Bóg, ale to nie umniejsza wartości wpisu salezjanina. Przypomina o bardzo ważnych rzeczach, które w czasach impregnacji filozofii wschodu i New Age w kulturze europejskiej wykreśla się ze świadomości. Miałam okazję poznać wiele osób, dla których Bóg i człowiek to jedno, i nie mają na myśli wcale Jezusa Chrystusa, ale same uważają się za "emanacje Boga", jednocześnie nie widząc sprzeczności swojego światopoglądu z Chrześcijaństwem.
[cite] Włodzimierz:[/cite]
Tego chyba żaden "trads" nie pojmie. Dla nich miłość to wypełnianie prawa.
Radzę Ci skończyć te wydumane analizy wzięte z kapelusza. Chyba, że masz dane empiryczne potwierdzające Twoją śmieszną teoryjkę i przeprowadziłeś solidne badania naukowe na tym polu. Jesłi tak to proszę o link lub wskazówkę do tychże publikacji.
Kocham Cię, gdy mnie straszysz. Jesteś wtedy taki rozkoszny. Tak ładnie się odsłaniasz.
[cite] W???odzimierz:[/cite]Zamiast kłócić się z Gregoriusem wolę pokazać, że integryzm jest w istocie próbą uwiedzenia człowieka tak, aby działał w sposób sprzeczny z własną naturą. Czyli aby chciał niemożliwego. Właśnie to, co "niemożliwe" jest przeciwstawiane "światu". Sugestywna szatańska sztuczka. Drwina ze stworzenia i z człowieka. Wykorzystam w tym celu publikację swojego towarzystwa:
ht........kul.com.pl/image_func.php?img=gfx/....&lang=pl
Trzeba się trochę reklamować.
Drwiąc z Gregoriusa zapewne kierujesz sie Duchem Świetym?
:cu:
Osobiście nigdy nie spotkałem nikogo, kto uważałaby się za Boga. Najbliżej tego byli integryści, którzy uważali, że "posiadają Prawdę".
A takie stwierdzenia to jest prawda, czy nieprawda?
1. Jest jeden Bóg.
2. Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze.
3. Są trzy Osoby Boskie : Bóg Ojciec, Syn Boży, Duch Święty.
4. Syn Boży stał się człowiekiem i umarł na krzyżu dla naszego zbawienia.
5. Dusza ludzka jest nieśmiertelna.
6. Łaska Boska jest do zbawienia konieczne potrzebna.
[cite] Maciek:[/cite]Osobiście nigdy nie spotkałem nikogo, kto uważałaby się za Boga. Najbliżej tego byli integryści, którzy uważali, że "posiadają Prawdę".
A takie stwierdzenia to jest prawda, czy nieprawda?
1. Jest jeden Bóg.
2. Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze.
3. Są trzy Osoby Boskie : Bóg Ojciec, Syn Boży, Duch Święty.
4. Syn Boży stał się człowiekiem i umarł na krzyżu dla naszego zbawienia.
5. Dusza ludzka jest nieśmiertelna.
6. Łaska Boska jest do zbawienia konieczne potrzebna.
Dogmaty Kościoła są prawdziwe w tym znaczeniu, jakie im nadaje Kościół (por. odpowiedź Świętego Oficjum na wątpliwości co do rozumienia twierdzenia "Extra Ecclesia..."). I tutaj jest takie zapętlenie: bo objaśnienie dogmatu, jakie mu nadaje Kościół, też ma swoje znaczenie, i tak ad infinitum.
Uważam, iż mówienie, że ja czy ty posiadamy całą prawdę jest mocnym nadużyciem.
Zresztą taki przykład. Katolickie jest twierdzenie, że to co możemy powiedzieć lub pomyśleć o Bogu jest bardziej niepodobne do Niego niż podobne. Więc to co Ty, czy ja myślimy lub wyobrażamy sobie mówiąc: Bóg jest sędzią... jest bardziej niepodobne do tego, kim On jest, niż podobne.
Nie sądzę oczywiście, że w związku z tym należy zaniechać dążenia do prawdy. Ale właśnie - dążyć, a nie twierdzić, że się "ma prawdę". Jezus dając Kościołowi Ducha Świętego zabezpieczył katolików, by sobie nie przypisywali posiadania prawdy, ale mieli świadomość, że "teraz nie mogą znieść", i dlatego lepiej dążyć, niż udawać, że się wie.
[cite] Maciek:[/cite]"Katolickie jest twierdzenie, że to co możemy powiedzieć lub pomyśleć o Bogu jest bardziej niepodobne do Niego niż podobne."
Rozumiem. Czyli jeżeli mówimy, że Bóg jest Dobrym Ojcem, to w rzeczywistości jest złą matką. A to ci dopiero!
Nie wiem, jak Kościół tłumaczy to stwierdzenie. Twoje jest jednym z wielu. Zwróć uwagę, że tłumaczysz: "W RZECZYWISTOŚCI jest złą matką". Skąd niby wiesz, kim Bóg jest w rzeczywistości?
Mam wrażenie, że nie rozumiesz. Jeśli mówimy, że Bóg jest Dobrym Ojcem, to jest to dalekie od rzeczywistości. Ale porównując "Bóg jest Dobrym Ojcem" i "Bóg jest złą matką" możemy stwierdzić, że określenie "Bóg jest złą matką" jest jeszcze dalsze od rzeczywistości. A to ci dopiero!
W potępionych tezach jansenizmu było coś o tym, że "Święta niejasność Słowa Bożego nie jest dla laików powodem do zwolnienia ich od czytania Słowa" (cyt. za Wiki; ang: 81. The sacred obscurity of the Word of God is no reason for the laity to dispense themselves from reading it. ). Więc z tym "Pismem, co to jasno określa, co jest Prawdą" to uważaj, bo Święta Tradycja ma inne zdanie :cool:.
Zauważyłem, że osoby mające inklinacje jansenistyczne (np. nadmiernie rygorystyczne poglądy w kwestii przyjmowania sakramentów) z łatwością na każdym kroku oskarżają innych o jansenizm.
A przy okazji: Wśród potępionych tez jansenistycznych jest też definicja Mszy bardziej ortodoksyjna niż ta, którą znajdujemy w nowym mszale, uważałbym więc z szermowaniem podobnymi argumentami.
Potępienia synodu w Pistoi i pokrewnych zjawisk dotyczą tak wielu i tak subtelnych zagadnień, że nie radzę bawić się nimi w pseudoteologicznej retoryce forumowej.
[cite] Witek (dawniej RiW):[/cite]To mi wygląda na typowe "łapaj złodzieja".
Zauważyłem, że osoby mające inklinacje jansenistyczne (np. nadmiernie rygorystyczne poglądy w kwestii przyjmowania sakramentów) z łatwością na każdym kroku oskarżają innych o jansenizm.
A przy okazji: Wśród potępionych tez jansenistycznych jest też definicja Mszy bardziej ortodoksyjna niż ta, którą znajdujemy w nowym mszale, uważałbym więc z szermowaniem podobnymi argumentami.
Potępienia synodu w Pistoi i pokrewnych zjawisk dotyczą tak wielu i tak subtelnych zagadnień, że nie radzę bawić się nimi w pseudoteologicznej retoryce forumowej.
Dokładnie o to mi chodziło. Zacytowałem element Tradycji, który "nie jest jasny" w odpowiedzi na twierdzenia, że "Pismo i Tradycja są jasne". Ja nie twierdzę, że Pismo i Tradycja nie podają prawdy. Uważam jedynie, że teza o "posiadaniu prawdy" w ustach katolika jest nader wątpliwa.
Teza o rygoryzmie raczej nietrafiona. Trudno mi sądzić samego siebie, ale rodzice mnie choćby nauczyli, że Komunia Święta gładzi grzechy powszednie, a by ciężko zgrzeszyć trzeba się nieźle postarać, więc raczej nie miałem pędu, by unikać sakramentów. Idąc Twoim tokiem myślenia - pewnie to co napisałeś to przykład projektowania na innych :bigsmile: (oczywiście żartuję, przecież taki zarzut można postawić zawsze, i w sumie jest bez wartości).
By the way, nie mam też inklinacji antytradycyjnych. Uważam po prostu, że tak jak Pismo Święte, Tradycja nie jest do prywatnego wyjaśniania.
Słów o rygoryzmie nie odnosiłem do nikogo biorącego udział w tej dyskusji -- to była tylko ilustracja pewnej mentalności, którą dobrze znam, a która akurat jest dosyć częsta w środowisku tzw. tradsów. Ale skoro zabolało, to być może coś jest na rzeczy.
Co zaś się tyczy posiadania prawdy -- warto poznać opinię dom Prospera Guerangera, ojca ortodoksyjnego ruchu liturgicznego:
Kiedy pasterz zmienia się w wilka, bronić się jest w pierwszym rzędzie rzeczą owczarni. Zwykle nauczanie zstępuje od biskupów do wiernego ludu, a poddani w porządku wiary nie powinni osądzać swych przełożonych. Jednak w skarbnicy objawienia są pewne istotne elementy, które każdy chrześcijanin winien znać i bronić z faktu noszenia miana chrześcijanina. Zasada ta nie ulega zmianie, czy rzecz dotyczy wiary czy postępowania, moralności czy dogmatu.
Komentarz
Bo mam wrażenie, że napisał oczywistość.
Choć może fakt, że napisał już jest dzisiaj odwagą...
Tak , o to, że w ogóle napisał.. x. Jacek po prostu wskazuje nam skażenie herezją antropocentryzmu. Skażenie to niestety obejmuje zarówno wiernych jak i duchowieństwo. Szkoda, że to jeden z niewielu takich głosów.
Dla ukojenia powiem, że w czasie homilii na nie-neo-liturgiach księża też o tym mówią
Ciekawe, może żyjemy w jakichś różnych rzeczywistościach.
A niewykluczone, niewykluczone.
nie jakby człowiek jest Bogiem, ale faktycznie człowiek jest Bogiem. Jezus jest Chrystusem. I my w Nim stajemy się Bogiem. Jak pisał Augustyn: "aby człowiek mógł stać się Bogiem, Bóg stał się człowiekiem".
W związku z tym przestrzeganie przykazań na nic się nie zda, co jasno doświadczyli Izraelici. To jest minimum, którego i tak człowiek nie jest w stanie osiągnąć, bo im bliższy jest literalnemu wypełnieniu prawa, tym mniej kocha - przykład Szawła.
Jezus pokazuje, że nie chodzi o literalność, ale o ducha, czyli w tym wypadku o miłość. I to jest oczywista oczywistość. Dlaczego nie zdradzasz żony? Bo pójdziesz do piekła? Jakby nie było sankcji piekła, kary wiecznej itd. to byś to zrobił?
W katolicyzmie to z miłości wypływa wypełnianie przykazań. Odwrotnie to nie działa. Choćbyś nie wiem jak nie zdradzał żony, to wcale nie znaczy, że ją kochasz :bigsmile: I to przeżył św. Paweł (przynajmniej tak myślę).
We współczesnym społeczeństwie człowiek nie uznaje w istocie żadnego Boga, poza sobą samym. Prawa człowieka, o których zakresie decyduje on sam, są jedynymi kryteriami, którymi kieruje się współczesne społeczeństwo. Prawa Boga, postrzegane dotąd jako posiadające bezwzględny priorytet w stosunku do wszystkiego, co człowiek mógłby uznać za pożądane i właściwe, nie mają już żadnego znaczenia.
oraz nieco dalej:
Podstawowy dogmat naszej wiary mówi, że chrześcijanin powinien żyć na tym świecie, nie wolno mu jednak być człowiekiem tego świata. Jest on obywatelem niebieskiej ojczyzny, stale w drodze do swego prawdziwego domu. Nie ma tu stałego mieszkania. W obecnym stuleciu jednak chrześcijanie stali się - ze względów praktycznych - ludźmi światowymi. Akceptują co prawda istnienie swej wiecznej ojczyzny, w praktyce jednak zachowują się tak, jak gdyby interesowało ich jedynie życie doczesne.
Źródło: "Pope Paul's Mass" Michael Davies (konwertyta, szanowany przez Ojca Świętego BXVI znawca tematu "kryzysu w Kościele" )
ja też to widzę, i tez nad tym ubolewam...Znam dużo skadinąd bardzo wierzących osób, i bardzo praktykujących, ale są jednoczesnie bardzo zanurzeni w tym swiecie, za bardzo... i wtedy dużo rzeczy im umyka, wiele błędów popełniają. Bo normy społeczne ważniejsze od prawa naturalnego.
Przykład: czekanie ze słubem 10 lat w narzeczeństwie tylko po to, aby zarobić kasę na wielkie weseliszcze na 300 osób, bo takie jest normą w danym kręgu. Temat czystości szybko schodzi na drugi albo trzeci plan :sad:
Rozumiem, że dyskusja dotyczy SPOSOBU w jaki należy osiągnąć to, by ludzi żyli jako pielgrzymi, a nie jako mieszkańcy. I tutaj nie zgadzam się, że należy straszyć. Nie robimy tak z dziećmi, więc po co tak robić z katolikami?
Artykuł, który linkujesz zawiera stwierdzenie: "Coraz bezczelniej robi sobie miejsce pogląd, jakoby w ogóle nie powinno się mówić o osądzaniu człowieka i o potępieniu człowieka. Propaguje się groteskowe poglądy typu: osądzamy zło a nie człowieka, potępiamy zło a nie człowieka, potępiamy grzech a nie człowieka." Pierwsze zdanie - ok, niektórzy unikają mówienia o tym, że będzie sąd i możliwość potępienia (sąd jest pewny, potępienie - nie). Drugie zdanie jest antropocentryzmem wg Twojej definicji - tylko Bóg ma przesłanki by sądzić. My możemy co najwyżej oceniać zewnętrzne działania. Nawet Jezus nie potępia grzeszników, za wyjątkiem tych, którzy mają monopol na doktrynę - faryzeuszy. Bo tak naprawdę, tylko oni czynią siebie "bogami" sądząc wg swojej miary, a nie ten, kto żyje "jakby Boga nie było" - ten jest na prostej drodze, by widząc miłujące spojrzenie Jezusa, przestał grzeszyć: "Idź i nie grzesz więcej".
Zresztą pierwsi rodzice: oni byli jak Bóg. To szatan im wkręcił kłamstwo, że tak nie jest. I tak naprawdę to poznanie dobra i zła, nie uczyniło ich jak Bóg, bo przecież Bóg nie zna dobra i zła tak, jak obecnie zna człowiek - w sensie nie czyni zła.
:cu:
A takie stwierdzenia to jest prawda, czy nieprawda?
1. Jest jeden Bóg.
2. Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze.
3. Są trzy Osoby Boskie : Bóg Ojciec, Syn Boży, Duch Święty.
4. Syn Boży stał się człowiekiem i umarł na krzyżu dla naszego zbawienia.
5. Dusza ludzka jest nieśmiertelna.
6. Łaska Boska jest do zbawienia konieczne potrzebna.
Dogmaty Kościoła są prawdziwe w tym znaczeniu, jakie im nadaje Kościół (por. odpowiedź Świętego Oficjum na wątpliwości co do rozumienia twierdzenia "Extra Ecclesia..."). I tutaj jest takie zapętlenie: bo objaśnienie dogmatu, jakie mu nadaje Kościół, też ma swoje znaczenie, i tak ad infinitum.
Uważam, iż mówienie, że ja czy ty posiadamy całą prawdę jest mocnym nadużyciem.
Zresztą taki przykład. Katolickie jest twierdzenie, że to co możemy powiedzieć lub pomyśleć o Bogu jest bardziej niepodobne do Niego niż podobne. Więc to co Ty, czy ja myślimy lub wyobrażamy sobie mówiąc: Bóg jest sędzią... jest bardziej niepodobne do tego, kim On jest, niż podobne.
Nie sądzę oczywiście, że w związku z tym należy zaniechać dążenia do prawdy. Ale właśnie - dążyć, a nie twierdzić, że się "ma prawdę". Jezus dając Kościołowi Ducha Świętego zabezpieczył katolików, by sobie nie przypisywali posiadania prawdy, ale mieli świadomość, że "teraz nie mogą znieść", i dlatego lepiej dążyć, niż udawać, że się wie.
Rozumiem. Czyli jeżeli mówimy, że Bóg jest Dobrym Ojcem, to w rzeczywistości jest złą matką. A to ci dopiero!
Nie wiem, jak Kościół tłumaczy to stwierdzenie. Twoje jest jednym z wielu. Zwróć uwagę, że tłumaczysz: "W RZECZYWISTOŚCI jest złą matką". Skąd niby wiesz, kim Bóg jest w rzeczywistości?
Mam wrażenie, że nie rozumiesz. Jeśli mówimy, że Bóg jest Dobrym Ojcem, to jest to dalekie od rzeczywistości. Ale porównując "Bóg jest Dobrym Ojcem" i "Bóg jest złą matką" możemy stwierdzić, że określenie "Bóg jest złą matką" jest jeszcze dalsze od rzeczywistości. A to ci dopiero!
Zauważyłem, że osoby mające inklinacje jansenistyczne (np. nadmiernie rygorystyczne poglądy w kwestii przyjmowania sakramentów) z łatwością na każdym kroku oskarżają innych o jansenizm.
A przy okazji: Wśród potępionych tez jansenistycznych jest też definicja Mszy bardziej ortodoksyjna niż ta, którą znajdujemy w nowym mszale, uważałbym więc z szermowaniem podobnymi argumentami.
Potępienia synodu w Pistoi i pokrewnych zjawisk dotyczą tak wielu i tak subtelnych zagadnień, że nie radzę bawić się nimi w pseudoteologicznej retoryce forumowej.
Dokładnie o to mi chodziło. Zacytowałem element Tradycji, który "nie jest jasny" w odpowiedzi na twierdzenia, że "Pismo i Tradycja są jasne". Ja nie twierdzę, że Pismo i Tradycja nie podają prawdy. Uważam jedynie, że teza o "posiadaniu prawdy" w ustach katolika jest nader wątpliwa.
Teza o rygoryzmie raczej nietrafiona. Trudno mi sądzić samego siebie, ale rodzice mnie choćby nauczyli, że Komunia Święta gładzi grzechy powszednie, a by ciężko zgrzeszyć trzeba się nieźle postarać, więc raczej nie miałem pędu, by unikać sakramentów. Idąc Twoim tokiem myślenia - pewnie to co napisałeś to przykład projektowania na innych :bigsmile: (oczywiście żartuję, przecież taki zarzut można postawić zawsze, i w sumie jest bez wartości).
By the way, nie mam też inklinacji antytradycyjnych. Uważam po prostu, że tak jak Pismo Święte, Tradycja nie jest do prywatnego wyjaśniania.
Co zaś się tyczy posiadania prawdy -- warto poznać opinię dom Prospera Guerangera, ojca ortodoksyjnego ruchu liturgicznego: