Naturalne planowanie rodziny a medycynaNaturalne podejście do płodności to dla dzisiejszego człowieka Zachodu pieśń przeszłości. Cywilizacja, w tym rozwój medycyny, zwłaszcza od końca XIX wieku przyniosła w naszym kręgu kulturowym antynatalistyczną mentalność. Nasze praprababcie i prababcie rodziły 8 czy 11 razy, przyjmując w małżeństwie naturalny rytm płodności, z pełną otwartością na przychodzące życie. Już w dwudziestoleciu międzywojennym sytuacja zaczęła się zmieniać, zaczęło się mówić o świadomym macierzyństwie, co w praktyce oznaczało ograniczenie liczby urodzin. Pole do popisu znaleźli wówczas tacy progresiści, jak Boy-Żeleński oraz różnych orientacji eugenicy. W kręgach inteligenckich, także w wielu rodzinach lekarskich, aborcja, przerwanie ciąży jako "zabieg" świadomego planowania rodziny bywał powszechnie akceptowany. Problem widziano tylko w zakresie nieprofesjonalnych aborcji dokonywanych "u babek", stwarzających niebezpieczeństwo dla życia matki. Do dziś jest to jeden z argumentów zwolenników dopuszczalności zabijania poczętych dzieci. Zalecano również rozpowszechnianie wiedzy i dostępności do antykoncepcji. Szczególne spustoszenie zaczyna się szerzyć od lat 50./60. XX wieku, kiedy to triumfuje rewolucja seksualna umacniana wprowadzeniem powszechnie dostępnych hormonalnych tabletek antykoncepcyjnych wraz z legalizacją aborcji w coraz większej liczbie krajów, a także powszechnie obecną, demoralizującą i niszczącą właściwe przeżywanie płciowości pornografią. Coraz bardziej propaguje się też mit przeludnienia oraz mity ekologiczne i "cieplarniane"- mamy chronić glebę, wodę, powietrze, lasy, wszystkie gatunki istot żywych, oprócz człowieka.
Nauka Kościoła pokazuje, że problem leży w usunięciu związku pomiędzy aktem seksualnym, małżeństwem i płodnością. Jeśli nie ma tego związku, to wszystko w zakresie seksualności jest możliwe. Relacja płciowa ma służyć tylko przyjemności. Nie musi mieć miejsca w małżeństwie. Nawet nie musi zachodzić pomiędzy mężczyzną a kobietą. Prowadzi to w prosty sposób do rozpadu małżeństwa, wzrostu liczby rozwodów, dzieci pozamałżeńskich i ciąż u nastolatek. Liczba zakażeń przenoszonych drogą płciową wzrasta w stopniu epidemicznym, wiele z tych schorzeń, takich jak AIDS czy chlamydiozy, związek pomiędzy infekcją HPV a rakiem szyjki macicy, ujrzało światło dzienne na naszych oczach. Pandemia chorób wenerycznych, aborcje, antykoncepcja, ksenoestrogeny, zatrucie środowiska oraz odkładanie planów rodzicielskich na czwartą lub piątą dekadę życia prowadzą w coraz większym procencie do niepłodności. Niepłodność to choroba cywilizacyjna i społeczna - dlatego ma interweniować nowoczesna technologia. Przekazywanie życia straciło swe znaczenie jako uczestniczenie w akcie stwórczym Boga, prokreacja sprowadza się do reprodukcji. Zamiast leczenia człowieka mamy medycynę rozrodu. Skuteczność metod wykorzystywanych w hodowli zwierząt wyznacza cele i odmawia prawa do poczęcia człowieka w warunkach odpowiadających godności ludzkiej. Nie trzeba rozpoznawać choroby i leczyć, lepiej hodować in vitro. Nieważne są konsekwencje, liczy się tylko cel.
Grzechy przeciw płodności
Trzeba powiedzieć, że człowiek współczesny nie wymyślił żadnego nowego grzechu. Już w przysiędze Hipokratesa w V wieku przed Chrystusem lekarz zobowiązuje się: "nie dam nigdy niewieście środka poronnego", co oczywiście znaczy, że takie środki były już wtedy znane i używane. Wczesnochrześcijańskie teksty, takie jak "Didache" (koniec I wieku): "nie zabijaj dzieci przez poronienie ani nie przyprawiaj ich o śmierć już po urodzeniu", czy homilie św. Jana Chryzostoma (IV wiek), który pisze, że ludzie ogarnięci chciwością "uważają za rzecz przykrą i ciężką to, co dla innych jest pożądane, mianowicie posiadanie dzieci. Z tej więc przyczyny wielu zostało bezdzietnymi, uczynili naturę bezpłodną, nie zabijając wprawdzie dzieci, lecz zapobiegając ich poczęciu".
Kiedy przeprowadzono ankietę, czym różnią się dziś chrześcijanie od niechrześcijan, padały odpowiedzi, że powinni się różnić, ale się nie różnią. Dlatego w katolickiej Polsce nie rodzą się dzieci, a "lekarze" przeprowadzający manipulacje na embrionach i decydujący o selektywnej redukcji dzieci w ciąży wielopłodowej deklarują się jako praktykujący katolicy i mówią, że nie mają konfliktu sumienia. Mawia się, iż to tylko polscy biskupi są "nieżyciowi". Naprawdę również dzisiaj żyjemy w społeczeństwie zlaicyzowanym, zsekularyzowanym, praktycznie pogańskim.
"Humanae vitae" dzisiaj
W bieżącym roku przeżywamy 40-lecie encykliki Papieża Pawła VI "Humane vitae", encykliki, która stała się dla jednych znakiem sprzeciwu, dla innych błogosławieństwem i światłem na życie, na konkretne wybory życiowe. Papież Paweł VI zachęcał lekarzy, naukowców, aby prowadzić badania nad ludzką płodnością i określać możliwości wynikające z tych badań, dotyczące możliwych metod rozpoznawania płodności, aby umożliwić małżonkom dla szczególnie ważnych przyczyn, po rozeznaniu woli Bożej w konkretnej sytuacji, korzystanie z okresów niepłodności w celu odsunięcia poczęcia następnych dzieci. Jednocześnie podkreślał, że odpowiedzialne rodzicielstwo to płodne, hojne rodzicielstwo, i pierwszym, naturalnym sposobem na rozeznawanie woli Bożej jest przyjmowanie dzieci. Dzieci przychodzą jak wschodzące słońce, człowiek nie decyduje, czy słońce ma dzisiaj wzejść, czy nie, o życiu decyduje Pan Bóg. Wiele małżeństw na całym świecie doświadcza pomocy Bożej w przeżywaniu swojej miłości i płodności dzięki nauce Kościoła katolickiego o małżeństwie i przekazywaniu życia dzięki "Humanae vitae" oraz nauczaniu Jana Pawła II, który ją w wielu dokumentach rozwijał, komentował i przekazywał przez cały swój pontyfikat.
Encyklika "Humanae vitae" była inspiracją dla takich ludzi jak: John i Evelyn Billings, Josef R??tzer, John i Sheila Kippley, John Kelly, Anna Flynn, Erik Odeblad, profesor Włodzimierz Fijałkowski i wielu innych, którzy poświęcili swoje życie i pracę badaniom nad ludzką płodnością i metodami jej rozpoznawania. Jednym z nich jest również Thomas W. Hilgers, profesor ginekologii z Omaha w stanie Nebraska, twórca modyfikacji i standaryzacji metody Billingsa, ze znacznym rozwinięciem i ukierunkowaniem możliwości diagnostycznych również w leczeniu niepłodności, znanej jako NaPro Technology/Creighton, założyciel Instytutu Papieża Pawła VI.
Mimo to dzisiaj większość ludzi bezrefleksyjnie podchodzi do zagadnień płodności. Często pytanie w gabinecie ginekologa o ostatnią miesiączkę budzi konsternację, by nie powiedzieć - popłoch. Wiele kobiet chciałoby zrzucić na ginekologa odpowiedzialność za własną płodność i wielu ginekologów chciałoby pozbawić kobiety związku z ich płodnością. Traktuje się ją jak chorobę, którą należy zwalczać przy pomocy szerokiej gamy środków antykoncepcyjnych mechanicznych, miejscowych, wewnątrzmacicznych, hormonalnych, wczesnoporonnych - "po stosunku", wreszcie aborcji. Wraz z płodnością "zwalcza" się oczywiście poczęte dziecko. Za "naturalną" metodę regulacji poczęć uznaje się powszechnie stosunek przerywany. Potrzeba by oddzielnej publikacji, aby omówić niebezpieczeństwa związane z antykoncepcją.
O czym mówi nasza płodność
Chcę teraz zasygnalizować korzyści wynikające ze świadomości własnej płodności, z wiedzy, którą każde małżeństwo powinno uzyskać, również dzięki pomocy Kościoła.
1. Zdobywając wiedzę na temat płodności ludzkiej, małżeństwo uczy się jej rozpoznawania oraz zastosowania we własnym życiu. Unika stosowania środków antykoncepcyjnych, kiedy rozeznaje potrzebę odsunięcia następnego poczęcia w czasie. Ta świadomość pomaga we właściwym rozeznawaniu moralnym, wzmacnia więź między małżonkami, wzajemną odpowiedzialność, pomaga wzrastać miłości tak często niszczonej na różne sposoby przez mentalność antykoncepcyjną, pornografię.
2. Zwiększa się świadomość zdrowotna, łatwiejsza staje się rozmowa z ginekologiem i postawienie diagnozy w wielu częstych schorzeniach, np. nieregularne cykle (które nie zawsze wymagają leczenia), bolesne miesiączkowanie i zespół napięcia przedmiesiączkowego, zapalenie pochwy związane z nieprawidłową wydzieliną (upławami), rozpoznanie wczesnej ciąży i zagrożenia poronieniem lub ciąży obumarłej. Bardzo pomocne może być prowadzenie obserwacji w okresie premenopauzalnym, kiedy cykle stają się nieregularne, owulacje nie zawsze występują i kobiety często doświadczają niepewności co do swojej płodności.
3. Stosując model NaPro Tech (Creightona), można wcześnie przewidzieć ryzyko, zapobiegać wystąpieniu poronienia lub przedwczesnego porodu. Wiedzę na temat ludzkiej płodności ułatwia zasadniczo znalezienie przyczyny niepłodności małżeńskiej, leczenie i poczęcie oraz donoszenie dziecka do terminu porodu. Według danych opublikowanych przez prof. Hilgersa, 70 proc. zgłaszających się do leczenia małżeństw uzyskuje skuteczną pomoc w leczeniu niepłodności. Doktor Phil Boyle relacjonuje wiele leczonych przypadków po wielokrotnych niepowodzeniach procedur in vitro. Małżeństwo mające problem z płodnością powinno najpierw zastosować jakąś metodę obserwacji płodności, co bardzo zmniejszy potrzebę zastosowania niedopuszczalnych etycznie, drogich i ryzykownych metod leczenia niepłodności, jak np. in vitro.
4. Wiedza zdobyta na temat płodności przekazywana jest dalej - szczególnie w rodzinie - dzieciom, co niewątpliwie promuje wierność i odpowiedzialność (czystość przedmałżeńska i małżeńska), czyli zdrowe podejście do życia seksualnego, ogranicza też możliwość przenoszenia chorób drogą płciową.
Czy płodność to zagrożenie?
Trzeba jednak powiedzieć, że nie tylko "sztuczne" metody antykoncepcji powodują niekorzystne skutki. Również naturalne metody planowania rodziny niekiedy mogą okazać się szkodliwe.
Po pierwsze, w funkcjonowaniu małżeństwa. Niektórzy stosują metodę naturalną na sposób faryzejski, jestem w porządku, spełniam prawo, ale najważniejszy jest mój plan na moje życie. Zaplanowaliśmy dwoje dzieci i swoje dzieci już urodziłam. Kiedy przychodzimy do ołtarza, aby zawrzeć małżeństwo, kapłan, w imieniu Kościoła pyta, czy chcemy przyjąć potomstwo, którym Bóg nas obdarzy - to Pan Bóg ma najlepszy plan na nasze życie i wie, ile dzieci nam potrzeba - czy jedno, czy dziesięcioro. A może ten dar nie zrealizuje się w sposób naturalny, tylko w innej formie płodności, np. poprzez adopcję? Małżeństwo cały czas powinno być otwarte na dialog z Bogiem i rozpoznawać Jego wolę. Kiedyś trafiła do mnie pacjentka, która powiedziała, że żałuje, iż tak dobrze nauczyła się metod naturalnych. Gdyby się pomyliła, to może miałaby więcej dzieci, ale teraz jest już za późno... Małżeństwo, które nie pełni woli Bożej na swoje życie, nie jest szczęśliwe, nie doświadcza pełni jedności i miłości. W ekstremalnym przypadku może być tak, że skoro doszło do poczęcia w pierwszym "otwartym na życie" cyklu kobiety, to po urodzeniu dwojga dzieci nigdy więcej nie ma aktów małżeńskich w okresie płodnym.
Po drugie, metody naturalne są bardzo skuteczne, ich zastosowanie faktycznie uniemożliwia poczęcie, więc efekt może być ten sam, co przy antykoncepcji, mogą być użyte tylko jako zabezpieczenie przed poczęciem dziecka. Dzisiaj ci, którzy głoszą mit przeludnienia i wszystkimi dostępnymi metodami, przez sterylizację, aborcję, antykoncepcję chcą ograniczyć liczbę ludzi na ziemi, w metodach naturalnych widzą naturalnego sojusznika w walce z "overpopulation".
Dobroczynne efekty płodności
Nauka stwierdza pozytywny wpływ ciąży na zdrowie kobiety w wielu aspektach. Ciąża - owoc płodności, w sensie biologicznym jest pełnią rozwoju kobiety, osiągnięciem pełnej dojrzałości. Dotyczy to regulacji hormonalnych, ale także dojrzałości tkankowej, np. zrazików gruczołu piersiowego. W trzecim trymestrze pierwszej ciąży tkanka sutka kobiety osiąga III i IV stopień rozwoju zrazików mlekowych - tylko takie zraziki (upraszczając) są odporne na wysokie stężenia estrogenów sprzyjające rozwojowi raka sutka. Również w ciąży we krwi matki znajduje się zwiększona ilość komórek macierzystych - umożliwia to wiele procesów regeneracyjnych i naprawczych. HCG, czyli ludzka choriongonadotropina produkowana przez tkanki zarodka, stymuluje jajnik do produkcji inhibiny - białka, które hamuje rozwój nowotworów, a także powoduje cofanie się zmian nowotworowych w sutku.
Podobnie jeśli chodzi o ryzyko występowania nowotworów, to wiele z nich, oprócz obciążenia genetycznego, związanych jest z tzw. historią prokreacyjną kobiety: np. ryzyko raka piersi wzrasta w przypadku kobiet, które nigdy nie rodziły, które rodziły mało i późno (po 30. roku życia); rak sutka i rak endometrium powstają częściej u kobiet, które wcześnie zaczęły miesiączkować i u których późno wystąpiła menopauza. Są to nowotwory estrogenozależne - im więcej cykli miesięcznych, im więcej owulacji, tym większa ekspozycja na estrogeny i większe ryzyko nowotworzenia. Rak jajnika jest również częściej związany z bezdzietnością, jako że o prawdopodobnym mechanizmie karcynogenezy mówi się o dużej ilości owulacji, czyli mechanicznym czynniku uszkadzającym torebkę jajnika i zwiększającym ryzyko nowotworów nabłonkowych. Jak wiemy, kobiety, które są w ciąży lub karmią piersią - nie miesiączkują, nie mają owulacji, ich ekspozycja na estrogeny jest zrównoważona protekcyjnym wpływem ciąży. Im liczniejsze potomstwo, tym korzystniejszy efekt. Istotny jest wiek, w którym kobieta zachodzi w pierwszą ciążę, optymalnie powinien być to czas przed 24. rokiem życia.
Jeszcze do niedawna pokutował mit, że jakoby ciąża i karmienie piersią sprzyjały osteoporozie - w świetle nowych badań okazało się coś zupełnie przeciwnego. Nie jest prawdą też, że ciąża "psuje" zęby. Jeszcze w podręczniku "Ginekologia" R. Klimka z 1980 r. jest bardzo długa lista "lekarskich, zdrowotnych" wskazań do przerwania ciąży. W świetle dzisiejszej wiedzy medycznej takie wskazania nie istnieją.
Ksiądz arcybiskup Kazimierz Majdański we wprowadzeniu do tekstu "Słuchać Boga, by żyć" napisał: "Katolicka Polska znalazła się w czołówce krajów wymierających. Co to znaczy? Jest to niespotykane dotąd w naszych dziejach zagrożenie bytu Narodu. Rodzi się z negacji ładu, ustalonego na zawsze przez Boga - Stwórcę. Jak to się dzieje?
1. Następuje dziś na szeroką skalę wyludnianie ziemi, także naszej polskiej ziemi - w opozycji do Bożego błogosławieństwa: '... abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną' (Rdz 1, 28). A więc wymieranie dokonuje się za cenę grzechu, bo za cenę sprzeciwu wobec zamysłu Boga.
2. Zniszczenia dokonuje cywilizacja śmierci. Uczy lęku przed dzieckiem. Czyni się więc wszystko, by nie mogło się ono urodzić, a także by się w ogóle nie poczęło. - To przeciw tej radości, o której mówił Zbawiciel świata: "radość z tego, że się człowiek narodził na świat" (J 16, 21). Lękowi rodziców wobec dziecka wtóruje lęk przed wrogą dziecku opinią społeczną, przeciwną rodzinie bogatej w dzieci.
3. Byliśmy przez wieki godni nazwy: Polonia semper fidelis. Tak od Mieszka I i Dąbrówki. Czy jednak dziś nie staliśmy się społeczeństwem neomaltuzjańskim? Cieszymy się nadal szczególnie licznymi zastępami kapłanów oraz tym, że u nas częściej niż gdzie indziej ludzie się spowiadają. Powstaje jednak pytanie: Czy grzech antyrodzicielstwa jest przez nas uważany jeszcze za grzech? Czy słuchamy głosu Kościoła o Prawie Bożym, zwłaszcza zaś profetycznej encykliki Papieża Pawła VI 'Humanae vitae'? Jest to stałe nauczanie Kościoła o Bożym Ładzie w przekazywaniu życia ludzkiego, powtórzone ostatnio ze szczególną mocą, bo takie jest pilne zapotrzebowanie naszego czasu.
4. Istnieją tu niezwykle poważne obowiązki zarówno duszpasterzy, jak i ludzi świeckich. Potrzebny jest jasny wykład nauki Bożej w różnych formach katechizacji, z przygotowaniem do małżeństwa jako "'ielkiego sakramentu' włącznie. Potrzebna jest szczególna wierność w zakresie Sakramentu Pokuty i Pojednania, który wymaga wyraźnego rozeznania grzechu i zmiany życia: 'Idź i więcej nie grzesz' (por. J 8, 11)".
Słuchajmy więc Boga - by żyć. Warto przeczytać cały ten tekst.
Maciej Barczentewicz, ginekolog położnik