Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

"Cyborg zamiast inteligenta"

edytowano luty 2008 w Ogólna
image

Cyborg zamiast inteligenta
Piotr Zaremba

U schyłku lat 80. uczeń gnieźnieńskiej zawodówki uszkodził słynne drzwi katedry ze scenami z życia Świętego Wojciecha. Gdy debatowano nad jego postępkiem, ktoś zwrócił uwagę, że w szkołach zawodowych kurs historii trwa tylko rok. Więc ludzie, którzy nie mają okazji słuchać wykładów o dziejach ojczystych, zatracają elementarną wrażliwość na znaczenie zabytków. Liczbę godzin historii zwiększono - pisze Piotr Zaremba, publicysta DZIENNIKA.

Zapewne tamta interpretacja brzmiała zbyt naiwnie, może nawet propagandowo - był wszak koniec PRL. Ludzi zdemoralizowanych bądź głupich dodatkowe lekcje nie muszą uchronić przed grzechem chuligaństwa. Ale była w tym rozumowaniu odrobina racjonalności. Bo lekcje historii to nie tylko wtłaczanie do głowy wiadomości potrzebnych do zdania egzaminów. Dobrze prowadzone mogą odgrywać rolę formacyjną. Uczyć patriotyzmu, poczucia bycia obywatelem świata. Także i poszanowania dla najszerzej pojmowanych dzieł kultury.

Warto to przypomnieć dzisiaj - kiedy nowe kierownictwo Ministerstwa Edukacji proponuje, aby kurs historii dla wszystkich poza zdeklarowanymi humanistami kończył się na poziomie pierwszej klasy liceum (uczeń ma wtedy 16, 17 lat). Dwa ostatnie lata nauki mają zostać sprowadzone do kursów przygotowawczych do matury. Matematyk do matematyki, historyk do historii! - zdają się wzywać ministerialni urzędnicy.

Każdy przypomni sobie w tym momencie młodych ludzi, którzy wyboru dokonują w ostatniej chwili. Co z uczniem, który przez półtora roku będzie ślęczał nad matematyką i fizyką mającymi mu utorować drogę na politechnikę, lecz na pół roku przed maturą uzna jednak, że chce być prawnikiem? Jak ma nadrabiać zaległości?

Jak rozumiem, MEN pod kierownictwem Katarzyny Hall proponuje swoistą inżynierię społeczną. Tacy wahający się mają być zmuszani do jak najwcześniejszej decyzji. Wiąże się to z ogólną wizją edukacji stawiającej na masowość, a co za tym idzie - szybką specjalizację. Tendencja jest ogólnoświatowa. Aczkolwiek dopuszcza wiele wariantów - od arcypragmatycznego amerykańskiego, gdzie uczniowie bardzo wcześnie dobierają sobie przedmioty zależnie od potrzeb, po niektóre zachodnioeuropejskie, gdzie ogólnokształcące wykłady pojawiają się jeszcze na studiach. Zgodnie z przekonaniem, że dobrym menedżerom znajomość filozofii nie tylko nie zaszkodzi, ale może pomóc. W czym? W nauce czegoś tak nieuchwytnego jak myślenie.

Ekipa pani Hall chce wybrać model skrajny, na nauce myślenia stawiający krzyżyk. Ze szkodą jednostek hamletycznych, niezdecydowanych, często o najbardziej różnorodnych zainteresowaniach. System będzie preferował superpragmatyczne "cyborgi". Wiedzące bardzo wcześnie (może zbyt wcześnie), czego chcą. Nieskłonne spoglądać na boki.

Ta inżynieria społeczna była w polskich szkołach obecna już teraz, po pierwszej wielkiej reformie, jaką przeprowadził rząd AWS. Owe wszystkie tworzone coraz chętniej w polskich liceach klasy "geograficzno-ekonomiczne" i "kulturowo-językowe" drastycznie redukowały sumę wiedzy wspólnej na rzecz praktycznych umiejętności potrzebnych na uczelni. Do pewnego stopnia było to konieczne, skoro maturę miało zdawać nie 20, ale 80 procent rocznika. Reformatorzy nie zatrzymali się jednak na tym. Z wszystkimi konsekwencjami, z których najważniejszą jest dla mnie otwarte uderzenie w etos inteligencji. W założeniu premiujący nie tylko wiedzę, ale i myślenie.

Formacyjne zadania historii uczącej patriotyzmu czy pogląd, że każdy osiemnastolatek zbliżający się do wieku wyborczego powinien debatować w szkole o życiu publicznym, w które właśnie wchodzi, stają się anachronizmem. Edukacja ma służyć wyłącznie obsłudze rynku pracy. A gdzie kulturotwórcza, gdzie narodowa rola szkół? Chce się ją wyrzucić na śmietnik.

Czy to świadoma myśl Platformy Obywatelskiej, czy godzą się z nią tacy inteligenccy politycy PO, jak Jarosław Gowin, Bogdan Zdrojewski, Rafał Grupiński i wreszcie absolwent historii Donald Tusk? A może to tylko wypadek przy pracy? Dzieło aparatu ministerstwa, którego politycy nie znali i nie przypilnowali, bo przywykli, że o fundamentalnej przyszłości edukacji decydują wszechwiedzący eksperci.

Chciałbym wierzyć, że to drugie. Tyle że takie decyzje rządzą się własnymi prawami. Najważniejszym z nich jest siła bezwładu. Protesty inteligencji, kół akademickich, w które też głęboko wierzę, pokusy majstrowania przy edukacji może zahamują. Ale ich nie powstrzymają. Ba, politycy mogą uznać hasło uwalniania młodych ludzi z kolejnych szkolnych obciążeń za coś popularnego. A że jakiś profesor popiskuje? Jego czas już przecież minął.

Chciałbym być złym prorokiem...

Komentarz

  • Bardzo dobry artykuł :thumbup:
    Czy to wciąż licea OGóLNOKSZTAłCąCE ??? :confused:
  • W weekendowym Dzienniku Zaremba zwrócił uwagę na jeszcze jeden szalenie ważny wymiar ograniczenia historii - warstwa rzekomych inteligentów gubi swoją narodową tożsamość, wiedzę o przeszłości, mądrość przodków i staje się masą niezwykle podatną na manipulacje.

    Coraz bardziej nie lubię pani Hall - mamy strasznego pecha do ministrów edukacji. Do jakiej szkoły pójdą moje dzieci? jakich ludzi ta szkoła z nich zrobi?
  • Kompletna ignorancja i niewiedza skutkiem liberalnego nauczania w Norwegii

    Zdecydowana większość uczniów norweskich szkół średnich, zupełnie nie zna najnowszej historii - wynika z raportu Gallupa, ośrodka badania opinii publicznej.

    Informacja o tym, że 65 procent Norwegów w wieku 15-20 lat nie wie kto to był Pol Pot, 64 procent nie słyszało o czymś takim jak Gułagi, 75 procent nie ma pojęcia o programie chińskim "Wielki Skok Naprzód" epoki Wielkiego Mao, a ponad 1/3 respondentów była przekonana, że "komunizm poprawił poziom życia ludziom" - wywołało burzę w prasie norweskiej.

    Badania przeprowadzone przez TNS Gallup dla Civita, jeden z ośrodków think tank, na statystycznej grupie 998 uczniów, jedynie potwierdzają inną szeroko dyskutowaną wiadomość, że norwescy 15-latkowie w międzynarodowym rankingu PISA oceniającym wiedzę, wypadli niezwykle niekorzystnie. Wskazuje to na kryzys w liberalnym systemie nauczania zaadoptowanym w Norwegii w ostatnich latach. Z drugiej strony, niemal każdy norweski uczeń słyszał o Auschwitz oraz o Murze Berlińskim - czego można było się spodziewać po nasyceniu medialnym eksponującym wyselekcjonowane tematy i promującym schematyczne myślenie.

    Raport został z miejsca zaatakowany przez różne strony, szczególnie przez środowiska broniące systemu liberalnego. Dla pocieszenia wskazano na jeszcze gorsze wyniki uczniów w Szwecji, gdzie w badaniach z 2007 roku wynika, iż aż 90 procent nie ma pojęcia co to było i co oznacza słowo "Gułag", a praktycznie nikt nie słyszał słowa "Bolszewik".
  • image

    Kształcenie rzemieślników
    Tomasz P. Terlikowski

    Propozycje minister Katarzyny Hall oznaczają koniec klasycznych liceów. Zamiast nich będziemy mieli technika, tyle że o rozmaitych, także humanistycznych, specjalizacjach â?? pisze publicysta "Rzeczpospolitej"

    Ograniczenie liczby przedmiotów w ostatnich klasach liceum, wycofanie się z mundurków i zaostrzania dyscypliny w szkołach, zwodzenie nauczycieli w kwestiach płacowych czy zapowiedź obniżenia wieku szkolnego â?? wszystko to razem pozwala już mówić o zarysie programu nowego rządu w dziedzinie oświaty. I jak poprzednio â?? z wyjątkiem odmiennych zapowiedzi Romana Giertycha â?? jego istotą jest dalsze osłabienie wychowawczego znaczenia szkoły oraz sprowadzenia jej do miejsca przekazywania umiejętności praktycznych, a nie umacniania wspólnoty narodowej, której istotnym elementem jest również wspólna wszystkim wykształconym wiedza zarówno humanistyczna, jak i ścisła.

    Ten kierunek jest dziś lepiej widoczny niż przed 2005 rokiem, bowiem pozostaje on w jawnym kontraście z propozycjami reformy czy zmian podjętymi przez poprzedniego ministra edukacji narodowej. Roman Giertych bowiem, choć oczywiście można mu zarzucać przesadne eksponowanie własnej osoby czy zarzucanie mediów kolejnymi pomysłami, których nie próbowano nawet realizować, jako jedyny w ostatnich latach zdecydował się na powrót do klasycznego paradygmatu szkoły. Miała być ona miejscem, w którym nie tylko uczy się pewnych umiejętności, ale też wychowuje, kształtuje w duchu patriotyzmu i przekazuje się ogólną wiedzę o świecie â?? niekoniecznie wprost konieczną w późniejszym życiu zawodowym. Spory o lekcje wychowania patriotycznego, listę lektur czy mundurki, choć niekiedy sprowadzane do absurdu, jednoznacznie wskazywały na taki pomysł na rolę szkoły.

    Do tej pory w Polsce ludzie, kończąc liceum â?? niezależnie od tego, kim później zostawali â?? dysponowali wspólnymi fundamentami kodu kulturowego

    Śmierć liceum

    Katarzyna Hall, choć zastrzegała, że nie będzie odrzucać wszystkich projektów swojego poprzednika, wyraźnie zmieniła zaproponowany przez niego kierunek rozwoju edukacji. I nie chodzi tylko o zniesienie "obowiązku mundurkowego" (który stał się â?? zupełnie bezsensownie â?? symbolem "giertychizacji" szkolnictwa), ale przede wszystkim o głębsze projekty zmiany programu ostatnich lat licealnych.

    Najgroźniejszy jest pomysł zmiany programu ostatnich lat nauki w liceum. Idea, by w ich trakcie uczniowie zgłębiali poza matematyką i polskim tylko przedmioty kierunkowe, które przydadzą im się na studiach, oznacza bowiem śmierć liceum w jego klasycznym kształcie.

    Nazwa ta wywodząca się od arystotelesowskich szkół oznacza bowiem miejsce, w którym zdobywa się wiedzę ogólną, w której poprzez rozmowę, spacer, ale i zgłębianie wiedzy kształtuje się świadomego obywatela.

    Istotnym elementem zaś tej formacji jest wspólnota wiedzy, która pozwala â?? jak wskazuje w klasycznych dla rozumienia współczesnych przemian edukacyjnych esejach Allan Bloom â?? na porozumienie i wspólnotę tematów, także ludziom, którzy poszli w trakcie studiów w zupełnie odmiennych kierunkach.

    Tak do tej pory było w Polsce. Ludzie, którzy kończyli liceum â?? niezależnie od tego, czy później zostali politechnikami, akademikami â?? posiadali pewne wspólne fundamenty kodu kulturowego. Fundamenty te wprawdzie od wielu lat się kurczyły, ale jednak pozostawały jako pewien postulat, projekt, możliwość.

    Daleko posunięta specjalizacja, jaką proponuje ministerstwo pod kierunkiem Katarzyny Hall, oznaczałaby koniec tak pojętego liceum. Jego miejsce zajęłyby w istocie technika, tyle że o rozmaitych, także humanistycznych, specjalizacjach. W zależności od uzdolnień czy zainteresowań (warto pamiętać, że w tym wieku zmiennych) uczeń wybierałby, czy chce uczyć się historii i sztuki, czy biologii i chemii â?? i konsekwentnie podążał wybraną przez siebie drogą bez głębszego kontaktu z innymi dziedzinami wiedzy. Zamiast przyszłych inteligentów, potrafiących â?? na pewnym oczywiście poziomie â?? rozmawiać na rozmaite tematy, szkoły takie kształciłyby wyłącznie specjalistów, rzemieślników w swojej dziedzinie, pozbawionych szerszej niż własna perspektywy.

    Cywilizacyjni barbarzyńcy

    Nie mniej znacząca jest również kwestia mundurków. Oznacza ona bowiem w istocie pozostawienie formacji szkolnej wyłącznie w rękach rodziców i szkoły, bez choćby próby wskazania kierunku przez państwo. Szkoła z miejsca, w którym kształtowało się (a to oznacza choćby to, że promowało się pewne zachowania, a inne ganiło czy karało) obywateli konkretnego państwa, staje się wyłącznie miejscem, w którym przekazuje się indywidualnościom wiedzę, a i to w miarę możliwości, bez jej formacyjnego wymiaru. Uczeń, mocno wspierany przez rodziców, zaczyna być traktowany jak świadomy obywatel, któremu niczego nie można narzucić bez naruszenia fundamentalnych praw obywatelskich.

    Mundurek zatem z narzędzia mającego budować szkolną wspólnotę czy maskującego różnice majątkowe między uczniami przekształca się w takim dyskursie w element ograniczania wolności, niszczenia indywidualności czy światopoglądowej musztry.

    Tyle że jeśli konsekwentnie przyjąć taki styl myślenia â?? to niemożliwe staje się wychowanie w ogóle. Każda bowiem formacja zakłada pewien (niekiedy najbardziej ogólny) model czy wzór obywatelski, jaki ma być przekazywany. Nie inaczej jest zresztą także â?? wbrew zapewnieniem o jego neutralności â?? z modelem proponowanym obecnie. Tyle że jego ideałem jest nie tyle obywatel ukształtowany, uformowany i wychowany w duchu praw i norm rządzących danym społeczeństwem, ile kulturowy i cywilizacyjny barbarzyńca, albo rousseauwski "człowiek naturalny", albo po prostu "szlachetny dzikus", nieograniczony przez wychowanie, formację czy cywilizację.

    Oczywiście â?? i tu chwała pani minister â?? rodzice i nauczyciele mogą wybrać inny model oświaty i wprowadzić w swojej szkole mundurki, ale jest to jednak traktowane jako opcja, a nie jako główny, proponowany model dla szkół państwowych.

    Ten bardziej liberalny wzorzec edukacji nie oznacza jednak wcale oddania wychowania dzieci w pełni w ręce rodziców. Home schooling czy choćby głęboka prywatyzacja systemu szkolnego, który dałby także uboższym rodzicom możliwość wyboru to wciąż jeszcze mrzonki, i to mimo że akurat minister Katarzyna Hall ma ogromne doświadczenie z niepubliczną oświatą.

    Fikcyjna wolność

    Populizm płacowy prezentowany podczas kampanii wyborczej przez Platformę Obywatelską też nie został zastąpiony modelem bardziej liberalnym. Propozycje uwolnienia płac, ich pełnego zróżnicowania w zależności od miejsca, stylu pracy, zaangażowania czy wolnej umowy między nauczycielem a dyrektorem wciąż nie przechodzą pani minister (ani jej rządowym kolegom) przez usta.

    Ogólnie słuszna uwaga, że pensja nauczyciela w Tarnowie jest â?? w porównaniu z innymi pensjami â?? wcale niemała, a tylko w Warszawie jest nędzna, nie powinna być końcem refleksji, a jej początkiem. Jeśli bowiem tak jest â?? to może trzeba wreszcie znieść Kartę nauczyciela, która â?? uśredniając płace â?? premiuje bylejakość, a krzywdzi nauczycieli wybitnych. Co gorsza, uniemożliwia ona rzeczywisty pracowniczy wolny rynek i utrudnia zdrową rywalizację między nauczycielami.

    Propozycja takiej reformy, nie ma się co oszukiwać, oznaczałaby wojnę ze środowiskiem nauczycielskim i związkami zawodowymi. Bez niej zaś "wolność" proponowana przez ministra edukacji narodowej będzie w znaczącej mierze fikcyjna. A najlepsi nauczyciele będą i tak uciekali do szkół prywatnych.

    A skutkiem tych zaniedbań w kwestiach finansowych połączonych z kolejnymi reformami w systemie formacji i nauki będzie to, że za kilka, kilkanaście lat strach będzie posłać dziecko już nie tylko do publicznej podstawówki, ale także do państwowego liceum (które jak na razie trzymają się mocno i śmiało stają do konkurencji z placówkami niepublicznymi). To zaś pogłębi przepaść między dziećmi z bogatych i biednych domów, z terenów wiejskich i miejskich â?? utrudniając i tak już nierówny start. A przecież chyba nie o to chodzi nowej pani minister i nowemu rządowi.
  • Myślę Tomaszu, że degradacja polskich szkół dotknie także technika. :neutral:
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.