Pewnego dnia obejrzałam sobie rozmowy w toku a tam wypowiada sie słynna niania ,przytocze jej słowa"nie rozumie jak mozna mieszkac razem z dziecmi w pokoju i tam z nimi spac ,jeszcze troche to wszyscy ze wszystkimi w takim domu beda wszyscy ze wszystkimi spali " chodziło o to iz jak mozna w jednym pomieszczeniu razem z dziecmi spac a dorosli wiadomo ze nie zawsze spia, tylko cos jeszcze .Jak to sie ma do tego iz dzieci ich moga na tym przyłapac.Ze psychika ich bedzie rozchwiana.
Komentarz
Ale - to jest moje zdanie i chyba mam do niego prawo :)
Co do zasady mi się to też nie podoba, ale szczęśliwie są też inne pomieszczenia w domu (nawet jak ma się jeden pokój):cool:
Rozumiem, że czasem ktoś przegina i starsze dziecko staje się mimowolnym obserwatorem aktu seksualnego, ale trudno na podstawie takich sytuacji tworzyć ogólne zasady. Jeżeli w pokoju rodziców stoi łóżeczko z niemowlakiem, to naprawdę nie musimy narzucać sobie celibatu.
o ile dobrze pamiętam tamtą wypowiedź to chodziło o to, ze i dziecko i dorosły ma określoną sferę intymności-nie chodzi tu wyłącznie o seks, chodzi raczej o zachowanie zdrowego rozsądku w takim podziale obowiązków w domu, żeby np. matka nie musiała nadal usypiać 7,8 latka(bo i takie bywały sytuacje), żeby dziecko nauczyło się, że i ono i rodzice mają prawo do marginesu swobody
po co otwory? Można zrobić lateksowe worki.
Spanie w jednym pokoju ze starszymi dziećmi jest już bardziej problematyczne, ale też ma wiele zalet. Poza tym, przez tysiące lat całe rodziny spały zwykle razem i wcale nie oznaczało to jakiejś dewiacji, zgorszenia itp.
Ja to sobie potrafię wyobrazić spanie nawet z nianią
Uważam, że przesada w każdą stronę jest niewskazana, ale w sumie jak ktoś lubi kłaść się do łóżka jak juz tam całe przedszkole leży to jego sprawa
Bardzo mi się to spodobało, choć nie skorzystaliśmy z tego pomysłu
Gorąco Was zachęcam do kierowania się się sercem i wiedzą, której psycholodzy wcale nie strzegą w sejfach, ale która jest tak samo dostępna super niani, jak i każdemu z nas.
Problem z programem, o którym rozmawiamy, jest taki, że pokazuje rodzicielstwo jako umiejętność na miarę kierowania Jumbo Jetem. Dla tych ludzi, którzy planują swoje dzieci, może być to bardzo zniechęcające.
kiedyś użyłam stwierdzenia "hodowanie", a nie wychowywanie-czyli dbanie tylko o potrzeby fizyczne
o, coś jak wspomniana przez Yennę "milcząca" mama
wielu rodzicom trzeba przypominać, że dziecko potrzebuje przede wszystkim uwagi, miłości i rozmów, poświęcenia choć kilku chwil tylko jemu, nie pomiedzy zdejmowaniem płaszcza a wrzucaniem marchewki na wrzątek
i co w przypadku SN bardzo mi się podoba to to, ze ona uświadamia rodzicom, ze to oni są winni temu, ze dziecko jest niegrzeczne, niezdyscyplinowane, uparte, krnąbrne i złosliwe
i to właśnie boli rodziców-bo pokazuje im sie, ze sami przyczyniają się do problemów własnych dzieci
ja oglądam SN sporadycznie, z wieloma radami się utożsamiam i zgadzam-właśnie choćby w aspekcie zwracania rodzicom uwagi na potrzeby dzieci
Jeżeli natomiast zdarzy się tak, że rodzicem jest osoba cierpiąca na problemy psychiczne, przez które ten naturalny związek jest zakłócony, to należy jej udzielić pomocy nie po to, aby rozliczać ją z jakości wychowywania, ale żeby dać jej możliwość szczęśliwego życia.
Kobieta nie jest rozpłodową kobyłą, którą ten, czy inny urzędnik będzie rozliczał z jakości potomstwa. Dlatego uważam na przykład model szwedzki, gdzie ingerencja państwa w rodzinę osiąga skrajnie wysoki poziom i gdzie praw rodzicielskich można zostać pozbawionym z byle powodu, za czystej wody totalitaryzm. Zawłaszczanie dzieci przez państwo prowadzi do tego, że mimo powszechnej antykoncepcji co czwarte dziecko noszone w łonie matki jest zabijane. Szwedzi nauczyli się już, że ich dzieci są od poczęcia kimś obcym.
to już zaczyna być irytujące
MAćku!Zaręczam, ze ci rodzice, o których mowa-takze żyją w poczuciu, ze wiedzą wszystko najlepiej
skoro jest tak dobrze, mamy takie mocne rodziny i swiadomych rodziców, którzy "sami doskonale wiedzą, czego potrzeba ich dzieciom"-to skąd w takim razie tyle zła, rozpad więzi międzyludzkich, rodzinnych?
no, chyba, ze uznamy że to wina (jak zwykle oczywiście)lewaków, homozwolenników i UE
Rozmnażanie się jest jedną z podstawowych funkcjonalności każdego gatunku. Kotka nie musi chodzić na kursy, aby umieć zaspokoić potrzeby emocjonalne kociąt. Podobnie, rodzice mają naturalną predyspozycję do tego, aby właściwie zajmować się swoimi dziećmi. Każda relacja rodzica z dzieckiem jest wyjątkowa ze względu na łączące ich podobieństwo genetyczne. Tej więzi nie osiągnie żadna osoba z zewnątrz. Zauważ, że rodzic ma świadomość tego, na ile i w czym dziecko jest do niego podobne. Dlatego może dobierać środki wychowawcze w świadomości tego, jak sam by na nie zareagował. Jest to metoda dużo subtelniejsza, niż przyłożenie jakiegoś teoretycznego wzorca.
tak sobie myślę, że gdyby to wszystko było takie proste, jak piszesz-to wokól mielibyśmy same szczęśliwe rodziny, szczęśliwe dzieci, żadnych problemów
wspólczesna szkoła, przedszkole jakoś temu całkowicie przeczą
Kociaro, celem wychowania jest ukształtowanie człowieka dorosłego. Czy polscy 20-, 30-latkowie są w stanie tak żałosnym, jak by wskazywały Twoje oceny? Wydaje mi się, że nie. Oczywiście, że zawsze można coś zrobić lepiej. Dlatego sens ma wzmacnianie rodziny.
:rainbow:
Kiedyś kobieta miała do pomocy cały zastęp, matka, siostry, ciotki. Teraz w większości sytuacji pozostawiona jest sama sobie, a jej rodzice mieszkają zazwyczaj daleko. No i pamiętajmy o "teoriach" które obowiązywały w za czasów naszego dzieciństwa, kult mieszanki, wypłakiwanie się dzieci, zakaz noszenia. Moja mama nie stosowała się do tych światłych zaleceń (może z wyjątkiem mieszanki), ale czuła się bardzo rozbita, bo choć słuchała własnego serca, to gdzieś tlił się w niej niepokój, że może robi mi krzywdę... Twierdzi, że teraz są dużó bardziej sprzyjające warunki do wychowywania dzieci.
@Maćku, pięknie, że masz takie dobre doświadczenie, ale jeśli ktoś tu rozciąga margines do postaci morza - to raczej sądzę, że to jesteś właśnie Ty.
Z wielu znajomych (studia, duszpasterstwo, inne kręgi) znam tylko JEDNĄ osobę, której dom i relacje z rodzicami wydają się zdrowe. Reszta to brak empatii, kontaktu intelektualnego, bliskości, wrogość, poczucie krzywdy albo winy. To ludzie, którzy domów nie odwiedzają, którzy mają rodziców albo skłóconych albo rozwiedzionych - często po 30 latach małżeństwa.
Ci ludzie mają teraz małe dzieci i świadomość niewielkiej kompetencji, takiej ludzkiej po prostu, w ich wydaniu wydaje mi się czymś naprawdę w porządku. Nasi rodzice nie mieli poczucia, że dziecko to kruche emocjonalnie istnienie, zapatrzone bezgranicznie w rodzica - my mamy. Moja mama mówienie do dziecka do dziś uważa za dziwactwo - "przecież ono i tak nic nie rozumie". Nie sądzę, bym odważyła się zostawić jej małego wnuka.
Nie ogladam Super niani - nie wiem, co tam się pojawia oprócz rad wychowawczych. Nie widzę jednak powodu, by dramatyzować, że wkrótce rodzice będą czuli sie zagrożeniem dla swoich dzieci, jak w Szwecji. Większym takim zagrożeniem jest czterolatek na edukacji państwowej niż moda na szkoły dla rodziców i różne skillsy wychowawcze.
W Szczecinie bylam ponad 1,5 roku kuratorem dla nieletnich i wiecie,kiedys myslalam,ze rodzin dysfunkcyjnych jest garstka,a potem zobaczylam,ze jest ich o wiele wiecej niz przypuszczalam i nie chodzi tu o jakas skrajna patologie.Wiele osob nawet wyksztalconych,we wspolnotach KK nie daje sobie rady,znam wiele osob z neokatechumenatu,gdzie rece im opadaja i chodzi tu o dzieci juz od wieku przedszkolenego.Bo wlsnie jak pisaliscie kiedys byly rodziny wielopokoleniowe,pracowalo sie krocej itd.Przykladem moze byc moja znajoma co podaje dzieciom difergan na droge jak jada samochodem by ich przymulilo i by spaly.Przeciez to lek na recepte i samemu nie wolno dawac!Ma wiele skutkow ubocznych i nie lekiem na podroze ot tak,a dziewczyna wyksztalcona,kocha dzieci itd.Inni stosuja kary ponizajace dzieci,nie maja dla nich czasu,nie potrafia zorganizowac zabawy itd.To,ze wy jestescie inni i macie fajnych znajomych i piekne przyklady nie znaczy,ze swiat caly jest taki kolorowy.Nie wspomne co widze u Irlandczykow...Nie wszystkie programy trzeba od razu negowac,jesli komus cos to dalo to super.Ja przed super niania nauczylam moja corke samodzielnego zasypiania,ale kilka moich kolezanek wzielo przyklad wlasnie z tego programu.Nie oceniam prowadzacej,to nie o to chodzi,ale pewne rzeczy i metody i co najwazniejsze pokazany szacunek do dzieci i czas-uswiadamianie rodzicow w tym kierunku jest naprawde dobre.Staram sie wybierac z telewizji wartosciowe rzeczy,jesli selektywnie do tego podejdziemy jest szansa,ze sie czegos nauczymy.
Mam wrażenie, że Wasze odpowiedzi są dobrą ilustracją problemu, który wcześniej nakreśliłem. Ciągła krytyka jakości rodzicielstwa prowadzi do wrażenia, że aby zajść w ciążę konieczne jest wcześniejsze ukończenie pięciu fakultetów, w tym koniecznie psychologii, pedagogiki, medycyny i politechniki. Inaczej rodzic zasługuje na potępienie jako nieuk i nieudacznik. Na szczęście to nie jest prawda. Przez wieki ludzie płodzili dzieci i wychowywali je na porządnych ludzi nawet bez tej wiedzy, którą zdobywamy w podstawówce. To właśnie ich jakość rodzicielstwa wyznacza minimum, a nie współczesne wywindowane aspiracje. Super niania po to rozbudza w rodzicach poczucie winy, aby potem sprzedać im swoje poradniki. Podobnie postępują całe chmary psychologów i pedagogów, którzy zwyczajnie tworzą rynek zbytu na swoje usługi. Do nas należy decyzja, czy damy się złapać na te marketingowe sztuczki, czy nie.