Rządowy projekt ustawy o dodatkowych ubezpieczeniach społecznych zakłada, że chorzy zapłacą wyższą składkę niż zdrowi. Tymczasem to właśnie zdrowi stanowią najpoważniejsze obciążenie dla systemu opieki zdrowotnej. Tak sugerują holenderscy uczeni na łamach PLoS - internetowej biblioteki periodyku "Science Medicine".
Badania, które wykonali na zamówienie holenderskiego ministerstwa zdrowia, kultury fizycznej i sportu, miały wykazać, że opłaca się inwestować w promocję zdrowego trybu życia i zapobieganie otyłości. - Byliśmy naprawdę zaskoczeni, kiedy z naszych obliczeń wyszło czarno na białym coś wręcz przeciwnego - mówi Pieter van Baal, ekonomista z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego, jeden z autorów pracy. - Myślę oczywiście o rachunku ekonomicznym. Prewencja otyłości i promocja zdrowia może uratować komuś życie, ale nie uratuje stanu naszych portfeli.
Rachunek za życie
Zespół pod kierownictwem van Baala wykonał symulację, podczas której oszacowano koszt opieki medycznej dla trzech tysiącosobowych grup:
** niepalących ze znaczną nadwagą - BMI (współczynnik masy ciała) powyżej 30;
** szczupłych niepalących;
** szczupłych nałogowych palaczy.
Jakie były wyniki?
Otyli cierpią na cukrzycę typu II (praktycznie nie dotyka ona osób o współczynniku BMI niższym niż 22), miewają kłopoty z nadciśnieniem, miażdżycą, chorobami stawów i układu kostnego. Nic dziwnego, że leczenie schorzeń powodowanych otyłością kosztuje całkiem sporo i do 56. roku życia grupa grubasów stanowiła najpoważniejsze obciążenie dla budżetu służby zdrowia.
Tuż przed 60. na prowadzenie wysunęła się jednak grupa szczupłych palaczy - w tym mniej więcej wieku zaczynają ich nękać schorzenia związane z nałogiem, a więc przewlekła obturacyjna choroba płuc (POChP) i nowotwór płuc. "Leczenie raka płuc nie kosztuje jednak wiele, ponieważ chorzy szybko umierają" - pisze van Baal.
Okazało się, że najdrożsi są ci, którzy wprawdzie funkcjonują sprawnie i długo, ale - co jest częste - w końcu zapadają na jedną z przewlekłych chorób podeszłego wieku, np. na alzheimera. Wymagają oni stałej opieki, ale ich schorzenia nie prowadzą do szybkiej śmierci.
Symulacje pokazały bowiem, że koszty opieki zdrowotnej w dużym stopniu zależą od długości życia. A najdłuższą średnią wieku - 84 lata - cieszyła się grupa szczupłych niepalących. Otyli żyli ok. 80 lat, co oznacza, że średnio cztery lata krócej płacili lekarzom. Jeszcze bardziej "oszczędni" byli nałogowi palacze z przewidywanym czasem życia 77 lat.
Rachunek, jaki służba zdrowia mogłaby wystawić obywatelowi z grupy nałogowców pod koniec życia, opiewał więc na 220 tys. euro, otyli pochłaniali 250 tys. euro. Najgorzej na tym tle wypadali szczupli niepalący, którzy konsumowali usługi lekarskie aż na ponad 280 tys. euro.
Jednym słowem, promocja zdrowego stylu życia przynosi wymierne "straty"! I to całkiem niemałe. Jak obliczyli badacze, jeden nawrócony palacz (tzn. obywatel, który ulegając prozdrowotnej argumentacji, rzucił zgubny nałóg) kosztuje system opieki zdrowotnej dodatkowe 3-7 tys. euro (w zależności od tego, kiedy się nawrócił - im później, tym z ekonomicznego punktu widzenia lepiej). Nie licząc samych kosztów kampanii edukacyjnej czy strat budżetu państwa wynikających z niższych wpływów z tytułu akcyzy za wyroby tytoniowe. Jeśli palacz gustuje w wyrobach ze średniej i z górnej półki (koszt akcyzy blisko 2 euro za paczkę), zbierze się tego dodatkowe kilkadziesiąt tysięcy euro.
Nawracanie amatorów jedzenia słodkiego, tłustego i zbyt obfitego na zdrową dietę przynosi społecznej kiesie mniejsze straty. Jak wyliczyli Holendrzy - od 1 do 2 tys. euro.
Jak zarobić na zdrowiu?
- Naszych rezultatów nie wolno w żadnym wypadku interpretować jako próby wykazania, że działania prozdrowotne państwa są nieopłacalne. Nie możemy ograniczać się tylko do czystego rachunku ekonomicznego - podkreślają autorzy. Zdrowie i życie nie ma przecież ceny. Wychodząc wyłącznie z rachunku ekonomicznego, można dojść do wniosku, że emerytów i rencistów nie powinien dotyczyć obowiązek zapinania pasów bezpieczeństwa w samochodzie.
Zresztą Holendrzy nie uwzględniali w swoich wyliczeniach takich czynników jak - dajmy na to - zmniejszenie wydajności pracy osób chorobliwie otyłych czy palaczy, którzy robią sobie częste przerwy na papierosa.
Mimo tego wyniki wydają się kontrowersyjne, ba, sprzeczne ze znanymi od dawna oszacowaniami ekonomistów amerykańskich, z których wynika, że każdy dolar zainwestowany w walkę z papierosami przynosi wymierny zysk, bo oszczędzamy na leczeniu chorób związanych z paleniem. Jak to wyjaśnić? Wcześniejsze szacunki uwzględniały wyłącznie koszty chorób nikotynozależnych. Nie brano pod uwagę zaś tego, że po rzuceniu palenia życie trwa nadal. Im dłużej, tym jest kosztowniejsze dla podatników - czy to przez leczenie zwyczajnych, powtarzających się niedomagań, jak grypa, niestrawność, czy długotrwałej choroby, która wcześniej czy później doprowadzi do śmierci.
Warto o tym pamiętać, szczególnie dziś, gdy pojawiają się pomysły, by ci, którzy są bardziej narażeni na utratę zdrowia, płacili wyższe składki ubezpieczeniowe. Wyższe stawki miałyby też dotyczyć osób z genetycznie uwarunkowanymi chorobami. Zresztą w niektórych państwach już teraz stawki ubezpieczeniowe dla palaczy i osób z nadwagą są znacznie wyższe. Nie ma to - jak widać - żadnego ekonomicznego uzasadnienia.
Holendrzy zwrócili jednak w swoich rozważaniach uwagę na to, że dbający o zdrowie i kondycję aż do osiągnięcia 60. roku życia kosztują system mniej. Dopiero potem wydatki na nich rosną. Jeśli więc umiejętnie zainwestować te oszczędności (jak wynika z wyliczeń powinny one dawać co najmniej 6 proc. rocznie), to wtedy dopiero zdrowie zacznie się - dosłownie - opłacać.
Komentarz
cyba ze to streszczenie
podobno choroby w dziecinstwie zmniejszaja szanse zachorowania na raka
Przepraszam, ale zrozumiałem to bardziej naturalistycznie :tooth: