Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!
ciekawy tekst
"Bezrobocie, które nas trapi jest rezultatem naszej niewiedzy, naszej
gnuśności, naszego braku wiary, także wiary w drugiego człowieka. Jest
dowodem, że zanikamy jako społeczność, jako jednostki obdarzone
zaufaniem. Stajemy się niezdolni do zaufania drugiemu - pisze Stanisław
Lose*.
Bezrobocie pojawia się po długim okresie pokoju jak i nadmiernej
podaży towarów i usług. Ujawnia się także przy zwiększonym przyroście
naturalnym ale i na skutek braku potencjału innowacyjności
i zaradności a więc zdolności do zmian. W społecznościach wysoce
ustrukturalizowanych zachowawczym i restrykcyjnym prawem finansowym i
gospodarczym ( zwanych tu dalej prawem), postęp i innowacyjność stoją
przed barierami nie do pokonania.
Niemal wszystkie te zjawiska występują jednocześnie w Polsce.
Restrykcyjne prawo oraz innowacyjność znajdują się w absolutnej i
niemożliwej do pokonania sprzeczności. Istotą innowacyjności jest bowiem
przekraczanie istniejących standardów, przyzwyczajeń, zachowań,
zastosowań a przede wszystkim myślenia; innowacyjność to także
akceptacja nieprzewidywalnego i gotowość do zmian. Z kolei prawo
konstruowane jest w oparciu
o sprawdzone i doświadczane praktyki, zachowania i procedury; prawo
dąży do eliminacji wszystkiego co nieprzewidziane. Istotą prawa,
szczególnie polskiego, jest zamykać i ograniczać możliwe szczeliny w tym
co już rozpoznane, co doświadczone. Prawo petryfikuje wszelkie
zachowania, niestandardowe czynności, działania i w końcu myślenie.
Takie cele prawa stoją
w istotnej sprzeczności z celami inwentyki, zaradności i
przedsiębiorczości. Co więcej, to prawo ma uprawnienia penalizowania
odmiennych zachowań, penalizowania tego co niezgodne z prawem.
Penalizowania wszystkiego, co jest niezgodne ze standardowymi
zachowaniami, nawet tego co jest przypadkiem. Jedynie za brak inwencji
prawo nie karze.
Jednocześnie celem prawa jest stałe obniżanie w hierarchii struktur
społecznych poziomu penetracji i kontroli zachowań i praktyk
społecznych, najlepiej do poziomu pojedynczego obywatela. Totalne
opanowanie tzw. szarej strefy mieszczącej się przecież pomiędzy
pojedynczymi osobnikami jest nadrzędnym celem wszystkich służb
kontrolnych państwa. Oczywiście, idealnym rozwiązaniem jest wtłoczenie
wszystkich w procedury wymyślone przez te służby. Jednak byłby to wtedy
niemal folwark Orwella, niemal państwo czerwonych Khmerów. W Europie
żyją jeszcze ci, którzy takich próby doświadczali w XX w.
Wypracowany przez tysiąclecia doświadczeń potencjał innowacyjności
jest swoistą wariacją naturalnej adaptacyjności człowieka do zmienności
środowiska. To dzięki tej zdolności człowiek opanował niemal wszystkie
terytoria Ziemi i tak znalazł sposób przeżycia przez pokolenia. Jednak
mimo wielowiekowego przystosowania do środowiska to jednak nie
pozostaje ono niezmienne. Poza samym środowiskiem stale zmienianym
przez człowieka zmienne są również inne czynniki: demografia,
oczekiwania jakościowe życia, zasoby, zdrowie człowieka ale także i jego
wiedza
i posiadany potencjał urbanizacyjny. Zdolność do adaptacji będąca
przed setkami tysięcy lat warunkiem przeżycia w napotkanym, nowym
terytorium, w czasach współczesnych przekształciła się w innowacyjność
czyli zdolność do przekształcania wszystkiego co otacza człowieka, do
przekształcania środowiska w którym człowiek żyje. Nie ma on możliwości
przeniesienia się gdzie indziej, do lepszych warunków. Nie ma bowiem
takich. Z drugiej strony natura nie jest przystosowana do skupisk
ludzkich obejmujących setki tysięcy czy miliony ludzkich osobników.
Jedynym sposobem na utrzymanie człowieka w jego terytorium oraz w
osiągniętym potencjale demograficznym jest wzrost jego adaptacyjności,
której współczesnym wariantem jest innowacyjność.
Bezrobocie jest też w znacznym stopniu funkcją intelektualnego
poziomu elit społecznych, szczególnie decyzyjnych. Marksowska idea o
antagonistycznej budowie struktury pracy a którą budują tylko
pracodawcy (kapitaliści) i pracobiorcy (robotnicy) dzisiaj jest
zakotwiona w mentalności elit znacznie głębiej, niż w czasach realnego
socjalizmu. Wtedy, ów antagonizm lokował się wbrew idei komunistów w
biegunach, które tworzyły z jednej strony rządząca partia a z drugiej
strony niemal wszyscy pracujący: naukowcy, dyrektorzy, wynalazcy i
pracownicy. Wtedy to, w zdecydowanej większości to, co obejmuje swym
desygnatem podział pracy znajdowało się w jednym obozie, na jednym
biegunie. Dzisiaj sytuacja jest nieco odmienna. To sami uczestnicy
struktury podziału pracy dokonali wewnętrznego, antagonistycznego
podziału na pracodawców i pracobiorców zmieniając to, co jest motorem,
siłą sprawczą życia w zurbanizowaniu w jakiś patologiczny system
prowadzący do całkowitego unicestwienia potencjału życiowego
społeczeństwa.
To dopiero teraz, w całej okazałości ukazuje się nędza intelektualna
elit. Dzisiaj i ci, którzy powinni być pracodawcami, też są w znacznej
większości bezrobotnymi, obok tych, którzy ze swej natury i potencjału
umiejętności mogą być rzeczywiście tylko pracobiorcami.
Tzw. szara strefa w zakresie, który nie przekracza norm moralnych
uznanych społecznie, jest niezbędna, jest niemal warunkiem istnienia
społeczeństwa. Taka strefa może być antycypowana przez państwo jako
strefa, obszar, w którym dopuszczalne są działania zapewniające
zapewnienie elementarnych potrzeb jednostkom niezorganizowanym uznanym
podziałem pracy ale także i działania jednostek mocno lub potencjalnie w
nim zaangażowanych, których aktywność ma charakter inwentyczny,
nowatorski i przy tej okazji prawie zawsze autoedukacyjny.
Odwrotna strona tego medalu to stan, w którym wykształceni
obywatele, kosztem swego wysiłku ale i wysiłku ich społeczeństwa
uzyskują wysokie kompetencje i zdolności innowacyjne ale ani oni sami,
ani społeczeństwo nie mogą owego wykształcenia skonsumować ze względu na
spetryfikowany system organizacyjno-prawny państwa. Taki stan oznacza
istotną katastrofę społeczną i ekonomiczną. To rachunek w którym
2+2=2.
A przecież celem życia osiadłego, istotą życia zurbanizowanego,
społecznym celem istnienia państwa jest takie jego funkcjonowanie by
2+2=5. Istotą współczesnego państwa, istotą wszelkiej organizacji i
naczelnym celem urbanizacji jest, by wszelkie działanie ich podmiotów
oparte było o zasadę 2+2=5 a więc w pełni wykorzystujące zasady synergii
i pozytywnych stanów facylitacji.
Skąd się wzięło owo 2+2=5?
Poza eksploatacją innych, poza agresją terytorialną, poza rozbojami,
które są przykładami patologii takiego stanu, po raz pierwszy jako
program życia społecznego idea ta kryje się w zapisach Pięcioksięgu
Mojżesza, w Starym Testamencie. Jest skodyfikowaną ideą będącą reakcją
na sposób traktowania Izraelitów przez Egipcjan; wyrasta jako
dialektyczna opozycja ustroju niewolniczego. Zasady życia społecznego w
terytorium, życia zurbanizowanego opisane w Pięcioksięgu, prowadzą ku
realizacji zasady 2+2=5, tam przywołanej jako życie w krainie mlekiem i
miodem płynącej. Istotą tej zasady było i jest, że dozwolone jest
wszystko co nie jest zabronione a istotą wszelkiego podziału pracy jest
to, że realizowany jest ze współplemieńcami i we własnym terytorium.
Mimo tego, iż księgi Starego Testamentu opisują także zagrożenia i
patologie wynikłe z pojawiającego się dobrobytu to jednak nie udało się
przed nimi uchować; nie udało się utrzymać boskich reguł życia w
nadanym terytorium w nieskończoność. Pożądanie bogactwa, gnuśność i
agresja potężnych sąsiadów zakończyła ten niezwykły eksperyment, który
jednak w znacznym stopniu uniesiony został w przyszłość przez wielu
potomków starożytnego Izraela.
Po raz drugi ta idea zapisana w Pięcioksięgu, pojawia się pośród tego
samego Ludu jako przesłanie Chrystusa i zapisana jest w Ewangelii, w
Nowym Testamencie. Jednak w przesłaniu Chrystusa ujawnia się pewna
istotna zmiana. To, co Stary Testament nazywa krainą mlekiem i miodem
płynącą i wyraźnie kojarzy z terytorium, konkretnym terytorium i
konkretnym ludem, to przez Chrystusa nazwane jest Królestwem Bożym i
dotyczy tylko człowieka ale każdego człowieka, bez względu na jego
pochodzenie. Chrystus oznajmia, że jakość życia nie jest związana ani z
terytorium, ani z posiadaniem, ani z konkretnym ludem. Jakość życia jest
rezultatem tylko jakości relacji międzyludzkich. Chrystus, poza swym
przesłaniem teologicznym i i eschatologicznym, w zdecydowanej
większości swego nauczania mówi o zasadach życia pośród innych, o życiu
zurbanizowanym bez względu na to gdzie jest ono zlokalizowane i jaka
społeczność jest jego podmiotem. Swe nauki głosi w osadach i miastach;
gani tych, którzy nie rozumieją zasad życia razem, życia w
zurbanizowaniu. Wyjaśnia zasady tego życia od opisania wzajemnych
relacji międzyosobowych w rodzinie i szerokiej społeczności do zasad
handlu, organizacji instytucji czy też płacenia podatków.
Jeśli wyrazić Ewangelie językiem współczesnym, to okazałoby się, że
są one regułami optymalnego i szczęśliwego życia jednostki i
społeczeństwa, zasadami skutecznego i efektywnego podziału pracy o
niezwykłej sprawności ekonomicznej jako że są przepisem na 2+2=5. W
całości mieszczą się one w wspomnianej wcześniej zasadzie, iż co nie
jest zabronione jest dozwolone.
Co więcej, Chrystus mówi, że to jakość życia, tu na ziemi między
bliźnimi, otwiera przed człowiekiem perspektywy eschatologiczne.
W naukach Chrystusa znajduje się jeszcze jeden niezwykły tor
egzemplifikacyjny i edukacyjny w rozpoznaniu człowieka; staje się on
coraz bardziej prawdą życia człowieka coraz bardziej znaczącą, wręcz
kluczową. Jest nim precyzyjne opisanie zgubnej roli emocji w życiu
społecznym. Tych emocji, które wywodząc się z życia rodzinnego i
plemiennego, z emocji wyrastających z siły więzi krwi ale i żądzy
życia, rzutowane są na życie społeczne. Emocje te, które stanowią
naturalną regulację życia u człowieka pierwotnego, to jednak w sytuacji
życia zurbanizowanego stają prawie zawsze przeszkodą uniemożliwiającą
przekroczenie granicy, za którą znajduje się optymalne życie społeczne,
optymalne zurbanizowanie. Nauka Chrystusa w tym zakresie jest
ostateczna i właściwie nieprzekraczalna; wyznacza granice, których nie
można już przekroczyć żadnymi innymi badaniami, studiami czy teoriami.
Dopóki będzie człowiek z krwi i kości, dopóty prawdy o jego emocjach i
refleksji zapisane w Ewangeliach będą mu towarzyszyły zawsze, będą dla
niego ponadczasowe.
Bezrobocie, tu przywołane na wstępie; bezrobocie w świecie
dysponującym wiedzą i mocami pozwalającymi wysyłać aparaty badawcze na
Księżyc i Marsa, bezrobocie w świecie zderzaczy hadronów i czegoś tam
jeszcze; bezrobocie w świecie tysięcy uniwersyteckich katedr socjologii,
psychologii i ekonomii jest istotnym obrazem patologii zżerającej ten
właśnie świat. Jego największym problemem jest niezwykła erupcja
pierwotnych w gruncie rzeczy emocji, dla których racji, zostają
skonstruowane niezwykłe prawa, których zasadniczym celem jest
zaspokojenie emocji tych, którzy na stanowienie owego prawa mają istotny
wpływ.
Podstawowe techniki manipulacji potencjałem społecznym i urbanicznym
kreowane pierwotnymi emocjami są dwie. Jedna to odwieczna metoda
wydzielania z puli własności ogólnej takiej cząstki, której można nadać
rygory i prawidła własności plemiennej, ale własnej. Druga została
wypracowana etapami w ubiegłych stuleciach a teraz obserwujemy apogeum w
jej zastosowaniu oraz globalizacji. Jest ściśle powiązana z tą
pierwszą, jest jej konsekwencją; ma zwiększyć jej skuteczność. Polega
ona na całkowitym rozbiciu, rozszarpaniu wszelkich zwartych struktur
społeczno-terytorialnych i uczynieniu ich zbiorem jednostkowych ofiar.
Nie istotne stają się struktury społeczne, terytorialne, kulturowe,
religijne, zawodowe i rodzinne. Wszystkie one są strukturami
konkurencyjnymi w zdobywaniu czegokolwiek i wszystkiego. Celem są
jednostki ale tylko te, którym coś pozostało, które mogą coś lub siebie
tanio sprzedać. Inaczej, bez tego, nie istnieją nawet jako wartość
statystyczna.
Jednak ciekawym jest obraz drugiej strony. Owi manipulatorzy
rozbijający na swej drodze wszelkie zwarte struktury społeczne, w swym
obozie dążą do jak największej swej zwartości i hierarchizacji; coraz
bardziej zwierają szeregi i coraz wyższe stawiają mury na granicach
swego posiadania. Rozbijają wszelkie związki, struktury czy rodziny, ale
pośród swoich wymagają więzi, skrajnego oddania i respektowania reguł
niemal takich jak w rodzinie pierwotnej, jak w mafii. Manipulatorzy
zwierają swój potencjał za cenę całkowitej deregulacji i
destrukturyzacji społeczeństw je otaczających, ale ich własne granice
mają być nie tylko skuteczne ale i nieprzejrzyste.
Dzisiaj mamy kraje, państwa, które nie mają żadnej wewnętrznej
struktury poza tą podstawową, rodzinną a i ta jest istotną przeszkodą,
stale demontowaną. Dzisiaj mamy państwa, które posiadając uniwersytety,
inżynierów i wyedukowanych obywateli nie posiadają społeczeństwa; mamy
państwa, które nie są w stanie rozwiązać żadnego nietrywialnego problemu
bez przyzwolenia owych globalnych manipulatorów. By nie szukać daleko,
dzisiaj Polska nie może przekopać dziury pod tunelem Wisłostrady, nie
może sama wybudować drogi a budowa pasa startowego samolotów jest
wyzwaniem na skalę wojen gwiezdnych. No, ale czemu się tu dziwić, skoro
ci, którzy mają ambicje rządzenia nie mają elementarnej wiedzy o istocie
życia społeczeństwa zurbanizowanego. Jedynymi ich kompetencjami jest
ich sprawność w organizowaniu własnej „rodziny”, plemienia i sprawność
medialna.
Taka historia jest możliwa tylko wtedy, kiedy społeczność zamienia
się w zbiorowość, w której każdy walczy z każdym o przetrwanie. Wtedy
obraz społeczności we fragmentach jest jeszcze niemal współczesny, ale
prawda o nim jest już zbieracko-łowiecka. Ma uniwersytety, biblioteki,
instytuty i urzędy, prasę i telewizję ale coraz mniej jest takich,
którzy wiedzą co się w nich robi i po co je powołano. Tysiące lat
uciążliwej pracy dla powstania społeczeństwa i narodu zostają zmarnowane
w krótkim czasie.
Kiedy obywatele są wyedukowani, kiedy mają potencjał budowania
społeczności w swoim terytorium, kiedy tworzą społeczność zurbanizowaną,
urbaniczną; kiedy istnieje pomiędzy nimi sprawna informacja, w końcu,
kiedy ich terytorium jest zasobne a przepływy transgraniczne są
kontrolowane to w takiej społeczności nie może być stałego bezrobocia.
Bezrobocie jest obrazem podziału pracy. Bezrobocie pojawia się jako
zmarnowany potencjał ekonomiczny będący skutkiem postępującej patologii
podziału pracy, jego choroby, jego rozregulowania. Bezrobocie to nie
wina jednostek; bezrobocie to wina źle rozumianego podziału pracy; to
rezultat niezrozumienia funkcji pracy i jej podziału w społeczności
zurbanizowanej. Praca, oferta pracy była niemal w całej historii
oferowana przez kreatywne, przedsiębiorcze jednostki, ale przecież jako
taka, powstała dopiero w czasie zaistnienia urbanizacji; jest niemal z
nią tożsama. Przedtem, przed zurbanizowaniem, w okresie plemiennej
tożsamości z terytorium praca jako taka nie istniała; była immanentnym
elementem praktyki i rytuałów codziennego życia razem z kulturą i
religią. Jednak teraz, współcześnie, na obecnym poziomie rozwoju staje
się wydzielonym i sformalizowanym zadaniem zbiorowym społeczności.
Praca, współczesny podział pracy, jest ściśle związany z faktem życia
zbiorowego ponadplemiennego, z życiem zurbanizowanym i właściwym mu
sposobem zorganizowania społeczeństwa.
Praca, a właściwie podział pracy i jego struktura jednak nie są dane
raz na zawsze. Zależy od zasobów terytorialno-ekonomicznych, potencjału
demograficznego, poziomu edukacji, sprawności przepływu informacji i
wielu innych czynników. Stanowi niezwykle złożony, labilny, bo podatny
na wiele przeróżnych wpływów system, ale jednak w znacznym stopniu
czytelny, o dostrzegalnej strukturze i hierarchii. Ogniwa tej struktury
to zawsze jednostki, obywatele społeczności zurbanizowanej. Jednak
współczesne społeczeństwo musi się powoli przystosować do tego, że ta
struktura ale i jednostki muszą się stale adaptować do nowych warunków
zewnętrznych, tych poza strukturą ale i tych poza jednostką. To te
zmienne warunki zewnętrzne wywołują potrzebę oddzielenia jednostki,
osoby, od ogniwa struktury zawodowej. Nowe czasy a właściwie nowy próg
urbaniczny, który stoi przed nami, wymagają stałej gotowości do takich
zmian.
Ostatnia konstatacja wydaje się trywialna; niemal wszyscy nawołują do
gotowości do zmian, potrzebę przystosowania się do zmiany zatrudnienia.
Jednak nie jest to cała prawda. Wszyscy nawołują jednostki, nawołują
jedynie obywateli do zmian, natomiast same struktury podziału pracy
zostają wyłączone z owych zmian i oddane w anonimowe zarządzanie. Co
gorzej, zostają oddane w ręce, poddane decyzjom podmiotów niezwiązanych z
interesami społeczności tej tu i teraz. Zmieniać ma się tylko obywatel a
struktura pracy, jej system, to co istotą jego życia tu i teraz
zostaje mu odebrane i poddane decyzjom komuś z zupełnie innej
konstelacji społecznej, kulturowej, często i terytorialnej.
To wyłączenie struktury podziału pracy, jej oddzielenie od obywateli a
następnie uczynienie ją anonimową i zatracenie jej czytelności
prowadzi do totalnej degradacji istoty zurbanizowania, do
zakwestionowania potrzeby życia razem, do zakwestionowania istoty życia
społecznego. Mieści się całkowicie we wspomnianym wyżej systemie
programowanej destrukcji społeczności przez zwarte systemy
ponadnarodowe. Na obrzeżach tego zgubnego procesu pojawia się istotna
patologia społeczna mająca obraz zawłaszczania majątku społecznego przez
jednostki najwyżej stojące w decyzyjnej hierarchii. Jest ona po prostu
fragmentem tej destrukcji, jest w nią wpisana jako oczywistość stanu
rzeczy.
Ideał współczesnego podziału pracy to równoległa gotowość do zmian
adaptacyjnych dwu czynników tworzących system podziału pracy: jego
struktury oraz jej ogniw – ludzi gotowych do pracy, do podjęcia nowego
zadania społecznego. Tak, bo praca, to nie jest coś prywatnego, praca to
zadanie społeczne, którym każdy sam się obdarza, sam przyjmuje, ale
którego obdarza nią także jego społeczność. Jednostka i struktura pracy
to komplementarny system budujący społeczeństwo tak zgrabnie opisany
przez Tuwima w wierszyku dla dzieci.
Istotą komplementarności systemu pracy jest pewna stabilność ale i
adekwatność tworzących ją elementów, szczególnie w chwilach chwiejności
tego układu.
W komplementarności ogniw systemu podziału pracy są chwile gdy jeden
z czynników się zmienia, zanika jego sprawność. Dotyczy to tak
struktury podziału pracy jak i jej ogniw, człowieka. Pojawiają się też
okresy, gdy cała struktura wymaga wymiany, stworzenia na nowo, jak i
okresy, gdy to człowiek musi dokonać przebudowy swych umiejętności.
Jednak w tym okresie zmian, okresie chwiejności, to człowiek i jego
społeczność, społeczeństwo, dalej pozostają podmiotem całego systemu
pracy. Musi on zatem, jako ów podmiot w takich chwilach, na nowo
zorganizować bardziej adekwatną nowym zadaniom strukturę podziału pracy,
ale i sam musi się na nowo przystosować do tych nowych zadań.
Konieczność zmian dotyczy zatem i człowieka i struktury podziału pracy.
Te chwile koniecznych zmian są bardzo trudne do określenia, do
zwerbalizowania i jeszcze trudniejsze do przeprowadzenia. Niemal zawsze
stanowią próg urbaniczny, próg społecznego rozwoju.
Podstawową trudnością w rozpoznaniu zachodzących zmian jest zawsze
znaczna petryfikacja dotychczasowego systemu podziału pracy. Nawet jeśli
zostaną dostrzeżone, czy też wymuszone czynnikami zewnętrznymi jakieś
zmiany, to zawsze wprowadzane są jako lokalne adaptacje w systemie
istniejącym, a co w konsekwencji ujawnia się jako obraz patologii
istniejącego systemu. Drugim czynnikiem, znacznie utrudniającym
zmiany w systemie podziału pracy jest przekonanie decydentów, że to
tylko oni mogą zmiany wprowadzić. Nic nie rozumieją z tego, co się
dzieje.
Nie dostrzegają żadnych przesłanek nowego, ale zastrzegają sobie
prawo do kierowania ku nowej przyszłości. Zmieniać się, przystosowywać
do nowych wymagań, mają ci obywatele ulokowani niżej w hierarchii
struktury podziału pracy, natomiast hierarchowie owej struktury po
prostu są decydentami na zawsze. Oni już tak mają. Nie po to ustanawia
się premie, kominowe wynagrodzenia, spółki i zarządy, prezesury i
synekury by potem przejmowali to inni.
Czyż to nie pierwotne emocje są bazą takiej patologii społecznej?
Czyżby te patologiczne zachowania były tak subtelne i tajemnicze, że
nikt na nie dotąd nie zwracał uwagi, nie podawał recepty na ich
zwalczanie?
Z tego, co dwa tysiące lat temu napisali Ewangeliści, wynika, że Chrystus znakomicie rozpoznał
i przedstawił nurtujące nas dzisiaj problemy; tak, te problemy
wynikłe z podziału pracy.[1] Chrystus krytykował stany emocjonalne
człowieka ale i mówił jak pracować i jakie efekty przynosi praca
rzetelnie realizowana. Mówił o relacjach miedzy ludzkich i ukazywał,
które z nich są drogą do Królestwa Bożego na ziemi. Mówił o tym, że
pan i sługa to niemal jedno; mówił, że pan nie może zapominać o swoich
sługach i powinien regularnie przypominać sobie swe zadania i swe
miejsce pomiędzy innymi. Pierwsi ciągle muszą się uczyć bycia ostatnimi.
Jego przypowieści i napominania nie tylko antycypują stan każdej
złożonej struktury społecznej ale przecież i ujawniają sposób na jej
przetrwanie także w czasach kryzysu, w chwilach koniecznych
przewartościowań. Bowiem w przesłaniu Chrystusa możemy odczytać naukę,
która głosi, że społeczność zbudowana jest na dwu filarach: na
integracji systemem podziału pracy i na integracji całkowicie odmiennej -
"nie z tego świata". "Oddajcie cesarzowi co cesarskie …" to nie nauka o
rozdzieleniu sacrum i profanum. Chrystus zwraca się do człowieka i mówi
o jego dwu obliczach życia, o jego dwu powołaniach, o jego dwu modelach
integracyjnych. To ten sam człowiek, to ta sama społeczność ma być
gotowa do integracji pracą ale i integracji w wierze. To dopiero razem,
ta dwusystemowa integracja prowadzi społeczność a i człowieka ku
przyszłości.
Chrystus nie wybrał patyka, cegły, kubka czy bochenka chleba; wybrał
monetę, tę kwintesencję życia razem, życia zurbanizowanego i
kwintesencję podziału pracy.
Te dwa modele integracyjne są niezbędne do życia ale nie mogą mieć
ze sobą nic wspólnego. Muszą być rozdzielone, bo inaczej, kiedy
zawiedzie ten ziemski filar, a ma on zawsze ograniczoną skuteczność i
pojemność, to wtedy społeczeństwo się rozpada. Dlatego też społeczności a
więc i każdej jednostce, niezbędny jest stabilny system integracyjny,
który poniesie ją w przyszłość w chwilach wątpliwości; w każdą
przyszłość, bez względu na zawirowania lokalne, na chwiejność systemów
organizacyjnych człowieka.
Wiara w Boga jest wg Chrystusa aktem skrajnie osobistym i tylko
osobistym, ale ta droga jednostki do Boga jest jednocześnie drogą do
drugiego człowieka. To tą drogą buduje się społeczeństwo odpowiedzialne.
To Chrystus mówi, że wolność jednostki kończy się tam, gdzie zaczyna
się wolność drugiego a co tak niezwykle i poetycko skomentował św. Paweł
w swym liście do Koryntian.[2]
Wiara jest aktem skrajnie osobistym ale by przynosiła owoce
społeczne musi być praktykowana społecznie, uprawiana razem. Celebracja
religijna to poza wyznaniem wiary przyznanie, że wszyscy są braćmi;
to objawienie zaufania drugiemu, to ujawnienie drugiemu prawdy o sobie.
Ale w dniach pracy, w tygodniu, wracamy do hierarchii; pracujemy wg
obowiązującego aktualnie schematu podziału pracy.
Religijne obrzędy w czasie i terytorium sakralnym, to jedyne akty
społeczne w którym zostaje zachowana absolutna równość obywateli, bez
względu na pełnioną rolę w czasie i terytorium, tym profanum. Ich
zadanie społeczne jest niezwykle jasne, mają utrzymywać w wiernych a
przecież i obywatelach, prawdę o wzajemnej równości; mają niwelować
rodzące się w czasie profanum poczucie wyższości i wyjątkowości. Poza
wartościami ściśle teologicznymi czas sacrum ma uzmysławiać, że
społeczne wyróżnienie w czasie profanum jest okresowe, jest okresowym
zadaniem społecznym; podobne zadaniom tych, którzy w tym samym czasie
pełnią trywialne role w tym samym podziale pracy. W każdej chwili może
ujawnić się konieczność zmiany, może pojawić się próg rozwoju, który
wymusi całkowitą reorganizację podziału pracy, także jego struktury.
Im wyższy poziom integracji w akcie religijnym, tym wyższy stan
równości u tych, których owa integracja obejmuje. Ów akt jest stale na
nowo odnawianym obrzędem wzajemnego zaufania, obrzędem ujawniania
gotowości do służenia drugiemu, w tym do bezkonfliktowej rezygnacji z
uzyskanego i posiadanego statusu w czasie profanum.
W kategoriach teorii systemów moglibyśmy powiedzieć, że jest to akt
bezpiecznego rozwiązania struktury systemu, jej dekompozycji i powrotu
do pierwotnego zbioru elementów. W tym okresie jedynymi granicami owego
zbioru stają się granice wiary, granice integracji nadfunkcjonalnej. Być
może iż takimi nadfunkcjonalnymi integratorami mogły by być terytorium
czy język. Kiedyś takimi były. Ale w czasach, gdy granice są otwarte a
nauka obcych języków coraz bardziej dostępna i praktykowana, to te
pierwotne instrumenty integracji nadfunkcjonalnej straciły dzisiaj swą
siłę sprawczą.
Czyż tej wiedzy o społeczności nie znajdujemy w przypowieściach przypominanych przez Ewangelistów?
Sprawna i optymalnie funkcjonująca społeczność, to społeczność
tworząca system urbaniczny zbudowany na dwu podsystemach; na podsystemie
funkcjonalnym, który tworzy struktura pracy oraz na podsystemie
nadfunkcjonalnym, który jest systemem integracyjnym ponadczasowym,
wiążącym zdecydowaną większość obywateli na zawsze. Pierwszy podsystem
jest okresowy, o stale zmniejszającej się fazie natomiast drugi,
nadfunkcjonalny, winien być stabilny w czasie.
Im bardziej rolę tę traci terytorium, język i historia, tym bardziej
wzrasta rola religii jako systemu nadfunkcjonalnego. Gdyby marksiści
lepiej zastanowili się nad procesami historycznymi, musieliby dopuścić
stan, w którym zanika pracobiorca, klasa robotnicza. Musieliby wtedy
uznać, że to co nazywali nadbudową jest warunkiem przekształcenia jednej
bazy historycznej w drugą. Bez niej, bez owej nadbudowy,
przekształcenie bazy jest niemożliwe.
Bezrobocie, które nas trapi jest rezultatem naszej niewiedzy, naszej
gnuśności, naszego braku wiary, także wiary w drugiego człowieka. Jest
dowodem, że zanikamy jako społeczność, jako jednostki obdarzone
zaufaniem. Stajemy się niezdolni do zaufania drugiemu.
Stanisław Lose
Wojnowice, luty, 2013
PS.
1. W Polsce partia bezrobotnych byłaby znaczną siłą parlamentarną.
Nie można jej jednak stworzyć, ponieważ funkcjonariusze takiej partii a
nawet jej posłowie, z natury rzeczy, stali by się zatrudnionymi. Zatem
istotna część społeczeństwa, jej interesy a przecież są to kluczowe
interesy państwa, są wyłączone z codziennej, bieżącej polityki. Za to
wszystkie inne, nawet marginalne odłamy społeczne integrowane emocjami,
mają możliwość skonstruowania stosownego lobby, stosownej frakcji czy
partii i korzystając z owej zasady działania prawa w oparciu o
doświadczenia przeszłości usiłują je zmieniać, i udowadniać swoją
oryginalność i niezbędność dla przyszłości.
2. Podejrzenia zwolenników ekonomii trynitarnej (Pressje, teka 29),
iż Pismo Święte ukazuje model prawidłowego rozwoju ekonomicznego jest
słuszne. Ale sedno tej idei leży w nieco innych Jego wskazaniach.
Natomiast Trójca Święta to jednak zupełnie inna prawda. Jej model w
życiu urbanicznym człowieka lokuje się w nieco innych obszarach. I to
dopiero jest ciekawe.
[1] W Starym Testamencie problem ten, opisany także niżej, rozwiązuje idea roku jubileuszowego ( Kpł.25:13,23-28);
[2] Św.Paweł, 1 Kor.13.
*Autor jest architektem. Mieszka we Wrocławiu-Wojnicach
http://rebelya.pl/post/3580/bezrobocie-jest-obrazem-patologii-zzerajacej-te
Komentarz
Ja w takich razach lubię dowoływać się do przykładu Niemiec lub Japonii, które posiadają w wysokim stopniu uregulowany system, jednak nie cierpią na brak innowacyjnego przemysłu. Mityczne, już powoli, USA z kolei regulacjami nie przesadzają ale mają super innowacyjny przemysł. Dlatego wypada zgodzić się z tezą autora, że kluczowa jest pewna funkcja kulturowa społeczeństwa, którą raczej trudno wyrazić w ilości inżynierów.
W mojej ocenie faktycznie istotna jest tu pewna więź/wartości łącząca społeczeństwo na wyższym poziomie (Niemcy - praca,prawo, Japonia - szogun, USA - sukces), która kieruje ich energię na niższych poziomach. Czy taką rolę może spełniać Wiara, czy może należy do jeszcze wyższego poziomu? W pewnym sensie tak choć jej poziom ogólności jest zbyt wysoki i jest przeznaczona dla indywidualnych jednostek, choć Jej wskazania powinny legitymizować zasady systemu.
Na koniec chciałbym się nie zgodzić z tekstem w zakresie paradygmatu konieczności zapewnienia po stronie pracowników pełnej elastyczności tu mobilności. Może jest to osiągalne dla przedstawicieli handlowych, ale ciągła zamiana przedmiotu pracy sprawia, iż pracownik nigdy osiąga pełnię możliwości. Rozwiązanie jest dobre dla prostych zajęć a nie zawodów wymagających pełnego profesjonalizmu, o którym mówimy w społeczeństwie zurbanizowanym.
w każdym razie namawiam do wielokrotnej lektury tego tekstu