Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!
FRAGMENT tego http://liberalis.pl/2013/03/12/kevin-carson-wlasnosc-intelektualna-libertarianska-krytyka-fragment/
Czy „własność intelektualna” jest koniecznym bodźcem?
Zwolennicy
„własności intelektualnej” bronią jej jako koniecznej do wspierania
innowacji, pytając, jakie byłyby bodźce do innowacji lub tworzenia
sztuki, gdyby własność intelektualną znieść. Ale w gruncie rzeczy
patenty tłumią innowację dokładnie w tym samym stopniu, co ją stymulują,
a wielu producentów z dziedziny kultury i informacji udowodniło, że
wartość można zabezpieczyć bez „własności intelektualnej”.
Patenty
zaburzają postęp z powodu efektu „ramion gigantów”. Każda nowa
innowacja zakłada istnienie szeregu istniejących technologii, które
łączy się i przerabia w nowe układy. Patenty na istniejących
technologiach mogą, ale nie muszą, marginalnie zwiększać bodźce do
nowych innowacji, ale zwiększają bez wątpienia koszt innowacji poprzez
ustanowienie opłaty od zagregowanej wiedzy, która służy jako fundament
pod nową innowację. Niechęć Jamesa Watta do licencjonowania jego patentu
na silnik parowy, przykładowo, uniemożliwiła innym poprawę projektu
dopóki patent nie wygasł w 1800 r. Opóźniło to wprowadzenie lokomotyw i
statków parowych.
Rothbard argumentował, że patenty eliminują
„bodziec do dalszego badania”, ponieważ stopniowe innowacje oparte na
patentach innych osób są utrudnione i ponieważ właściciel patentu może
„spoczywać na laurach przez pozostały okres trwania patentu”, nie
obawiając się, że ktoś ulepszy jego wynalazek. W ten sposób utrudnia się
rozwój technologiczny, gdyż „mechaniczne wynalazki są raczej odkryciami
prawa naturalnego, a nie indywidualnymi kreacjami, stąd też podobne
wynalazki powstają niezależnie od siebie cały czas. Równoczesność
wynalazków jest powszechnie znanym faktem historycznym”5. Podobnie
Chakravarthi Raghavan dowodził, że patenty i programy bezpieczeństwa
biznesowego uniemożliwiają dzielenie się informacją, tłumiąc konkurencję
w dalszym usprawnianiu opatentowanych wynalazków6.
A patenty nie
są konieczne jako bodziec do innowacji. Jak pisze Rothbard, motywacja do
innowacji pochodzi nie tyle z quasi-czynszu, które dostaje pierwsza
firma wprowadzająca innowację, co raczej z groźby utraty pozycji na
rynku w wyniku działania konkurencji (np. w dziedzinie cech produktu czy
produktywności). „W aktywnej konkurencji (…) żadna firma nie może
pozwolić sobie na pozostanie w tyle za konkurentami. Reputacja firmy
zależy od jej zdolności do przodowania, bycia pierwszą na rynku z nowymi
ulepszeniami i redukcjami cen”7.
Potwierdza to zeznanie F. M.
Sherera przed Federalną Komisją Handlu8. Chodzi o ankietę, w której
jedynie 7 na 91 przebadanych firm „przyznało, że przykłada dużą wagę do
ochrony patentowej jako czynnika w inwestycjach z zakresu badań i
rozwoju”. Większość z nich opisała patenty jako „najmniej ważny z
wymienionych” i uznała, że ich pierwszą motywacją w badaniach jest
„konieczność konkurowania, chęć efektywnej produkcji oraz poszerzenia i
zróżnicowania asortymentu”. W innym badaniu, Scherer nie znalazł żadnego
negatywnego wpływu przymusowego licencjonowania patentów na wydatki w
zakresie badań i rozwoju. Ankieta przeprowadzona wśród amerykańskich
firm pokazała, że 86% wynalazków zostałoby wynalezione bez patentów. W
przypadku samochodów, wyposażenia biurowego, produktów gumowych i
tekstylnych, liczba ta sięgnęła 100%.
Jedynym wyjątkiem były
lekarstwa, z których 60% podobno nie zostałoby wynalezionych.
Podejrzewam tutaj jednak oszustwo lub nieszczerość ze strony
przepytanych. Przede wszystkim, firmy farmaceutyczne otrzymują znaczną
część ich funduszy na badania i rozwój od rządu i wiele z ich
najbardziej zyskownych produktów zostało wyprodukowanych całkowicie na
koszt rządu. Sam Scherer przywołuje przykłady czegoś przeciwnego.
Korzyści dla reputacji wynikające z bycia pierwszym na rynku są nie do
przecenienia. Przykładowo, w późnych latach siedemdziesiątych, struktura
przemysłu i zachowania cenowe były bardzo do siebie podobne w przypadku
leków z patentami i bez nich. Pierwszeństwo wynalezienia
nieopatentowanego lekarstwa pozwalało firmie na utrzymanie 30% udziałów w
rynku i na wprowadzanie cen wyższych od normalnej.
Niesprawiedliwość
monopolu patentowego wzmagana jest przez rządowe wsparcie badań i
innowacji, dzięki czemu prywatny przemysł może pobierać monopolistyczne
zyski z technologii, do której nie dołożył nawet centa. Ustawa o
Rządowej Polityce Patentowej (Government Patent Policy Act) z 1980 roku,
z poprawkami z 1984 i 1986 r., pozwala prywatnemu przemysłowi
zatrzymywać patenty na produkty wynalezione za rządowe pieniądze, za
które może żądać opłat dziesięcio-, dwudziesto- lub nawet
czterdziestokrotnie przekraczających koszty produkcji. Przykładowo,
azydotymidyna powstała dzięki rządowym funduszom i pozostawała w domenie
publicznej od 1964 roku, lecz patent został przyznany Burroughs
Wellcome Corp9. Jakby tego było mało, firmy farmaceutyczne zlobbowały
Kongres w 1999 r., żeby rozszerzył pewne patenty o dwa lata dzięki
specjalnemu aktowi prawnemu10.
Prawo autorskie również było
arbitralnie wydłużane na korzyść uprzywilejowanych podmiotów (jak w
przypadku Disneyowskiego znaku hanlowego „Mickey Mouse”, sponsorowanego
przez Sonny’ego Bonno). A to wszystko w dodatku do drakońskich
uregulowań prawa autorskiego, które już wcześniej obowiązywały.
Ale
ochrona prawa autorskiego nie jest bardziej konieczna dla twórczości
artystycznej niż patenty są konieczne do innowacji. W świecie otwartego
oprogramowania istnieje wiele firm, którym udaje się osiągnąć zysk z
dodatkowych usług, chociaż ich treść nie była ich własnością.
Przykładowo, chociaż Red Hat nie może ograniczyć kopiowania software’u
Linuxa, które dystrybuuje, bardzo sprawnie dostosowuje oprogramowanie do
wymagań klienta i oferuje wyspecjalizowaną pomoc dla konsumentów. Phish
aktywnie zachęca fanów do dzielenia się ich muzyką bez jakiejkolwiek
opłaty, zarabiając na koncertach i produktach firmowych. Radiohead
udostępnił swój ostatni album do ściągnięcia w zamian za dobrowolne
datki za pośrednictwem wychwalanej skarbonki Pay Pal.
Model
przyjęty przez Radiohead jest szczególnie interesujący, jeśli chodzi o
jego implikacje dla zarabiania z produktów otwartego oprogramowania. Jak
widzieliśmy, jako że koszty fizycznego kapitału koniecznego do nagrania
i montażu dźwięku implodowały, ogólne koszty ponoszone przez
dystrybutora muzyki oper source są minimalne. A jako że sami słuchacze
ponoszą koszty reprodukcji fizycznej (tj. sami wypalają płyty CD),
jakikolwiek dochód, który pochodzi z dobrowolnych datków – nawet jeśli
wynosi średnio dolara czy dwa za słuchacza – należy wyłącznie do
artysty, bez żadnych pośredników. Nawet jeśli dostawca treści wymaga
opłaty za pobranie, koszt stworzenia konkurencyjnego serwisu i
sprzedawania tego samego za niską cenę obłożone są wysoką rentą. Zatem
dla wszystkich poza największymi koncernami muzycznymi i wydawcami,
jeśli dostawca treści wymaga wystarczająco niskiej ceny, koszty
transakcyjne założenia sieci wymiany plików lub stworzenia
konkurencyjnego serwisu do ściągania plików tylko po to, żeby sprzedawać
tę samą zawartość za 50 centów zamiast dolara, prawdopodobnie
przekracza spodziewane zyski. Jeśli dostawca treści nie będzie próbować
śrubować ceny w ten sam sposób, co wytwórnie w ostatnim czasie lub jeśli
nie będzie zmuszony do obsługi kosztów ogólnych od poparcia zarządu czy
wspólników, najpewniej bardziej zyskają na wolnej kulturze niż stracą.
Jako
że własność intelektualna nie jest konieczna, żeby wspierać
innowacyjność, oznacza to, że jej głównym efektem jest w praktyce
nieefektywność ekonomiczna wywoływana przez narzucanie opłaty
monopolistycznej za wykorzystanie istniejących technologii.
(…)
W
końcu „własność intelektualna” szkodzi innowacyjności w jeszcze inny
sposób: zwiększa koszt trzymania swoich pomysłów w domenie publicznej
dla tych, którzy chcą to uczynić. Inicjator czy pomysłodawca muszą
podjąć pewne środki ochronne, żeby ich pomysł znajdujący się w domenie
publicznej nie stał się przedmiotem prawa autorskiego kogoś innego, kto
chce pozbawić ich możliwości skorzystania z ich własnego pomysłu.
Nie
jest to problem dla prawa autorskiego. Copyleft, GNU General Public
License i Creative Commons zakładają silne prawa autorskie, a same
wyrosły na podstawie standardowego copyrightu. Takie licencje pozwalają
na niemal nieograniczone reprodukowanie i obieg materiałów w wielu
przypadkach pod warunkiem, że drugorzędny użytkownik sam skorzysta z
dostępnego publicznie materiału na warunkach tej samej licencji. Ochrona
prawa autorskiego utrzymywana jest w samoobronie, żeby uniemożliwić
sytuację, w której materiał znajdujący się w domenie publicznej, staje
się przedmiotem prawa autorskiego drugorzędnych użytkowników. Gdyby nie
było prawa autorskiego, nie byłoby potrzeby istnienia licencji GPI czy
CC.