Tekst w
der Dzienniku.
Ciekawsze fragmenty:
"Bardzo czuły. Lubił przytulać, głaskać, klepać... Ale wtedy nie widziałem nic zdrożnego w zachowaniu księdza. Niektórych to dziwiło, ale on zawsze tłumaczył to tym, że pochodził z wielodzietnej rodziny. Zwykł mawiać, że w jego rodzinie było biednie, ale od swoich braci i ojca otrzymał bardzo dużo ciepła, że przytulali się przynajmniej raz dziennie" - wspomina Rafał. W szkole uczył się tylko przez jeden semestr. Podobnych relacji jest więcej.
(...)
Analogiczne sceny widział w szkole Daniel. Ale jego ocena ks. Dymera jest dużo bardziej surowa: - Najgorsze były opowieści moich kolegów a propos "ciepłych" zachowań księdza wobec nich. "Słyszałem wielokrotnie o bezceremonialnym przesiadywaniu z chłopakami pod prysznicem, klepaniu po pośladkach, częstych rozmowach na osobności na intymne tematy" - mówi chłopak, który w szkole spędził pięć lat. Daniel zastrzega, że wtedy każdy śmiał się z tego. On sam też brał to "na miękko". Ale gdy pytamy o plotki na temat Dymera, odpowiada bez chwili zastanowienia. "Po szkole chodziła opinia o <nadmiernym zainteresowaniu intymnością chłopaków>".
(...)
"Bóg mnie ustrzegł przed ks. Dymerem" - wspomina Wojtek. Ks. Andrzej zaprosił go kiedyś na spowiedź do siebie do pokoju. "Bardzo potrzebowałem wówczas wsparcia. Pamiętam, poszedłem do niego po rozgrzeszenie, ale jak ks. Dymer chciał zobaczyć, w jaki sposób mam owłosiony brzuch, to coś mnie tknęło. Chyba miałem 16 albo 17 lat. Na szczęście ostrzegł mnie przed nim kumpel, który miał brata księdza w tej diecezji. Tylko dlatego w porę uciekłem" - opowiada.
(...)
"Zaprzyjaźnił się ze mną, wymieniliśmy się numerami telefonów, dzwonił do mnie codziennie" - wspomina Marcin. Po trzech miesiącach znajomości ksiądz miał poprosić Marcina, żeby towarzyszył mu jako tłumacz zagranicą, podczas spotkania w innym ośrodku katolickim. "Wieczorem kiedy zostaliśmy sami w tym ośrodku, Andrzej otworzył butelkę wina, wypiliśmy szybko i po chwili zaproponował, abyśmy poszli do sauny. W saunie było całkowicie ciemno, po chwili Andrzej zaczął się do mnie przybliżać i dotykać w miejscach intymnych, mówiąc, abym się zrelaksował, i nic nie mówił. <Za dużo wypił> myślałem" - dodaje Marcin.
"Próbował jeszcze raz, ale już nie pamiętam dokładnie szczegółów. Wytrzymałem może góra trzy minuty i poszedłem pod prysznic. Andrzej poszedł za mną. Kątem oka widziałem, jak cały czas na mnie patrzy" - bardzo mnie to krępowało. Miałem jednak nadzieję, że już wie, że nie pozwolę, aby mnie gdziekolwiek dotykał.
Jednak gdy byli już w pokoju, ksiądz chciał z nim spać, choć w pokoju były przecież dwa łóżka. "Mówił, że on lubi spać z kimś i żebym się nie bał. Szeptał, że to dla niego bardzo ważne, i że brakuje mi bliskości drugiego człowieka. Powiedziałem stanowczo, że nie lubię z kimś spać".
"Wtedy zaczął być napastliwy - zobaczyłem zupełnie innego człowieka niż ten, którego znałem wcześniej. Całym ciałem położył się w pewnej chwili na mnie, zaczął mnie obejmować. Chyba chciał mnie pocałować" - z tego momentu najbardziej pamiętam smród z jego ust i mój odruch wymiotny.
(...)
"Następnego dnia Dymer był w stosunku do mnie bardzo niegrzeczny. Musiałem wracać z nim jednym samochodem. Wtedy zacząłem go pytać o to, jak to wszystko ma się do tego, co mówi z ambony. Odrzekł, że to tylko zawód i nie mogę do tego podchodzić aż tak poważnie. Podejrzewam, że pozwolił sobie na totalną szczerość ze mną, wiedząc, że przecież i tak nikt mi w to nie uwierzy. Powiedział, że to nasze ostatnie spotkanie i żebym zapomniał, że go w ogóle znałem".
Z wyjazdu wracali jednym samochodem. Z relacji Marcina wynika, że ksiądz zaznaczył stanowczo, że Marcin ma o wszystkim zapomnieć, jednocześnie otworzył się i zaczął dyskusję o tym, jak naprawdę należy traktować naukę w Kościele. "Andrzej opowiadał mi po drodze o kulisach Kościoła, jego układach z ludźmi w Szczecinie a przede wszystkim o ludzkiej głupocie i naiwności".
Marcin twierdzi, że dzień w ośrodku był jego ostatnim dniem w Kościele katolickim. Do Szczecina wrócił jako ateista.
Komentarz
Trzeba się modlić za księdza Dymera o siłę do znoszenia ataków, których poziom staje się coraz bardziej chamski.
I co?
I nic.
- Każdy ksiądz podlega prawu kanonicznemu, ale podlega też prawu karnemu, jak każdy obywatel. Na wystąpienie z pozwem na drogę cywilną musi mieć jednak zgodę przełożonych. Wcześniej takiej zgody nie miałem, ale po artykule w "Gazecie Wyborczej" ją otrzymałem.
Dowiedziałem się już dawnej, że mam być oskarżony o molestowanie. Do osób, o których słyszałem, że chcą to uczynić, zwracałem się z prośbą, żeby skierowały sprawę do prokuratury, jeśli uważają, że to jest prawda. Nie uczyniły tego. To przykre. Teraz ja nie mam wyjścia i kieruję sprawę do sądu z powództwa cywilnego. Z tymi, którzy oskarżają mnie o rzekome molestowanie, spotkamy się więc w sądzie.
I co?
I nic. Zamiast procesu cywilnego, który mógłby oczyścić ks. Drymera z zarzutów i wpuścić w kanał kanalie z GazWybu mamy kolejne zarzuty od innych kanalii.
Skoro miał zgodę przełożonych i publicznie zapowiedział pozew sądowy, to czemu takiego pozwu nie złożył?