Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Czy można być katolikiem bez udziału w niedzielnej Mszy św.?

edytowano czerwiec 2008 w Arkan Noego
Na to pytanie odpowiadają goście programu "Między ziemią a niebem" z ostatniej niedzieli (15.06.2008).

Warto obejrzeć :bigsmile:

Komentarz

  • w wyidealizowaną obiektywizację nierealnych intymnych pragnień ludzkich...
  • [cite] PawełZ:[/cite]Czy mógłbyś Maćku trochę przybliżyć o czym była mowa - niestety nie oglądałem bo byłem na pielgrzymce Przymierza Rodzin. Z góry dziękuję.
    Ja też nie oglądałem, bo nie mam telewizji. Ale od czego jest internet :bigsmile:

    Generalnie w programie dominowała dyskusja trzech panów: Jarosława Makowskiego (Tygodnik Powszechny, Krytyka Polityczna), o. Jacka Salija (Zakon Kaznodziejski) i Pawła Milcarka (UKSW, Christianitas). Pan Makowski szukał sposobu, aby rozmydlić nauczanie Kościoła dotyczące obowiązków katolika, a o. Salij (delikatniej) i pan Milcarek (bardziej zdecydowanie) go ściągali do rzeczywistości. Nie wiem, na ile skutecznie :cool:
  • Manuela do wredna żmija, która na zmianę podkreśla, że jest katoliczką i głosi antykatolickie poglądy.

    Natomiast publiczność w takich programach jest zawsze dobierana "pod prowadzącego", więc nie ma co się dziwić, że śmieje się wtedy, kiedy on.
  • Ponieważ z terytorium USA nie jest możliwe połączenie z ITVP, chciałam zapytać co było w programie.
    Moja mama określa siebie jako wierzącą a niepraktykującą. Jakiś czas temu odwiedził ją ksiądz z jej parafii i trochę na te temat porozmawiali. Ksiądz powiedział, że modlitwa odmawiana np w tramwaju czy podczas spaceru jest tak samo ważna jak ta mówiona podczas mszy w Kościele.
  • Msza święta jest to Przenajświętsza Ofiara Nowego i wiecznego Przymierza Bożego z ludźmi, w której Jezus Chrystus, raz jeden na wszystkie wieki życie swoje ofiarowawszy niegdyś na krzyżu za zbawienie świata, teraz niepojęcie utajony pod postaciami chleba i wina, złączony mistycznie z całą społecznością Kościoła swego świętego, ofiarę swoją krzyżową bezkrwawym sposobem ponawia przez posługę kapłana na uwielbienie Boga, za grzechy nasze i na uproszenie nam łask do zbawienia potrzebnych.

    Ta definicja wskazuje na trzy główne cele Mszy św.:
    1. uwielbienie Boga
    2. ofiara przebłagalna za nasze grzechy
    3. uproszenie łask potrzebnych nam do zbawienia

    I chociaż nie uczestnicząc we Mszy św. w jakiejś części możemy korzystać z jej owoców, to dużo więcej zyskamy przychodząc na nią. Dlatego Kościół określa to jako nasz obowiązek (pan Makowski nie lubi tego słowa, brrrr).
  • [cite] Karina:[/cite]Moja mama określa siebie jako wierzącą a niepraktykującą. Jakiś czas temu odwiedził ją ksiądz z jej parafii i trochę na te temat porozmawiali. Ksiądz powiedział, że modlitwa odmawiana np w tramwaju czy podczas spaceru jest tak samo ważna jak ta mówiona podczas mszy w Kościele.
    Pierwsza moja reakcja: :shocked:

    Jednak po chwili refleksji zauważyłem, że:
    - to co "powiedział" ten ksiądz znasz tylko z relacji swojej mamy,
    - nie wiadomo co dokładnie jakie pytanie zadała księdzu Twoja mama,
    - nie wiadomo co dokładnie powiedział ksiądz,
    - Twojej mamie prawdopodobnie zależało na obronieniu swojego stanowiska.

    Znam przynajmniej parę takich przypadków, że ludzie w rozmowie co innego mieli na myśli, a pytanie zadali w ten sposób aby potem móc odpowiedź księdza nagiąć do swojej teorii. I wszystko "styka". :devil:

    Polecam świetną książkę:
    ks. dr Marek Dziewiecki "Psychologia porozumiewania się"
    pporozumiewaniasieqb6.jpg

    Co do tramwaju czy spaceru - do Komunii Św. człowiek tam nie przystąpi, a spowiedź w takich warunkach jest wyjątkowa. Ale przecież o to chodzi "drugiej centrali" (określenie znajomego księdza) aby ludzie nie przystępowali do sakramentów.
  • Moja mama nie musiała bronić swojego stanowiska. Nie musiała, bo nie miała powodu.
    Ksiądz o którym mowa, jest ponoć bardzo sympatycznym człowiekiem. Po prostu sobie rozmawiali - on nie przyszedł by moją mamę ewangelizować itp.
    Moja mama powiedziała dlaczego nie chodzi - całkiem szczerze - znam jej stanowisko w tej sprawie.
    Zdziwiłam się, bo po raz pierwszy słyszę o księdzu, który nie grzmi na wieść, że ktoś nie chodzi na mszę, bo np. nie lubi, nie chce mu się itp.
    Dla mnie jego reakcja byłaby bardzo pozytywna - zachęcająca do tego, by jednak do Kościoła pójść (ja też nie chodzę, choć bywa, że mi brakuje uczestnictwa w mszy).
    Podobało mi się, że nie potępiał, nie wymuszał, nie straszył.
  • Jeszcze jedno: moja mama nie zadawała mu pytań i nie próbowała nagiąć odpowiedzi księdza do jej teorii. Jest uczciwa i uczciwie potrafi na ten temat rozmawiać.
  • To chyba widać w moim wpisie, że położyłem nacisk na sakramenty. :)
    Jeśli kogoś kocham to jest chyba logiczną konsekwencją, że chcę jak najczęściej się z tą osobą spotykać. :twosome: :rainbow:

    To tak jakby małżeństwo miało funkcjonować tylko na odległość - kiepski pomysł. :wink:

    Nic dziwnego, że rogaty wzbudza lęk przed ewangelizatorami, w końcu to on się boi ewangelizacji.
    Ks. Gabriele Amorth napisał, że szatan bardziej niż egzorcyzmów boi się tego, że człowiek pójdzie do spowiedzi (!). I niesamowicie boi się głoszenia Słowa Bożego.

    * ks. Gabriele Amorth jest egzorcystą diecezji rzymskiej.
  • Każda rozmowa z Bogiem, czy to na spacerze czy w tamwaju jest modlitwą, ale sama modlitwa bez sakramentów, bez życia z Bogiem w sercu nie przyniesie owoców. To pojednanie z Nim i przyjmowanie daje nam siłę i ogrom łask. Można żyć obok bez sakramentów i można żyć z Kimś, kogo pragniemy każdego ranka.
    Myślę, że ks nie miał na myśli zastępowania modlitwą mszy św. Ale każde kroczki do przodu są dobre. Zachęcanie do modlitwy, jest myślę bardzo dobrą wskazówką. Może się okazać, że owocem tej modlitwy będzie silne pragnienie pojednania i spotkania z Panem- takie namacalne- w Komunii św. Przecież o łaskę wiary też trzeba się modlić.
    I wydaje mi się, że każdy człowiek jest inny i do każdego Bóg trafia inaczej. Czasami trzeba wielu lat posuchy aby u schyłku życia wybuchnąć miłością do Chrystusa. Modląc się za kapłanów składamy ufność, że prowadzą nas wg woli Pana. Na siłę nie uszczęśliwimy człowieka jeśli tego nie chce. Możemy być jedynie świadectwem Jego miłości.
    K
  • [cite] Zochalowamama
    :bigsmile: czyli tylko Ci niesympatyczni ewangelizują:bigsmile:
    Nie miałam tego na myśli, ale na studiach na ATK (/obecnie UKSW/ spotkałam kilku niesympatycznych).
  • Ze mną jest sprawa o tyle skomplikowana, że się miotam. Pewne wydarzenia z mojego życia powodują momenty buntu pt: "mam Was w nosie" - chodzi mi tu o Kościół, nie o Boga jako takiego. Inne, że mam chęć powrócić.
    Pewnie będę się tak miotać jeszcze długi czas, bo wiele spraw trudno mi zaakceptować, np. spowiedź, do której zniechęciłam się będąc dziewczęciem piętnastoletnim, kiedy to ksiądz podczas spowiedzi zapytał mnie, czy już się całowałam z chłopakiem. Raz, że nie całowanie miałam w głowie, dwa, że mnie zawstydził, trzy, że poczułam się na przesłuchaniu, a to w końcu ja miałam mówić, co mi na duszy leży.
    Inna sprawa, to dieta. Nie jem mięsa od lat, otaczają mnie sami mięsożercy (z wyjątkiem mojego wege Adasia), akceptuję to, bo każdy ma prawo do własnych decyzji. Ale kiedy na wykładzie z języka koptyjskiego o ile pamiętam, albo literatury wczesnochrześcijańskiej wschodu, ksiądz (będący już w nastroju wielkanocnym) nagle mówi, że wegetarianie to świry, bo co to takiego zjeść kurę, przecież od tego jest by ją złapać i jej łeb ukręcić, to ja osobiście czuję się z tym źle.
    Innym razem, inny ksiądz, tym razem od łaciny, namawiał mnie bym wpłynęła na mojego ówczesnego chłopaka (obecnie męża), by z ewangelicyzmu przeszedł na katolicyzm. Dla mnie to nie do przyjęcia.
    Albo to, że ksiądz nie chciał mnie ochrzcić, a moja mama dziecięciem będąc proboszcza ze swojej parafii widziała na kocyku z jakąś panną...
    Wiem, że ksiądz, też człowiek, ale mnie tacy księża odpychają od Kościoła, przestaję im wierzyć.

    Pewnie mnie zaraz zakrzyczycie, że nie mam racji. Może i nie mam, ale napisałam jak czuję.
    Jeszcze jedno, cenię sobie swoją wolność, lubię postępować zgodnie ze sobą. Interesuję się z naukowego punktu widzenia różnymi tematami, jak homeopatia, wróżbiarstwo, joga itp. a Kościół tego zabrania. Ponieważ nie da się tego pogodzić a trudno jest mi podjąć decyzję (bo jakiej nie podejmę, będę się czuła zniewolona), żyję w zawieszeniu. Może kiedyś uda mi się porozmawiać z jakimś mądrym księdzem, którego argumenty do mnie trafią, który mnie przekona, któremu uwierzę, ale na razie takiego nie spotkałam. Może kiedyś, o moje zawieszenie mnie coraz bardziej uwiera.
    Tylko najpierw muszę iść do Kościoła...
    Aha, z punktu widzenia KK, jestem panną z trójką dzieci (miałam ślub ewangelicki), nie chciałabym od księdza usłyszeć złego słowa, a tego mogę się spodziewać.
    Proszę o powstrzymanie się od obraźliwych komentarzy. Jeśli ktoś chce napisać coś, co mnie przekona, wyjaśni, bardzo proszę.
    Karina
  • Karina, myślę, że Pan Bóg postawi na Twojej drodze kogoś, kto będzie świadectwem Jego obecności, Jego miłosierdzia, Jego działania. Czasami takie nakłanianie i przekonywanie na siłę może przynieść więcej szkody niż pożytku. Tak uważam. Ja na pewno nie czuję się na siłach aby Cię przekonać. Za "mała" jestem i chyba musiałabym Ci opowiedzieć całe moje życie- bo to ono jest świadectwem na istnienie Boga i na Jego działanie a tak się nie da. Ale na pewno ktoś bardziej elokwentny i światły będzie potrafił wskazać argumenty, które być może Cię przekonają, albo chociaż zastanowią, poddadzą refleksji, modlitwie... A to już kolejny krok odnajdywania Boga.
    Jedyne co mogę Ci ofiarować, to modlitwa, abyś Go odnalazła- naprawdę warto.
    K
  • Dziękuję.
  • Ja dla odmiany nie byłam zbuntowaną nastolatką. Chętnie chodziłam do Kościoła, byłam bardzo blisko Kościoła. Zaczęłam się oddalać podczas studiów na ATK. Za to po skończeniu studiów, zdarzyło mi się coś bardzo dla mnie pozytywnego. Podczas podróży poślubnej zwiedzałam Bazylikę św. Piotra w Rzymie. Oczywiście byłam nią zachwycona, podczas i po modlitwie czułam absolutne przekonanie, że nic złego nie spotka nas nigdy, że jestem bezpieczna. Czułam się blisko Boga, czułam się bezpiecznie.
    Jeszcze inna sytuacja, wiele lat wcześniej. Miałam sen. Śniło mi się, że wyjrzałam przez okno, spojrzałam wysoko w niebo i między białymi, puchowymi chmurkami na generalnie błękitnym niebie ujrzałam dłoń. W moim śnie, była to dłoń Boga.
    Tego dnia miałam takiego powera, chciało się żyć i cieszyć.
  • Myślę Karino, że Twoje wątpliwości sprowadzają się do jednego pytania: czym jest Kościół katolicki? W zależności od tego, jak odpowiemy na to pytanie, nabierają różnej wagi zachowania duchownych, o których napisałaś, a także kwestia posłuszeństwa Nauczaniu Kościoła. Wszystko zależy od tego, ile w Kościele zobaczymy pierwiastka boskiego, a ile ludzkiego.

    Co jest jeszcze ważne, to że decyzja o przyjęciu wiary zależy od naszej woli. Innymi słowy sami decydujemy o tym, w którą stronę iść.
  • Sporo wymagamy od księży - nieraz znacznie więcej niż od siebie samych...
    A czy się za nich modlimy?
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.