Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!
Z okruchów wspomnień, analizując dokumenty i archiwa powstała obszerna książka, poświęcona matce Jana Pawła II. Emilia Wojtyłowa doczekała się wyczerpującej biografii pióra Mileny Kindziuk.
Autorka wywiadu - rzeki z kard. Józefem Glempem i książki, poświęconej Mariannie Popiełuszko, tym razem nakreśliła sylwetkę Emilii Wojtyłowej. W Warszawie odbyła się prezentacja książki "Matka Papieża. Poruszająca opowieść o Emilii Wojtyłowej", w której wziął udział kard. Kazimierz Nycz.
Na konferencji prasowej autorka biografii opisywała metodę pracy w sytuacji, gdy dysponuje okruchami wspomnień kolejnych pokoleń - członków rodziny, nielicznymi dokumentami, gdy nie żyją świadkowie, którzy ją znali. Wobec szczupłości źródeł strat był zniechęcający, jak puzzle składała więc obraz kobiety, która mimo przeciwwskazań lekarza nie zawahała się zaryzykować i urodziła swoje trzecie dziecko - Karola, a później przygotowywała go do I Komunii św. Milena Kindziuk wyjaśniła milczenie Jana Pawła II o matce - kilka lat po jej śmierci rodzina nie korzystała z salonu, w którym zmarła - być może nie przeżyta żałoba spowodowała powściągliwość papieża.
Autorka zacytowała też włoskiego autora, który porównał Emilię Wojtyłową z Guianną Berettą Mollą. Uważał on, że beatyfikując włoską matkę, która zmarła rodząc czwarte dziecko, Jan Paweł II wyniósł też na ołtarze także własną matkę.
Kard. Kazimierz Nycz wspominał Jana Pawła II, który jako biskup podczas wizyt w seminarium pytał każdego kleryka o ojca i matkę, gdyż wiedział, że dzięki tym informacjom będzie miał doskonały osąd kandydata do kapłaństwa. A słuchając ich opowieści pamiętał, że on nie miał takiej możliwości - kontaktu z matką. Gdy dowiedział się, już jako papież, że w Wadowicach powstał dom samotnej matki im. Emilii Wojtyłowej powiedział: Takie pomniki możecie mi stawiać.
Metropolita warszawski z uznaniem mówił, że Autorka uwzględniła całą tradycję ustną, przekazywaną o matce papieża, gdyż rodziny przekazują sobie wspomnienia o zmarłych członkach, zaś brakujące fakty uzupełniła wyobraźnią - w tych miejscach opowieść o Emilii została zbeletryzowana.
Ks. prof. Józef Naumowicz, filolog klasyczny i historyk Kościoła, mówił o żmudnych poszukiwaniach Autorki, badającej dokumenty związane z życiem Emilii Wojtyłowej. W książce zamieszcza jej nekrolog, dokładnie wyjaśniona została sprawa jej pochówku - nie spoczęła na cmentarzu w Wadowicach, od razu ciało przewieziono do grobowca rodziny Kaczorowskich na cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Zostało też opublikowane drzewo genealogiczne rodziny Kaczorowskich sięgające cztery pokolenia wstecz oraz CV KArola Wojtyły - seniora. - Łączy pasję dziennikarską z historyczną - podsumował styl pracy Mileny Kindziuk ks. prof. Naumowicz.
Małgorzata Terlikowska, etyk, żona oraz matka pięciorga dzieci stwierdziła, że biografia matki Jana Pawła II pokazuje to, co w życiu jest najważniejsze. Stając przed dylematem narodzin i aborcji wybrała życie. - To ważna książka dająca nadzieję, wzorzec dla współczesnych kobiet, które uświadamiają sobie, że najważniejsze jest, przed wysłaniem dziecka w świat, dać mu solidny fundament wiary - podkreśliła Terlikowska.
Zdumiewa, jak niewiele pamiątek i dokumentów pozostało po matce papieża, który miał zaledwie dziewięć lat, gdy go osierociła, słabo ją pamiętał, ale z pewnością towarzyszyła mu duchowo do śmierci - jej zdjęcie trzymał na biurku w pałacu Apostolskim w Watykanie.
Niezrażona trudnościami Autorka skompletowała wszelkie dokumenty, wspomnienia i świadectwa, dotyczące swojej bohaterki. Jeździła do miejsc, związanych z krewnymi i powinowatymi Jana Pawła II. W efekcie powstała książka, która przybliża tę mało wciąż znaną postać.
Autorka starannie odtwarza dzieje rodziny - ojciec Emilii, Feliks, mieszkał na terenie zaboru rosyjskiego, gdzie jego ojciec, Mikołaj, był stangretem w rodzinie Zamoyskich. Po osiedleniu się w Galicji Kaczorowski zachował rodzinne tradycje - w Krakowie założył firmę, handlował nowymi i naprawiał stare powozy. Wykonywał więc prestiżowy zawód, który można porównać z dzisiejszym mechanikiem samochodowym.
Autorka odtwarza atmosferę i styl życia mieszczańskiej krakowskiej rodziny, przywiązanej do tradycji i manier, dbającą o piękno w życiu codziennym.
Zdumiewa jednak, jak niewiele wiadomo o samej bohaterce. Urodziła się 26 marca 1884 r., mieszkała wraz z rodziną przy ul. Starowiślnej, później Smoleńsk. Miała dziewięcioro rodzeństwa, a kobiety w rodzinie umierały młodo. Nie wiadomo jednak, mimo iż krakowskie archiwa przetrwały wojnę, gdzie Emilia uczęszczała do szkoły. Wiadomo, że zaczęła naukę w wieku sześciu lat i że była to szkoła, prowadzona przez zakonnice, być może siostry Córki Bożej Miłości, ale nie ma potwierdzenia tego faktu w spisie uczennic.
Brak ustaleń także o jej dorosłym życiu - nie wiadomo, gdzie poznała swojego przyszłego męża, być może w Białej, z którą była związana rodzina Wojtyłów. Wiadomo sporo o losach rodziny w czasie I wojny światowej, o jej prawie rocznym pobycie na Morawach, o osiedleniu się w Wadowicach, atmosferze miasteczka. Autorka mocno eksponuje opisywany wcześniej fakt, który szczególnie poruszył włoskiego autora biografii Wojtyłowej, że choć jej ciąża z Karolem była zagrożona, zdecydowała się na poród, ryzykując życiem i zdrowiem.
Jednak postać Emilii nadal w dużym stopniu jest zagadką. Pozostało po niej dosłownie kilka przedmiotów - dwie haftowane przez nią serwetki, misternie wykonana ze srebrnych drutów torebka, medalion z wygrawerowaną czterolistną koniczyną, który Jan Paweł II miał cały czas przy sobie. Była pobożna, często chodziła do kościoła, jednej z sąsiadek mówiła, że należy godzić się z wolą Bożą. Wszystko jednak wynika z relacji innych ludzi, krewnych i sąsiadów, Emilia nie przemawia własnym głosem, bo nie pozostawiła żadnych listów, kartek, zapisków... Nawet szczegóły o jej drugim dziecku - Oldze - zostały ustalone przez biografa papieskiego Grzegorza Polaka. Jan Paweł II pisał w Testamencie: "W miarę jak zbliża się kres mego ziemskiego życia, wracam pamięcią do jego początku, do moich Rodziców, Brata i Siostry (której nie znałem, bo zmarła przed moim narodzeniem...". Dopiero od niecałego roku wiadomo na pewno, że dziecko przyszło na świat 7 lipca 1916 r. w Białej i zmarło po 16 godzinach.
"Po Emilii nie ma tu nawet śladu. Ani po jej rodzinie. Nie wiadomo też, kto dokładnie z jej krewnych miał mieszkanie w tej kamienicy" - pisze Milena Kindziuk o pamiątkach po matce papieża w Białej. Nie wiadomo też, na co zmarła, "przeżywszy 45 lat", jak głosi nekrolog. Wiadomo, że całe tygodnie spędziła w łóżku, a młodszy syn chyba był chroniony przed widokiem umierającej matki.
Opowieść nie kończy się na śmierci bohaterki. Dziennikarka opisuje dalsze losy rodziny, śmierć starszego brata Karola Edmunda i ojca w czasie okupacji. A także kontakty biskupa, kardynała, papieża z rodziną. Osobny rozdział poświęcony jest przodkom Emilii. Genealogia Kaczorowskich i Wojtyłów pomaga czytelnikowi zorientować się w relacjach rodzinnych bohaterów.
Gdy zaczynała pracę nad książką, autorka rozmawiała z dr Wandą Półtawską, wieloletnią przyjaciółką i współpracownicą ks. Karola Wojtyły. W odpowiedzi usłyszała: "O matce? Nie ma sensu. Nic pani nie znajdzie, nikt jej nie pamięta".
Dobrze, że dziennikarka nie posłuchała tej rady. Zgromadziła w swej książce wszelkie dostępne informacje o Emilii Wojtyłowej. Na ich podstawie snuje wiele domysłów i przypuszczeń. Matka Jana Pawła II w dużym stopniu nadal pozostaje tajemnicza i zagadkowa. Owoce jej krótkiego życia potwierdzają jednak jej wyjątkowość, a jej przesłanie Autorka sformułowała następująco: "Życie ludzkie jest wartością najcenniejszą, także poczęte i jeszcze nienarodzone, wszak nigdy nie wiadomo, kto się urodzi".
Milena Kindziuk, Matka Papieża. Poruszająca opowieść o Emilii Wojtyłowej, Wydawnictwo Znak 2013.
Komentarz
Kulisy dramatu rodziny Jana Pawła II
- Karol Wojtyła miał zaledwie dziewięć lat, gdy umarła jego matka, Emilia. Chłopiec musiał szybko nauczyć się samodzielności, szybciej dojrzewał. To był jeden z czynników, że stał się tak silny, pełen głębokiej miłości, a zarazem mocy wewnętrznej - pisze dr Milena Kindziuk w książce „Matka papieża”. Autorka podkreśla, że to właśnie to tragiczne doświadczenie było jednym z czynników, które ukształtowały pontyfikat Jana Pawła II.
Książka „Matka papieża” ukazał się nakładem Wydawnictwa Znak. Dr Milena Kindziuk dotarła do nieznanych wcześniej dokumentów, świadków oraz zdjęć, na podstawie których powstała biografia Emilii Wojtyłowej. Nieznane fakty na temat matki Karola Wojtyły ukazują rodzinny dramat przyszłego papieża. Autorka książki podkreśla jednak, że to właśnie tragiczne rodzinne doświadczenia przygotowały Jana Pawła II do służby całej ludzkości.
Z dr Mileną Kindziuk rozmawia Przemysław Henzel.
Dlaczego dotąd tak niewiele wiedzieliśmy o Emilii Wojtyłowej? Autobiograficzne pisma Jana Pawła II właściwie milczą na temat jego matki, sam papież o matce mówił niewiele. Jej osobie poświęcone są tylko dwie książki, i to niebędące biografiami, które ukazały się we Włoszech.
Dr Milena Kindziuk: Bo wydawało się, że niewiele o niej wiadomo. Nie pozostały po niej żadne listy, pamiętniki, nie ma już ludzi, którzy ją pamiętają. Sam Papież o matce prawie w ogóle nie mówił, stąd cisza wokół niej. Udało mi się jednak odnaleźć pewne dokumenty, metryki chrztu czy ślubu, zapisy w spisach ludności, wreszcie pamiątki po niej: fotografie, biżuterię. Szukałam także świadków życia jej i jej przodków, nawet świadków pośrednich, którzy słyszeli o niej jakieś wiadomości. Tak powstała ciekawa i zarazem wierna, jak sądzę, opowieść o matce Papieża.
Jaką kobietą była Emilia Wojtyłowa? Jaką postać udało się Pani zrekonstruować na podstawie źródeł i przekazów osób, do których Pani dotarła?
Na pewno była piękną kobietą. Widać to na zdjęciach, gdzie stoi uczesana w kok, w długich, XIX-wiecznych sukniach, w pięknej biżuterii i kapeluszu na głowie. Pochodziła z Krakowa epoki Młodej Polski, dobrze wykształcona w szkole zakonnej, znała biegle język niemiecki, francuski, angielski, grała na pianinie, znała literaturę, kaligrafię, zasady savoir-vivre'u, mogła być damą dworu. Później, jako żona wojskowego, oficera Karola Wojtyły, musiała podporządkować swe życie pracy męża, przenosząc się z miejsca na miejsce. Emilia jawi mi się jako kochająca żona i matka, dbająca o dom i o pielęgnowanie duchowych wartości. Jak wiele innych kobiet i matek, zmagała się z trudami codzienności, tym bardziej że ostatnie lata życia była ciężko chora i bardzo cierpiała. Całe życie miała też do czynienia ze śmiercią: gdy miała czternaście lat, zmarła jej matka. Przeżyła śmierć kilkoro swego rodzeństwa. A później śmierć swej córki, Olgi. Musiała być silna wewnętrznie, by to wszystko znieść, w czym pomagał jej system wartości, w którym ważną rolę odgrywała wiara.
Karol, ojciec przyszłego papieża, był wojskowym, oficerem armii austro-węgierskiej. I wojna światowa oznaczała zmiany dla całej rodziny Wojtyłów. Wspomina Pani, że podczas pobytu w Hranicach opiekowała się chorymi i rannymi żołnierzami, potem przez lata towarzyszyły jej krwawe obrazy, które wtedy widziała.
Gdy w 1914 wojska rosyjskie podeszły pod Kraków, batalion jej męża został ewakuowany z Wadowic do Hranic na Morawach. Wyjechała razem z mężem i synem Edmundem. Tam organizowano zaplecze dla armii, tam były także szpitale wojskowe, z frontu zwożono rannych, chorych na tyfus i na inne choroby, wielu umierało. Tam właśnie Emilia zetknęła się z okrucieństwem wojny.
Wojtyłowie przeżyli ogromny dramat. W 1916 roku urodziła się ich córeczka, Olga, która przeżyła zaledwie 16 godzin. Jak rodzina podniosła się po tym tragicznym doświadczeniu?
Olga zadusiła się wodami płodowymi. Tuż przed śmiercią Emilia zdążyła ją ochrzcić. Sama, wodą. Urodziła ją w domu swej rodziny w Bielsku Białej. Na tamtejszym cmentarzu pochowała swoją córeczkę. Z relacji innych osób wiadomo, że długo tę śmierć przeżywała. Nie mogła o niej zapomnieć. Ale zarazem nie rozpaczała. Musiała się szybko „pozbierać”. Pomógł jej w tym kochający mąż Karol. Czuła się potrzebna synowi Edmundowi. Ponadto od dzieciństwa przeżyła wiele śmierci swych bliskich, rodzeństwa i rodziców, miała więc zakodowaną prawdę, że śmierć nieodłącznie towarzyszy życiu, i że życie się nie kończy, tylko się zmienia, istnieje w innej postaci i że kiedyś spotkamy ponownie tych, którzy odeszli. Ta wiara dawała jej najwięcej siły.
Pomimo utraty córeczki, Emilia chciała doczekać się kolejnego dziecka. Gdy spodziewała się narodzin Karola, lekarz zasugerował jej przeprowadzenia aborcji ze względu na stan zdrowia. Emilia postanowiła jednak urodzić dziecko. Czyli można powiedzieć, że jej decyzja zmieniła przyszłość świata?
Sama Emilia, chociaż miała mocne przekonania, była skromna i nie przypisałaby sobie jakiegoś heroizmu, nie widziała zapewne nic nadzwyczajnego w tym, co zrobiła. Taki wybór uważała za naturalny. Niemniej, gdy patrzymy na skutki jej decyzji z dzisiejszej perspektywy, możemy powiedzieć, że była ona opatrznościowa, piękna i doniosła.
Karol Wojtyła urodził się 18 maja 1920 roku ok. godziny 17, gdy rozległo się bicie kościelnego dzwonu, a potem śpiew Litanii loretańskiej ku czuci Najświętszej Maryi Panny. To był zbieg okoliczności czy może… zapowiedź cudu?
Jest to na pewno znaczące i warte odnotowania. Sama położna, która przyjmowała poród dziecka, mówiła, że nigdy potem tak symbolicznego, niezwykłego porodu już nie przyjmowała. Uważam więc, że to było coś więcej, niż tylko przypadkowa zbieżność, zwłaszcza jeśli spojrzymy na to zdarzenie w dłuższej perspektywie. Tak już jest, że znaki, jakie Bóg daje, jesteśmy zdolni odczytać nieraz dopiero po jakimś czasie. Myślę, że warto takich znaków Bożych interwencji poszukiwać w naszym życiu.
Jaki wpływ na religijne wychowanie syna miała Emilia?
To ona nauczyła małego Karola znaku krzyża i pierwszych modlitw, przygotowywała go do Pierwszej Komunii Świętej, chociaż zmarła trzy tygodnie przed tą uroczystością. To Emilia przy wejściu do mieszkania zamieściła kropielniczkę z wodą święconą i wprowadziła zwyczaj, że każdy z rodziny, wychodząc z domu, ma się przeżegnać. Przejmującą lekcją było dla syna cierpienie matki i jej choroba. Znosiła je godnie, a tuż przed śmiercią poprosiła o sakrament namaszczenia chorych oraz przyjęła Komunię. Papież powiedział kiedyś, że „matka nauczyła go cierpieć”, zapewne mając na myśli fakt, że na jej przykładzie widział, jak można traktować cierpienie i godnie je znosić.
Zdrowie matki Karola było bardzo kruche. W jakich okolicznościach zmarła Emilia?
Stan jej zdrowia tak naprawdę pogarszał się od chwili urodzenia Karola Wojtyły. Ten poród przypłaciła zdrowiem, a nawet – można powiedzieć - życiem, chociaż odeszła dziewięć lat po porodzie. Umierała w domu, w obecności męża. Karol był w szkole, Edmund w Krakowie gdzie studiował medycynę. A ona leżała w łóżku, w salonie, z pełną świadomością odchodzenia. Mówiła zresztą do swoich sąsiadek, że czuje, iż odchodzi, ale odchodzi spokojnie. Mocno ufała w Boże miłosierdzie.
Jak bolesna śmierć matki zaważyła na życiu przyszłego papieża?
Wtedy ta śmierć wydawała się niepojęta, to naturalne. Można jednak sądzić, że 9-letni chłopak, osierocony przez matkę, musiał szybko nauczyć się samodzielności, szybciej dojrzewał. To był jeden z czynników, że stał się tak silny, pełen głębokiej miłości, a zarazem mocy wewnętrznej.
Czy odejście Emilii było tak bardzo bolesne, że stało się niemal rodzinnym tematem tabu? Czy to stąd wzięło się milczenie papieża na temat matki?
Być może tak. Szkolni koledzy papieża wspominali, że Karol nawet jako dziecko nigdy nie mówił o matce. Podobnie i jego ojciec. Tak jakby obaj nie umieli się odnaleźć po śmierci Emilii. Wyłączyli zresztą z mieszkania salon, w którym umarła, mimo że w domu oprócz tego był tylko drugi, maleńki pokoik. Jeszcze mieszkali w Wadowicach przez dziewięć lat, ale do salonu wchodzili tylko w wyjątkowych wypadkach. Na co dzień salon był zamknięty, jakby zarezerwowany dla mamy.
Salon w rodzinnym domu stał się świętym miejscem dla ojca i syna, Karol często się tam modlił. Dopiero w 1938 roku, gdy wraz z ojcem przeniósł się do Krakowa, nadszedł czas na otwarcie salonu i usunięcie rzeczy, które pozostały po Emilii. Czy był to symboliczny koniec okresu żałoby – po dziewięciu latach?
Mogło tak być. To by oznaczało, że nie przeżyli oni do końca swej żałoby, jakby tę śmierć wyparli. Nie pogodzili się z tym, że jej już nie ma. Stąd nie rozmawiali o niej ani między sobą, ani z innymi ludźmi, gdyż było to dla nich zbyt bolesne. To także mogło spowodować, że kiedy Karol rozpoczął studia w 1938 roku na Uniwersytecie Jagiellońskim, zabrał ze sobą do Krakowa także ojca i tam z nim zamieszkał.
Wydaje się, że matka dla Karola żyła nadal… Co mówi nam o tym jego wiersz zatytułowany „Nad twoją białą mogiłą”?
To jedyny wiersz Karola Wojtyły o matce. Napisał go właśnie wtedy, kiedy przeprowadził się z ojcem do Krakowa. Wyraził w nim tęsknotę, ale też ogromny szacunek do matki. I miłość. Nazwał ją „zgasłym kochaniem”, chociaż wierzył, że ona jest, nadal żyje po drugiej stronie. Mogiła jest bowiem w tym wierszu biała, a biel symbolizuje życie wieczne, zmartwychwstanie.
4 grudnia 1932 roku zmarł Edmund Wojtyła, starszy brat Karola. Także on złożył swoje życie w ofierze, zarażając się szkarlatyną od jednej z pacjentek szpitala, w którym pracował jako lekarz. Papież wspominał po latach, że śmierć brata wryła się w jego pamięć mocniej nawet, niż śmierć matki…
Karol miał już wtedy 12 lat, więc pamiętał go dobrze. Bardzo kochał swego brata, który był postacią niezwykłą, jak wskazują na to także okoliczności jego śmierci. Gdy jako lekarz dowiedział się, że jedna z pacjentek w szpitalu w Bielsku, w którym pracował, jest chora na szkarlatynę, i że inni lekarze ją opuścili w obawie przed zarażeniem się, udał się do izolatki, w której leżała dziewczyna i podawał jej lekarstwa, robił zastrzyki, także przy niej po prostu siedział, czuwając nawet nocą. Niestety, zaraził się od niej tę chorobą. I zmarł. W wieku 26 lat. Ta śmierć odbiła się echem w całej okolicy, poruszyła całe środowisko medyczne. Była także mocnym doświadczeniem dla Karola.
18 lutego 1941 roku zmarł ojciec Karola. Przyszły papież mówił później, nie było go w chwili śmierci ani przy ojcu, ani przy bracie, ani przy matce. To wtedy zaczął odkrywać swoje powołanie. W 1942 roku wstąpił do seminarium duchowego w Krakowie. Czy to utrata najbliższej rodziny przygotowała w pewnym sensie Karola Wojtyłę do służby całej ludzkości?
Rzeczywiście, po śmierci ojca Karol został zupełnie sam, jeśli chodzi o najbliższą rodzinę. Miał jednak wielu serdecznych przyjaciół. Nie czuł się osamotniony czy opuszczony. Jeżeli prześledzić jego ówczesne życie duchowe jako ucznia, studenta czy robotnika, można stwierdzić, że jego wybór seminarium duchownego był bardzo dojrzały, wynikał z głębokiej motywacji religijnej.
Papież trzykrotnie odwiedzał Wadowice, miejsce „w którym wszystko się zaczęło”. Czy wystarczyło mu czasu, by w tym czasie, choć na chwile, odwiedzić swój rodzinny dom?
Właśnie nie! Jak mówił mi kard. Dziwisz, nie było na to nigdy czasu. Papież i tak był zwykle spóźniony, program każdej pielgrzymki się przedłużał, i mógł tylko minąć rodzinny dom, popatrzeć z sentymentem w okna. Nigdy jednak nie wszedł do niego jako papież do środka. A może pragnął zachować w pamięci taki dom, jaki zapamiętał z dzieciństwa? Dom, w którym „wszystko się zaczęło”?