Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!
"Mainstreamowe media i ich “wajchowi”
doskonale zdają sobie sprawę z władzy jaka posiadają nad demoliberalnymi
społeczeństwami. 54 lata temu G. Orwell proroczo stwierdził “Kto
kontroluje przeszłość, kontroluje przyszłość. Kto kontroluje
teraźniejszość, kontroluje przeszłość.”. Ja dodałbym, iż “Kto
kontroluje kulturę ten kontroluje przeszłość, przyszłość i
teraźniejszość”. Mediokratyczni władcy osiągnęli tu mistrzostwo –
niewygodnych ludzi już nie likwiduje się w sensie fizycznym, a po prostu
“zamilcza”. Owo zamilczanie działa podobnie jak “ewaporacja” w klasyku
nawróconego marksisty – dana osoba nie tylko znika – ona po prostu nie
istnieje w masowej świadomości, kreowanej przez media. Cykl “Twórcy
Zamilczeni”, ukazujący się w każde niedzielne popołudnie, będzie
dotyczyć właśnie takich osób.
Tadeusz Korzeniewski urodził się 8 maja
1949 roku w Elblągu jako potomek kresowiaków-wilniuków. W młodości
studiował elektronikę oraz filozofię. Jak sam wspomina “Dawno dawno temu
(…) obsłuchiwałem filozofię. Obsłuchiwałem, dobrze mówię. Wstawałem
rano, niewypijałem herbatę, niewypalałem papierocha, tylko gnałem co koń
wyskoczy do autobusu numer 10, żeby się nie spóźnić. Do czasu, do
czasu. Już na pierwszym semestrze niezwykle interesujących studiów
filozoficznych zamiast wstawać, niewypijać, niewypalać i gnać ja coraz
częściej niewstawałem, wypijałem herbatę, wypalałem papierocha i
dłubałem sobie w głowie.. Słuszną rzeczy koleją doszło do tego, że
będąc już na trzecim roku ani jednego semestru nie miałem zaliczonego do
końca. Wkrótce zresztą mnie wypierniczyli, ale to tam. Bum”.
Debiut literacki Korzeniewskiego miał
miejsce w 1978 roku kiedy w podziemnej prasie ukazuje się “W Polsce”.
Tekst stanowi opowieść o pracy osoby przenoszącej meble. Szczerze
powiedziawszy, jeśli miałbym go porównać do znanego mi utworu
literackiego, nie wahałbym się przywołać twórczości Charlesa
Bukowskiego. Dosadne sformułowania, życiowe dialogi (“niezły trzepak”
jako określenie mijanej damy) oraz trafny opis ówczesnej rzeczywistości
spowodowały, iż w 1981 roku ukazuje się książka o takim samym tytule. Co
szczególnie istotne Korzeniewski wskazuje dlaczego walka o wolność i
“karnawał Solidarności” były nieudane – zabrakło liderów, a “masie” nie
chodziło o nic więcej jak 20 złotych podwyżki i święty spokój. Z tychże
przyczyn w listopadzie 1981 pisarz opuszcza Polskę by via Francja,
znaleźć się w USA gdzie mieszka do dziś.
Wznowienie ukazało się w 2010 roku i
zawiera dodatkowo nowelę “Primaaprilis” opisującą, bardzo ironicznie,
dramat pewnego profesora, który zapomniał co miał do przekazania w
trakcie wykładu studentom. Lektura to wyśmienita, zdradzająca erudycję i
poczucie humoru twórcy. Doskonałym zakończeniem książki jest
metaforyczna opowiastka, o odnalezieniu mysich odchodów w zupie
mlecznej, spożywanej przez autora. Oddać w tym miejscu należy głos
samemu pisarzowi (cytat pochodzi z wpisu na jednej ze stron www):
“W latach 1977-79 rozpoznałem w tym
drugim środowisku (które się potem podzieliło) (Chodzi o ROPCIO – J.K.)
pewne sprawy natury osobowościowej, tak że “nocna zmiana” paręnaście lat
później w tym aspekcie mnie tak nie zdziwiła. A dwa, przecież nasze
elity narodowe zostały wyrabane, było wielu wspaniałych Polaków, tak w
ROPCiO jak i w KPN, biorąc ogólnie, ale w aspekcie elitarnym,
przywódczym, integralności wybitnych liderów było – niestety- dołowo.
(…) Co mnie personalnie szczególnie rozczarowało, to że szereg moich
kolegów z Ruchu Młodej Polski, do którego miałem najwięcej sympatii z
ówczesnych niezależnych środowisk politycznych, skrumpowała później
władza, światło ramp… Niby nic nowego pod słońce, ale przynajmniej w
dwóch wypadkach spodziewałem się, że to się nie stanie. A stało się.
(…)Nie chcę wchodzić w szczegóły, bo to przykre, smutne, była dobra
wola, był patriotyzm, ale – brak kadr, brak kadr … I na tle KORu to
wyglądało … naiwnie … trochę groteskowo, ale z żalem groteskowo… Na tle
KORu, wokół którego było szereg związków towarzyskich, i rodzinnych, z
tymi, którzy w luźniejszy lub ściślejszy sposób mieli do czynienia z
faktem, że był ten nasz … brak kadr. Niech ich piekło pochłonie”.
Rok 2013 to ukazanie się “Do Wyoming”.
Książka stanowi istny dynamit wybuchający ironią oraz sarkazmem
połączonym z pogardą dla tzw. marksizmu jankeskiego, który zastąpił
marksizm-leninizm. Autor słusznie bowiem akcentuje problemy związane ze
zdominowaniem przez liberalną lewicę dyskursu publicznego i
akademickiego. Jesli dodać do tego talent gawędziarza (opowieść w
obronie J. Conrada!) czytelnik otrzymuje lekturę intrygującą, dającą do
myślenia ale pozbawioną, tak typowego dla “intelektualistów”,
przeintelektualizowanego bełkotu. Oddam znów głos autorowi,
diagnozującemu obecną sytuację III RP:
“Dlatego trzeba być skurczybykiem. Trzeba
wykorzystać Arsenał. Arsenał jest do wzięcia. Jest to broń równie
niebezpieczna co broń nuklearna. Niebezpieczna także dla nią
dysponującego, jeśli zarządzana nieudolnie lub w nieodpowiednich rękach,
jak poświadcza historia. Ale opiera się jej konstrukcja na niezwykłej
energii, która, jeśli wyzwolona, może sprawić, że kraj i naród będą
mogli być skutecznie niedobrzy – dla tych, którym to się przyda.
Ten Arsenał to etniczność polska. Trzeba tę energię wyzwolić ile tylko
się da. Trzeba jej nadać skuteczny, w tym skutecznie kontrolowany
kształt – gdyż z energii międzyludzkich jest najpotężniejsza. A
ponieważ taka jest, łatwo o wypadek. Szkopcji lat 1933-45 wywaliło w
japiszona jak z lufy, szkoda tylko że innym przy tym poszło po torsach.
Nadać tej potężnej energii formę, zamknąć ją w efektywnej siłowni, tego
nie potrafi wyłącznie polityka, ani myśl polityczna. To może zrobić
tylko długi marsz polskiej kultury przez formy umysłu i uczuć etnicznych
Polaków. Jeśli to się uda, jeśli to się zrobi, to wtedy tych co trzeba,
będzie wobec Polski i Polaków trzymał w ryzach Boży strach. Przyjemnie
będzie popatrzeć.
Wykopać rasizm ze stadionów? Raczej wkopać, jak piłkę do gry. Macie
rację, chłopaki, gdy oczekujecie by reprezentowali was wasi, ziomale. Bo
tak wam się podoba. Tak ma być grane. I tak będzie grane, jeśli
zechcecie”.
Poza politycznym przesłaniem w “Do
Wyoming” odnajdzie czytelnik również opisy współczesnych Stanów
Zjednoczonych z całą ich mozaiką kulturową – od protestanckich sekt,
mających swe siedziby w wiosko-miasteczkach, po biurowo-akademickie
życie wielkich miast. Lektura to przednia, napisana lekkim językiem,
zmuszającym jednak często do myślenia.
Dorobek Korzeniewskiego to nie tylko
publikacje papierowe. Mieszkaniec Seattle udziela się również w
internecie (blog i liczne fora) oraz prowadzi stronę
www.tadeuszkorzeniewski.com, za pomocą której można nabyć “Do Wyoming”
Na koniec muszę dotknąć jeszcze kwestii,
która nasunęła mi się w trakcie lektury – dlaczego człowiek o takim
talencie i erudycji marnuje się w USA zamiast pracować dla dobra Polski?
Dlaczego jego książek nie ma w kanonie lektur szkolnych? Dlaczego,
ŻADEN “prawicowy” minister edukacji czy kultury nie starał się ściągnąć
(bądź przynajmniej ułatwić mu publikowanie) pisarza do Polski? Czy w
Polsce obowiązywać musi zawsze zasada “mierny ale wierny”?
Być może odpowiedzią na te pytania jest
jego krytyczny stosunek do J. Kosińskiego i zarzucanie mu antypolonizmu
(a to, z racji pochodzenia pomawianego, było prostym krokiem do
samozagłady towarzysko-salonowej)? Być może jest Korzeniewski sumieniem
pokolenia dzisiejszych postsolidarnościowych polityków? Sumieniem, które
gryzie ich po nocach? Na zakończenie, jako pointę, oddam znów głos
twórcy:
“Solidarność wkrochmaliła się w
tektoniczny proces politnarodowy wielokrotnie ogromniejszy od Polski.
Jak dzieciak o 6 rano powiedziawszy Słońcu »wzejdź« – dziś samołudzi
się, że była primus movens. Kiedy w latach 90., jadąc przez Amerykę,
zobaczyłem pożar prerii, myśl popruła mi właśnie prosto do polskiej
Solidarności. Której ani w sierpniu 1980, ani nigdy potem nie czułem – i
poszedłem z tym do druku, ponieważ uważałem, że czułem (nie czując)
cząstkę ważnej prawdy. Z punktu widzenia tego, o co mi chodzi, myślę, że
rejestrowałem prawidłowo. Solidarność na Placu Zwycięstwa AD 1979 od
»Ducha Twego« jak trawa prerii od pioruna się zajęła, ochotą podeschłego
patriotyzmu polubownie maluczkich wszechrozbuchała, a kiedy przyszło
pierwsze większe gradobicie, zadymiła gasnąco i siadła, posykując tu i
tam w kępkach. A potem wiadomo. Sowiety się samozapadły i Historia znowu
wrzuciła Polakom do ich kataryny z »Jeszcze Polska« czerwońca wolności.
Tak, świnkę, niestety. (…) My musimy – są różne sposoby – jeszcze nasz
rok 1920 mieć. Nie wiem jak reszta; ja przynajmniej tego tak nie
zostawię”.
Co wy na to, Panowie i Panie, dziś z
eks-premierzy i prezydenci, redaktorzy poczytnych gazet, a i także
“macherzy” od różnych “cmentarno-nocnych dealów”?"
http://www.10milionow.pl/kot-tworcy-zamilczeni-tadeusz-korzeniewski/