W przemówieniu na Anioł Pański 21 stycznia br. Ojciec Święty Benedykt XVI pozdrowił inicjatorów programu "Zmień zabawkę", którzy w mieście Lecca (płd. Włochy) wezwali dzieci do porzucenia zabawek przypominających broń. "Gratuluję im tej inicjatywy i chciałbym poszerzyć ten apel: chrońmy dzieciństwo przed zarażeniem przemocą" â?? powiedział Papież.
Tymczasem choć wiele osób krytycznie podchodzi do różnego rodzaju gier komputerowych, w których aż roi się od wirtualnych masakr i jatek, to apel o wyeliminowanie z dziecięcych zabawek militarnych akcentów niejednego może już wprawić w niemałe zakłopotanie.
Przygotowani na wojnę
Od wieków chłopcy tradycyjnie bawią się w wojnę, udając żołnierzy, rycerzy czy policjantów. Któż z nas nie pamięta tych zaciętych dziecięcych podwórkowych bitew, podczas których z atrapami mieczy, strzelb, pistoletów i karabinów pragnęliśmy uszczknąć co nieco z bohaterstwa sławnych wojowników? Dziecięce zabawy mają przygotowywać do dorosłego życia. Wzywanie do porzucenia militarnych zabawek â?? wszak rolą mężczyzny jest bronić rodziny, ojczyzny oraz słabych i bezbronnych â?? może wydawać się dziwne. W tym celu musi on umieć się bić, a zabawa w wojnę jedynie wdraża chłopca w tę przyszłą męską powinność. Bawić się zatem w wojnę czy nie bawić? Dawać dzieciom atrapy sprzętu służącego do ranienia, zabijania i niszczenia czy też nie?
Nie wszystko jest godziwe
Nie wszystko co tradycyjne, utrwalone od dawien dawna w społecznej mentalności, musi być dobre i godziwe. Zarówno przeszłość, jak i teraźniejszość zna wiele ugruntowanych zwyczajów i sposobów myślenia, które nie mają nic wspólnego z chrześcijaństwem. Gdyby chrześcijanie traktowali każdą z zastanych tradycji bez zastrzeżeń, to pewnie do dziś czczono by Zeusa czy Światowida, składano krwawe ofiary z ludzi, praktykowano "prawo pierwszej nocy" albo handel niewolnikami. Każda z tych czynności miała bowiem za sobą wielusetletnią tradycję i mniejsze bądź większe poparcie społeczne. Niestety, nawet chrystianizacja nie zawsze potrafiła zmienić pewne zgubne nawyki. Tak więc zabawa małych chłopców w wojnę nie jest jeszcze â?? sama w sobie â?? żadnym argumentem na rzecz słuszności tej praktyki. Istotne winno być porównanie dwóch postaw wobec przemocy, nazwijmy je roboczo: "tradycyjnie pogańską" oraz "tradycyjnie chrześcijańską".
Ostatnie z możliwych rozwiązań
Pogaństwo często raczyło się agresją, brutalnością i rozlewem krwi. Starożytni Rzymianie wypełniali po brzegi areny podczas walk gladiatorów, zaś Grecy rozmiłowani byli w boksie. Władcy pogańskiego Rzymu wysyłali swoje armie na podbój nowych krajów, a bardziej prymitywne ludy zamieszkujące Afrykę, obie Ameryki i Oceanię znane były z tego, iż traktowały przemoc jako miłą rozrywkę, sposób na zdobycie sławy oraz trofeów w postaci głów i skalpów nieprzyjaciela.
Tymczasem tradycyjne prawowierne chrześcijaństwo zdecydowanie odrzuciło zarówno absolutny pacyfizm, jak i zarysowane wyżej pogańskie podejście do przemocy. Przemoc może być niekiedy smutnym obowiązkiem chrześcijanina, ale nigdy nie wolno mu przemieniać jej w coś radosnego, przynoszącego uciechę czy podnoszącego poziom adrenaliny. Argument siły fizycznej zawsze też powinien być ostatnim argumentem, czymś, po co sięga się dopiero po wykorzystaniu wszystkich innych dostępnych środków. Mówiąc wprost: czasami jest moralnie dozwolone ranienie, a nawet uśmiercanie złoczyńcy, ale zawsze winno być to ostatnie z możliwych rozwiązań. To dlatego Kościół katolicki odrzucił walki gladiatorów, tak jak i późniejsze, średniowieczne turnieje rycerskie.
Nie do pogodzenia
Co to wszystko ma wspólnego z tradycyjnymi dziecięcymi zabawami w wojnę? Trudno jest twierdzić, iż wojna, agresja, przemoc i przelew krwi są smutną i bolesną ostatecznością, a jednocześnie wiązać te pojęcia z zabawą, przyjemnością, rozrywką i miłym sposobem spędzania czasu. Niestety, tak właśnie czynimy, dając małym chłopcom imitacje broni. Czy można więc czerpać przyjemność z czegoś, co uważa się jednocześnie za wstrętne, smutne i bolesne?
To prawda, iż dziecięce zabawy wojenne najczęściej nie przeradzają się w rzeczywistą agresję. Faktem jest też, iż ogromna większość małych amatorów dziecięcych zabawek nie wyrasta na morderców albo na gangsterów. Czy nie jest jednak zastanawiające, iż wraz z dorastaniem chłopcy porzucają atrapy karabinów i zaczynają szukać rozrywek łączących się z coraz bardziej rzeczywistymi przejawami agresji?
Błędy młodości
Nie ma wątpliwości, że wielu mężczyzn w dzieciństwie urządzało sobie uliczne bójki na cienkie kije, piaskowe kule i drobne kamyki czy proce. W końcu te chłopięce zabawki szły w kąt, a przychodził czas na amatorskie walki bokserskie, w których młodzieńcy szukali sposobu na podniesienie poziomu adrenaliny. Znęcanie się nad słabszymi, szukanie zwady także nie należą do wynalazków ostatnich lat (choć zapewne ostatnio bardzo się to nasiliło i zbrutalizowało).
Powie ktoś: "to tylko błędy młodości". Czy jednak szukanie rozrywki właśnie w agresji nie jest "przypadkowo" efektem tego, iż od małego byliśmy uczeni wiązać atrapy przedmiotów do ranienia, zabijania i niszczenia z chwilami radości, wytchnienia i ucieczki od szkolnych obowiązków? Warto poważnie zastanowić się nad odpowiedzią na to pytanie.
Czy wobec tego chłopcy powinni bawić się lalkami? Z pewnością nie. Istnieje wszak wiele pomysłów na gry i zabawy, które jak najbardziej pasują do chłopięcej natury, a zarazem nie kojarzą agresji z miłą rozrywką. Waleczności, odwagi i męstwa chłopiec może nauczyć się przy wielu innych okazjach, nie ryzykując przy tym, iż huk bomb czy strzały karabinów będą mu się później kojarzyły bardziej z dobrą zabawą aniżeli z rzeczywistym bólem, śmiercią i zniszczeniem.
>>Błędy młodości
Nie ma wątpliwości, że wielu mężczyzn w dzieciństwie urządzało sobie uliczne bójki na cienkie kije, piaskowe kule i drobne kamyki czy proce.<<
Zawsze był to duży kaliber.
A swoją drogą to nie zabawa w tzw. wojnę uczy agresji tylko sącząca się z wielu źródeł znieczulica, agresja w filmie, na drodze sklepie, grze komp itp itd
W bycie mężczyzną wpisane jest bycie żołnierzem obrońcą słabych więc gdzieś chłopak musi "nabawić" się takich odruchów.
Mój syn strzelał dziś z pluszowej foki, którą kupił sobie w fokarium na Helu. Znajoma broniła się przed militarnymi zabawkami, dopóki jej syn nie zaczął strzelać z brudnej skarpetki. Sprawa jest więc złożona i dobrze, że wkleiłeś ten tekst kol. Brawaria.
Komentarz
Nie ma wątpliwości, że wielu mężczyzn w dzieciństwie urządzało sobie uliczne bójki na cienkie kije, piaskowe kule i drobne kamyki czy proce.<<
Zawsze był to duży kaliber.
A swoją drogą to nie zabawa w tzw. wojnę uczy agresji tylko sącząca się z wielu źródeł znieczulica, agresja w filmie, na drodze sklepie, grze komp itp itd
W bycie mężczyzną wpisane jest bycie żołnierzem obrońcą słabych więc gdzieś chłopak musi "nabawić" się takich odruchów.