Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Proboszcze kadencyjni?

edytowano sierpień 2008 w Arkan Noego
Za wprowadzeniem kadencyjności proboszczów na parafiach opowiedzieli się wstępnie uczestnicy obrad Rady Stałej Konferencji Episkopatu Polski i biskupów diecezjalnych. - donosi Fidelitas.pl.

Dobry to pomysł? :confused:

Komentarz

  • Parafianie, którzy są niezadowoleni ze swego proboszcza - "Świetny pomysł. Kiedy startujemy?".
    Ci, którzy kochają swojego pasterza: "Czy to jest konieczne? Nie może zostać tak, jak jest?"
  • Moim zdaniem bardzo niedobry. Proboszcz ma być wartością stałą. Zgadzam się z Dextimusem z Breviarium co do joty, już się powtarzać nie będę, przeczytać można.
  • @Socrat:

    Pochodzę z małej parafii, która najpierw przez wiele lat miała proboszcza dość trudnego, niezbyt lubianego, za to teraz dostała fantastycznego pod każdym względem. I rzeczywiście życie religijne rozkwitło, frekwencja bardzo znacząco wzrosła. Ale ten nowy proboszcz przestał być nazywany "Nowym" gdzieś po czterech latach. Dopiero wtedy zaczęto go określać jako "Naszego". Zgodnie z tym pomysłem - jeszcze dwa lata i "nasz" odejdzie, a przyjdzie następny "nowy"... I ciężko już będzie się do niego przywiązać, wiedząc, że on też kadencyjny.
    Tamten dawny proboszcz, mimo, że mało lubiany, również był "nasz". A w tym systemie - choćby ksiądz był najlepszy - "naszym" nie zostanie.
  • Ja mysle,ze to madry pomysl.
  • @Marcelina
    Niby masz rację ale można się przyzwyczaić. I wtedy na pytanie kto u was jest proboszczem odpowiesz a ten co 10 lat temu był u nas ekonomem potem był kilka lat na misjach a trzy lata temu wrocil do kraju no i teraz przyszedł do nas znowu.
  • @PawelZ
    Trzeba się modlic o powołania zakonne i problem sam sie rozwiaze
  • Mam podobne jak PawełZ doświadczenia i stąd wczoraj wstukałam pytanie (które nie wskoczyło na forum) - po co komu przywiązanie do proboszcza.

    Może naiwne, bo pewnie chodzi o takiego dobrego, zaufanego pasterza. No ale czy nie ważniejsza jest sama wspólnota parafialna od proboszcza? Owo "centrum duchowe", o jakim pisze Paweł?
  • A jednak Kodeks Prawa Kanonicznego uznaje za normę "stałość" posługi proboszczów:

    Kanon 522: Proboszcz winien cieszyć się stałością i dlatego ma być mianowany na czas nieokreślony. Na czas określony biskup diecezjalny może mianować tylko wtedy, gdy zezwala na to dekret Konferencji Episkopatu.

    Rozumiem, że kadencyjność ma służyć stymulowaniu marnych proboszczów, aby się bardziej wysilali w kolejnych parafiach, ale czy to jest właściwa droga?
  • Oczywiście zmiany proboszczów mają dobre i złe strony. Nie ma jednoznacznej odpowiedzi.
    Choć, moim zdaniem, nie chodzi o miluchne ciepełko - tylko o związek proboszcza z wiernymi - jeżeli co cztery lata zmieni się proboszcz - to czy pozna każdą rodzinę z parafii od podszewki? Czy będzie gratulował pierwszego, drugiego, trzeciego dziecka? Jeżeli będzie potrzebował pomocy np. przy naprawie domofonu - czy będzie wiedział, że może na nas liczyć? A pogadać pod kościołem fajnie ciągle z tym samym - wtedy jakby rozumiemy się bez słów - wystarczy spojrzenie. I oto chodzi - to nasz ojciec duchowy.
  • Zastanawiam się, czy nie jest to pierwszy krok w stronę wprowadzenia wyborów proboszcza przez parafian. Przecież w niektórych krajach tak już się dzieje. I nie są to bynajmniej te kraje, gdzie wiara katolicka jest najmocniejsza... :confused:
  • ot, demokracja...
    w najgorszym wymiarze
  • No nie, to byłaby rzeczywiście porażka. Bo choć parafię tworzą świeccy, to jednak wokół osi Kościoła... żadne tam castingi...
  • W kwestii kadencyjności proboszczów




    Ks. prof. Czesław S. Bartnik

    W Kościele polskim zainicjowano pod koniec sierpnia 2008 r. dyskusję nad kadencyjnością proboszczów. Kwestię tę podnoszono już w roku 1998 na II Polskim Synodzie Plenarnym w celu, jak mówiono, ożywienia duszpasterstwa i wprowadzenia pewnej "demokratyzacji" wśród duchowieństwa.

    Sam termin "kadencyjność" może mieć trzy znaczenia:
    - proboszcz pracuje kadencjami, np. przez 5 czy 7 lat, najpierw jedną kadencję na danej parafii, potem drugą kadencję tamże i ewentualnie dalsze, z tym że koniec kadencji stanowi pewien próg;
    - proboszcz pracuje przez jedną kadencję na jednej parafii, potem kadencję na innej parafii itd.;
    - i wreszcie prezbiter pracuje jako proboszcz przez jedną czy drugą kadencję, a potem wraca do stanu wikariusza.
    W rezultacie termin "kadencyjność" jest niejasny, ale może zostać prawnie dopracowany.

    Z historii urzędu proboszcza
    Urząd proboszcza nie jest z ustanowienia Bożego - nie mylić z jego kapłaństwem - jak biskupstwo i papiestwo. Ale sięga w pewnej formie aż do II wieku, do tzw. chorepiskopów, czyli biskupów wiejskich. Na początku, jak wiemy, duszpasterstwo zorganizowane miało samo miasto, bo tylko ono liczyło się w kulturze śródziemnomorskiej i rzymskiej. Każde miasto miało biskupa. Lecz szybko okazało się, że duszpasterstwo trzeba organizować także na wsi czy na terenach podmiejskich. Trzeba więc było duszpasterzy ludu wiejskiego. A zatem biskup miasta wyświęcał biskupa dla wsi - jako chorepiskopa; chora po grecku to wieś, a episkopos - to zarządca. Chorepiskop był zależny całkowicie od biskupa miasta.
    Chorepiskopi z czasem organizowali coraz szersze duszpasterstwo na wsi z grupą prezbiterów, którym przewodzili. Tak zaczęły się pierwotne "parafie", czyli probostwa. Parafia po grecku to "paroikia", czyli osiedle "blisko miasta". Przewodniczący administracyjnie tej wspólnocie pozamiejskiej nazywał się "parochus". Polskie "proboszcz" powstało z łacińskiego "praepositus" - przełożony. Lecz od początku zaistniały problemy układu duszpasterstwa parafialnego do miejskiego, biskupiego. W bardzo licznych regionach Kościoła powszechnego duszpasterstwo prowadzili duchowni ze święceniami biskupimi, co trwało aż do szczytowego średniowiecza, ale gdzie indziej przełożeni parafii coraz częściej nie otrzymywali święceń biskupich i byli tylko prezbiterami, oczywiście zawsze podległymi ściśle biskupowi miasta. Ciekawe, że w III wieku w Rzymie, w mieście liczącym blisko milion mieszkańców, Papież musiał pewne rejony miasta powierzyć grupom prezbiterów, których było tam dużo. I tak już wtedy obok parafii wiejskich pojawiły się także parafie miejskie. Formy parafii i status jej przełożonego dosyć głęboko się zmieniały w ciągu wieków, ale instytucja proboszcza, uformowana ostatecznie w późniejszym średniowieczu na bazie feudalizmu, przetrwała do dziś.

    Proboszcz nieusuwalny
    W duchu "demokratyzacji" już w okresie Soboru Watykańskiego II pojawiały się, choć raczej marginesowe, żądania, żeby wprowadzić kadencyjność nie tylko dla proboszcza, ale także dla Papieża i biskupów. Na przykład biskup miałby piastować swój urząd przez 5 lat, a potem zejść do prezbiterów, żeby zostać proboszczem lub nawet wikariuszem. Z Holandii dochodziły i takie propozycje, żeby z kolei i prezbiter funkcjonował jako taki tylko przez 5 lat, a potem żeby się żenił i "szedł do cywila". Powoływano się tu na pseudopsychologię, że celibat i dłuższe sprawowanie jakiejś ważniejszej funkcji deprawują człowieka osobowościowo.
    W przypadku pracy kapłanów, którzy pozostają kapłanami aż do śmierci, trzeba koniecznie odróżnić zwykłe jakieś administrowanie czy funkcje niejako zewnętrzne od właściwego duszpasterzowania. Administratorzy i różnego rodzaju kierownicy mogą być zmieniani co pewien czas swobodnie. I tak się też dzieje w dykasteriach rzymskich: w diecezjach, zakonach i różnych organizacjach kościelnych, choć np. generał jezuitów wybierany jest dożywotnio. Natomiast mimo ustanowienia wieku emerytalnego nie ma kadencyjności w urzędach, przez które kapłan staje się głową, filarem i sercem Kościoła. Ponieważ parafia jest również sub-Kościołem w ramach Kościoła diecezjalnego, dlatego i proboszcz nie jest li tylko tymczasowym, prowizorycznym zarządcą, zwykłym administratorem czy urzędnikiem, lecz całą swoją osobą bierze z woli biskupa zaślubiny z parafią i staje się jej strukturą stałą.
    Prawdę tę oddał wyraźnie Kodeks Prawa Kanonicznego z roku 1917, postulujący, by biskupi mianowali "proboszczów nieusuwalnych" (inamovibiles), choć i tacy mogą być w pewnych przypadkach swobodnie przez biskupa usunięci. Chodziło o umocnienie roli proboszcza i w ogóle prezbitera. Jednakże, niestety, kodeksowe zalecenie stanowienia proboszczów nieusuwalnych natrafiło na wielkie trudności, tak że w diecezjach polskich przed wojną było proboszczów nieusuwalnych najwyżej po paru w diecezji albo i nie było ich w ogóle.
    Kodeks Jana Pawła II z 1983 r. poszerza postulat nieusuwalności na wszystkich proboszczów, stanowiący, że "proboszcz winien cieszyć się stałością i dlatego ma być mianowany w tym względzie na czas nieokreślony" (kan. 522). Lecz ponieważ po Soborze już w niektórych krajach wprowadzono kadencyjność, dlatego Kodeks politykę regionalną pozostawia Konferencji Episkopatu (ks. prof. Jan Dudziak). Niektórzy mówią, że nie ma dziś procedury prawnej usuwania proboszcza z urzędu wbrew jego woli. Jest to nieprawda. Owszem, nie można usunąć proboszcza zwykłym listem czy przez internet, ale w KPK jest procedura usuwania proboszcza (kan. 1740-1752). Biskup musi tylko postawić zarzuty na piśmie i zasięgnąć opinii dwóch duszpasterzy wyznaczonych przez Radę Kapłańską. Po dekrecie zwalniającym z urzędu może proboszcz odwołać się do Rzymu, ale stanowisko musi od razu opuścić, choćby nawet był ciężko chory. Oczywiście, usunięcia z urzędu nie należy mylić z przejściem na emeryturę po ukończeniu, zwykle, 70. roku życia.

    Cele wprowadzenia kadencji
    Kadencyjność proboszczów ma swoje cele praktyczne. Jej zwolennicy podają następujące:
    - Nastąpi ożywienie duszpasterstwa parafialnego, żeby nie było starczego marazmu i bezruchu, a duszpasterz w starym miejscu się "wypala", w nowym zaś może podjąć pracę z nową energią i swobodą działań.
    - Będzie sprawniejsza polityka personalna biskupów i lepsze wykorzystanie księży zdolniejszych.
    - Będzie prostsze niwelowanie różnych konfliktów proboszcza z wiernymi i parafianie łatwiej obdarzą zaufaniem nowego proboszcza.
    - Nastąpi większa dyscyplina i ściślejsza współpraca duszpasterska z biskupem.
    - Łatwiejsze będzie wykorzystanie energii i talentów młodszych duchownych, którzy, często długo, nie mogą się doczekać pracy samodzielnej.
    - Zwiększenie mobilności proboszczów m.in. po to, żeby przeciwdziałać pewnej "klasowości", kiedy to jedni są zawsze na parafiach małych i ubogich, a drudzy wiecznie na parafiach wielkich i bogatych, czyli tworzą się plebejusze i arystokracja.
    - Ułatwienie odejścia z parafii z twarzą, zarówno wtedy, gdy praca źle się układa, jak i wtedy, gdy parafianie usiłują księdza "nie wypuścić".

    Zdecydowana preferencja stabilności
    Kanony KPK z roku 1917 i 1983, zalecające mocną stabilność urzędu proboszcza, wyrażają głęboką mądrość Kościoła: pastoralną, eklezjalną, społeczną i psychologiczną.
    1. Mówiąc wprost: kadencyjność proboszcza pomniejsza w sposób oczywisty znaczenie prezbitera, jego godność, względną samodzielność, odpowiedzialność za parafię i odbiera mu jakąś pełnoprawność, czyniąc z niego tylko delegata czy nawet chłopca na posyłki, choć i proboszcz działa in persona Christi - w Osobie Chrystusa. Polski proboszcz przez wieki był równy co najmniej wójtowi czy burmistrzowi miasta.
    2. Prawdziwy proboszcz to nie tylko jakiś przewodniczący grupy księży, towarzystwa czy rady parafialnej. Jest on związany z powierzoną sobie parafią na śmierć i życie powołaniem kapłańskim, miłością eklezjotwórczą, ofiarnością, wiernością. Oddaje swoim parafianom całego siebie, całą swą wiedzę, mądrość, doświadczenie i swoją jedyną samorealizację w życiu. Wrasta w daną społeczność jako jej rdzeń duchowy i zespala się z nią tym bardziej, im jest dłużej, jeśli jest akceptowany. Parafianie inaczej są związani z księdzem wikariuszem, choć bardziej go lubią towarzysko, a inaczej z długoletnim proboszczem. Proboszcz długoletni nabiera wspaniałych cech ojcowskich, kiedy wielu swoich parafian chrzcił, udzielał im Pierwszej Komunii Świętej, spowiadał ich, udzielał im ślubu, podzielał ich radości i smutki, był współuczestnikiem losów tej społeczności; kiedy wrósł w ich niszę kulturową, obyczaje, język, mentalność, orientacje polityczne, patriotyzm i w całe życie charytatywne, socjalne i duchowe.
    W każdym razie nie jest to tymczasowy najemnik kościelny. Można słusznie odnieść do dobrego proboszcza słowa Pisma Świętego: "Owce słuchają głosu pasterza; woła on owce swoje po imieniu i wyprowadza je (na niwę Pańską). A kiedy wszystkie wyprowadzi, staje na ich czele, a owce postępują za nim, ponieważ głos jego znają. Natomiast za obcym nie pójdą, bo nie znają głosu obcych (...). Dobry pasterz daje swoje życie za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, którego owce nie są własnością, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka (...), dlatego że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach" (J 10, 3-13). Oczywiście jakieś nieporozumienia lub zatargi nie wszystkie są z winy proboszcza, jak lekkomyślni ludzie zwykli nieraz mniemać i plotkować. Zdarzają się bowiem nierzadko wilki drapieżne w samej owczarni, działające skrycie lub otwarcie przeciwko pokojowi i Kościołowi.
    3. Trzeba odróżnić, jak wspominałem, znamię pasterskie od zwykłego administrowania czy dyżurowania, jak się dzieje w probostwach zespołowych. Podobnie nie wolno mieszać autentycznego przygotowania do określonej roli w życiu, do zawodu, z jakąś prowizoryczną, dyżurną funkcją. W jakimś fałszywym pędzie do "demokracji" uchodzi to nieraz uwadze nawet wybitnym środowiskom. Weźmy jeden z takich przykładów negatywnych. Studiując historię pewnego seminarium duchownego, zauważyłem, że przez trzy wieki mylono tam fachowość z prowizoryczną funkcją. Seminarium to prowadził pewien zakon. Kadencyjne były nie tylko stanowiska rektora, wicerektora, prefekta i spowiednika, ale także profesorów seminarium. Jednych i drugich zmieniano co trzy lata. Była to fałszywa "urawniłowka" z wielką szkodą dla rzeczy. Poza tym wchodziła zapewne w grę błędna zasada ascetyczna, żeby nie przywiązywać się ani do ludzi, ani do pracy czy funkcji. Co do przełożonych to można się jeszcze zgodzić, jeśli stanowią zespół zakonny i koleżeński, ale nie sposób zrozumieć kadencyjności i przemienności profesorów. Jeden profesor wykładał przeważnie kilka różnych przedmiotów przez trzy lata, potem zlecano mu inne przedmioty na następne trzy lata. Jeśli najpierw ktoś był specjalistą np. od języka greckiego, hebrajskiego lub łaciny, to po trzech latach musiał porzucić te przedmioty, uczyć np. liturgiki, homiletyki lub i prawa kanonicznego. Zresztą w instytucjach kościelnych jest nieraz do dziś taki woluntaryzm, że nieprzygotowanie czy brak odpowiednich zdolności mianowanego zastąpi łaska Boża, która idzie mechanicznie za posłuszeństwem.
    Pomieszania płaszczyzn unikały natomiast - i unikają do dziś - uniwersytety. Kadencyjności podlegają zarządzający i przewodniczący: rektorzy, dziekani, dyrektorzy itp. Na Uniwersytecie Jagiellońskim do wojny wybierano rektora i dziekanów co roku. Ale nie ma kadencyjności co do profesorów, którzy stanowią substancję stałą uniwersytetu. Przygotowują się do swej specjalności zwykle przez dziesiątki lat i potem wiążą się z instytutami, katedrami, badaniami, prowadzą długo swoich magistrantów, doktorantów, habilitantów, konstruują swoją szkołę naukową. Wprawdzie Stany Zjednoczone mają u siebie pewną kadencyjność profesorów - na pięć lat, z możliwością ponawiania tej pięciolatki, jeśli będą dobre opinie studentów - ale ostatecznie grają tu rolę względy komercyjne.
    4. Probostwo, jeśli jest kadencyjne, zwłaszcza krótkokadencyjne, narusza jedną z podstawowych zasad życia, a mianowicie zasadę poczucia bezpieczeństwa. Jest to zasada nie tylko psychologiczna, ale i społeczna. Na stanowisku ważnym, trudnym, wymagającym oddania się w całości i usensowiającym życie konieczna jest stabilizacja i długa niezagrożona perspektywa. Nominacja zaś nieudana - z tym są faktyczne problemy - i tak może być w każdej chwili odwołana. Tymczasem po nominacji na kadencję, powiedzmy pięcioletnią, kapłan staje się prawdziwym proboszczem może dopiero w piątym roku. Ważniejsze dzieła podejmuje i prowadzi ciągle z drżeniem, czy go nie odwołają lub czy mu przedłużą kadencję. W pięciolatce nie sposób się zmieścić, gdy ktoś buduje kościół, plebanię lub inny budynek kościelny. Zwykle następca będzie miał inną koncepcję budowy. Jeszcze trudniej może być z szybkim zdobyciem zaufania ze strony parafian. Trudno jest z odbudową duchową parafii, a nawet z prowadzeniem różnych akcji kościelnych i społecznych. Nowy proboszcz nie zna ludzi, nie wie, jak się obracać w urzędach, niełatwo chwyta potrzeby parafian. Trzeba czasu na poznanie środowisk społecznych, kulturalnych i politycznych, a także zwyczajów i różnych osobliwości pobożnościowych. W Austrii nie tak dawno w pewnej parafii wierni wyrzucili księdza polskiego za to, że wprowadził nabożeństwo różańcowe.
    Wprawdzie kuria stara się dobierać odpowiednich ludzi do konkretnych parafii, ale polityka personalna jest szalenie trudna, dużo jest pomyłek; biskupi mają z tym najtrudniej. Jakże trzeba też liczyć się z ambicjami człowieka. Król francuski Ludwik XIV miał mówić: ilekroć na stu kandydatów na wyższe stanowisko mianuję jednego, to zyskuję 99 wrogów i jednego niewdzięcznika. Nie mówię już o trudnościach nominacyjnych w krajach, gdzie nominacje zatwierdza państwo. Władze mogą nowego kandydata nie zatwierdzić, jak to było u nas za PRL. Wielu sądzi, że takie sytuacje już się nie powtórzą, ale są jeszcze takie w niektórych krajach świata, a zresztą i w UE, gdzie nie tylko spycha się Kościół na forum prywatne, ale chce się nim zarządzać, o czym świadczy atak Parlamentu Europejskiego z dnia 4 września 2008 r., zakazujący Kościołowi obrony życia i stosowania w życiu publicznym katolickiej etyki. Ateizm publiczny ma zawsze charakter terrorystyczny.
    5. Owszem, w niektórych krajach jest lub była kadencyjność: w Niemczech wynosi 10 lat, w Italii - 9, w USA - 5 lat. Ale w tych krajach proboszczowie są na pensji i różne inwestycje są prowadzone z puli państwowo-kościelnej. Dlatego proboszczowie są tam jedynie urzędnikami czy funkcjonariuszami, nie są wewnętrzną strukturą społeczności wiernych. Przy tym każdy otrzymuje tę samą taksę, czy pracuje, czy nie pracuje, czy pracuje na parafii olbrzymiej czy małej. Toteż wielu księży ucieka z dużych parafii, bo jest tam więcej pracy. Ponadto parafie tam podlegają w dużej mierze świeckim. To oni są właściwymi proboszczami, a proboszcz jest jedynie liturgiem i takim Don Kichotem religijnym bez realnego znaczenia. Taki zatem może być zmieniany co miesiąc. Z powodu braku księży w Niemczech "proboszczami" bywają przeważnie kobiety, które rządzą żelazną ręką, nie dopuszczają do żadnej demokracji i przy tym tworzą już jakieś inne chrześcijaństwo. Gdzie rządzą jeszcze księża, to kadencyjność jest fikcją, podobnie jak i emerytura. Z powodu braku kapłanów biskupi tu i ówdzie prawie na kolanach proszą proboszcza po siedemdziesiątce, żeby pracował dalej. A trzeba zwrócić uwagę, że już i u nas z powodu ateistycznego liberalizmu liczba powołań szybko spada.
    6. Księża jako ludzie nie są ani z papieru, ani wszyscy nie są straceńcami całopalnymi. Mają swoje określone osobowości i swoją zdrową ambicję. Kapłaństwo nie przekreśla silnej osobowości, a raczej ją bardziej wzmacnia. Niektórzy utopiści psychologiczni powiadają: niech proboszcz po pięciu latach zostanie znów wikariuszem, bądź w tej samej parafii, bądź w innej, biedniejszej. Jest to myśl w duchu zemsty proletariatu: zniszczyć i podeptać wyższego. Czy może być ktoś generałem sztabowym, a po pięciu latach już tylko adiutantem majora lub czyścić mu buty? Powtarzam: w zakonnych probostwach zbiorowych, zespołowych, może jeden być proboszczem przez miesiąc, a drugi przez drugi miesiąc. Ale to nie jest właściwe probostwo, jest to duszpasterstwo pielgrzymkowe lub objazdowe. Jest to po prostu "parafia zakonna", wydzierżawiona jakby od diecezji. Na Soborze dyskutowano o możliwości diecezjalnych probostw grupowych, gdzie księża mieszkają razem i obsługują kilka parafii wokoło. Ale to nie przeszło ze względu na osłabienie więzi duchownego z daną parafią.
    7. Oczywiście, nie każdy nadaje się na proboszcza. A każdy ksiądz musi do niego dorosnąć wiekiem, osobowością, mądrością, doświadczeniem i zmysłem ojcowskim. Trzeba też mieć specjalne cechy gospodarza parafii. Przy tym należy pamiętać, że typowy polski proboszcz jest epigonem dobrego dawnego szlachcica: ma poczucie niezależności, godności, honoru, misji duchowej. Ma plebanię zawsze dla wszystkich otwartą, jest gościnny, zawsze czymś poczęstuje, nie tak jak np. w Austrii, gdzie księdza gościa po Mszy Świętej nie poczęstuje nawet herbatą. Proboszcz polski jest patriotą, ma zmysł społecznikowski, podejmuje różne ważne inicjatywy i działania nie tylko kościelne, ale i socjalne, jest promotorem życia wiejskiego i robotniczego. Orientuje się w polityce. Wspiera szkolnictwo, dobre obyczaje, kulturę. Organizuje opiekę nad ubogimi, chorymi, wykluczonymi i wspiera różne akcje w czasie kataklizmów i katastrof. Gra rolę psychologa w wielkich nieszczęściach. Godzi zwaśnione małżeństwa i rodziny, zwalcza patologie społeczne. Służy radą władzom i instytucjom świeckim. Jest ojcem dla młodych, bratem dla dorosłych, synem dla miejscowych patriarchów i bohaterów narodowych. Przede wszystkim buduje Kościół Chrystusowy, jest prawą ręką biskupa w parafii i reprezentantem Kościoła powszechnego. Może to wszystko czynić w sposób bardziej radykalny ewangelicznie niż władza diecezjalna, która musi byś związana pewną ogólną dyplomacją i kompromisami.
    Kadencyjność urzędu proboszczowskiego, zwłaszcza krótkoterminowa, nie oznacza pozytywnej demokracji lub jakiejś formy sprawiedliwości wśród kleru, lecz jest raczej spłyceniem tego fundamentalnego urzędu i rozluźnianiem więzi duszpasterskiej z instytucją Kościoła. Dlatego, moim zdaniem, w Polsce powinna być zaniechana.
  • Bardzo ciekawy artykuł. Mam trochę doświadczenia z zakonem dominikanów, gdzie wszystkie stanowiska są obsadzane demokratycznie na określone kadencje. W efekcie wszyscy są wobec siebie równi, bo każdy jakąś funkcję sprawował, inną sprawuje, a jeszcze inną będzie sprawował. Trudno jednak zauważyć, aby te urzędy wiązały się z jakimś autorytetem i mobilizowały ojców do większego wysiłku. Ot, dziś ja zmywam, a ty odkurzasz, a w przyszłym tygodniu odwrotnie.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.