Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Marian Kowalski kandydatem RN na prezydenta

Ruch Narodowy ogłasza kandydata na prezydenta. To zaskakujące nazwisko.

"- Marian Kowalski to silny człowiek na trudne czasy. Głos środowisk antyestablishmentowych - zachwala "Rzeczpospolitej" swojego kandydata prezes Ruchu Narodowego Robert Winnicki. - Jest też już doświadczony i od ćwierćwiecza walczy z republiką okrągłostołową. Potrafi dobrze negocjować, świetnie odnajduje się w polityce i jest dobrym organizatorem - dodaje.

Jak przyznaje wiceprezes RN Krzysztof Bosak, jednym z kluczowych czynników była osobowość Kowalskiego. - On ma bardzo dobry odbiór w Ruchu, ale też poza nim. Naszym zdaniem ma duży potencjał charakterologiczny, by wypaść lepiej od np. dość bezbarwnego Andrzeja Dudy - twierdzi."

http://www.rp.pl/artykul/16,1165480-Ruch-Narodowy-oglasza-kandydata-na-prezydenta--To-zaskakujace-nazwisko.html

bardzo dobry ruch :)

Komentarz

  • umyj uszy :)

    (albo oczki przetrzyj)
  • weź go posłuchaj na jutjubku...
  • edytowano grudzień 2014
    pooglądaj więcej :)
    w każdem razie - facet trzeźwy, konkretny, autentyczny i z głową
  • Dla lubiących polityczne prostactwo - kandydat wyśmienity.
  • edytowano grudzień 2014
    to znowu ja :)

    (lubiący)
  • edytowano grudzień 2014
    Wiadomo, że kandydat RN ma zerowe szanse. Po co więc w ogóle RN wystawia kandydata? Odpowiedź na to pytanie jest odpowiedzią dlaczego to jest własnie ten a nie inny kandydat.
    Podobny manewr stosują inne niewielkie partie, nie mające szans na zdobycie większości głosów w wyborach.

    Ciekawsza byłaby dyskusja dlaczego PiS wystawił Dudę? Czyżby też uznał się za partię bez szans na większość?
  • niedobrze że wytatuowany
    starsi na niego nie zagłosują
  • edytowano grudzień 2014
    niesamowite, zgroza :)

    gdzie tu porównywać z kulturarnym "spieprzaj, dziadu"
    czy z ogładą Bolka...


  • Pioszo54
    Nie masz jakiegoś porządnego haka na Kaczyńskiego?
    "Spieprzaj dziadu", kot i nienawistne milczenie - to trochę mało, żeby go postawić obok Wałęsy.
  • edytowano grudzień 2014
    ależ mam,

    na ten przykład oddanie władzy by nie stracić kasy,
    może być ?
  • hm, na moje oko Bosak jest właśnie za miękki...

    (na przywódcę, prezydenta)
  • jak Ty odróżniasz amatora od polityka ?

    ci co w mediach to politycy ?
  • Kaczyński doskonale wie, co firmuje i wie też, że jest wraz ze swoją partią w dobrowolnej pułapce.
    Zanegowanie farsy wyborów kontraktowych (w tym ujawnienie prawdy o tamtym okresie) musi prowadzić do podważenia fundamentu systemowego III RP.
    PiS nie jest opozycją antysystemową, zatem taki sprzeciw nie wchodzi w rachubę. Bo jak wówczas wytłumaczyć wyborcom wiarę w moc karty wyborczej i brednie o "mechanizmach demokracji"?
    Poniżej opublikowany w miesięczniku „Poza Układem”,( redagowanym przez Joannę i Andrzeja Gwiazdów w latach 1984-1990) interesujący dokument - list Jerzego Urbana –ówczesnego rzecznika rządu PRL z dn. 3 stycznia 1981 roku, skierowany do I sekretarza PZPR Stanisława Kani.

    Jest to niemal całościowy plan działań, których realizacja doprowadziła do stworzenia koncesjonowanej opozycji, obrad „okrągłego stołu”, sfingowania „wolnych i demokratycznych wyborów”, a w konsekwencji - do legalizacji PRL-u i uczynienia z komunistów „pragmatycznej i nowoczesnej politycznej organizacji, otwartej na współczesny świat”. Tekst Urbana zawiera polityczne podwaliny tworu nazywanego później III RP. Tekst obszerny, ale warto wiedzieć, jak "wolność" wywalczyliśmy.

    Rozpacz człowieka ogarnia, jak widzi, właściciela żyrandola inicjującego „obchody dnia wolności 6 czerwca”.

    "...[…] Dlatego błędem jest myśleć w oparciu o prostą alternatywę "pod­dać się czy nie poddać się" (chodzi o PZPR - przyp. tłum.) ponieważ obie możliwości prowadzą do tego samego. Według mnie jedynym naszym wyjściem jest kompromis. Kompromis to nie to samo co koncesje. Koncesje oznaczają utratę a kompromis nie oznacza przegranej. Koncesje to oddawanie po kawał ku różnych rzeczy z dnia na dzień, gdzie tylko druga strona zyskuje. Przez kompromis rozumiem położenie kresu obecnej próbie siły; oznaczenie obsza­ru praw politycznych, i ograniczenie aspiracji sił politycznych działających w Polsce oraz dojście do porozumienia jak wszystko ma działać i jak będzie funkcjonowało państwo. Dla nas kompromis oznaczałby zgodę na pewne żądania w zamian za całkowitą likwidację innych żądań. Nasi przeciwnicy muszą zaakceptować zobowiązanie pohamowania sił, którym przewodzą. Więc z jednej strony władze będą zobowiązane do pewnej rekonstrukcji rządu a z drugiej strony partner rządu musi zgodzie się na niewysuwanie jakościowo innych żądań, położenie kresu strajkom, nieatakowanie w pewnych dziedzinach, niewymiatanie ludzi z aparatu itp.
    Aby do takiego kompromisu do­szło, należy mieć partnera, z któ­rym można do kompromisu dojść. In­nymi słowy, tylko wtedy ma to sens gdy partner jest w stanie kontrolować masy jak i również swoich własnych radykałów oraz nie ogłosi w dzień po podpisaniu porozumienia , że społeczna baza umknęła spod je­go kontroli. Może okazać się konieczne zaufanie możliwościom Wałęsy i Wyszyńskiego co do kontroli sytuacji. Może nawet okazać się konie­czne sprawdzenie tych możliwości przez wstępne zgodzenie się na kompromis. Również nasz partner musi chcieć zgody na taki kompromis, po­wstrzymać swoje siły i wypełnić uczciwie postanowienia ugody. Sądzę że poprzez środki polityczne będzie można wywrzeć presję w tym kierunku. […]
    Mam na myśli utworzenie rządu koalicyjnego z niewielką większością członków Partii - takich, których społeczeństwo mogłoby przełknąć najłatwiej - jak i również reprezentantów Kościoła i umiarko­wanego nurtu "Solidarności". Takie koalicje byłyby utworzone w tym samym czasie na szczeblach wojewódzkich, miejskich i wiejskich.
    Ale nie na tym koniec. W przeszłości, w 1956 i 1970-71, okresy niepokoju społecznego kończyły się, ponieważ była jakaś data, symbol - miesiąc, łańcuch wydarzeń, który dla społeczeństwa oznaczała zakończenie jednej fazy i rozpoczęcie następnej. Społeczeństwo wtedy przyjęło, że oczekiwane zmiany ogólnie nastąpiły i powoli następował okres spokoju. Obecna sytu­acja wymaga zmiany bardziej dogłębnej ale sądzę, że ten pomysł można wykorzystać jeszcze raz. Pokrótce, należy zainscenizować jeszcze jeden punkt zwrotny, gdyż społeczeństwo nie chciało uznać, że taki punkt zwrotny nas­tąpił we Wrześniu 1980.
    W przeszłości, głównym wydarzeniem - lub odzwierciedleniem – różnych punktów zwrotnych była zmiana na szczycie przywództwa Partii. Obecnie zmiana w tym zakresie nie jest potrzebna, gdyż ważna, o ile nie całkowita zmiana, już się dokonała; poza tym oczekiwania społeczne są zwrócone w : innym kierunku (co, przy okazji, wskazuje, że nadzieje społeczeństwa nie są już związane z władzą Partii). Zmiany osobowe w aparacie nie są więc konieczne, żeby zdobyć opinię publiczną, lecz raczej należy uczynić rząd bardziej „efektywnym”.
    Głównym elementem tego punktu zwrotnego byłoby stworzenie rządu koalicyjnego opartego na porozumieniu takim, że cała koalicja pojawi się na jednej liście wyborczej. To rozwiązałoby problem wyborów, który wisi nad nami, gdyż wybory byłyby "wolne i demokratyczne” (cudzysłów pochodzi od Urbana - przyp. tłum.) a jednocześnie nie zagrażałyby wyginięciu politycznemu PZPR. W tym samym czasie różnorodne wydarzenia polityczne powinny nastąpić. Może nowa konstytucja? Rozwiązanie Sejmu? Szeroko nagłaśniane procesy pew­nych członków poprzedniej ekipy rządowej? Moim zdaniem spora liczba takich wydarzeń powinna nastąpić w przeciągu krótkiego okresu czasowego żeby stworzyć wrażenie, że oczekiwany punkt zwrotny nadszedł.
    A wybory, jeżeli nadejdą szybko i będą oparte na jednej liście kandyda­tów, wyprzedzą żądania nowych wyborów, z którymi "Solidarność" i inni przeciwnicy rządu mogą wystąpić lada dzień. Musimy pamiętać, że zła wola skie­rowana przeciwko obecnemu niereprezentatywnemu Sejmowi (pomimo jego wysił­ków) może okazać się głównym czynnikiem w najbliższej przyszłości.[…]
    Nie jestem "całkowitym demokratą" i nie mam ochoty widzieć katolików uczestniczących w rządzie. Właściwie, sądzę, że w ogólnym programie rozwoju i modernizacji Polski osiągnięcie naszych celów będzie trudniejsze do przeprowadzenia przy ich uczestnictwie.[…] żywię silną awersję do katolików, ich programu, idei i mentalności. Paradoksalnie, jednak, widzę szansę na odbudowę autorytetu i siły PZPR w koalicji rządowej z nimi. Oczywiście, nasza Partia powinna ulec poważnym przerażeniom w dziedzinach ideologii, programu i stylu. Obecnie PZPR ponosi całą odpowiedzialność za rządzenie a tymczasem inne siły poza partią nieodpowiedzialnie krytykują i wywierają nacisk jak tylko i im się to podoba.

    W rządzie koalicyjnym, te siły polityczne, które otrzymają zaufanie z racji postaw opozycyjnych, staną się odpowiedzialne za działalność rządu i w ich stronę skieruje się część gniewu społecznego. Społeczeństwo zobaczy – ponieważ, oczywiście, rzeczy nie pójdą łatwo - że nie ma przyrodzonej wady w komunistach, powodującej że rządzą kiepsko. Pogląd, że grupy katolickie i "Solidarność” są lepsze, będzie zdyskredytowany. Utracą oni swój szacunek w oczach społeczeństwa; mit że wszyscy są dobrzy z wyjątkiem komunistów, zniknie. Jeżeli pod względem programowym Partia stanie się twórczą a zarazem atrakcyjną siłą, zostaną położone podwaliny pod odbudowę pozycji Partii w społeczeństwie jako pragmatycznej i nowoczesnej politycznej organizacji, otwartej na współczesny świat. Funkcjonowanie wewnątrz koalicyjnego rządu ożywi Partię, uczyni ją bardziej otwartą na nowe idee i ułatwi wewnętrzną zmianę...."
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.