Państwo Wanda i Adam Ekielscy gdy się poznali na studiach w Instytucie Studiów nad Rodziną i gdy zdecydowali się na wspólną drogę przez życie, pragnęli mieć na pewno więcej niż dwoje dzieci, może troje, czworo...
- Jako nastolatka wiedziałam, że dobrze jest mieć większą rodzinę, bo wtedy dzieci lepiej się rozwijają - opowiada pani Wanda.
Studia znakomicie ich przygotowały do pełnienia roli odpowiedzialnych rodziców. Wiedza o naturalnym planowaniu rodziny świetnie się sprawdzała. Zgodnie z zamierzeniami po dwóch latach małżeństwa urodziła się pierwsza córka Justyna. Wtedy też specjaliści z dziedziny okulistyki wykluczyli u pani Wandy możliwość rodzenia dzieci drogą naturalną ze względu na wadę wzroku. - Jak to dobrze, że nie wiedziałam tego wcześniej i że do porodu pierwszego dziecka przygotowywaliśmy się w dobrej szkole rodzenia. Miałam za sobą udany poród rodzinny pod okiem profesora Fijałkowskiego i dużą wiedzę na temat porodów naturalnych. To w połączeniu z wiarą dało mi nadzieję na dalsze macierzyństwo - wspomina pani Wanda.
Parę miesięcy później okazało się, że we wspólnocie do której należą, jest szesnastoletni Artur, który potrzebuje rodziny zastępczej. Przyjęli go. Mając 26 i 27 lat, szybko musieli dorosnąć do roli opiekunów szesnastolatka. Justyna była bardzo krótko jedynaczką, a gdy miała 2 lata byli gotowi na przyjęcie kolejnego dziecka. - Pan Bóg chciał nam dać do zrozumienia, że to jednak On decyduje o życiu człowieka. Joasia poczęła się w momencie, kiedy w modlitwie uświadomiłem sobie, że ja tylko współpracuję w dziele Boga, nie jestem Stwórcą. To doświadczenie rzuciło zupełnie nowe światło na życie w naszej rodzinie - opowiada pan Adam. Asia urodziła się w domu, aby mogły zaistnieć wszelkie warunki do porodu naturalnego. Okulista był pozytywnie zaskoczony wynikami badań przeprowadzonymi 2 tygodnie później.
Po czterech latach urodziła się Małgosia, po kolejnych czterech Piotruś i według tej samej prawidłowości Michał. Wkrótce okazało się, że Piotruś ma padaczkę, upośledzenie umysłowe i cechy autystyczne. Sytuacja z nim jest dodatkowo trudna z powodu lekoopornego charakteru choroby.
W 58-metrowym mieszkaniu Państwa Ekielskich robiło się ciasno, chociaż Artur założył już swoją rodzinę i mieszkał oddzielnie. Zaczęli rozglądać się za czymś większym. Mieszkanie znajdowało się przy ruchliwej ulicy, więc nietrudno o wypadek. Piotruś wpadł na zaparkowany samochód i złamał nogę. Dla Adama i Wandy to był sygnał, by poszukać innego mieszkania. W wyniku opacznościowego zbiegu wydarzeń mieszkają dziś w domu jednorodzinnym w Łomiankach. Na ścianach wiszą piękne obrazy namalowane przez Justynę - uzdolnioną plastycznie. W tym domu urodził się Grześ, obecnie przedszkolak w grupie średniej, i Jaś.
Pani Wanda uśmiecha się, karmiąc dwumiesięcznego Jasia. Emanuje z niej pokój i pogoda życia. A przecież miałaby tyle powodów do narzekań... Mówi tylko, że z finansami czasami nie jest najlepiej. Doświadczenia życiowe i wykształcenie państwa Ekielskich zaowocowały powstaniem Katolickiej Szkoły dla Rodziców "Familia". Odbywają się tam różnego rodzaju zajęcia, a prowadzący mają dużo satysfakcji.
- Lubię "szokować" uczestników szkoły rodzenia stwierdzeniem o moim 12-letnim stażu karmienia piersią - uśmiecha się pani Wanda. - Zależy nam, by takie i lepsze szkoły powstawały w Polsce i chcemy się dzielić naszymi odkryciami. Przygotowanie człowieka do przyjęcia dziecka powinno zawierać całą sferę psychologiczną i mentalną, nie tylko fizjologię.
Ale szkoła nie przynosi wystarczających dochodów, by zaspokoić potrzeby licznej rodziny. Pan Adam pogodnie wspomina, że od strony finansowej nie było łatwo decydować się na kolejne dzieci. Ale rozeznali, że Pan Bóg chce, by szczodrzej uczestniczyli w Jego planie, powołując do życia dzieci. - Mamy taki zwyczaj, gdy na świat przychodziło dziecko - pozostałym dzieciom darowaliśmy prezenty. Bo w każdym człowieku mieszka Pan Bóg, a nowe narodziny, to jak Boże Narodzenie - wspomina pan Adam.
Decydowali się więc na kolejne dzieci. Pan Adam miał przekonanie, że z Bożą pomocą poradzą sobie. I rzeczywiście wielokrotnie doświadczali
i doświadczają wszechstronnej pomocy, również w dziedzinie finansów. Wygląda to tak, jakby Pan Bóg poruszał serca innych ludzi do dzielenia się. Również w ten sposób zobaczyli Boga w codziennym życiu rodzinnym.
Obecnie najstarsze dzieci dorastają. Justyna studiuje na Akademii Pedagogicznej w Krakowie edukację artystyczną w zakresie sztuk plastycznych, Asia teologię kultury na UKSW w Warszawie, ma świetny słuch i uwielbia język francuski. Małgosia jest uczennicą trzeciej klasy Gimnazjum Sióstr Nazaretanek, interesuje się tańcem i projektowaniem. Pani Wanda z małą nostalgią wspomina tylko, że brakuje jej w domu obecności wszystkich córek. Jako rodzina chcieliby mieć więcej czasu dla siebie. Wiedzą już o tym, że muszą ograniczać zaangażowania społeczne i inne zewnętrzne aktywności. Czekają na wspólne niedziele i święta, kiedy to mogą być ze sobą, wspólnie się modlić, rozwiązywać problemy na tzw. naradzie rodzinnej i nadrabiać zaległości we wzajemnym wspieraniu się i zabawie.
Michał uczy się w szkole podstawowej, w przyszłości chce zostać sportowcem, a 4,5-letni Grzesio naśladuje go we wszystkim.
- W tym roku będziemy uczestniczyć w trzech sakramentach: chrzcie Jasia, Pierwszej Komunii Michała, bierzmowaniu Małgosi, a ponadto będzie 25. rocznica naszego ślubu - entuzjastycznie odkrywa pani Wanda.
Piotruś wymaga więcej opieki i uwagi. Terapeuci i rehabilitanci jednogłośnie twierdzą, że najlepszym środowiskiem dla Piotrusia jest jego liczne rodzeństwo. Dzieci wspaniale się rozwijają. Ważne są dla nich potrzeby innych. - Gdy miałam kłopoty z morfologią - wspomina pani Wanda - chłopcy przygotowywali dla mnie sok ze świeżej marchwi i buraków. Od 2 lat rodzina funkcjonuje jako rodzina trójpokoleniowa, gdyż rodzice pani Wandy sprowadzili się z Łodzi i zamieszkali nieopodal.
Państwo Ekielscy często są pytani o to, jak dzielą swoją miłość. Ich konkretne odpowiedzi, poświadczone licznymi przykładami, świadczą tylko o tym, o czym wszyscy dobrze wiemy: im bardziej dzielimy miłość, tym bardziej się ona mnoży.
Małgorzata Jędrzejczyk / Nasz Dziennik