Rodzina straciła głowę...
Ed Willock
Znany wierszyk o panu i pani Sprat* oraz ich odmiennych upodobaniach kulinarnych jest budującym świadectwem minionych czasów, w których za ważniejsze uważano, by małżonkowie uzupełniali się wzajemnie, niż byli do siebie podobni. Fakt, że pan Sprat nie mógł jeść rzeczy tłustych, a jego żona chudych, w trafny sposób oddaje różnice istniejące w małżeństwie. Moja żona słodzi herbatę, podczas gdy ja nie lubię śmietanki. Żona jednego z moich przyjaciół kocha mieniące się kolorami meble, podczas gdy on woli barwy neutralne. To zróżnicowanie w smaku nie tylko nie czyni życia małżeńskiego trudniejszym, w istocie przyczynia się w decydującym stopniu do jego utrwalenia jako instytucji. Różnorodność sprzyja pięknu.
Jest to tylko jeden z powodów, dla których idea rodziny i prawidłowych relacji między jej członkami jest dla współczesnego umysłu czymś niemal niezrozumiałym. Dla ludzi nam współczesnych pojęcie jedności nie ma nic wspólnego z tym, co znajdujemy w organizmie takim jak kwiat czy winorośl, kojarzy im się ona raczej z kupą popiołu. Zamiast doprowadzić różniące się elementy do wspólnego spełnienia poprzez podział funkcji, jedność osiągana jest obecnie poprzez redukowanie wszystkich rzeczy do ich form elementarnych. Relacje między współmałżonkami nie polegają już na spotkaniu ich umysłów, (...) ale na pogodzeniu metabolizmów. Tak więc receptą na rozwody nie są małżeństwa podobieństw, ale małżeństwa oparte na koncepcji życia, która odnajduje ład i piękno w różnorodności. Jedynym warunkiem powodzenia jest, aby mężczyzna był męski, kobieta kobieca, a oboje byli w mniejszym lub większym stopniu skłonni do zaakceptowania faktu, że ich dzieci będą dziecinne. Wszystko, co musi łączyć męża i żonę, to wspólna wiara, zdrowy rozsądek, wspólne łóżko i stół oraz wspólne dzieci. Wszystkie inne wspólne zainteresowania mogą jedynie scementować więzy małżeńskie, jeśli tylko są to zainteresowania naturalne dla ich płci.
Aby zniszczyć instytucję rodziny, promuje się obecnie budowanie wspólnych więzi na nawykach mężczyzn i kobiet, które ze swej natury powinny pozostać autonomiczne. W sytuacji, gdy małżonkowie rzadko dzielą wspólną wiarę, nalega się, by czytali przynajmniej te same książki czy palili ten sam gatunek papierosów. W sytuacji powszechnego zaniku zdrowego rozsądku mężowi i żonie radzi się, by podzielali te same przesądy intelektualne. W sytuacji, gdy często brak im normalnej liczby dzieci, sugeruje się im, by wzajemnie się rozpieszczali i grali w te same gry. Jeśli podstawą dla harmonii w małżeństwie ma być granie w te same gry, możecie być pewni, że gra ta zakończy się porażką. W pewnym momencie jedno z "dzieci" zacznie zabierać pionki i wyruszy na poszukiwanie innego gracza. Twierdzenie, że małżeństwo jest rodzajem koleżeństwa, jest takim samym kłamstwem, jak twierdzenie, że Chrystus był dobrym człowiekiem. Gdyby to było wszystko, kim albo czym On jest, wówczas rodzaj ludzki byłby ofiarą okropnego oszustwa. Gdyby małżeństwo polegało na tym, że mężczyzna zostawia swoich licznych kolegów, by przebywać w towarzystwie jednej kobiety, byłaby to instytucja naprawdę szalona. (...)
Małżeństwo jest sprawą cudowną, którą tylko Bóg mógł wynaleźć. Kościół porównuje je do związku pomiędzy Chrystusem a Jego Oblubienicą, gdyż żadna inna analogia nie oddawałaby rzeczywistości. Powinno to być dla nas wskazówką, by podchodzić do studium instytucji małżeństwa z wielką pokorą, pamiętając, że w istocie niewiele przypomina ona jej współczesny substytut, niesłusznie noszący tę samą nazwę (...).
Wedle słów św. Pawła małżonków łączyć ma coś więcej, niż tylko przemijające zainteresowania. Kościół w swej mądrości, włączył jego słowa do Mszy ślubnej. Apostoł mówi: "Żony niech będą poddane swoim mężom jak Panu, ponieważ mąż jest głową żony, jak Chrystus jest głową Kościoła: On, Zbawiciel ciała jego. Lecz jak Kościół poddany jest Chrystusowi, tak i żony swoim mężom we wszystkim". Na bazie tego świadectwa, z nieprzyjemnym dogmatyzmem tak charakterystycznym dla katolików, ośmielam się stwierdzić, że "mężczyzna jest głową rodziny". Jest to konkluzja, której nie potwierdzają obecnie sondaże i badania opinii. Ogólnie rzecz biorąc, Amerykanin nie jest już głową rodziny. Zrozumienie tego ma znaczenie fundamentalne. Odbudowa wszystkich rzeczy w Chrystusie musi obejmować, uwzględniać, przywrócenie mężczyźnie właściwej mu roli w ekonomii rodziny.
Różnice między płciami
Najbardziej oczywiste i zarazem najrzadziej dostrzegane (poza prostodusznymi chrześcijanami) jest to, że małżeństwo bywa związkiem szczęśliwym z powodu różnic między płciami, a nie dlatego, że są one do siebie podobne. Właściwym celem małżeństwa jest prokreacja zależąca â?? jak mówi plotka â?? od funkcji swoistych każdej ze płci. Rodzi to problem niepokojący bardzo egalitarian. Różnica funkcji implikuje różnice statusu. Twierdzenie, że kobieta jest równa mężczyźnie, jest równie "prawdziwe", jak opinia, że jabłko jest równe brzoskwini, chyba że ma się inną definicję równości niż pozostała część ludzkości. Różnica między płciami nie jest jedynie fizyczna, obejmuje również psychikę, a to z powodu owych naturalnych różnic, a nie ze względu na jakiś dekret kościelny, głoszący, że to mężczyzna jest w naturalny sposób głową rodziny.
Rzadko kwestionuje się kwalifikacje fizyczne mężczyzny do przywództwa. Wyróżniająca go silą fizyczna czyni go w naturalny sposób żywicielem rodziny i z tego oczywistego powodu również jej głową. Kobiety ze względu na długie okresy ciąży oraz opieki nad dziećmi, pozostają długo w stanie zależności, i właśnie owa zależność wskazuje pośrednio na rolę mężczyzny. Głowa rodziny musi być niezależna. (...)
Jedną z cech charakterystycznych dla mężczyzny jest obiektywizm. Mężczyźnie łatwiej jest zdystansować się wobec rzeczywistości, spojrzeć na nią z zewnątrz. U kobiety cecha ta, choć możliwa, rzadko jest rozwinięta. Przeciwnie, podchodzi ona do wszystkiego bardzo osobiście i ma skłonność do mierzenia wszystkich rzeczy swym sercem. Z tego właśnie powodu jest też bardziej skłonna do współczucia i pomocy. To właśnie ta skłonność, gdy się przeradza w cnotę, czyni kobietę ciepłym, bijącym sercem rodziny. Jeśli się jej tylko na to pozwoli, kobieta kieruje się samoczynnie ku zainteresowaniom i zajęciom różnym od tych, które zajmują mężczyzn. Rzadko interesuje się naukami, które wymagają maksymalnego obiektywizmu. Dziedziny teologii, filozofii, matematyki oraz teorii prawa były i zawsze będą dziedzinami męskimi. Wszystko, co wymaga współczucia i bezinteresownej przyjaźni, jest bardziej pociągające dla kobiet niż dla mężczyzn. (...) Ponieważ obiektywizm mężczyzny sprawia, że bardziej interesuje się on powszechnikami niż szczegółami, komponowanie muzyki i tworzenie dzieł sztuki w najczystszej formie będzie zawsze zajęciem przeważającej mierze męskim. Nie jest przypadkiem ani wynikiem spisku, że kobiety zawsze były paniami domu, nie jest też przejawem męskiej arogancji twierdzenie, że jest to właściwe dla nich miejsce. Kobiecy temperament jest najszczęśliwszy, gdy otoczony przez tych, którym może okazywać swą wspaniałą zdolność do pełnego miłości oddania.
Powiedzieć mężczyźnie, że jest nielogiczny, to taka sama obelga jak powiedzieć kobiecie, że nie ma intuicji. Żony zawsze będą mówiły: "Doprowadzasz mnie do szału. Jesteś zawsze tak chłodnym analitykiem!". A mężowie zawsze będą odpowiadali: "Ale ty zawsze przeskakujesz wprost do konkluzji". Każda z płci ma swe własne metody, pozwalające im na głębsze zrozumienie prawdy. Kombinacja logicznego geniuszu mężczyzny i geniuszu intuicji kobiety jest jedną z najwspanialszych syntez Boga, jest to też naturalny dar, na którym oparta jest władza nauczycielska rodziców w stosunku do dzieci.
Inne naturalne skłonności mężczyzny są konsekwencją jego obiektywizmu i fizycznej sprawności. Jest on z natury agresywny i bezpośredni. Do niego należy inicjatywa i przewidywanie rozwoju wydarzeń. Kobieta jest z natury bardziej nieśmiała i zadowala się ochroną ze strony męża. Jest ostrożna, dla osiągnięcia celu posiłkuje się różnymi metodami, a wśród nich dyplomacją i taktem. Wszystkie te wrodzone cechy pomagają nam określić właściwe miejsce mężczyzny w społeczeństwie oraz w domu.
Feminizacja
(...) Istnieje we współczesnym świecie tendencja, którą z braku lepszego słowa określę mianem feminizacji. Jest to tendencja obecna zarówno w rodzinie, jak i w społeczeństwie, a wynika z przewagi cnoty kobiecej praktykowanej w okolicznościach wymagających czysto męskiego podejścia do rzeczy. Wina (jeśli w ogóle jest jakaś korzyść z poszukiwania winnego) leży po stronie mężczyzn. Kobiety nie uzurpują sobie miejsca zajmowanego przez mężczyzn, nie twierdzą też, że doprowadzi to do uzdrowienia sytuacji. Żony i matki zmuszane są do zajęcia tronu, z którego abdykowali mężowie i ojcowie. Mężczyzna stał się bezwolny.
Podczas gdy rolą kobiety jest być sercem i centrum rodziny, rolą mężczyzny jest powiązanie swej rodziny z resztą społeczeństwa â?? dla wspólnego dobra wszystkich. Jest to zasadniczy element powołania każdego żonatego mężczyzny. To jego pole działania, jego domena. Jeśli mężczyzna nie kontroluje tej dziedziny, wówczas mu-
si to czynić kobieta, a skutkiem tego będzie lekceważenie dobra wspólnego i przesadna troska o dobrobyt poszczególnych rodzin. Ponieważ zaś dobro pojedynczej rodziny powinno być pochodną dobra wspólnego, a nie jedynie sumą wszystkich indywidualnych dóbr, przesadne staranie o dobrobyt indywidualnej rodziny musi nieuchronnie podprowadzić do chaosu w całym społeczeństwie. Między mężczyzną a kobietą istnieją naturalne tarcia w kwestii wspólnego dobra. Jest to ten rodzaj tarć, które pozwalają zachować równowagę. Kobieta będzie zazwyczaj na pierwszym miejscu umieszczała dobro własnej rodziny. Jest to dla niej czymś naturalnym. Mężczyzna, jeśli jest naprawdę głową rodziny, zdaje sobie sprawę z tego, że dobro jego rodziny zależy od dobra wspólnego, a więc to właśnie dobro stawia na pierwszym miejscu. Dla niego ów zmysł zwany "świadomością społeczną" nie będzie jedynie hobby uprawianym po godzinach pracy, ale siłą motywacyjną dla wszystkich jego działań. Wezwany do służby dobru wspólnemu, będzie narażał na szwank dobrobyt swojej własnej rodziny. Mężczyźni zawsze to czynili w czasie wojny. Niekiedy prosi się ich o to również w czasie pokoju. Obecnie, w obliczu konieczności przebudowy porządku społecznego, jeśli mamy uniknąć całkowitej katastrofy, nie wolno nam wymigiwać się od tej odpowiedzialności za dobro wspólne.
Tak jak to było w przypadku św. Józefa, największą pochwałą dla mężczyzny jest tytuł: "człowiek sprawiedliwy". Męski temperament: obiektywny, logiczny i bezpośredni, jest doskonałą podstawą do praktykowania cnoty sprawiedliwości. A jest to cnota, której obecnie najbardziej brakuje. U wielu ludzi widzimy miłosierdzie, dobrą wolę, współczucie, absolutnie nie kompensuje to jednak braku sprawiedliwości. Cechą kobiecą jest współczucie wobec ubogich, męską natomiast â?? prowadzenie krucjaty przeciwko niesprawiedliwościom, które są powodami ubóstwa.
W przeciętnej amerykańskiej rodzinie panuje obecnie matriarchat. Ze względu na brak cech męskich okazywanych przez ojców synowie przyswajają sobie cnoty matek. Kino, radio i komiksy wspólnie lansują obraz, wedle którego mężczyzna odgrywa w domu rolę podrzędną i jest to niestety prawda. Tendencja ta widoczna jest również wśród katolików. Wiara przejawia się obecnie zasadniczo nie w publicznym apostolacie (pociągającym najczęściej mężczyzn), ale w prywatnej pobożności, która bardziej przemawia do kobiet. Nawet działające przy parafiach stowarzyszenia męskie uległy swoistemu zniewieścieniu (...). Nie najpośledniejszą ze szkód, jakie wynikły z feminizacji, jest to, że męskie grupy przyparafialne stały się buforami pomiędzy duchowieństwem a innymi mężczyznami, którzy mimo że są być może mniej pobożni, posiadają agresywną męskość dojrzałą do apostolatu.
* Jack Sprat could eat no fat / His wife could eat no lean. / And so between the two of them, / They licked the platter clean!
Komentarz
Mój mąż natomiast nie cierpi gotować, choć pewnie jakby musiał to coś by upichcił... Po prostu nie nadążamy za czasami, w których żyjemy.
Miłość opiera się na bezinteresownym służeniu drugiemu człowiekowi. Polecam lekturę Hymnu o miłości z Listu do Koryntian. Tam jest takie ładne wyrażenie "miłość nie szuka swego". Feministki (wszystko jedno czy lesbijki czy nie)- wręcz przeciwnie.:sad:
Łatwo było patriarchat zburzyć, tylko potem okazało się, że nic lepszego nie wymyślono.
Z Ewangelii wg. św. Mateusza, z rozdziału 20:
Przełożeństwo jest służbą
24 Gdy dziesięciu [pozostałych] to usłyszało, oburzyli się na tych dwóch braci. 25 A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł: Â?Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę. 26 Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. 27 A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, 28 na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wieluÂ?.
***
To co - może krzykniemy: Non serviam?!!
:-/
***
Tak, Werko, o Tobie myślałem.
Za darmochę? No co ty, przecież odpłacają "w naturze" :twosome:
link
Maćku, miliony zabijanych w aborcjach dziewczynek to efekt emancypacji kobiet:shocked::shocked: Czy może jednak restrykcyjnej patriarchalnej kultury?
A mówiąc o świętym Pawle i wykładni, istnieje prosta zasada wykładnia literalna ma pierszeństwo przed każdą inna, chyba że prowadzi do absurdu. Uważacie, więc, że św paweł nie powiedział tego co powiedział?
Niestety stosunek św Pawła do kobiet widoczny jest nie tylko w znanym cytacie o poddaństwie, ale i w innych (było to już 100 raz maglowane na forum). Myślę, że nie powinniśmy teraz nadinterpretowywać jego słów i pisać, że myślał co innego niż wprost wynika z jego tekstów.
ona nie będzie czuła sie jak służąca oblatująca , jeśli będzie spełniona w miłości męża
dobrze ci mówić... bo kasy nie bierzesz... i płacić nie musisz...
a właściwie czemu ja Cię tak lubię?