Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Drogi na Warszawę

edytowano grudzień 2008 w Ogólna
Drogi na Warszawę
Szczepan Twardoch

Spotykam ich na stacjach benzynowych, w mcdonaldach, zgiętych nad lurowatą kawą. Siedzą jeszcze nad jakimiś dokumentami, czasem przy otwartych laptopach dopracowują ostatnie slajdy prezentacji, a ci, którzy stracili już nadzieję i wiarę, patrzą po prostu przez szyby witryn w ciemność, w śmierć.
Siorbią tę kawę, zostawiającą na zębach brązowy osad. Z oczami przekrwionymi starają się z tekturowych kubków wyssać trochę życia, energię jakąś, która pozwoli im dotrwać za kierownicą, aż dojadą do swojego celu: do Warszawy.
Tam w samochodach wiążą brzydkie krawaty wokół przepoconych kołnierzyków koszul zszarzałych, wciągają na grzbiet tanie marynarki, zabierają służbowe telefony i służbowe palmtopy i przezornie chowają prywatne dżipiesy do schowków, obawiając się złodziei. Przeglądają się w lusterkach wstecznych, poprawiają włosy i idą na zebrania, szkolenia, podsumowania roku, albo na audiencje u prezesów w złotych okularach, w fotelach szerokich i skórzanych, za wielkimi biurkami i pod strażą cycatych sekretareczek, które mierzą wzrokiem gości z prowincji i z pogardą pytają czego się pan napije. Kawę, jeśli można. Można, kawę zawsze można.
I wracają potem do swoich brudnych, białych focusów, często oklejonych i zawsze służbowych, odpalają dychawiczne diesle, włączają nawigacje, aby szczęśliwie wygrzebać się na zewnątrz z wrogich, betonowo-szklanych kanionów stolicy, pełnych lexusów, mercedesów klasy es i bmw siódemek, z których ludzie ze świata innego patrzą na nich ze wspaniałomyślnym pobłażaniem. I jadą w swoją powrotną podróż służbową, słuchają radia i piją ciepłą colę z butelek, wracają nocami do żon, i do dzieci w łóżeczkach ze szczebelkami. Zasypiają, myśląc o kredytach hipotecznych i o udręce weekendowych wyjazdów integracyjnych, przeganiają albo pieszczą grzeszne nadzieje na łączącą się z integracją okazję do konsumpcji wątpliwej cnoty więdnących powoli koleżanek z firmy, zanim będzie za późno.
Bliźni moi, bracia moi.


Żródło

Komentarz

  • W piątek byłem w stolicy.
  • piłeś kawę?
  • A ja lubię... nie jeździć po Warszawie. I to chyba z wzajemnością, bo co się za którymś razem wybiorę w rejony silniej zurbanizowane, to spotykają mnie kolejne oznaki niechęci. Ostatnio pierwszy raz po wielomiesięcznej przerwie pojechałem na spotkanie przy Marszałkowskiej róg Placu Konstytucji i okazało się, że tak zmyślnie przebudowali parkingi wzdłuż ulicy, żeby na odcinku między skrzyżowaniami nie zmieściło się więcej, niż dziesięć samochodów. Czyli nie dość, że trzeba łobuzom płacić za samo postawienie samochodu, to jeszcze trzeba się naszukać, aby znaleźć miejsce.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.