jak trwoga to do wielodzietnych. dawno mnie nie było bo wciagneły mnie inne rejony internetów, ale zdecydowałam zabrac starsza ze szkoły i jednak edukowac domowo. a ze robie to na hurra (chce sfinalizowac sprawe przed koncem ferii zimowych) to histerycznie zbieram informacje o szkołach.
Nina jest w drugiej klasie, jej mama jest społecznie wycofana i z trudem nawiazuje kontakty pozwalajace na poznawanie i zabawe z innymi dziecmi. do tego mieszka na wsi, nie umi jezdzic samochodem i 3 dni zastanawia sie zanim do kogos zadzwoni (a bo moze bede przeszkadzac? a bo moze dojdzie do nieporozumienia, a moze rozejdzie sie po kosciach?). rodzina i bliscy znajomi/sasiedzi dzieci maja dorosłe albo malutkie, w pobliskim miescie sa jakies zuchy czy cos, ale pksem jedzie sie z przesiadką, wiec istnieje obawa ze dziecko zanudzi sie w domu niczym mops albo zdziczeje jak bluszcz
waham sie miedzy zachwalaną Koszarawą a zachwalanym Benedyktem.
w mojej głowie najwazniejszym argumentem sa egzaminy - zeby bylo w dobrej atmosferze i z nastawieniem na to zeby dziecko zdało a nie zeby je uwalic.
trudno jednak ignorowac argument odległosci. do warszawy mam 1.5 godziny pksem, moge od biedy zapakowac mlodsze i starsze i pojechac na calodzienna wycieczke, nocowac u przyjaciół... skorzystac z jakis lekcji muzealnych, wspolnych wycieczek i warsztatów by dziecko mogło... ale jesli tera nie zapisze sie do Koszarawy to dzieci nowej ustawie nie zapisze sie tam juz nigdy...
mozecie napisac o waszych doswiadczeniach?
Komentarz
Z Grójca godzina drogi, czyli niedaleko