Witajcie po latach moi dawni znajomi i nowi :-)
Czy istnieje jakaś masa krytyczna zagęszczenia człowieka na metr kwadratowy powyżej której w mieszkaniu robi się po prostu niebezpiecznie - dla zdrowia i psychiki? Chodzi o wpadanie na siebie, różnego typu przypadkowe urazy fizyczne, tłukące się przedmioty, niszczenie sobie nawzajem rzeczy, pretensje, niekończące się kolejki do jednego kibla itd... problemy z miejscem do nauki, przechowywania ton ubrań i butów, wzajemne przeszkadzanie sobie w położeniu się spać... Mówię tu o tradycyjnym mieszkaniu w bloku czy kamienicy. My tą masę chyba właśnie osiągnęliśmy z racji tego że dzieci to już nastolatki. I teraz pytanie - czekać do osiemnastki i wypychać je z mieszkania niech sobie radzą czy powiększać metraż, co jest w Warszawie dość beznadziejne? Macie jakieś doświadczenia w tej materii - to pytanie do "starszych" wielodzietnych... Na statystycznego Polaka przypada 25 m - u nas jest to 10 metrów. Powiedzenie "ciasne ale własne" jest tu wcale niepocieszające... alternatywą jest wyprowadzka do mieszkania w tej samej cenie co nasze dwupoziomowego, dwukrotnie większego za to bez windy na 4 i 5 piętrze no ale tu jest skuteczny opór małżonki, że zakupy, wysoko, że na sratość nie wejdziemy itd...