@beatak nic o mnie nie wiesz, podobnie ja o tobie i tak mogę pisać z autopsji, a dlaczego nie,
tak, realnie doświadczyłam traumatycznego dzieciństwa
i napiszę Ci, że jest to robota na całe życie, jest to proces
gdzieś zawsze jakiś brak wyłazi, jak mnie przygina to muszę działać
dodam, że kiedyś popadałam w dołki, deprechę mocną też zaliczyłam, i był moment, że nikt nie podał ręki, dosłownie nikt, został Bóg, proste, oczywiste a wtedy odkrywcze i tak powoli gramoliłam się z tych dołów, teraz bardzo pilnuję, żeby trzymać się prosto
i piszę z autopsji, ale jaka droga inna: założyć ręce i nie, nic się nie uda bo dzieciństwo miałam trudne, to jest dopiero pójście na łatwiznę
W tym konkretnym poście nie widziałam ani empatii ani zrozumienia. Jeśli, jak piszesz, popadalas w dolkii depresję też zaliczylas, to mi ton Twojego zacytowanego przeze mnie postu mocno zgrzyta.
Szczerze gratuluję tego, że Tobie się udało mimo wszystkich przeciwności losu. Nie wszyscy mają to szczęście , choć nie idą na łatwiznę i też próbują.
@beatak nic o mnie nie wiesz, podobnie ja o tobie i tak mogę pisać z autopsji, a dlaczego nie,
tak, realnie doświadczyłam traumatycznego dzieciństwa
i napiszę Ci, że jest to robota na całe życie, jest to proces
gdzieś zawsze jakiś brak wyłazi, jak mnie przygina to muszę działać
dodam, że kiedyś popadałam w dołki, deprechę mocną też zaliczyłam, i był moment, że nikt nie podał ręki, dosłownie nikt, został Bóg, proste, oczywiste a wtedy odkrywcze i tak powoli gramoliłam się z tych dołów, teraz bardzo pilnuję, żeby trzymać się prosto
A to, że trauma z dzieciństwa to potem robota na całe życie, sama najlepiej wiem.
Też miałam traumatyczne dzieciństwo, dużo mnie kosztowało przepracowanie go, ale rozpad małżeństwa nie ma z tym nic wspólnego. Jak przychodzi tu matka jedynka i próbuje udzielać rad wielodzietnym to ogólne oburzenie że nie ma pojęcia o czym mówi bo to trzeba przeżyć, ale już niektórzy którzy nie przeszli koszmaru w małżeństwie uważają że mogą oceniać innych bo im się wydaje oni by sobie poradzili.
nie wiem kto ocenia. Ty oceniasz teraz i pare osób wcześniej. Ze na pewno ktoś ma łatwe małżeństwo i nie ma pojęcia o prawdziwych problemach skoro jest 'za' świętością trwałości małżeństwa . To ze nie pisze się o codziennych trudnościach i kryzysach małżeńskich nie znaczy ze wszystko co ktoś o nich wie to brudne skarpetki w salonie.
Jak przychodzi tu matka jedynka i próbuje udzielać rad wielodzietnym to ogólne oburzenie że nie ma pojęcia o czym mówi bo to trzeba przeżyć, ale już niektórzy którzy nie przeszli koszmaru w małżeństwie uważają że mogą oceniać innych bo im się wydaje oni by sobie poradzili.
To nie tak, @kitek . Ja np. Ciebie nie oceniam, lecz lubię i szanuję. Ale tu nie masz racji. Niech ktoś kto ma dobre małżeństwo właśnie udziela rad ( niech nie ocenia ), bo przecież to dobre/ szczęśliwe/ święte małżeństwo nie wzięło się z powietrza, lecz z jego modlitwy i pracy. Ktoś taki też mógł mieć w małżeństwie koszmar, bo to każdy może, ale właśnie potrafił go uniknąć.
Nie znam nikogo kto by się rozstał bez uprzedniej walki o małżeństwo, o związek. Czasem, w którymś z tych związków była to walka jednej ze stron i ostateczne poddanie się. Ale to pojedyncze przypadki. Nie da się zmusić drugiej osoby żeby została. Nawet jeśli, to co to za życie...
Sprawdziłam statystyki rozwodowe w Polsce 2017. Rozpada się 45% małżeństw w mieście i 23 % na wsi. Naprawdę myślicie, że w prawie połowie jest przemoc, nałogi i notoryczne zdrady? Ludzie kłócą się o to, o co kłócili się od wieków. Tylko nie chcą już szukać rozwiązań bardziej pracochlonnych niż rozwód
Sprawdziłam statystyki rozwodowe w Polsce 2017. Rozpada się 45% małżeństw w mieście i 23 % na wsi. Naprawdę myślicie, że w prawie połowie jest przemoc, nałogi i notoryczne zdrady? Ludzie kłócą się o to, o co kłócili się od wieków. Tylko nie chcą już szukać rozwiązań bardziej pracochlonnych niż rozwód
Trza na wieś uciekać
byle nie na moją tu już któreś z koleii małżeństwo się rozwodzi ,nie wiem 4-5 ? na 60 chałup ,
I tak sobie patrzę na tytuł wątka i niektóre wpisy tutaj i wynika , że fajnie , komuś nie wychodzi , to sobie sprawia nową , szczęśliwą rodzinkę . Jakbyśmy nie byli na forum rodzin wielodzietnych , tylko forum młodych , pięknych i bogatych celebrytów. No pewnie ,mając liczne potomstwo człowiek tak sobie dochodzi do wniosku , że znalazł lepszego partnera i sobie tak lekko odchodzi ...A w przypadku zwłaszcza matek wielodzietnych -czeka już tłum chętnych mężczyzn do nowego związku z nią ... Nie wierzę , że łatwo podjąć decyzję o rozwodzie /separacji w takim wypadku ! Poza tym dla osób serio traktujących sakrament małżeństwa , rozstanie oznacza dalsze życie samotne ... Jednak są sytuacje , gdy człowiek bardzo serio zastanawia się , czy dobro dzieci przemawia właśnie za rozstaniem. Czy lepsze mieszkanie pod jednym dachem , jeżeli oznacza to wieczne kłótnie , płacze , niemożność porozumienia się w jakiejkolwiek sprawie . A przemoc może by bardzo różna , zwłaszcza ta psychiczna czy ekonomiczna .. Nikogo nie zachęcam do separacji czy rozwodu ale naprawdę czytając niektóre wpisy mam wrażenie spłycania tematu - nie chcę tu nikogo personalnie obrazić - ale tak czuję po prostu. I oczywiście za ideał uważam trwałe małżeństwo , oparte na wspólnych wartościach , żeby nie było wątpliwości .
Ja nie wierzę w aż taki wymiar przemocy i zła w małżeństwie. Natomiast to że są to czasem pierdoly zmutowane przez obie strony i każda przy swojej jak najbardziej. I żadna nie chce odpuścić na milimetr bo przecież jest sama w sobie idealna.
No i o takie spłycanie problemu mi chodzi - przecież wiadomo że każdy co się rozwodze to płytki egoista co ustąpić w kwestii tego makaronu na obiad nie potrafi. Taj jak powszechnie wiadomo że te dzieci u wielodzietnych to po pijaku robione, albo ciemna matka o antykoncepcji nie słyszla.
Ja się o nikim z was nie wypowiadam. Mówię o pewnej tendencji, która obserwuję - widzę , że ludzie dużo krócej zastanawiają się nad rozwodem z dużo bardziej błahych powodów.
Ciężko jest rozmawiać tak ogólnie, bo czym innym są, często urastające do rangi problemu, ale jednak drobne niezgodności, a czym innym poważne problemy. Mam znajomą, której mąż ma zaburzenia osobowości typu boderline. To jest masakra! I naprawdę nie wyobrażam sobie udzielać jej wskazówek...
Sprawdziłam statystyki rozwodowe w Polsce 2017. Rozpada się 45% małżeństw w mieście i 23 % na wsi. Naprawdę myślicie, że w prawie połowie jest przemoc, nałogi i notoryczne zdrady? Ludzie kłócą się o to, o co kłócili się od wieków. Tylko nie chcą już szukać rozwiązań bardziej pracochlonnych niż rozwód
@jukaa nie neguję powagi problemu, ale z zawodowego obowiązku napiszę, że ten wskaźnik jest jednym z głupszych funkcjonujących w obiegu. Przykładamy bowiem liczbę orzeczonych rozwodów (małżeństw zawartych przecież x lat wcześniej) do liczby małżeństw zawartych w danym roku. W tej sytuacji przy starzejącej się populacji (coraz mniej licznych kolejnych rocznikach) i mniejszej liczbie zawieranych małżeństw w ramach tych mniej licznych roczników, wskaźnik rośnie nam skokowo.
Ludzie oczekują od życia tylko tego, co najlepsze, zakładają tylko szczęśliwe scenariusze.
Mało kto myśli "Jesteśmy razem na dobre i na złe, jeśli spotka mnie choroba, bieda czy inne nieszczęście to mam na kogo liczyć, nawet jeśli wspólne życie jest trudne.".
Częściej: "Za każdym życiowym zakrętem czeka tyle możliwości, szkoda, żeby coś pięknego przeszło mi koło nosa, bo tkwię w trudnym związku."
Mało kto myśli "Jesteśmy razem na dobre i na złe, jeśli spotka mnie choroba, bieda czy inne nieszczęście to mam na kogo liczyć, nawet jeśli wspólne życie jest trudne.". Częściej: "Za każdym życiowym zakrętem czeka tyle możliwości, szkoda, żeby coś pięknego przeszło mi koło nosa, bo tkwię w trudnym związku. o ile rzeczywiście możesz na drugą stronę liczyć - bo może się okazać że przez 5 dni twojego pobytu w szpitalu po ciężkiej operacji ( w tym świetacwielkanocne) on nie przyjedzie do ciebie do szpitala bo uzna że" 5 dni to niedługo i szkoda mu czasu, a potrzebne rzeczy mogą mi podrzucić koleżanki bo mieszkają bliżej szpitala"...
Te małżeństwa, które ja znam bliżej, które się rozpadły, czyli cztery, rozpadly się z powodu zdrady męża. Małżeństwa z roznym stażem, od kilku lat po ślubie do 26 po. I w każdym z nich nie było tak że nie było gotowości przebaczenia ze strony kobiety. Po prostu faceci wybierali nowe życie. I wszystko to były pierwotnie pary zaangażowane w kościół bardziej niż przeciętna.
@jukaa@Monika73 lepszego syntetycznego wskaźnika nie ma. Chodzi mi po głoiwe pomysł by zebrać kilku sensownych ludzi i zaproponować, ale w tej chwili jest ten i trzeba pamiętać o jego ograniczeniach. Natomiast problem jest, bo stabilność małżeństw zmniejsza się (chociaż nie tak dynamicznie jak pokazuje wskaźnik). Ciekawe przy tym, że wiele lat spadał odsetek dzieci urodzonych w małżeństwie. Tymczasem w ubiegłym roku minimalnie. ale jednak wzrósł.
Te małżeństwa, które ja znam bliżej, które się rozpadły, czyli cztery, rozpadly się z powodu zdrady męża. Małżeństwa z roznym stażem, od kilku lat po ślubie do 26 po. I w każdym z nich nie było tak że nie było gotowości przebaczenia ze strony kobiety. Po prostu faceci wybierali nowe życie. I wszystko to były pierwotnie pary zaangażowane w kościół bardziej niż przeciętna.
Te, ktore ja znam, tez rozpadly się z powodu zdrady męża. Żona chciała wybaczyć, mąż miał to w nosie. Mam dwie koleżanki, ktore wybaczyly zdradzaczom, mężowie łaskawie zostali z rodziną, ale to już nie jest to co kiedyś. Bardzo, bardzo trudno żyje się razem po czymś takim.
Komentarz
Szczerze gratuluję tego, że Tobie się udało mimo wszystkich przeciwności losu. Nie wszyscy mają to szczęście , choć nie idą na łatwiznę i też próbują.
Czasem, w którymś z tych związków była to walka jednej ze stron i ostateczne poddanie się.
Ale to pojedyncze przypadki.
Nie da się zmusić drugiej osoby żeby została.
Nawet jeśli, to co to za życie...
Mało kto myśli "Jesteśmy razem na dobre i na złe, jeśli spotka mnie choroba, bieda czy inne nieszczęście to mam na kogo liczyć, nawet jeśli wspólne życie jest trudne.".
Częściej: "Za każdym życiowym zakrętem czeka tyle możliwości, szkoda, żeby coś pięknego przeszło mi koło nosa, bo tkwię w trudnym związku."
Coraz mniej się o tym mówi.
Albo mi się tak wydaje.
Ciekawe przy tym, że wiele lat spadał odsetek dzieci urodzonych w małżeństwie. Tymczasem w ubiegłym roku minimalnie. ale jednak wzrósł.