Ja podziwiam tę rodzinę. Jesteśmy właśnie w górach z najmłodsza dwójką i tak średnio ciężko wędrujemy. Raczej dla przyjemności i małego wysiłku. Jest sporo rodzin z dziećmi w podobnym wieku i wracają ze szlaku po pół godzinie, bo duszno i się dzieci pocą (zasłyszane dzisiaj). Tym większy szacunek dla tej cudownej rodzinki.
Znam dziewczynę której synek był leżący całe życie nawet ręką nie potrafił ruszyć, umarł w wieku 13lat. Ale w ciągu swojego życia miał tyle przygód. Jeździł na nartach ( w specjalnych sankach), pływał z delfinami, zjeżdżał na tyrolce i dużo innych , to wspaniałe jak jego mama wykorzystała jego krótki czas.
Co do wypraw w góry to podziwiam tych rodziców za pasję i że się nie poddają, moje obawy dotyczą sytuacji niezaplanowanych kryzysowych dlatego nie zdecydowałabym się bym się nawet gdybym była bardzo przygotowana, ale może nasz przypadek jest zbyt trudny.
Atak padaczki w gorach... To jedynie budzi moje mieszane uczucia Poza tym podziwiam
Atak padaczki to jedno, ale jeszcze kontuzja noszącego dziecko, uszkodzenie nosidła, drastyczne załamanie pogody, pogorszenie samopoczucia niepełnosprawnego dziecka.
Ja tak sobie mysle, ze jednak trzeba być troche wariatem. Troche dać na luz, troche wiecej sie pomodlic, troche pomyśleć, ze jakoś to będzie. Nie mam tak chorych dzieci, ale dwóch autystykow, gdzie zalecenie jest, zeby przebywali w znanym sobie środowisku najlepiej, z ustalonym rytmem dnia itd. Jeden mocno sie wkurza, druga bardzo aktywnie próbuje uciekać. A my od lat podróżujemy z nimi i plecakami przez różne kraje azjatyckie. Aktualne jestesmy w Indonezji i nie mam jeszcze pojęcia gdzie pojutrze będziemy spac, ani co robić. Rodzina łapie sie za głowę, znajomi nawet ze zdrowymi dziecmi by nie pojechali, „bo strach” (chociaz nie wiadomo czego), tak ogolnie, a już tak na żywioł jechać, to dopiero szaleństwo... Ale dzieci i my mamy w tym wielka frajdę. Nie wiem jak to ładnie w słowa ubrac, ale jak sie da, w ramach niewybujalego rozsądku trzeba jak najnormalniej żyć, zeby nie robić z dzieci jeszcze większych kalek niz i tak już sa.
Komentarz
Z jednej strony wielki szacun że im się chce, z drugiej strony to jednak trochę igranie z losem.
Ale w ciągu swojego życia miał tyle przygód. Jeździł na nartach ( w specjalnych sankach), pływał z delfinami, zjeżdżał na tyrolce i dużo innych , to wspaniałe jak jego mama wykorzystała jego krótki czas.
Co do wypraw w góry to podziwiam tych rodziców za pasję i że się nie poddają, moje obawy dotyczą sytuacji niezaplanowanych kryzysowych dlatego nie zdecydowałabym się bym się nawet gdybym była bardzo przygotowana, ale może nasz przypadek jest zbyt trudny.
Nie mam tak chorych dzieci, ale dwóch autystykow, gdzie zalecenie jest, zeby przebywali w znanym sobie środowisku najlepiej, z ustalonym rytmem dnia itd. Jeden mocno sie wkurza, druga bardzo aktywnie próbuje uciekać. A my od lat podróżujemy z nimi i plecakami przez różne kraje azjatyckie. Aktualne jestesmy w Indonezji i nie mam jeszcze pojęcia gdzie pojutrze będziemy spac, ani co robić.
Rodzina łapie sie za głowę, znajomi nawet ze zdrowymi dziecmi by nie pojechali, „bo strach” (chociaz nie wiadomo czego), tak ogolnie, a już tak na żywioł jechać, to dopiero szaleństwo...
Ale dzieci i my mamy w tym wielka frajdę. Nie wiem jak to ładnie w słowa ubrac, ale jak sie da, w ramach niewybujalego rozsądku trzeba jak najnormalniej żyć, zeby nie robić z dzieci jeszcze większych kalek niz i tak już sa.
Niesamowici ludzie...