Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Chrzest tego dziecka mnie nie cieszy, pisze matka-katoliczka

edytowano styczeń 2009 w Arkan Noego
Jestem matką adoptowanego dziecka. Katoliczką, osobą naprawdę wierzącą. Niebywale poruszyła mnie informacja w Państwa artykule ["GW", 14 stycznia - red.] na temat porzuconego w kościele noworodka, który natychmiast został ochrzczony przez księdza, a chrzestnymi zostali policjanci.

Lektura owej notatki nie powoduje mojej radości - wręcz przeciwnie.


>> więcej
«1

Komentarz

  • [cite] Tomasz i Ewa:[/cite]larwa, do tego glupia, szkoda klawiature meczyc

    T:bigsmile:

    poczwarka
  • Moją uwagę zwróciło zdanie: "Przecież katolicy nie chrzczą swoich dzieci w wieku trzech tygodni."
  • Jestem... Katoliczką, ...
    Jak ktoś mi zaczyna w stylu "jestem osobom bardzo wierzącom" to tylko czekam kiedy będzie ten atak na Kościół.
  • a mi sie nie otwiera
  • A ja uważam, że przesadzacie, kochani. Nie można tej Pani odmówić racji. Ja się z nią zgadzam, mimo, że dzieci chrzczę w wieku 3 tygodni właśnie. :tongue:
  • Racji? W czym?
  • Matka zostawiła dziecko w kościele, a nie na progu wojewódzkiej siedziby SLD, ani nawet nie oddała go wolontariuszom od Owsiaka, więc pewnie chciała aby dziecko było ochrzczone.
  • Pewnie chciała. I ja też chcę, żeby moje dzieci zostały ochrzczone. Co nie zmienia faktu, że jeśli nie ma zagrożenia życia to chcę ochrzcić moje dzieci takimi imionami, jakie ja im wybiorę i dać im na całe życie wsparcie takich chrzestnych, jakich ja uważam za najlepszych. Potencjalnym rodzicom adopcyjnym tę możliwość odebrano i rozumiem, że można mieć o to żal.
  • Natalia - w Bożym Planie nie ma przypadków. Może właśnie Bóg chciał obdarzyć to dziecko takim właśnie imieniem. Przecież imię to określony patron.
  • [cite] mona:[/cite]. Przecież imię to określony patron.

    Mam tego świadomość.
  • Ja poczatkowo zgodziłam się z Natalią, ale potem pomyślałam, że może taka była wola Boża,że o dzieciątko zostało ochrzczone. Czasem nasz rozum nie widzi rzeczy ukrytych. (mam na mysli swój rozum :-) )
    Ale nazywanie tej kobiety epitetami jak powyżej jak dla mnie nie do przyjęcia.
  • Ale nazywanie tej kobiety epitetami jak powyżej jak dla mnie nie do przyjęcia.
    Pytanie czy to kobieta? Może autor tej postaci fikcyjnej ma brodę, wąsy i pierdzi w redakcyjny stołek z nudów... bo za oknem nawet nie ma psa
  • To nie zmienia faktu.
  • [cite] asia-ch:[/cite]To nie zmienia faktu.
    Jak nazwe myszke miki szmatą to tez sie obruszysz?

    Postacie fikcyjne mają to do siebie że nie istnieją... chyba
  • A jednak dziecko zostało porzucone w kościele, a nie gdzie indziej. Można to potraktować jako wyraz woli biologicznej matki, aby o jego losie zadecydował w pierwszym rzędzie ksiądz, a nie przyszli opiekunowie.

    Co do braków formalnych, to w przypadku podrzutka trudno je traktować jako poważną przeszkodę. Nie trzeba mieć aktu urodzenia, aby stwierdzić, że ktoś się urodził :wink:
  • A skąd pewność, że dziecko nie było wcześniej ochrzczone?

    Kan.870- Dziecko podrzucone lub znalezione, jeśli po dokładnym zbadaniu nie ustali się jego chrztu, należy ochrzcic.
  • I wszystko.:thumbup:
    Jak to było "EOL"?
  • Zapewniam Cię, że Kościół sobie radzi w sytuacji, kiedy dokumentów nie ma. Pan Bóg nie będzie sprawdzał w księdze parafialnej, czy ktoś był ochrzczony, czy nie.

    Natomiast cała argumentacja krytykująca decyzję księdza sprowadza Chrzest św. do jakiegoś świeckiego obrzędu, którego organizacja się komuś należy, który musi być odpowiednio sformalizowany. Tymczasem jeżeli popatrzymy na to z punktu widzenia dziecka, to nie ponosi ono żadnej szkody z tego, co się wydarzyło.
  • [cite] Maciek:[/cite]Nie trzeba mieć aktu urodzenia, aby stwierdzić, że ktoś się urodził :wink:
    A w Związku Sowieckim nie było papierów - nie było człowieka.

    Ech... wraca stare.
  • [cite] Natalia:[/cite]Pewnie chciała. I ja też chcę, żeby moje dzieci zostały ochrzczone. Co nie zmienia faktu, że jeśli nie ma zagrożenia życia to chcę ochrzcić moje dzieci takimi imionami, jakie ja im wybiorę i dać im na całe życie wsparcie takich chrzestnych, jakich ja uważam za najlepszych. Potencjalnym rodzicom adopcyjnym tę możliwość odebrano i rozumiem, że można mieć o to żal.
    my chcemy mieć jeszcze Tomusia ale Piotrusia też byśmy przygarneli pod swoje skrzydła(Piotrusiową też:wink:)
  • [cite] Maciek:[/cite]

    Natomiast cała argumentacja krytykująca decyzję księdza sprowadza Chrzest św. do jakiegoś świeckiego obrzędu, którego organizacja się komuś należy, który musi być odpowiednio sformalizowany.

    A jednak...
    Macku, nie wiem, jak chrzciłeś Zosię, Franka i Józka, ale przynajmniej przy Uli jak się zdaje nie poszedłeś na najbliższy posterunek w celu pobrania chrzestnych. Co więcej, nie udałeś się nawet do najbliższego kościoła. Zależało Ci na konkretnych chrzestnych i odczekałeś, aż wrócą z wakacji. Sposób i miejsce w jaki ochrzciłeś Ulę też nie były dla Ciebie bez znaczenia. Inni rodzice też mają prawo do takich "fanaberii".
  • Ale przecież nikt nie pozbawił rodziców biologicznych tego dziecka możliwości wybrania imion, rodziców chrzestnych, kościoła i księdza. Rzecz w tym, że oni to dziecko porzucili, nie dając jednocześnie żadnej informacji, czy było ochrzczone, czy nie. W tym momencie to dziecko nie ma innych rodziców, więc ocenianie sytuacji z punktu widzenia hipotetycznych rodziców adopcyjnych jest nieuprawnione. Nie mamy żadnej pewności, że ci rodzice będą katolikami, ani, że w ogóle będą. Możliwe, że w życiu tego dziecka była to jedyna i niepowtarzalna sytuacja, aby przystąpić do tego Sakramentu. Może być też tak, że ten Chrzest zadecyduje o tym, że dziecko trafi do zupełnie innej rodziny, niż by było bez niego.

    W liście gazetowej "matki-katoliczki" widzę pewną zachłanność, chęć zawładnięcia maksymalnie życiem dziecka, które obiektywnie patrząc jest cudze. Bo przecież można adoptować dziecko, które zostało już ochrzczone przez rodziców biologicznych, ma jakichś rodziców chrzestnych, ale tak mu się życie potoczyło, że zostało oddane do adopcji. Wtedy przyjmuje się to całe "dobrodziejstwo inwentarza" i nikt z tego nie robi kłopotu.
  • Nie rozumiem gdzie tkwi problem przecież jeśli maluch został ochrzczony to dobrze a)im szybciej tym lepiej gzieś to już było
    b) rodziców chrzestnych można uznać jako reprezentantów a adopcyjni rodzice uzupełnią potem wpis lub bez formalności kogoś poproszą, skoro tak się robi w przypadku, gdy chrzestni nie moga być obecni w czasie udzielania sakramentu, to chyba można i tak,
    c) imię dziecka trafiającego do adopcji w jakimś przeciągu czasu można zmienić

    czyliiii ...................
  • Mnie osobiście cieszy chrzest każdego dziecka. Istotne jest to, że ma dostęp do tego sakramentu - oto staje się Dzieckiem Bożym. W obliczu tego faktu cała otoczka typu odpowiedni rodzice chrzestni, taki a nie inny kościół czy odpowiednia oprawa jest po prostu mało istotnym drobiazgiem. Zgadzam się ze zdaniem, że to iście świeckie patrzenie - sprowadzanie sakramentu chrztu świętego do jakiejś uroczystości. Fajnie jest, jak dobra treść ubrana jest w ładną formę. Ale forma pozostaje tylko formą.
    Często rodzice odkładają chrzest dziecka z różnych dziwnych przyczyn: bo trudno zdecydować się na chrzestnego, albo ciężko znaleźć lokal na przyjęcie... Igra się z ogniem chyba po prostu nie mając świadomości czym jest chrzest i jakie są jego konsekwencje. Przecież nawet zdrowe dziecko, jak i każdy inny człowiek, może w każdej chwili umrzeć. Nikt z nas nie zna dnia ani godziny. Odkładanie chrztu dlatego, że może kiedyś znajdą się adoptowani rodzice, którzy będą chcieli zrobić to sami wydaje mi się tak samo absurdalnym powodem.
  • zwłaszcza ze dziecko porzucone bedzie na rodziców czekało nawet do półtora roku
  • jest coś co łączy oba te przypadki: traktowanie sakramentu chrztu św. jako uroczystego rytuału. Nie dostrzega się jego istoty. Tam chciano ochrzcić dziecko, bo to taki miły zwyczaj, więc fajnie byłoby ochrzcić. Tutaj też rzekoma "matka-katoliczka" widzi w sakramencie uroczystość, w której ważniejsi są odpowiedni chrzestni niż łączność z Bogiem.
    Zgadzam się, że są przypadki, w których ksiądz waha się, czy można udzielić chrztu dziecku. Takim przypadkiem jest na pewno sytuacja, gdy rodzice są daleko od Kościoła św. i trudno wyrokować, czy wychowają dziecko w wierze. Natomiast wahanie, czy ochrzcić, bo może ktoś kiedyś będzie chciał zrobić to w innej oprawie lub w innym towarzystwie - to już przesada.
  • To że większość wcale nie znaczy, że mają rację. Nawet za komuny u twardogłowych aparatczyków w większości przypadków jakaś babcia czy inna litościwa dusza maleństwo do Kościoła niosła i ksiądz chrzcił, a wiadomo , że rodzice nie wychowywali po katolicku. Sama znam takie 2 przypadki. Dzisiaj może ich drogi w różny sposób poszły jedne bliżej inne dalej Kościoła ale moc sakramentu trwa. Dzięki temu byli potem bierzmowani wzięli ślub katolicki mają bardziej otwartą drogę ku zbawieniu
  • Ano, dzięki Anita za uwagę, bo mnie też to uderzyło. Jestem za chrztem w obu przypadkach, ale dlatego, że według mnie ważne jest, by wiarę miał ten, kto dziecko chrzci i ten, kto je przynosi (np. babcia). Ale jesli wolno ochrzcić tylko te dzieci, które będą wychowane w wierze (a taka była część głosów), to ten tutaj wspomniany jest nieuprawniony.
  • które będą wychowane w wierze
    przypuszcza się że będą
  • może lepiej jakby ksiądz zjadł dziecko na śniadanie
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.