Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Kaziu Marcinkiewicz wymienia żonę na nowszy model

2»

Komentarz

  • sprzedawcy powiedzieli, że kupowałem pierścionek
    Nic dziwnego "Apart". Straciłem resztki szacunku do Kazia.
  • A nie mówiłam ,że naiwniak :cry::devil::cry:
  • paparazzi
    tere fere, raczej pozował do tych zdjęc
  • image

    Leszek Sławoj-Głódź (64 l.), arcybiskup:
    - Uważam, że choć w naszym życiu dzieje się tyle przedziwnych rzeczy, to ta sprawa nie jest normalna. Cóż mogę powiedzieć poza tym, że stanowisko Kościoła Katolickiego wobec rozwodów jest jednoznaczne...

    Ks. Janusz Koplewski (47 l.), proboszcz:
    - To wielka obłuda! Były premier ślubował przecież swojej żonie miłość, wierność i uczciwość. Aż do śmierci. I co? Nie wytrzymał. Jeśli tej przysięgi nie dotrzymał, to można się obawiać, że nie wypełni także innych zobowiązań.


    Chwałcia dla ks. proboszcza za jasny tekst.
  • Kim jest nowa narzeczona byłego premiera? - Chciałoby się powiedzieć "Taka mała, a wielkaâ??". Jest wspaniałą, niezależną, ambitną, młodą osobą (...) Ujęło mnie to, że w życiu kieruje się jasnymi zasadami. Ceni sobie prywatność i wolność. - mówi Marcinkiewicz. Dodaje, że pracuje ona jako konsultant-analityk w londyńskim City. Tam się właśnie poznali w lecie ubiegłego roku. - W czasie wielu spotkań i rozmów zauważyliśmy podobieństwo poglądów, zainteresowań i charakterów - wyznaje były premier, który kilkanaście dni temu się oświadczył.


    http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/marcinkiewicz-zona-nie-byla-zaskoczona_87485.html

    Kaziowi zasady z kwasami się pomyliły... Ale on w końcu chemii nie uczył tylko fizyki.
  • laska ebonitowa potarta suknem przyciąga papierki
  • Na tym zdjęciu z Superexpresu wygląda jak Jasio Fasola.
  • >.Ks. Janusz Koplewski (47 l.), proboszcz:
    - To wielka obłuda! Były premier ślubował przecież swojej żonie miłość, wierność i uczciwość. Aż do śmierci. I co? Nie wytrzymał. Jeśli tej przysięgi nie dotrzymał, to można się obawiać, że nie wypełni także innych zobowiązań.

    Chwałcia dla ks. proboszcza za jasny te<<

    Chwała
  • Dokonałem wyboru osoby, człowieka, jej charakteru, osobowości, poglądów, upodobań, a nie wieku.
    :rolling:

    Nawet nieprawość stara się o pozory prawości.
  • Za ostatnią stroną ND

    Władcy Polski imieniem Kazimierz:


    Kazimierz Odnowiciel,
    Kazimierz Sprawiedliwy,
    Kazimierz Wielki,
    Kazimierz Niewierny - zwany też Marcinkiewiczem
  • Werka. Nie podoś larum, że ktokolwiek Cię tutaj prześladuje, bo sama jesteś złośliwa... Jeśli oczekujesz, że nikt nie będzie ostro komentował z tego co piszesz, powinnaś zrobić to samo.
  • jak nic tę laskę podsunął Kaziowi Mosad!!!! :bigsmile:
    Wtedy laska wyglądałaby tak

    kayah2.jpg
  • A to anakiza "Kazia" w Rzepie .
    Do mnie przemawia.

    Chłopiec z tabloidu
    Piotr Semka 27-01-2009, ostatnia aktualizacja 27-01-2009 18:58
    Kazimierz Marcinkiewicz, jeszcze niedawno szanowany polityk, stał się niewolnikiem tabloidów i nic nie wskazuje na to, by chciał się z tej pułapki wyrwać. To kolejny przykład "wygasania ideowegoâ?? polskich konserwatystów â?? pisze publicysta "Rzeczpospolitejâ??


    To zdjęcie z kochanką przesłał nam Kazimierz Marcinkiewicz jako ilustrację do wywiadu â?? pisze "Super Expressâ??. Portale drukują wywiady z byłym premierem, w których opowiada, jak przy bożonarodzeniowym stole oznajmił swojej dotychczasowej rodzinie, że zamierza założyć nową. Gdyby nie świadomość, co mogą czuć w takiej sytuacji bliscy Marcinkiewicza, ekshibicjonizm byłego premiera mógłby skłaniać do ironicznych uwag. Podobnie jak niedawna sesja zdjęciowa przy okazji wyboru pierścionka dla nowej narzeczonej.


    Staroświecka odmienność

    Od tygodnia tabloidy i portale internetowe żyją rozwodem Marcinkiewicza. Bardziej poważne dzienniki początkowo się wahały, czy uchodzi pisać o całej sprawie. Jednak trudno już żenującego zachowania byłego premiera nie zauważać. Politycy PO przebąkują, że ostatnie wyskoki Marcinkiewicza zamykają kwestię jego startu do europarlamentu. Inni spekulują, czy były szef rządu z rozmysłem nie ujawnił rozpadu małżeństwa właśnie teraz, aby sprawa przyblakła do czerwca, gdy odbędą się eurowybory. â?? Nie ma decyzji, żeby Marcinkiewicz był twarzą PO w eurowyborach. Marcinkiewicz ma inne plany. Tematu nie ma i nie będzie â?? zapewnia Grzegorz Schetyna .

    Trzy lata temu jako premier zastanawiał swoją popularnością nawet wyważonych komentatorów polskiej polityki. Dziś dominuje raczej zażenowanie. Lubiany i szanowany niegdyś polityk stał się niewolnikiem tabloidów i nic nie wskazuje na to, by chciał się z tej pułapki wyrwać. Co takiego zdarzyło się w ciągu tych trzech lat i co mówi nam to o polskiej scenie politycznej?

    Nowe wcielenie Marcinkiewicza to kolejny przypadek "wygasania ideowegoâ?? ludzi z szeroko rozumianego pokolenia młodopolaków. W latach 80., gdy zaczynałem ocierać się o politykę, bohater tego tekstu należał do drugiej generacji Ruchu Młodej Polski. Były to pierwsze lata pontyfikatu Jana Pawła II i odkrywanie siły katolicyzmu odbywało się z całym entuzjazmem wyrywania się z pozbawionego wartości świata PRL. Marcinkiewicz należał do konserwatywnych młodych wychowanków księdza Witolda Andrzejewskiego, zasłużonego duszpasterza z Gorzowa Wielkopolskiego.

    Kazimierz Marcinkiewicz ożenił się z Marią w 1981 roku. Pamiętam ten okres skromnych, ale niezwykle barwnych ślubów młodych opozycjonistów z ich pierwszymi licealnymi sympatiami. Pamiętam radość z narodzin dzieci w ponurych latach stanu wojennego. Czasy, gdy zamiast wódki â?? kojarzącej się z szarzyzną PRL â?? demonstracyjnie piło się wino. Czasy ciemne, ale w jakiś sposób świetliste. W latach 80. Marcinkiewicz łączy słabo płatną posadę nauczyciela w szkole podstawowej z działalnością w gorzowskim podziemiu. Po 1989 roku za wcześniejsze lata wyrzeczeń otrzymuje nagrodę. Zostaje kuratorem wojewódzkim, a w 1992 roku, po wejściu ZChN do rządu Suchockiej, wiceministrem oświaty.

    Ociera się wtedy o Warszawę, ale pozostaje skromnym człowiekiem. Po dojściu do władzy SLD w latach 90. wraca do Gorzowa, gdzie działa w miejscowym ZChN i w lokalnych instytucjach szkolnych, jednocześnie wchodząc w skład diecezjalnej rady duszpasterskiej.

    W tych latach 90. ludzie pochodzący z RMP potrafili jeszcze szczycić się swoją konserwatywną odmiennością. Ich staroświeckość wciąż miała sporo wdzięku. Przed oczyma staje mi Wiesław Walendziak jako gość Niny Ternetiew w programie "Bezludna wyspaâ?? â?? przebrany w XIX-wieczny cylinder i muszkę â?? opowiadający z wdziękiem, jak długo i wytrwale zabiegał o względy swojej żony.
  • Jak ktoś chce czytać dalej to cd.

    Whisky, cygara i maturzystki

    Coś zaczyna się zmieniać wraz z rządem Jerzego Buzka. Walendziak zostaje szefem URM i ściąga Marcinkiewicza do stolicy â?? na szefa gabinetu politycznego premiera. Po katastrofie AWS obaj trafiają do PiS.

    Ówczesny Marcinkiewicz już jest nieco inny niż dawniej. Podkreśla jeszcze swój konserwatyzm, ale jest coraz bardziej światowy, mówi o swoim biznesowym obyciu i znajomości europejskich stolic. Coraz mniej przypomina swoich niegdysiejszych mentorów, takich jak inny gorzowianin Marek Jurek, traktujących nadal swój związek z Kościołem niezwykle serio.

    Tak kończy się pewna epoka. Ludzie, których nie zmieniło kilkanaście lat po 1989 roku, dopiero teraz zaczęli się rozsmakowywać w dobrej whisky i markowych cygarach. Fascynować się warszawskim clubbingiem. Literackie echa tej przemiany znaleźć można w powieści "Umoczeniâ?? Andrzeja Horubały. Nieprzypadkowo niedługo później do biznesu odchodzi z polityki bliski przyjaciel Marcinkiewicza Wiesław Walendziak.

    Rok później los uśmiecha się do Marcinkiewicza. Wskutek splotu różnych okoliczności i upadku idei PO â?? PiS gorzowski polityk otrzymuje od Jarosława Kaczyńskiego nominację na premiera. Do dziś specjaliści od public relations głowią się nad przyczynami jego ówczesnej popularności. Na pewno jedną z nich była prowadzona przez szefa rządu świadoma gra tabloidami przeżywającymi wówczas swą pierwszą młodość.

    Wtedy też rodzi się Marcinkiewicz â?? człowiek zabawy. Polacy oglądają premiera na zdjęciach z dyskotek i studniówek w otoczeniu młodych dziewcząt. Na razie to tylko swojacki styl i szarmanckie całowanie maturzystek w ręce.


    Apetyt na życie

    Dziś można się zastanawiać, jak bardzo owa niespodziewana nominacja i idąca za tym popularność na dłuższą metę zepsuła Marcinkiewicza. Inaczej wygląda też decyzja Jarosława Kaczyńskiego, który po ośmiu miesiącach odebrał Marcinkiewiczowi premierostwo â?? co wtedy odczytywano jako przejaw zazdrości o popularność i mściwości lidera PiS.

    Kazimierz Marcinkiewicz nie został jednak przez PiS odrzucony. Wciąż dostawał od swojej partii prezenty na pocieszenie, na które w niewielkim stopniu zapracował. Najpierw został pełniącym obowiązki prezydenta Warszawy, potem kandydatem PiS na prezydenta stolicy, a po porażce podano mu na tacy stanowisko w londyńskim EBOR. Dopiero tam, w Londynie, Marcinkiewicz poczuł silniejszą potrzebę rozliczenia się z Jarosławem Kaczyńskim i wsparcia Platformy Obywatelskiej. Londyńskie City najwyraźniej uderzyło mu do głowy.

    Pierwszym sygnałem dla byłego premiera, że coś z nim samym jest nie tak, powinna być zmiana nastawienia polskich mediów do "najsłynniejszego Polaka nad Tamiząâ??. Niespodziewanie, nie wiadomo od kiedy, przestał być traktowany całkiem serio. Marcinkiewicz przeoczył ten moment. Żył w Londynie, skąd z każdym dniem było coraz dalej do Polski, a tym bardziej do gorzowskiego domu. Wspomnienia ze ślubu z 1981 roku jawiły się jako prehistoria. Jedni pewnie nazwą to kryzysem 50-latka, inni ostatecznym testem dla pokolenia konserwatystów, "którym się udałoâ??. Zastanawiające jest, jak nagły skok cywilizacyjny Polski (co symboliczne â?? zbieżny z wejściem Polski w 2004 roku do Unii) skłonił ludzi, którzy latami odmawiali sobie wielu rzeczy, by teraz nabrali konsumpcyjnego apetytu na życie. Nasuwa się analogia z zachodnioeuropejskimi chadekami z lat 60. i 70., którzy po latach mieszczańskiego, ustatkowanego życia zaczęli się rozwodzić, szybko oddalać się od zaprzyjaźnionych proboszczów i życzliwych biskupów. Nagle odkrywali, że sekretarki są ponętniejsze od żon zmęczonych wychowaniem wielu dzieci, a barwne życie polityka daje wiele okazji, którym nie sposób się oprzeć.


    The show must go on

    Zwolennicy postępu obyczajowego uwielbiają kpić z takich upadłych konserwatystów. Bardziej umiarkowani zwolennicy ładu liberalnego będą kiwać tylko głowami z pobłażliwym poczuciem nieuchronnego końca starych czasów. Tyle o sobie wiemy, ile nas wystawiono na pokuszenie â?? dodadzą sceptycy.

    W wypadku Kazimierza Marcinkiewicza elementem "kuszenie konserwatystyâ?? był rzadko spotykany szybki awans polityczny i kariera medialna. Tabloidy wykreowały Marcinkiewicza na celebrytę, którego każdy krok życiowy kontrolowany jest przez wścibskie media. Celebrytę, którego każdy krok śledzi armia fotoreporterów. Kiedy były premier stracił nad tym kontrolę? Kiedy po raz pierwszy nie starczyło czasu na telefon z Londynu do Gorzowa? A może jeszcze wcześniej brakowało czasu na telefony z gabinetu premiera do rodzinnego domu?

    Kiedy zaczęły mu imponować rzeczy, które jeszcze parę lat temu nie miały dla niego większej wartości? Kiedy pozwolił po raz pierwszy spoufalać się ze sobą tabloidom, bo liczył, że nie przetrwa w polityce bez medialnej popularności? Gdzie był początek rozmieniania się na drobne? Czy ktoś oprócz samego Marcinkiewicza jest temu winien? Może politycy PiS, którzy zabiegali dla niego o nagrodę pocieszenia w Londynie? Może media, które wpierw zachwycały się światowością premiera, a potem nagle zaczęły go egzaminować ze znajomości angielskiego?

    A może politycy Platformy, którzy â?? na złość PiS â?? postanowili złowić w swoje sieci Marcinkiewicza?

    Na forach internetowych lewicowi internauci wypominają dziś Marcinkiewiczowi jego wcześniejsze konserwatywne deklaracje i granie rodziną w kampaniach wyborczych. Z kolei zwolennicy PiS z satysfakcją wskazują, że ktoś, kto kiedyś zdradził swoją partię, dziś odwraca się plecami także do najbliższych.

    A tabloidy? Wczoraj pochylały się z troską nad opuszczoną żoną. Dziś już cytują Kazimierza Marcinkiewicza komplementującego swoją nową wybrankę. The show must go on.

    I tylko rodziny żal.

    Rzeczpospolita
  • smród tylko zostanie
    Może pierścionek dał z grawerem rozwodowym...?
  • A jeszcze kilka lat temu obraz szlachetnego ojca rodziny kreował w Gościu Niedzielnym. artykuł z numeru 48/2005 27-11-2005
    Brak słów
    Tak to bywa, gdy pycha przysłoni całkowicie rozum

    Nie chcę czuć się bezkarny
    z premierem Kazimierzem Marcinkiewiczem rozmawiają Andrzej Grajewski i Sebastian Musioł


    Jakimi cnotami się szczyci, co zyskał i czego brakuje premierowi Kazimierzowi Marcinkiewiczowi

    Premier Kazimierz Marcinkiewicz
    Z wykształcenia jest fizykiem. Był nauczycielem matematyki i fizyki w Gorzowie Wielkopolskim, wiceministrem edukacji narodowej w rządzie Hanny Suchockiej, szefem Gabinetu Politycznego Premiera Jerzego Buzka. W 1989 r. tworzył ZChN. Był posłem AWS. Od 2002 roku jest członkiem PiS. 31 października został przez Prezydenta RP zaprzysiężony na urząd Prezesa Rady Ministrów. 10 listopada jego rząd otrzymał od Sejmu wotum zaufania. Ma 46 lat, żonaty, czwórka dzieci.
    (to już nieaktualne)

    Andrzej Grajewski, Sebastian Musioł: â?? Rozpoczniemy od anegdoty. W pociągu toczyła się dyskusja o sprawach publicznych. Jedna z pań, niewątpliwie sympatyk nowego rządu, powiedziała z troską: â?? Ten nasz premier to na pewno pobożny jest, ale czy da sobie radę? Nie ma Pan takich wątpliwości?
    Kazimierz Marcinkiewicz: â?? Nie tylko pobożny, ale i da sobie radę, tak bym odpowiedział. Swojej pobożności się nie wstydzę. Spokój, jaki zachowuję nieraz w trudnych sytuacjach, a minęło już sześć tygodni od mojej nominacji, zawdzięczam także swej wierze. To poczucie jest oczywiście bardzo trudne do wytłumaczenia, ale ja to czuję. Czuję, że ludzie są ze mną, że się za mnie modlą, że podtrzymują mnie na duchu. To bardzo mi pomaga.
    (to raczej też nieaktualne)

    Wierzymy. Ale nie wszyscy się za Pana modlą. Niektórzy stawiają pytanie, czy najwyższy urzędnik państwowy powinien demonstrować swą religijność?
    (dobrze, że może jeszcze dziś też to jeszcze przed tym nieszczęśnikiem jakiś ratunek)
    â?? O ile dobrze pamiętam, jedynie w dwóch wystąpieniach mówiłem, zresztą rzecz dla mnie absolutnie prawdziwą, że z Bożą pomocą damy radę nasz program zrealizować. Powiedziałem to przy zaprzysiężeniu rządu oraz w czasie wygłaszania expos?? w Sejmie. W porównaniu z wypowiedziami znanych polityków zachodnich, na przykład prezydenta Stanów Zjednoczonych, nie uważam, abym zbyt często używał imienia Bożego w debacie publicznej. Tego, że chodzę do kościoła częściej niż w niedzielę, nie mam powodu ukrywać. Teraz towarzyszy mi sztab ludzi, ochroniarze i oczywiście dziennikarze. Ale z tego powodu nie zamierzam zmieniać swych zwyczajów ani ukrywać swej religijności. Oczywiście w służbie publicznej moim obowiązkiem jest przestrzeganie prawa. Zapewniam Panów, że nie zamierzam łamać czyichkolwiek praw. Powiem więcej, moim zadaniem jest bronić każdego obywatela, bez względu na jego przekonania religijne. Będę tak robił nie tylko dlatego, że tak nakazuje mi prawo. Wynika to przede wszystkim z mego głębokiego szacunku dla każdego człowieka.

    Jaki jest, według Pana, optymalny model stosunków Kościółâ??państwo?
    â?? W gruncie rzeczy taki model został już w Polsce stworzony. Mamy podpisany Konkordat, a także wynikające z tego stanu rzeczy ustawodawstwo. Opracowania wymagają jeszcze ustawy regulujące niektóre sprawy majątkowe Kościoła. Mam nadzieję, że prace nad nimi wkrótce zostaną zakończone. Rozmawiałem już o tym z bp. Piotrem Liberą, sekretarzem Episkopatu Polski. Wkrótce wznowi prace Komisja Wspólna Rządu i Episkopatu, a także gremium zajmujące się Konkordatem. Jestem przekonany, że wszystkie sprawy, które nie zostały jeszcze zakończone, wkrótce znajdą swój finał. Podobnie zresztą będzie w przypadku ustaw regulujących relacje z państwem innych Kościołów. Sądzę więc, że w naszym państwie potrafiliśmy rozsądnie oddzielić to, "co boskie", od tego, "co cesarskie".

    W wywiadach podkreślał Pan, że nie brakuje Panu cnoty cierpliwości. Czy jakieś inne cnoty są Panu bliskie?
    (ciekawe jakie przetrwały po latach)
    â?? Musiałbym zacząć od refleksji nad cnotami kardynalnymi, których osiągnięcie jest naszym celem, choć wszyscy mamy świadomość, jak jest to trudne. Myślę, że cnotą, która jest mi szczególnie bliska i do której świadomie zmierzam, jest cnota miłości. Jestem przekonany, że dzięki temu w kręgu mojej rodziny udało mi się osiągnąć ład i harmonię. Teraz muszę to poszerzyć na krąg wszystkich ludzi.

    A co z cnotą roztropności Panie Premierze?(no właśnie szeroko rozumianą)
    Czy powoływanie rządu mniejszościowego było rzeczą roztropną?
    â?? Myślę, że nie brakuje mi także tej cnoty. Jednak w przypadku powoływania koalicji oraz poszukiwania większości sejmowej dla mego rządu znacznie bardziej potrzebna była cierpliwość. Nie mam żadnych wątpliwości, że powołanie tego rządu, nawet w takich warunkach, było po prostu koniecznością. Jest szansa, aby zmieniać Polskę, i trzeba ją wykorzystać. Efekty naszej pracy rozliczą obywatele.

    Sytuacja polityczna może zmusić Pana do kompromisu. Przyjdą posłowie Lepper bądź Giertych i za wsparcie w Sejmie będą domagać się konkretnych decyzji i rozstrzygnięć.
    â?? Rządzenie jest sztuką osiągania kompromisu. Tylko dyktatorzy mogli robić to, co chcieli i uważali za najmądrzejsze. Aby rządzić, trzeba mieć wsparcie na sali sejmowej, to oczywiste. Dla mnie kompromis nie jest wyrazem oportunizmu, ale umiejętnością dochodzenia do wspólnego dobra, a więc rozwiązań korzystnych dla większości. Mam poczucie tego, że naszymi działaniami musimy naprawić wiele niesprawiedliwych rozwiązań. Z dobrodziejstw demokracji i wolności korzystało u nas niewielu. Ja także korzystałem, dlatego mówię nas. Wielu Polaków, niestety, nie. Dlatego potrzebujemy stabilnej większości, aby móc sprawnie rządzić. Nie boję się więc rozsądnych kompromisów, jeżeli nie będą one sprzeczne z najważniejszymi celami mego rządu.

    Przychodził Pan tutaj z pewnymi wyobrażeniami zadań, jakie Pana czekają. Czy czegoś Pan jednak nie przewidział, coś zaskoczyło Pana negatywnie, a może coś pozytywnie.
    â?? Zaskoczeniem negatywnym była przede wszystkim inercja administracji. Mamy tysiące urzędników w państwie, a wygląda to często tak, jakby pracowało tylko niewielu z nich. Administrację należy poprawić w sposób znacznie bardziej radykalny, aniżeli o tym kiedyś myślałem. Zaskoczenie pozytywne to silne poczucie, że w społeczeństwie jednak pojawiła się nadzieja na zmiany, na wdrożenie naszego programu. Z tej nadziei czerpię siłę do działania, a jednocześnie zdaję sobie sprawę, jakim jest do dla nas wyzwaniem. Wiem, że tej nadziei zawieść nie możemy.

    Jak Pan teraz traktuje polityków Platformy. Miał Pan wśród nich wielu znajomych, może i przyjaciół. Chciał Pan z nimi rządzić i nagle między wami wyrasta mur niechęci. (To też dobre pytanie, a jaka dziś byłaby odpowiedź)
    â?? To nie jest proste. Przyzwyczaiłem się już jednak do tego, że polityka jest także pewnym teatrem. Staram się więc to w swych ocenach uwzględniać. Nasz rząd jest w tej chwili ostro atakowany przez PO. Jednocześnie w kuluarach sejmowych podchodzą do mnie posłowie z tego ugrupowania, gratulują wyboru oraz życzą, aby nasz program udało się zrealizować. Myślę więc, że istnieje możliwość normalnej, rzeczowej współpracy także z Platformą Obywatelską.

    Czy, według Pana, liberalizm wyklucza solidaryzm?
    â?? Wydaje mi się, że dyskusja, która toczyła się podczas kampanii wyborczej na temat liberalizmu i solidaryzmu, jest dla Polski bardzo wartościowa. Pierwszy raz od 1989 roku rozmawialiśmy w bardzo nowoczesny sposób o poważnych sprawach. Nie mówiłem nigdy, że liberalizm i solidaryzm się wykluczają. Liberalizm uważa, że poprzez stworzenie warunków dla najsilniejszych dobrobyt dotrze do każdego, zaś solidaryzm uznaje, że dbałość o najsłabszych musi być od samego początku.

    Przeciętni obywatele wciąż pytają, kiedy będzie lepiej?
    â?? Składanie obietnic, zwłaszcza konkretnych, jest bardzo trudne. Mogę jednak zapewnić, że w ciągu roku gospodarka poprawi się znacząco. Za rok mamy szansę osiągnąć 5-procentowy wzrost gospodarczy, jeżeli uda nam się wdrożyć trzy instrumenty: inwestycje drogowe, inwestycje mieszkaniowe i środki strukturalne z Unii Europejskiej, dotychczas wykorzystane zaledwie w 3 procentach. Poprawią się warunki działalności firm i powstaną nowe miejsca pracy. A równocześnie najbiedniejsi odczują pewną ulgę w życiu poprzez waloryzację rent i emerytur, zwrot akcyzy za paliwo dla rolników, program dożywiania dzieci i młodzieży, lepszą politykę społeczną wobec grup najbiedniejszych.

    Program rządu zakłada rozwój przez zatrudnienie. Jak rozumieć w tym kontekście na przykład zapowiedź ograniczeń dla hipermarketów, w których przecież wielu bezrobotnych znajduje pracę?
    â?? Nie chodzi o zamykanie się dla firm. Polska jest krajem otwartym na każdą dobrą, uczciwą inwestycję, która będzie prowadziła do zatrudnienia. Co więcej, stworzymy dużo lepsze warunki do prowadzenia takich inwestycji. Jeśli jednak chodzi o handel, to w każdym znanym mi kraju próbuje się znaleźć równowagę pomiędzy małymi sklepikami a handlem wielkopowierzchniowym.
    Czy to będzie oznaczało także rozliczanie nieprawidłowych prywatyzacji?
    â?? Rozliczyć trzeba wszystko, dlatego że trzeba mieć wiedzę. Budować trzeba na prawdzie. Czy uda się pociągnąć do odpowiedzialności tych, którzy podejmowali złe decyzje â?? to druga kwestia. Warto, żeby wreszcie kiedyś ci, którzy podjęli złe decyzje, za to odpowiedzieli. To jest ważne także dla mnie. Żebym ja przy podejmowaniu decyzji wiedział, że ktoś już za złą decyzję odpowiedział. Dziś mam przeświadczenie, że do tej pory nikt nie poniósł odpowiedzialności za swoją dotychczasową działalność. Ja nie chcę czuć się bezkarny.

    Jednym z najważniejszych problemów jest kryzys demograficzny. Może Pan wymienić trzy konkretne działania rządu wzmacniające rodzinę?
    â?? Nasz program jest w całości odpowiedzią na kryzys demograficzny. Podstawowym elementem są działania skierowane do obecnych dwudziestolatków. Dla dziesięciu milionów Polaków to program otwarcia nowych zawodów, dotychczas zamkniętych, np. zawodów prawniczych czy kariery naukowej. Po wtóre napędzanie gospodarki i zachęta do tworzenia miejsc pracy. I po trzecie program mieszkaniowy, który da młodym szansę szybko budować dzięki tanim kredytom. Do tego: wydłużone urlopy macierzyńskie, dodatki przy urodzeniu dziecka, program edukacji. Nasz program zakłada starania wobec rodziny od przedszkola do emerytury.

    Jakie Pańska rodzina zapłaci podatki w 2006 roku?
    â?? Będzie to taki sam podatek jak do tej pory. Rozliczam się razem z żoną. Za upływający rok zapłacę podatek najpierw 19 proc., potem wpadnę w stawkę 30 proc., a nawet 40 procent. Ale już za 2006 rok zapłacę podatek 32-procentowy.

    Ulgi, proponowane przez PiS, nie uchronią więc przed wyższymi progami podatkowymi.
    â?? Fakty są takie, że dziś efektywna stawka podatkowa wynosi niewiele ponad 13 procent. Tyle płaci większość Polaków. To mniej niż liniowa stawka proponowana przez PO.

    Jaką ma Pan wizję Polski w Europie?
    â?? Polska może odegrać w Europie dużo większą rolę przynajmniej z trzech powodów. Pierwszy to ciekawe miejsce Polski. Jesteśmy najmniejszym z sześciu największych państw i największym z najmniejszych. Możemy budować koalicje w różnych kierunkach dla tworzenia dobrych warunków istnienia w Europie. Drugi powód to nasze dobre stosunki ze Stanami Zjednoczonymi. Europa powinna się budować nie w konfrontacji atlantyckiej, lecz we współpracy z USA. Trzeci powód â?? dla Europy jesteśmy bramą na Wschód.

    Czego Panu brakuje jako premierowi?
    â?? Brakuje najbardziej czasu, bo człowiek potrzebuje jednak pięciu, sześciu godzin snu, aby pozostałą część dnia dobrze funkcjonować. Oprócz tego brakuje mi kontaktu z ludźmi. Chodzi o to, czym ludzie żyją. Odgradza mnie ilość zajęć, spotkań i innych obowiązków. Będę musiał to nadrabiać.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.