Może były też źle przyklejone, nie wiem. Pamiętam, że w czasach technikum byłem totalnie w szoku, gdy liczyliśmy siłę oddziaływania wiatru na budynek. Było jasne, że siła do budynku potrafi być potężna. Ale gdy liczyliśmy siłę odciągającą na zewnątrz (powstaje od przeciwnej strony niż wieje wiatr, taki odkurzacz) to spokojnie osiąga nawet do 100 kg na metr kwadratowy.
Czyli tak jakby na każdym metrze kwadratowym zawiesić 100 kg odważnik odciągający ścianę. Dla ściany to są tony siły.
Wczoraj ze spokojem czekałam na moment kiedy sprawy rodzinne będą na tyle pod kontrolą, że będę mogła dalej kleić moją ściankę. Weszłam na kolejny metr nad Ziemią i ku mojemu zdziwieniu okazało się, że ściana na loggi wygląda jak ser szwajcarski. Tu i ówdzie prześwitywało światło. A podmuch ciepła był momentami tak duży, że można było się nim ogrzać. Nic!!!! Moje pogodne nastawienie zostało zrujnowane w ciągu paru chwil i znowu musiałam zmienić plany. Rozrobiłam zaprawę klejową do bloczków i uzupełniłam wszystkie jasno złote prześwity. Ponieważ przeciwnościom nie należy dawać się pokonać to ostatnie chwile dnia poświęciłam na kilka płyt styropianu. No cóż i tutaj były niespodzianki. Fachowcy stawiając ściankę chyba zapomnieli co to są piony i poziomy i klejem trzeba było nadrobić defekty. Po skończonej pracy długo zastanawiałam się czy to komedia czy upiorny dramat. I mam postanowienie; zanim rozpocznę przygotowanie do pracy będę miała nastawienie pozytywne i otwartość, na to że coś może mnie zaskoczyć. Dlatego z niecierpliwością czekam na to co mnie dzisiaj zaskoczy i co będzie moim wyzwaniem. Pozdrawiam Was
@maria_u jestes twardzielka! Wielkie wow! Ja, w pierwszym pieciominuciu pobytu na rusztowaniu spadlabym do wiadra z zaprawą, pociagajac za soba klej w pianie, kołki i wiertarke pod prądem. Trup na miejscu. Tym bardziej podziwiam i doceniam umiejetnosci i talenty budowlano- remontowe u innych kobiet.
U nas o ile pamiętam kołkowane były całe ściany domu. Na garażu tylko narożniki. Ważne, żeby kołki miały część przy talerzyku z tworzywa i styropianowe zaślepki. Inaczej nie tylko sa gorsze parametry cieplne, ale i robią się z czasem brzydkie ciemne kółka na elewacji, co na wielu domach można zaobserwować. U nas po paru latach tynki bez zmian.
@maria_u jestes twardzielka! Wielkie wow! Ja, w pierwszym pieciominuciu pobytu na rusztowaniu spadlabym do wiadra z zaprawą, pociagajac za soba klej w pianie, kołki i wiertarke pod prądem. Trup na miejscu. Tym bardziej podziwiam i doceniam umiejetnosci i talenty budowlano- remontowe u innych kobiet.
"To już jest koniec, nie ma już nic" - wciąż świdrowało mi w głowie. Rusztowanie dygotało od wiatru a ja metr po metrze wspinałam się. Kompletnie nic się nie stało ale tam na górze nie byłam wstanie podjąć dalej pracy. Zeszłam, wyjaśniłam mężowi, że bez uprzęży wspinaczkowej nie jestem w stanie tam być. Nie wiem jak to robią Panowie, czy oni nie mają lęku? Pojechałam do sklepu wytłumaczyłam Panu czego potrzebuję a on z uśmiechem zapytał, po co uprząż. One się nie sprzedają, wystarczy, że się Pani obwiąże "tak o tak" na supełek i wystarczy. Wzięłam linę i podziękowałam.
Mąż w środę wieczorem uświadomił mnie, że wątek ma 1,9k wejść. Weszłam wczoraj na rusztowanie, widoki był piękny ale ja wciąż rozglądałam się za tłumem, który jest wokół mnie. I znowu słowa piosenki "A teraz jestem tu ludzi tłum A myśli takie dziwne Nie wiem czy sam tego chce..." Jeden dzień mojej nowej namiętności albo może starej ale nigdy nie ujawnionej.. "A w życiu jakby piękniej" Pozdrawiam z tego miejsca Was wszystkich i dziękuję za Waszą obecność. A teraz to już muszę iść do roboty..
Zdobyłam mój ośmiotysięcznik K2. Ja i sprzęt byłam zabezpieczona ale każdy krok w górę wywoływał balansowanie rusztowania. Im wyżej tym było to bardziej nieznośne. Do tego na górze pojawiła się rosa kompletnie niewidoczna od dołu. W końcu dotarłam do desek, które były moim podestem. Sprawdziłam stan masy klejącej. Producent zaleca by temperatura ściany była powyżej 5C. Na wszelki wypadek dolałam przeciwmrozowy plastyfikator do zapraw budowlanych i ruszyłam z oblepionym styropianem na szczyt dachu. Przykleiłam, docisnęłam sprawdziłam czy trzyma poziom i bez patrzenia w dół wróciłam do mojej platformy. Usiadłam by przeżyć radość z tego, że pokonałam lęk i ku mojemu zdziwieniu zorientowałam się, że przeciwległy róg dachu jest o 4m wyżej względem poziomu Ziemi niż ten, który właśnie zakleiłam. Także czeka mnie jeszcze Mount Everest.
@maria_u szacun i zazdrocha jednocześnie! Ja tylko takie wykończeniowe bzdety robiłam: szlifowanie, szpachlowanie, malowanie i jeszcze kafelki malowałam i szafki, żeby wykorzystać to co jest. A, no i taki domek jeszcze składałam narzędziowy+ fundament.
Ale ocieplanie! W sumie to marzy mi się nauczenie czegoś takiego... Zawód mój nie z tej branży co prawda, ale jak czytam o Twoich wyczynach, to jestem pełna podziwu!
Zaprosiłam męża na podwórko byśmy popatrzyli jak przybywa styropianów na ścianie. O! A jak weszłaś na ten Mount Everest? Sprawdziłam rano pogodę, założyłam górskie buty i gogle narciarskie by mi nie raziło w oczy. Wystawiłam drabinę przez okno. Od strony domu obciążyłam ją trzema wiadrami z zastygłym betonem a po drugiej stronie stanęłam ja. Uzupełniłam nierówności po murarzach z przed 30 lat, zakołkowałam ścianę by styropian nie obsunął się pod własnym ciężarem i docisnęłam styropian. Później to już tylko trzeba było zejść nie patrząc na dół.
Za duży otwór okienny ział pustką od wielu miesięcy a ja miałam okno w piwnicy. W końcu wymurowałam murek; pustaki przełożyłam cienkowarstwową zaprawą do betonu komórkowego a w środek nawierciłam 14 cm kołki szybkiego montażu i uzupełniłam pianką montażową niskoprężną. Na górę położyłam profil dziesiątkę. W środek włożyłam dwa druty (szóstki) po bokach wciśnięte w ściany na 7 cm i zalałam betonem. Teraz to wszystko stygnie. Mąż obiecał mi, że zrobi wątróbkę z tej okazji.
maria_u już nigdy nie bedziesz mogla wyprowadzic sie z tego domu, z takim zaangażowaniem wyremontowanego!
Oj tam, pytanie czy będzie CHCIAŁA. Bo co do mobilności i łatwości zmian u tej akurat osoby (i rodziny) nie mam wątpliwości. Wystarczy mi co usłyszałam o Marii od jej dzieci. @maria_u świetnie się Ciebie czyta - motywujesz by wziąć się za fraki.
A ja właśnie czytam i ze zdziwieniem wszystko rozumiem Ale my już po dachowym etapie jesteśmy - na tych pierdzikółkach No i ja trochę mentalnym budowlańcem jestem
Komentarz
Pamiętam, że w czasach technikum byłem totalnie w szoku, gdy liczyliśmy siłę oddziaływania wiatru na budynek.
Było jasne, że siła do budynku potrafi być potężna.
Ale gdy liczyliśmy siłę odciągającą na zewnątrz (powstaje od przeciwnej strony niż wieje wiatr, taki odkurzacz) to spokojnie osiąga nawet do 100 kg na metr kwadratowy.
Czyli tak jakby na każdym metrze kwadratowym zawiesić 100 kg odważnik odciągający ścianę. Dla ściany to są tony siły.
Dlatego nie żałowałbym na kołki.
Natomiast chemia z czasem zmienia właściwości, dlatego nie do końca jej ufam.
Zawsze wolę mieć dwa elementy skręcone, niż sklejone, chociaż tak, że czasem może być tak sklejone, że nic tego nie rozerwie.
Z drugiej strony jak producent mówi, że jest to ok, to może jestem za ostrożny po prostu
Moje pogodne nastawienie zostało zrujnowane w ciągu paru chwil i znowu musiałam zmienić plany.
Rozrobiłam zaprawę klejową do bloczków i uzupełniłam wszystkie jasno złote prześwity.
Ponieważ przeciwnościom nie należy dawać się pokonać to ostatnie chwile dnia poświęciłam na kilka płyt styropianu. No cóż i tutaj były niespodzianki. Fachowcy stawiając ściankę chyba zapomnieli co to są piony i poziomy i klejem trzeba było nadrobić defekty.
Po skończonej pracy długo zastanawiałam się czy to komedia czy upiorny dramat. I mam postanowienie; zanim rozpocznę przygotowanie do pracy będę miała nastawienie pozytywne i otwartość, na to że coś może mnie zaskoczyć.
Dlatego z niecierpliwością czekam na to co mnie dzisiaj zaskoczy i co będzie moim wyzwaniem.
Pozdrawiam Was
Tym bardziej podziwiam i doceniam umiejetnosci i talenty budowlano- remontowe u innych kobiet.
Pojechałam do sklepu wytłumaczyłam Panu czego potrzebuję a on z uśmiechem zapytał, po co uprząż. One się nie sprzedają, wystarczy, że się Pani obwiąże "tak o tak" na supełek i wystarczy.
Wzięłam linę i podziękowałam.
Mąż w środę wieczorem uświadomił mnie, że wątek ma 1,9k wejść.
Weszłam wczoraj na rusztowanie, widoki był piękny ale ja wciąż rozglądałam się za tłumem, który jest wokół mnie.
I znowu słowa piosenki "A teraz jestem tu ludzi tłum
A myśli takie dziwne
Nie wiem czy sam tego chce..." Jeden dzień mojej nowej namiętności albo może starej ale nigdy nie ujawnionej.. "A w życiu jakby piękniej"
Pozdrawiam z tego miejsca Was wszystkich i dziękuję za Waszą obecność.
A teraz to już muszę iść do roboty..
Także czeka mnie jeszcze Mount Everest.
Brawo
Ja tylko takie wykończeniowe bzdety robiłam: szlifowanie, szpachlowanie, malowanie i jeszcze kafelki malowałam i szafki, żeby wykorzystać to co jest. A, no i taki domek jeszcze składałam narzędziowy+ fundament.
Ale ocieplanie! W sumie to marzy mi się nauczenie czegoś takiego... Zawód mój nie z tej branży co prawda, ale jak czytam o Twoich wyczynach, to jestem pełna podziwu!
O! A jak weszłaś na ten Mount Everest?
Sprawdziłam rano pogodę, założyłam górskie buty i gogle narciarskie by mi nie raziło w oczy.
Wystawiłam drabinę przez okno. Od strony domu obciążyłam ją trzema wiadrami z zastygłym betonem a po drugiej stronie stanęłam ja. Uzupełniłam nierówności po murarzach z przed 30 lat, zakołkowałam ścianę by styropian nie obsunął się pod własnym ciężarem i docisnęłam styropian. Później to już tylko trzeba było zejść nie patrząc na dół.
W końcu wymurowałam murek; pustaki przełożyłam cienkowarstwową zaprawą do betonu komórkowego a w środek nawierciłam 14 cm kołki szybkiego montażu i uzupełniłam pianką montażową niskoprężną. Na górę położyłam profil dziesiątkę. W środek włożyłam dwa druty (szóstki) po bokach wciśnięte w ściany na 7 cm i zalałam betonem. Teraz to wszystko stygnie. Mąż obiecał mi, że zrobi wątróbkę z tej okazji.