Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Wielodzietność - szansa czy obciążenie?

edytowano kwiecień 2022 w Ogólna
Zastanawiam się, jak podejść do wielodzietności z bardziej dojrzałej perspektywy, niż tylko wskaźników demograficznych. Nie jesteśmy przecież bydłem rozpłodowym, które ma "wyrobić normę" przyrostu naturalnego dla korzyści przyszłych emerytów.

Nie da się zaprzeczyć, że dużo dzieci to mniej czasu i uwagi na pojedyncze dziecko. Czas nie jest z gumy i trzeba go dzielić. Podobnie z gumy nie są nasze portfele i duża rodzina żyje biedniej, bo ma więcej wydatków.

Pytanie, czy ten bilans wychodzi na niekorzyść wielodzietności. Moim zdaniem, mimo wszystkich trudności, warto mieć dużo dzieci. Dlaczego?

1. Więcej dzieci to więcej miłości. Relacje między rodzeństwem wyrównują z naddatkiem to, czego nie mogą dać rodzice. I nawet, jeżeli na co dzień pojawiają się jakieś drobne zatargi, to rodzeństwo dąży do jedności i zgody w rodzinie. Wiele razy nasze dzieci mediowały w przypadku konfliktów swojego rodzeństwa z rodzicami. Myślę, że dzięki temu żyjemy w większej zgodzie.

2. Biedniej nie musi znaczyć gorzej. Przeciwnie, mając tyle głów i tyle pomysłów, wydajemy nasze pieniądze z większym sensem. Nasza rodzina angażuje się w skauting, robimy masę rzeczy po kosztach, albo za darmo. Wcale nie uważam, abyśmy na tym tracili.

3. Więcej dzieci to więcej talentów. Każde dziecko przynosi ze sobą niezwykłe umiejętności. Jedne grają na instrumentach, inne malują, jeszcze inne programują. W skali dużej rodziny robi to wrażenie. Dodatkowo, wspólne talenty jednoczą rodzeństwo i pozwalają uzyskać efekt synergii.

4. Duża rodzina to wesoła rodzina. Tak przynajmniej jest u nas. Wspólne posiłki, czy inne okazje by być razem, to niekończące się żarty, śmiech, anegdoty, które potem długo przypominamy. Nawet, jeżeli ktoś przychodzi smutny, to jest pewne, że rodzeństwo go rozbawi.
Podziękowali 3Pioszo54 Aga85 In Spe
«1

Komentarz

  • patrząc z perspektywy gatunku
    a też z perspektywy Księgi Rodzaju

    jesteśmy "bydłem rozpłodowym", jak każde bydlątko we wszechświecie
  • z perspektywy jednostkowej,
    wygląda to tak, jak napisałeś, 
    z tym, że dochodzą także efekty skali - im więcej ludzi, tym łatwiej się wszystkim żyje
    Podziękowali 1DaddyPig
  • Bardzo optymistyczny obraz ale przecież nie zawsze tak jest.
    1.  Wystarczy popatrzeć na dorosłe rodzeństwa - tu nie kwestia wielkości rodziny ale podejścia samych rodziców i ich wizji wychowania ma wpływ na to co z tego wyniknie.
    2. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia
    3. Powiazalabym z punktem drugim bo rozwijanie talentów na zadupiu może być bardzo kosztowne, a im więcej talentów tym więcej funduszy. Może też pójść w drugą stronę i nie będzie mówić o talentach a o chorobach i dysfunkcjach rozwojowych.
    4. Znów punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, np wspólne posiłki to u nas co najwyżej w niedzielę a i tu się robi problem ze wzgl na logistykę Kościelna i ewentualne zajęcia dodatkowe. 

    Moim zdani żadne kalkulacje czy przemyślenia nie będą uniwersalne. To małżonkowie muszą mieć wspólna wizję wielodzietności żeby to wypaliło, inaczej będzie to szarpanina i trud którego nikt nie chce się imać
  • Pioszo54 powiedział(a):
    z perspektywy jednostkowej,
    wygląda to tak, jak napisałeś, 
    z tym, że dochodzą także efekty skali - im więcej ludzi, tym łatwiej się wszystkim żyje
    Z ostatnim zdaniem zupełnie się nie zgadzam. Im więcej dzieci, tym więcej pracy, wydatkow więc żyje się nieco teudniej. Ponadto każde dziecko oprócz talentów przynosi ze sobą jakieś problemy zdrowotne, z zachowaniem itd, które trzeba rozwiązywać, a to zabiera duzo czasu, czasem powoduje poczucie winy rodzica, ze nie wyrabia, jest nie dość dobry. 
    Ale fakt, jest wiele radości i śmiechu. Duzo miłości i pięknych chwil. I według mnie, daje tez takie poczucie równowagi, człowiek nie rozmienia się na drobne. I wie, co w życiu naprawde jest ważne. 
  • Aga85 powiedział(a):
    Pioszo54 powiedział(a):
    z perspektywy jednostkowej,
    wygląda to tak, jak napisałeś, 
    z tym, że dochodzą także efekty skali - im więcej ludzi, tym łatwiej się wszystkim żyje
    Z ostatnim zdaniem zupełnie się nie zgadzam. Im więcej dzieci, tym więcej pracy, wydatkow więc żyje się nieco teudniej. Ponadto każde dziecko oprócz talentów przynosi ze sobą jakieś problemy zdrowotne, z zachowaniem itd, które trzeba rozwiązywać, a to zabiera duzo czasu, czasem powoduje poczucie winy rodzica, ze nie wyrabia, jest nie dość dobry. 
    Ale fakt, jest wiele radości i śmiechu. Duzo miłości i pięknych chwil. I według mnie, daje tez takie poczucie równowagi, człowiek nie rozmienia się na drobne. I wie, co w życiu naprawde jest ważne. 
    więcej ludzi, to więcej producentów, większa skala produkcji,
    więc wszelkie wytwory ludzkiej pracy stają się tańsze
  • Troje dzieci to najmniejsza grupa społeczna, sensowne wychowanie trojga jest łatwiejsze niż jednego lub dwojga. Ja zdecydowanie jestem przy szansie, chociaż dostrzegam trud obciążeń zdrowotnych, bywa. One zresztą mogą złamać w każdej rodzinie  małej i dużej.
  • jan_u powiedział(a):
    sensowne wychowanie trojga jest łatwiejsze niż jednego lub dwojga.
    Problem zaczyna się kiedy trzy wywiadówki są o jednej godzinie, albo trzeba dzieci dowieźć w trzy miejsca, a nie ma się samochodu.
  • @Turturek miałem i 8. Żartowałem, że mam 10% udziałów w szkole. Da się dogadać.
  • Da się, chociaż nie ze wszystkimi nauczycielami, ale jest dużo trudniej, czyli jest to problemem.
  • Czyli lepiej mieć mniej dzieci?
  • Lepiej mieć więcej, bo ilość plusów przekracza zdecydowanie wszelkie minusy. Ale to tak jakby się spytać alkoholika czy lepiej jest pić czy nie pić. Dla niego picie będzie sensem życia, podobnie jak dla niektórych wygoda.
  • Alkoholika???
  • W idealnym świecie lepiej więcej niż mniej dzieci, gdy tata jest w stanie zarobić na całą rodzinę, a mama chce rodzic i zajmować się dziećmi w domu, a w tle są gdzieś dziadkowie, ciocie i wujkowie, którzy sporadycznie pomogą. A jak nie jest jak wyżej to moim zdaniem nie warto, bo przy dwójce rodziców, którzy pracują na pełen etat, braku jakiegokolwiek wsparcia rodziny i nie daj Boże trudnym charakterze któregoś z dzieci to mimo dobrych chęci już przy 3 dzieci kiepsko się żyje momentami...
  • Wygodnictwo, lenistwo, obżarstwo, alkoholizm, to wszystko są jakieś uzależnienia. I każdemu uzależnionemu jest wygodnie w swoim nałogu.
  • edytowano kwiecień 2022
    Ja bez dzieci byłabym gorszym człowiekiem: mniej cierpliwym, mniej empatycznym, mniej znajacym swoje wady Z innych przyczyn nie miałabym.motywacji, żeby się w tym kierunku trenować a charakter mam paskudny;) Jeśli chodzi o ilość problemów ja akurat jestem takim człowieliem, że pewnie bardzo rozbuchałabym życie zawodowe, kursy etc, gdybym nie miała dzieci. Czymś się martwić poprostu muszę;) także z mojego punktu widzenia warto, nawet bardzo. A że kilkoro dzieci i dwoje pracujących rodziców to jazda bez trzymanki , potwierdzam. Zastrzegam, ze ja na typowy etat nie pracuję, za to mam terminy, których nie przesunie żadna choroba i błaganie ;)

    Edit: błąd składniowy
  • > trudnym charakterze któregoś z dzieci 

    Myślę, że dzieci dziedziczą charaktery po rodzicach :) Nie biorą się one znikąd.
    Podziękowali 1Czachura
  • Mogę potwierdzić w moim przypadku odnośnie charakteru. Ja zawsze żartuję, że upór i ogólny charakterek moich dzieci to zemsta genów za moje dzieciństwo ;)
    Podziękowali 3DaddyPig Laf2011 Ona64
  • Maciek_bs powiedział(a):
    > trudnym charakterze któregoś z dzieci 

    Myślę, że dzieci dziedziczą charaktery po rodzicach :) Nie biorą się one znikąd.

    To prawda, ale kiedyś te trudne charaktery się łamało przemocą (psychiczną lub fizyczna) i nikt nie wnikał jakie to ma konsekwencje. Aktualnie nie chcemy tak działać i różnie to wychodzi.
    Podziękowali 1Aga85
  • Agnieszka88 powiedział(a):
    Maciek_bs powiedział(a):
    > trudnym charakterze któregoś z dzieci 

    Myślę, że dzieci dziedziczą charaktery po rodzicach :) Nie biorą się one znikąd.

    To prawda, ale kiedyś te trudne charaktery się łamało przemocą (psychiczną lub fizyczna) i nikt nie wnikał jakie to ma konsekwencje. Aktualnie nie chcemy tak działać i różnie to wychodzi.
    Dokładnie 
    I tak pol żartem, pol serio, zamiazt lania, jedziemy do psychologa/ terapeuty, co generuje koszty i pochłania czas :#
    Podziękowali 1Coralgol
  • Zaburzenia integracj, zespół aspergera (zaburzenia ze spektrum)/ ADHD, zaburzenia odżywiania/afrid,  czy ktos kiedys znal takie jednostki u dzieci i pochylał się nad nimi?
  • Z perspektywy człowieka wierzącego to dar i zadanie. 
    Dla człowieka współczesnego ograniczenie i trud.
  • Oczywiście jedno i drugie :) Im więcej obciążeń, tym więcej szans...Im więcej zmarnowanych szans, tym większe obciążenie. Wybór jak zwykle należy do człowieka.
  • To jak z talentem sportowym - najpierw szansa, potem głównie mordercze treningi, a na koniec odłożono wieniec zwycięstwa...
  • Ata powiedział(a):
    To jak z talentem sportowym - najpierw szansa, potem głównie mordercze treningi, a na koniec odłożono wieniec zwycięstwa...
    z mojej perspektywy zdecydowanie więcej radości niż pracy czy wysiłku

    wiadomo, że każde dziecko to 2 lata niewyspania (przynajmniej u mnie tak było)

    natomiast teraz, gdy dzieci są dorosłe, to nie wiadomo co zrobić z tym szczęściem i dumą
  • Pioszo54 powiedział(a):

    "z mojej perspektywy zdecydowanie więcej radości niż pracy czy wysiłku"

    no wierzę w Twoją perspektywę - Żony jeszcze zapytaj o jej perspektywę :)

    "natomiast teraz, gdy dzieci są dorosłe, to nie wiadomo co zrobić z tym szczęściem i dumą"

    No jak to co?
    1. Chwalić Pana Boga wszem i wobec.
    2. Wnukom przekazywać! 
    3. Chwalić się na forum choćby.
    4. doradzać innym - oficjalnie i nieoficjalnie (kursy porobić i do poradni małżeńskiej)
    5. no jeszcze parę innych rzeczy wymyśl sam :)
  • wnuki oczywiście tak
    a doradzać to ewentualnie na forum, bo jestem odludek, 
    i kontakty bezpośrednie średnio mi wychodzą, delikatnie mówiąc :)
  • Pioszo54 powiedział(a):
    wnuki oczywiście tak
    a doradzać to ewentualnie na forum, bo jestem odludek, 
    i kontakty bezpośrednie średnio mi wychodzą, delikatnie mówiąc :)
    No popatrz, a nie sprawiasz takiego wrażenia tutaj :) 
    Zastanawiam się, jak opisałbyś doświadczenie kontaktów bezpośrednich, gdybyś porzucił "delikatnu mowu" :)
  • edytowano kwiecień 2022
    katastrofa, kiksy - to w sytuacji, gdy muszę z obcymi coś załatwić,
    a ze znajomymi, kompletna nieumiejętność przekonywania :)

    to się dzieje gdzieś w wyrazie twarzy, głosie, zbyt mocnym odbieraniu cudzych emocji,
    w pewien sposób nie potrafię udawać dorosłego
    :)
    dlatego najlepiej mi z dziećmi, gdy jeszcze nie udają, są prawdziwe,
    no i z naprawdę dobrymi znajomymi

    tzn. tak było kiedyś, teraz się trochę wyrobiłem, ale nadal kontakty z ludźmi, szczególnie obcymi, mnie męczą
    Podziękowali 1Ata
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.