Taak - a brukselska arystokracja będzie wołowe steki wsuwała.
Coraz wyraźniej widzę konieczność opuszczenia tego burdelu. Na dotacje nie mamy już co liczyć, natomiast będziemy spłacać długi europejskich bankrutów. Owe "kamienie milowe" - nie tylko o sądownictwo chodzi - to młyński kamień powieszony na szyi topielca.
Taak - a brukselska arystokracja będzie wołowe steki wsuwała.
Coraz wyraźniej widzę konieczność opuszczenia tego burdelu. Na dotacje nie mamy już co liczyć, natomiast będziemy spłacać długi europejskich bankrutów. Owe "kamienie milowe" - nie tylko o sądownictwo chodzi - to młyński kamień powieszony na szyi topielca.
jak w sowietach - robotnicy będą pili szampana ustami swoich przedstawicieli
Taak - a brukselska arystokracja będzie wołowe steki wsuwała.
Coraz wyraźniej widzę konieczność opuszczenia tego burdelu. Na dotacje nie mamy już co liczyć, natomiast będziemy spłacać długi europejskich bankrutów. Owe "kamienie milowe" - nie tylko o sądownictwo chodzi - to młyński kamień powieszony na szyi topielca.
jak w sowietach - robotnicy będą pili szampana ustami swoich przedstawicieli
W Meksyku na targu w Oaxace jadłam koniki polne - chapulines - w ostrej przyprawie curry, w Chinach próbowałam pieczonych skorpionów. Pasjonatką nie jestem, ale potwierdzam, że da się zjeść, nic strasznego - w smaku jak zwykły smażony kurczak (Mogę poopowiadać o różnych innych dziwnych potrawach, których próbowałam, zanim zdecydowanie ograniczyłam mięso np. gulasz z krokodyla na Kubie )
To, że Unia Europejska dopuszcza na swoim terytorium owady jako produkt spożywczy absolutnie mnie nie dziwi i nie szokuje - po prostu są one absolutnie zdatne do spożycia, mogą mieć więcej wartości odżywczych (np. pełnowartościowego białka) niż różne popularne produkty pełne chemii i "E", wstręt u nas to bardziej kwestia kulturowa.
W ogóle nie odbieram tego w ten sposób, że dla biedoty owady, a "arystokracji" steki, ani że to powinien być przymusowy i powszechny sposób odżywiania. Owady są jedzone w wielu częściach świata, te zwyczaje przybywają wraz z imigrantami, możliwościami podróżowania - nie widzę tu nic oburzającego. Kwestia wyboru i oznaczenia produktów. Kiedyś w Warszawie była restauracja, która serwowała chyba skorpiony - była bardzo droga, to też przeczy różnym "klasistowskim" tezom.
Problem z "normalnymi ludźmi" jest taki, że mówią sobie będzie dobrze, co mnie to obchodzi, ja się polityką nie zajmuję, jaki ja mam na to wpływ, moja chata skraja.
Ważne żeby mieć co jesć gdzie spać i czym palić - problem w tym że tym razem może tego zabraknąć
Już tej zimy w Polsce - opału i prądu
Za kilka lat mięsa - @Coralgol jak chcesz możesz jeść robaki
Od 2035 samochodów spalinowych - wczoraj przegłosowała Unia
To są fakty praktyka, a nie teoria - i nic tu nie pomoże zaklinanie rzeczywistości, że tak nie jest.
Historia wciąż toczy sie kołem, ludzie myślą, że idą do przodu, a tymczasem są ciągle gonieni w kołeczko. Myślą, że są wolni, a tymczasem wierzą teoriom, które ograniczają ich życie i dziwnie jakoś zawsze dotyczą tylko zwykłych ludzi. Zwykli ludzie mają żyć pod dyktando jakiejś idei i wierzyć, że realizują przez to jakieś ważne zadanie. Nic nowego, zmienia się tylko ten cel.
Obrzydza mnie dwulicowość tych, którzy prywatnym samolotem lecą na konferencję klimatyczną. co w ogóle nie zwalnia mnie to z odpowiedzialności za moje decyzje związane z ochroną środowiska.
Dbanie o planetę to jak dbanie o dom, czym tu się oburzać. Produkcja żywności pochodzenia zwierzęcego jest bardziej obciążająca środowisko niż produkcja żywności roślinnej - to się da zmierzyć. Ale myśle, że to w sumie wierzchołek góry lodowej. Bankiety, wesela, hotele, restauracje - tam marnuje się ogromne ilości gotowej żywności. Sałatka z awokado, truskawki w zimie, szynka pakowana po 2 plasterki w plastik, który wazy więcej od niej samej. I tak dalej…
dobrze, że są te rozmowy. Dobrze, ze ludzie zaczynaja sie temu przyglądać - myśle, ze w Polsce to może w ogóle nie byc problem, ale na Zachodzie - jak najbardziej.
Obrzydza mnie dwulicowość tych, którzy prywatnym samolotem lecą na konferencję klimatyczną. co w ogóle nie zwalnia mnie to z odpowiedzialności za moje decyzje związane z ochroną środowiska.
Dbanie o planetę to jak dbanie o dom, czym tu się oburzać.
Tyle, że jak dla mnie to ekolodzy traktują planetę nie jak dom ale jak muzeum, nad którym oni mają pieczę. Bywałam w muzeum, w których personel zachowywał się jakby odwiedzający to byli intruzi, którzy przyszli zniszczyć cenne eksponaty. Ekolodzy mają podobna narrację- za dużo ludzi, za dużo zużywają zasobów, samym swym życiem niszczą planetę itd. Kto w ten sposób rozumie dbanie o dom?
Obrzydza mnie dwulicowość tych, którzy prywatnym samolotem lecą na konferencję klimatyczną. co w ogóle nie zwalnia mnie to z odpowiedzialności za moje decyzje związane z ochroną środowiska.
Dbanie o planetę to jak dbanie o dom, czym tu się oburzać.
Tyle, że jak dla mnie to ekolodzy traktują planetę nie jak dom ale jak muzeum, nad którym oni mają pieczę. Bywałam w muzeum, w których personel zachowywał się jakby odwiedzający to byli intruzi, którzy przyszli zniszczyć cenne eksponaty. Ekolodzy mają podobna narrację- za dużo ludzi, za dużo zużywają zasobów, samym swym życiem niszczą planetę itd. Kto w ten sposób rozumie dbanie o dom?
No cóż, argument "mamy za małe mieszkanie na kolejne dziecko" jest akurat dość popularny
Nie wrzucałabym jednak wszystkich ekologów do jednego worka antynatalizmu. Ale nawet ci, o których piszesz, to tylko ludzie, zwykle z pierwszego świata, i jako tacy mają pewne ograniczenia w pojmowaniu rzeczywistości. Dla nich człowiek lata kilka razy w roku samolotem, na rodzinę przypadają dwa auta, a z przeciętnego gospodarstwa domowego trzeba codziennie wynosić 50l niesegregowalnych śmieci. Jestem w stanie uwierzyć, że nasza planeta przy obecnie stosowanych rozwiązaniach nie udźwignie tego stylu życia x 8 miliardów. No i dla niektórych wniosek jest jeden - mniej ludzi.
A z trzeciej strony - jakiekolwiek rozmowy o umiarkowaniu, ograniczeniu się itp. z uwagi na dobro wspólne, spotykają się z wściekłym sprzeciwem tłumu "to zamach na naszą wolność". Trochę sprytu trzeba w tej debacie.
Komentarz
Coraz wyraźniej widzę konieczność opuszczenia tego burdelu.
Na dotacje nie mamy już co liczyć, natomiast będziemy spłacać długi europejskich bankrutów.
Owe "kamienie milowe" - nie tylko o sądownictwo chodzi - to młyński kamień powieszony na szyi topielca.
To, że Unia Europejska dopuszcza na swoim terytorium owady jako produkt spożywczy absolutnie mnie nie dziwi i nie szokuje - po prostu są one absolutnie zdatne do spożycia, mogą mieć więcej wartości odżywczych (np. pełnowartościowego białka) niż różne popularne produkty pełne chemii i "E", wstręt u nas to bardziej kwestia kulturowa.
co w ogóle nie zwalnia mnie to z odpowiedzialności za moje decyzje związane z ochroną środowiska.
dobrze, że są te rozmowy. Dobrze, ze ludzie zaczynaja sie temu przyglądać - myśle, ze w Polsce to może w ogóle nie byc problem, ale na Zachodzie - jak najbardziej.
Nie wrzucałabym jednak wszystkich ekologów do jednego worka antynatalizmu. Ale nawet ci, o których piszesz, to tylko ludzie, zwykle z pierwszego świata, i jako tacy mają pewne ograniczenia w pojmowaniu rzeczywistości. Dla nich człowiek lata kilka razy w roku samolotem, na rodzinę przypadają dwa auta, a z przeciętnego gospodarstwa domowego trzeba codziennie wynosić 50l niesegregowalnych śmieci. Jestem w stanie uwierzyć, że nasza planeta przy obecnie stosowanych rozwiązaniach nie udźwignie tego stylu życia x 8 miliardów. No i dla niektórych wniosek jest jeden - mniej ludzi.
A z trzeciej strony - jakiekolwiek rozmowy o umiarkowaniu, ograniczeniu się itp. z uwagi na dobro wspólne, spotykają się z wściekłym sprzeciwem tłumu "to zamach na naszą wolność". Trochę sprytu trzeba w tej debacie.