Hej, może ktoś coś poradzi, mam taki problem z córką (7 lat), że strasznie wybrzydza przy jedzeniu. Przez jakiś czas mówiła, że mięso fuj, więc myślałam, że po prostu preferuje dietę wegetariańską i kombinowałam tak, by dać jej kotleta sojowego albo z buraka czy coś z warzyw, gdy dla całej rodziny były filety z kurczaka albo zrazy - i dodatki jadła te same co inni. Na pewno nie je zup, które gotowane były na mięsie. Potem przekonałam się, że to jednak nie chodzi o wege.
Je schabowe w sosie z pieprzem (bez panierki) czy rybę bez panierki, strasznie też marudzi na moje gotowanie - często komentuje, że coś co ugotowałam to "śmierduch" lub "zawiera śmierduchy" przy czym śmierduch to np. bazylia albo imbir czy ser pleśniowy. Wiem, że potrafiłaby bez ograniczeń wcinać słodkie np. pierogi z jagodami czy naleśniki, te pojawiają się u nas rzadko. Rzadko kupuje słodycze, ale wiem że jak będzie miała dostęp to się nie powstrzyma. Tego problemu nie mam z jej siostrą ani ze starszym bratem, jedzą w miarę wszystko rozsądnie choć wiadomo czasem trzeba dopilnować. Zastanawiam się co robić, na ile dostosowywać się/na ile wymuszać jedzenie tego co przygotowałam, jak postawić rozsądne granice?