Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Reportaż z wojny

Tekst jest długi, ale uważam, że wart rozpowszechnienia. Pokazuje rzetelnie wojenne realia i los ruskich żołnierzy.
Po upływie dwóch tygodni, można go będzie skasować, żeby nie zajmować bajtów.

Rosyjski żołnierz: Nie chcemy zabijać, ale zobowiązuje nas patriotyzm i poczucie obowiązku wobec towarzyszy broni


Pawieł Filatiew, rosyjski żołnierz: Gdy przybyliśmy do portu w Chersoniu, wszyscy wyglądaliśmy jak wyczerpane dzikusy.

Pawieł Filatiew to 33-letni desantowiec z obwodu wołgogradzkiego. W 2010 roku służył w Czeczenii, a w sierpniu ubiegłego roku z powodu braku zatrudnienia i problemów finansowych zdecydował się podpisać nowy kontrakt na służbę. Brał udział w wojnie na Ukrainie jako członek 56. pułku powietrznodesantowego. Jego oddział został wysłany do ataku na Chersoń w pierwszych dniach inwazji. Z powodu odniesionych na polu walki obrażeń Filatiew został ewakuowany z frontu na czas leczenia i już nigdy tam nie powrócił. Mężczyzna jest teraz przeciwny wojnie: mówi prawdę o tym, co widział na własne oczy. Swoje wspomnienia opisał w książce pt. „ZOV". Portal Ważnyje Istorii publikuje fragmenty książki Pawła Filatiewa – o bezładzie w rosyjskiej armii, stosunku żołnierzy do wojny i śmierci pozbawionej sensu.


O bezładzie w rosyjskiej armii przed rozpoczęciem wojny

Nie mam stałego zatrudnienia i dorabiam sobie w różnych miejscach, dlatego w sierpniu ubiegłego roku podejmuję decyzję o powrocie do wojska, w wieku 33 lat nadal nie mam nawet własnego mieszkania. (…) Dostaję polecenie, żeby stawić się w jednostce na Krymie. (…) Po 10 dniach odbieram mundur, ale tylko letni, nie ma butów w moim rozmiarze, więc idę i sam sobie je kupuję… (…) Na porannej defiladzie (…) robię się coraz bardziej przerażony: na placu powiewają dwie porozrywane flagi Rosji i wojsk powietrznodesantowych, z głośnika smętnie leci hymn, a połowa żołnierzy go nie śpiewa. (…)

W połowie października zaczynają wydawać mundury jesienne i zimowe, ale tylko używane,  brakuje niektórych rozmiarów. Odmawiam przyjęcia używanych mundurów w złym rozmiarze, co źle wpływa na stosunki z dowództwem, buntownicy nie są tu mile widziani. Po wymianie zdań z dowódcą idę i kupuję sobie buszłat. Dowódca zaczyna się mścić, wysyłając mnie na dyżur na drugi dzień. (…)

Dotarliśmy na miejsce ćwiczeń skoków ze spadochronem, w nocy był mróz, a my jechaliśmy odkrytymi ciężarówkami, wszyscy trzęśli się z zimna… (…) Wielu żołnierzy nie miało ciepłych ubrań: część ich w ogóle nie dostała, część nie chciała nosić używanego munduru w złym rozmiarze. (…) Obudziłem się następnego dnia z gorączką, miałem obustronne zapalenie płuc. (…) W ciągu tygodnia około trzydziestu żołnierzy mojej jednostki zostało przyjętych na oddział zakaźny z rozpoznaniem zakażenia dróg oddechowych, zapalenia oskrzeli, bólu gardła. Wszyscy brali wcześniej udział w ćwiczeniach. 


Komentarz

  • Nie mogę znieść tego całego bałaganu, więc piszę skargę do ministerstwa obrony: „Moje dowództwo w jednostce 81505 nie respektuje moich praw jako żołnierza. (…) Zapewnienie sobie umundurowania jest po części moim obowiązkiem. (…) Nie mam zapewnionego wyżywienia. (…) Odbywam służbę przez trzy i pół miesiąca, a nadal nie mam żadnego zapisu w książeczce, że służyłem w tej jednostce! Nie mam żadnej broni! (…) Przez trzy i pół miesiąca nie miałem żadnego szkolenia, nie licząc ćwiczeń skoków ze spadochronem. Wśród żołnierzy kontraktowych panuje totalna apatia, a 90 proc. z nich mówi w palarni: „Chciałbym, żeby ten kontrakt się skończył". (…) Jesteśmy w tak ważnym momencie strategicznym, a panuje kompletna anarchia i znikoma gotowość bojowa". (…) Po mojej skardze dowództwo jednostki szybko przedstawiło mnie jako kogoś, kto stale łamie dyscyplinę, najgorszego żołnierza w jednostce. (…)

    Po odpowiedzi ministerstwa obrony na moją skargę, w której życzyli mi dobrego zdrowia i kazali mi pilnować własnej dyscypliny, nie miałem już ochoty służyć w tym przybytku wariatów. (…) A przecież to są wojska lotnicze, czyli elita, rezerwa naczelnego dowódcy! Aż strach w takim razie pomyśleć, jak wygląda sytuacja w innych jednostkach.


  • O wyjeździe na szkolenie

    W połowie lutego moja kompania, jak wiele innych, była na poligonie w Starym Krymie. Oglądając wiadomości, wiedziałem, że coś się szykuje. Na poligon gnali nawet tych, którzy się zwalniali lub byli chorzy. Z jednej strony nie chciałem mieć nic więcej do czynienia z armią, w której jesteś nikim, twoje prawa istnieją tylko na papierze, a twoja pensja jest niewyobrażalnie niska. Miałem też świadomość, że armia nie jest przygotowana do walki (…) Z drugiej strony uważałem, że teraz, kiedy coś ma się wydarzyć, będzie mi wstyd zrezygnować, będzie to równoznaczne z tym, że stchórzyłem.

    Cała nasza kompania, licząca 40 osób, mieszkała w jednym namiocie. Były tam prycze i piecyk. Nawet w Czeczenii było to lepiej zorganizowane. Jedzenie w stołówce było jeszcze gorsze niż w garnizonie... (…) Nie było gdzie się umyć. (…) Ci, którzy przyjechali później, tak jak ja, nie mieli już śpiwora, kombinezonu maskującego ani hełmu. (…)

    Był luty, a nie było czym rozpalić w piecu, nie było gdzie się umyć, przez co zimą trzeba było kąpać się w morzu. W konsekwencji już w lutym szpitale były przepełnione chorymi, a nawet wydano zarządzenie o zakazie chodzenia do szpitala. Gdy tylko zobaczyłem mojego dowódcę (…), zapytałem go: „Gdzie jest mój śpiwór i potrzebny sprzęt?". Odpowiedział, że nie ma, a to gdzie spać i gdzie zdobyć amunicję, to już mój problem. (…)

    Przez kilka następnych dni chodziliśmy na strzelnicę, (…) tam wreszcie odebrałem swój karabin, (…) wcześniej przez cztery miesiące nie miałem przypisanej żadnej broni! (…) Okazało się, że karabin miał zerwany pasek i był dosłownie zardzewiały, przy pierwszym użyciu nabój zaciął się już po kilku strzałach. (…)

    Około 20 lutego przyszedł rozkaz, aby wszyscy pilnie przygotowali się do wymarszu nie wiadomo dokąd. Większość miała wówczas nadzieję, że oznacza to koniec ćwiczeń. (…) W końcu dotarliśmy na pola nieopodal miasta Armiańsk na Krymie. (…) Wiele pojazdów nie miało nawet sprawnego ogrzewania. (…) Wszyscy byli wtedy brudni i wyczerpani. Niektórzy spędzili prawie miesiąc na poligonie bez jakichkolwiek warunków; wszyscy byli już na granicy wytrzymałości, atmosfera stawała się coraz bardziej napięta. (…)

    Nikt tak naprawdę nie rozumiał, co się dzieje, wszyscy tylko snuli domysły. 23 lutego przyjechał dowódca dywizji i ogłosił, że od jutra nasza pensja będzie wynosiła 69 dolarów dziennie (około 7000 rubli). To ponad 200 tysięcy miesięcznie, plus regularna pensja. To był wyraźny znak, że stanie się coś poważnego. (…) Kiedy zorientowaliśmy się, że to nie jest ani krymska operacja „Zielone ludziki", ani żadne ćwiczenia, tylko zaczęła się prawdziwa wojna, przejście przez granicę z Ukrainą w asyście rakiet, śmigłowców i samolotów szturmowych, to było już wiadomo, że taka robota nie jest warta żadnych pieniędzy. (…)



  • Jak rozpoczęła się wojna

    24 lutego obudziłem się około drugiej nad ranem na tyle ciężarówki, stacjonowaliśmy gdzieś na odludziu, wszyscy zgasili silniki, wyłączyli światła. (…) Nagle słyszę łomot, huk, widzę, że niebo rozjaśniło się od strzałów: na prawo i lewo od nas działała artyleria rakietowa. Nie było wiadomo, co się dzieje, kto, skąd i do kogo strzela. (…) Rozległ się cichy szmer: „Zaczęło się". (…) Poczułem z niepokojem, że nie będzie jak za czasów „Krym nasz", pojawiło się wyraźne przeczucie nadchodzącej tragedii.

    Nie mogłem zrozumieć: czy to my jesteśmy ostrzeliwani przez Ukraińców? Czy to NATO? Czy może jednak to my atakujemy? Do kogo skierowany jest ten cholerny ostrzał? (…) Armia działa na takich zasadach, że nie ma tam nikogo, komu można zadawać pytania, (…) nikt nie będzie mi niczego tłumaczył. Jedyne, co mogę zrobić, to złożyć broń i uciec, stając się tchórzem, lub ruszyć razem z innymi. (…)

    Teraz widzę, że zostałem wykorzystany: (…) trochę podstępem (media i patriotyzm), trochę przez przymus (prawo i kara), trochę przez zachęty (pensja), trochę pochwałą (nagrody i tytuły). (…)

    Nasz oddział wyraźnie się ożywił i zaczęliśmy powoli posuwać się do przodu. (…) Słyszałem strzały i wybuchy z tej strony, w którą zmierzaliśmy. (…) Moja ciężarówka powoli przejechała przez zniszczony punkt kontroli celnej Krym – Ukraina (…). Przejeżdżając przez granicę, widziałem obite, dymiące lub ostrzelane samochody. (…) Pojawiły się znaki, napisy po ukraińsku, ukraińskie flagi. (…)

    Nagle zatrzymujemy się gwałtownie na jakiejś opuszczonej drodze i pada komenda „Do walki!". Wszyscy w jednej chwili, dość niezgrabnie, wysiadamy z samochodów i zajmujemy pozycje bojowe po obu stronach drogi: niektórzy padają na kolana, niektórzy się kładą, a inni głupkowato stoją, bo nie chcą się pobrudzić. Dobrze, że komenda była fałszywa, inaczej jakiś wyszkolony przeciwnik dałby nam porządnie popalić. (…)

  • Przez cały czas jechałem z naładowanym karabinem, gotowy strzelić do każdego, kto stanowił zagrożenie. Dokąd, po co i dlaczego jechaliśmy, nie było wiadomo. Dla wszystkich jasne było, że rozpoczęła się prawdziwa wojna. (…) Dowiedziałem się później, że mamy rozkaz jechać na Chersoń, zdobyć most na Dnieprze. Stało się jasne, że zaatakowaliśmy Ukrainę… (…)

    Dowiedziałem się, że wśród nas są już ranni i zabici. (…) Potem nisko nad nami przeleciał myśliwiec, czyj to był myśliwiec – nasz czy nie – nikt tego nie wiedział, dowództwo nie miało łączności. (…) Dowódca mówił, że nie ma łączności, nie mieliśmy pojęcia, co się do cholery dzieje, ale najważniejsze było, żeby nie stać w miejscu, mieliśmy ruszać dalej. Mówił to z udawaną odwagą, ale w jego oczach widziałem, że też ma pietra.

    25 lutego szykujemy się do drogi. (…) Nagle pojawił się naczelny medyk pułku, chodził i szukał miejsca dla rannego. (…) Zobaczył, że na tyle naszej ciężarówki były tylko dwie osoby, więc można położyć rannego na skrzyniach z minami. Położyłem chłopaka na skrzyniach, medyk dał mu zastrzyk, otulił go folią i kazał nam obserwować: jeśli zacznie krwawić, trzeba zacisnąć opaskę uciskową.

    Najprawdopodobniej towarzysze broni złamali temu chłopakowi nogę, przekręcając działo na wozie BMD. Leżał i bardzo cichutko pojękiwał, ciągle powtarzał, że jest mu zimno. (…) Powiedzieli mi potem, że umarł. Zamiast przenieść go do szpitala do uroczych i troskliwych pielęgniarek, rodem z amerykańskich filmów, wieźliśmy go coraz dalej w stronę wojsk przeciwnika, leżącego na skrzyniach z minami w ciężarówce, która nie miała hamulców.

  • O stosunku rosyjskich żołnierzy do ludności cywilnej

    W ukraińskich miejscowościach widywaliśmy niewiele osób, spoglądali na nas posępnym wzrokiem. (…) Te domy emanowały niepokojem i poczuciem zagrożenia, a jednocześnie szacunkiem do patriotyzmu. Miałem świadomość, że jeśli wyczuję jakiekolwiek niebezpieczeństwo ze strony jednego z domów (...), to będę strzelać bez zastanowienia. Chwila nieuwagi mogłaby oznaczać śmierć moją lub moich towarzyszy, a zawahania są niebezpieczne. Jednocześnie nie chciałem nikogo zabijać… (…) Obok przejeżdżających pojazdów szli drogą cywile z torbami: oczywiście ci, którzy uciekali przed wojną. Większość z nich wyjeżdżała z Chersonia, gdzie właśnie zmierzaliśmy. (…) Mijały nas setki samochodów z wideorejestratorami, a niektórzy otwarcie filmowali nas przez okno swoimi telefonami, jak jakichś wariatów. (…)

    Po prawej stronie drogi coś zaczyna się palić, a po około 10 minutach ogień pojawia się też po naszej lewej stronie. Ktoś podpalił suchą trzcinę na lewo i na prawo od naszych stanowisk. Oczywiście zrobił to celowo i na pewno nie był to nikt z naszych. (…) Pojawia się uczucie gniewu wobec ludności cywilnej. Rozumiem, że jesteśmy tu nieproszonymi gośćmi, ale dla ich własnego bezpieczeństwa lepiej, żeby trzymali się od nas z daleka. Dlatego ich zachowanie wywołuje złość i zdziwienie.

    Co my tu w ogóle robimy? To nie jest nasza specjalność. Nie jesteśmy policją ani jednostką OMON, jesteśmy nastawieni na konfrontację z wojskami Ukrainy, a nikomu nie chce się tłumaczyć cywilom „po jaką cholerę tu przyszliśmy", przecież my sami nie wiemy. Za późno na zastanawianie się, jesteś na linii frontu, więc albo ty, albo ciebie. (…)

    28 lutego dochodzą mnie słuchy, że ktoś ostrzelał z działa BMD cywilny samochód, który się nie zatrzymał. W samochodzie była matka i kilkoro dzieci, przeżyło tylko jedno dziecko. (…) Śmierć niewinnych cywilów była i będzie częścią każdej wojny, ale od razu robi się ciężko na duszy. Podczas gdy władze naszych państw ustalają między sobą dalszy porządek świata, a ich narzędziem po obu stronach jest wojsko, ginie ludność cywilna, ich codzienny świat się wali. Kiedy zdajesz sobie z tego sprawę, to nie wiesz, co dalej zrobić. Jeśli wszystko rzucisz i odejdziesz, to staniesz się tchórzem i zdrajcą. Jeśli dalej będziesz w tym uczestniczyć, to będziesz współwinnym ludzkiej śmierci i cierpienia.


  • O chaosie na polu bitwy w pierwszych dniach wojny

    Krążą mi w głowie myśli na temat tego, jak będziemy zdobywać Chersoń: nie sądzę, żeby burmistrz wyszedł do nas z chlebem i solą, zawiesił rosyjską flagę nad siedzibą władz miasta, żebyśmy mogli uroczyście tam wjechać. (…) Z tego, co słyszałem, Chersoń jest dużym miastem, więc jeśli wjedziemy tam całym konwojem, to mamy przerąbane. Zdawałem sobie sprawę z naszego poziomu przygotowania i organizacji, więc przygotowałem się na najgorsze. Jak słaba musiała być armia ukraińska, że nasze dowództwo zdecydowało, że przejmiemy to miasto szturmem? Powinniśmy byli zrobić to wczoraj, kiedy efekt zaskoczenia działał na naszą korzyść, ale wyszło jak zwykle. W czasie pokoju panuje nieład, a w czasie wojny jest jeszcze gorzej. (…)

    (…) Spodziewamy się teraz ataku przeciwnika, więc wiadomo, że będzie wielu zabitych i rannych. Naszych samolotów i śmigłowców nie widziano od dawna, nie ma łączności, wszyscy są zmęczeni i chcą spać, ale nikt też nie chce zginąć. Niektórzy ostatkami sił robią okopy, wylewają siódme poty. (…) Jest nas tutaj 500, sprzęt rozłożony jest chaotycznie, kopiemy okopy i rowy. Wiadomo, że okopy w piasku na pewno nie uchronią nas przed wyrzutniami rakietowymi. (…) Odczuwam silny ścisk w gardle, kiedy zdaję sobie sprawę, że mogę nie dotrwać do rana. (…) Kiedy podszedłem do jednej z grup, (…) stanąłem i porozmawiałem z chłopakami, to dowiedziałem się, że w 11. brygadzie pozostało około 50 osób żywych. (…) Dręczyła mnie świadomość, że zginę w tak haniebny sposób pod ostrzałem z wyrzutni rakietowej, podczas kontrataku wojsk Ukrainy. (…) Dla nas to będzie po prostu rzeź, jesteśmy wyczerpani, na obcej ziemi, nie znamy terenu, nie mamy łączności, nie mamy wsparcia lotniczego i artyleryjskiego, ci, którzy przebili się naprzód, zostali już zniszczeni. (…) Gdzie są nasze główne siły?

    Gdzie są armaty, pociski Sarmat, „białe łabędzie" i reszta tego syfu z propagandy w telewizji! (…)

    Wszystkie nasze szkolenia istniały tylko na papierze, nasz sprzęt był potwornie przestarzały. (…) Jesteśmy batalionem powietrzno-szturmowym, a wysłali nas na wojnę w UAZ-ach! Ogromna ilość sprzętu po prostu nie miała czym dotrzeć na wojnę, a to zaledwie 200 kilometrów. Nawet nasza taktyka jest wciąż taka sama jak za czasów naszych dziadków! (…) Z tymi przemyśleniami natknąłem się na kolejną ciężarówkę naszej kompanii, ktoś gdzieś zdobył butelkę koniaku.

    (…) Zaczynamy zbierać się do natarcia na Chersoń… (…) Wojska powietrznodesantowe nie są wyposażone w poważny sprzęt i broń, nie jesteśmy naczelną armią, nasza ogólna liczba w całym kraju to maksymalnie 40 tysięcy, część z nich to poborowi i są teraz w garnizonie. Gdzie jest armia? (…) Nie minęło wiele czasu, gdy przed nami pojawił się nieduży mostek, był to już wjazd do miasta. Na moście nasz konwój ustawia się w jednej linii i nie rusza się z miejsca… Idealne miejsce na zasadzkę, stoimy na wąskiej drodze… Jesteśmy wręcz idealnym celem, stojąc około 20 minut bez ruchu w naszych nieopancerzonych ciężarówkach… (…) W końcu zaczęliśmy (…) powoli się wycofywać. Okazało się, że popieprzyliśmy drogę na jednym zakręcie.


  • O braku podstawowych artykułów i kradzieżach

    Zaczyna się ściemniać, więc padła komenda, żeby wszyscy się okopali. (…) Było bardzo zimno, chwytał mróz, niektórzy próbowali kłaść się spać jeden po drugim. Nikt nie miał śpiwora, wiał silny wiatr i mróz przeszywał aż do samych kości. (…) Idę gdzieś poszukać śpiwora. (…) Niektórzy znaleźli jakieś kawałki kartonu czy szmaty i okrywali się nimi. (…) Przechodząc obok domów, widzę, że jeden z nich jest jakby opuszczony i nie wygląda na zamieszkany. (…) Z kolei kiedy patrzę na zamieszkany dom tuż obok, walczę z chęcią wejścia do środka i poproszenia miejscowych o jakieś koce. Jeśli w domu nikogo nie ma, mam ochotę po prostu wejść i wziąć coś, żeby się ogrzać… Po kilku minutach rezygnuję z tego pomysłu: reakcja mieszkańców może być bardzo różna. (…) Wszystko wokół sprawia, że czujemy się obrzydliwie, jesteśmy jak jakieś nędzne stworzenia, które próbują tylko przeżyć. Nawet nie potrzebujemy wroga, nasze dowództwo zapewniło nam takie warunki, że już bezdomni mają lepiej. (…) Rozłożyłem na ziemi plastikową płachtę, położyliśmy się z jednym towarzyszem, skuleni razem, żeby było nam ciepło, i przykryliśmy się kolejną plastikową płachtą, w ogóle nas nie ogrzewała, ale dawała pewną ochronę przed wiatrem.

    Następnego dnia przybyliśmy do portu morskiego w Chersoniu. (…) Wszyscy wyglądaliśmy jak wyczerpane dzikusy. Zaczęło się przeszukiwanie budynków w poszukiwaniu jedzenia, wody, pryszniców i miejsca do spania, niektórzy brali komputery i wszystko wartościowe, co tylko mogli znaleźć. Nie byłem wyjątkiem: znalazłem czapkę we wraku ciężarówki i zabrałem ją. W kominiarce było mi za zimno. Kilka osób siedziało w biurze z telewizorami, oglądając wiadomości, tam też znaleźli butelkę szampana. (…)

    W biurach była stołówka z kuchnią i lodówkami. Dopadliśmy do tego jak dzicy i zjedliśmy wszystko, co tam było: płatki śniadaniowe, owsiankę, dżem, miód, kawę… (…) Nie obchodziło nas absolutnie nic, byliśmy już na granicy wytrzymałości, większość z nas żyła na polach od miesiąca, bez żadnego komfortu, prysznica czy normalnego jedzenia. Wysłali ludzi na wojnę, nie dając im wcześniej odpocząć. Wszyscy chaotycznie szukali miejsca do spania, ustawiła się kolejka do prysznica i zrobił się straszny rozgardiasz. (…) Do jakiego dzikiego stanu można doprowadzić ludzi. (…) Przez noc wywróciliśmy wszystko do góry nogami. Widziałem żołnierzy, którzy rozbierali automat z kawą w poszukiwaniu drobnych, nie wiem, na co były im one potrzebne.


  • O zmęczeniu wojną

    3 marca rozeszła się informacja, że szturmem przejmiemy Mikołajów i dalej ruszymy do Odessy. Nie mogłem w to uwierzyć: czy ci na górze nie zdają sobie sprawy, że ludzie są wyczerpani? (…) Teraz doszły do nas pogłoski, że piechota z oddziałów motorowych masowo odmawia wyjazdu, więc nie mamy szans na odpoczynek. Byliśmy na nich mocno źli. (…)

    Potem przez ponad miesiąc trwał „Dzień Świstaka". Siedzieliśmy w okopach. Nasza artyleria działała dla wojsk Ukrainy, nasze lotnictwo było prawie niewidoczne. Po prostu zajmowaliśmy pozycje w okopach na linii frontu: nie mogliśmy się myć, jeść ani normalnie spać. Wszyscy zaczęli porastać brudem, mundury i buty były już zniszczone. Dowództwa nie widzieliśmy na oczy. (…) Nie było nic do jedzenia oprócz suchego prowiantu: jedno pudełko na dwa dni. (…)

    Zapowiedzieli, że będą wypłacać pieniądze za każdego zabitego żołnierza wojsk ukraińskich lub za każdy zestrzelony sprzęt, tak jak kiedyś robili to w Czeczenii. (…) Nikt nie dostarczył nam nowych mundurów, butów, amunicji i ciepłej odzieży. Kilka pudełek z pomocą humanitarną zawierało tanie skarpetki, koszulki, spodnie i mydło. W zasadzie docierały do nas tylko paczki od krewnych i żon w Teodozji. Z jakiegoś jednak powodu paczki nie zawsze docierały i były otwierane. Tylko dzięki nim mieliśmy herbatę, kawę, słodycze i konserwy. (…)

    Niektórzy zaczęli celowo strzelać sobie w kończyny albo specjalnie się wystawiać, żeby dostać 3 miliony i uciec z tego piekła.

    Jednemu z naszych jeńców odcięli palce i genitalia. Zabitych Ukraińców na jednym z posterunków posadzili na krzesłach i nadawali im imiona. (…)

    Z powodu ostrzału artyleryjskiego niektóre pobliskie wioski zostały praktycznie zrównane z ziemią. Wszyscy wokół byli coraz bardziej rozgniewani. Jakaś babcia otruła naszych żołnierzy pasztecikami. Prawie wszyscy dostali grzybicy, niektórym psuły się zęby i łuszczyła skóra. Część zaczęła spać na punktach kontrolnych z powodu zmęczenia. (…) Niektórzy intensywnie pili, chociaż nie było wiadomo, skąd mają alkohol. (…)

    Za każdym razem podczas ostrzału, wciskałem głowę w ziemię i miałem jedną myśl: „Boże, jeśli przeżyję, zrobię wszystko, żeby coś zmienić!" (…) Nie bałem się śmierci, ale było mi przykro, że tak absurdalnie oddam życie przez taką głupotę, nie wiadomo w imię czego lub kogo. (…) Czułem się urażony, że ci na górze mają nas gdzieś. Pokazują na wszelkie sposoby, że nie jesteśmy dla nich ludźmi, jesteśmy jak bydło. Byłem zły, że przed wojną, którą sami rozpoczęli, robili wszystko, aby zniszczyć naszą armię. (…)

    Uczucie, które towarzyszy ci po opuszczeniu terenu działań wojennych jest nie do opisania… Dwa miesiące brudu, głodu, zimna, potu i uczucia bycia bliskim śmierci. Szkoda, że nie pozwalają reporterom odwiedzać nas na linii frontu, żeby cały kraj mógł podziwiać swoich desantowców – zarośniętych, nieumytych, brudnych, wychudzonych i wściekłych, (…)  marne dowództwo, które nie potrafi wyposażyć swoich żołnierzy nawet podczas działań bojowych. Połowa moich towarzyszy przebrała się i założyła ukraińskie mundury, bo były wygodniejsze i miały wyższą jakość albo ich własne były zużyte. A nasz wielki kraj nie potrafi ubrać, wyposażyć i wyżywić własnej armii.


  • O losie rannych

    W połowie kwietnia dostałem kawałkiem ziemi w oczy podczas ostrzału artyleryjskiego i wdało mi się zapalenie rogówki. Po pięciu dniach cierpienia z powodu niebezpieczeństwa utraty oka, kiedy nie mogłem go już otworzyć, zostałem wreszcie ewakuowany. (…)

    (…) Sanitariusz, który mnie skierował do ewakuacji z linii frontu, poprosił mnie o przekazanie jednostce medycznej, że na froncie nie mają strzykawek ani środków przeciwbólowych.

    (…) Wystarczy tylko porównać apteczkę rosyjskiego żołnierza i amerykańskiego, teraz często spotykaną wśród żołnierzy armii ukraińskiej. Najbardziej obrazowe będzie tutaj porównanie łady z mercedesem. (…)

    (…) Przywieźli nas do jednego z baraków, który był przeznaczony dla wypisanych ze szpitala i oczekujących na transport do jednostki. Było ze sto osób, które wróciły z wojny, byli totalnie oszołomieni przez to, co przeżyli, i przez poczucie szczęścia, że żyją i wracają do cywilizacji. Niektórzy z nich się jąkają, dwóch ma zaniki pamięci, wielu z nich pije na umór, przepijają wszystko, co zarobili, a nocą jeżdżą na prostytutki i wydają 100 tysięcy na dobę. (…)

    Za opiekę i leki musiałem zapłacić z własnej kieszeni. Przez dwa miesiące próbowałem uzyskać leczenie na koszt armii, chodziłem do prokuratury, chodziłem do dowódców, do dyrektora szpitala, pisałem do prezydenta. Nikogo to nie obchodziło, nikt mi nie pomógł. Żadnego ubezpieczenia, żadnego leczenia. (…)

    Miałem już to wszystko gdzieś, więc postanowiłem przejść wojskową komisję lekarską i odejść ze względów zdrowotnych. (…) Dowództwo stwierdziło, że uchylam się od służby, i przekazało dokumenty do prokuratury w celu wszczęcia postępowania karnego. Wiele osób chcą w taki sposób nakłonić do powrotu. (…) Chcą, żeby jak najwięcej wróciło, ale o szkoleniu i sprzęcie nie ma mowy.

    Armia, w której brutalnie traktuje się własnych żołnierzy, tych, którzy już byli na wojnie, i tych, którzy nie chcą tam wracać, nie wiadomo za co. Jest mnóstwo poległych, których krewni nie otrzymali odszkodowań. Rannym i chorym odmawia się w większości przypadków prawa do odszkodowania czy ubezpieczenia. (…) Pułk zmniejszył liczebność o połowę, część z różnych powodów zrezygnowała, niektórzy są chorzy i ranni, a inni zginęli. Są nawet tacy, którym do dzisiaj nie zapłacili za służbę, bo według dokumentów ich tam nie było, a pisma do ministerstwa obrony nie odnoszą żadnego skutku. (…) A tych trzech milionów, które nazywamy „putinowskimi", nie otrzymałem, podobnie jak wielu innych. Przez dwa miesiące „operacji specjalnej" miałem na koncie 215 tysięcy rubli.


  • O przyczynach niepowodzeń rosyjskiej armii

    Głównym powodem porażek armii rosyjskiej na Ukrainie jest to, że nie mieliśmy moralnego prawa atakować innego kraju, a tym bardziej narodu, który jest nam bliski. (…) Kiedy to wszystko się zaczęło, znałem niewielu ludzi, którzy wierzyli w nazistów, a tym bardziej chcieli iść na wojnę z Ukrainą. Nie czuliśmy nienawiści i nie uważaliśmy Ukraińców za wrogów.

    Drugi powód to sposób, w jaki wszystko się zaczęło. Rozpoczęcie „operacji specjalnej" przez ostrzeliwanie terytorium Ukrainy artylerią, lotnictwem i rakietami… Jakiego przyjęcia ze strony ludności cywilnej mogliśmy się spodziewać, skoro 24 lutego ludzie obudzili się przy wybuchach pocisków artylerii, lotnictwa i rakiet? Kto spodziewał się, że po takim początku ludność nie zjednoczy się przeciwko okupantom?

    Trzeci powód to straszna korupcja i brak ładu w naszej armii, jej moralna i techniczna przestarzałość. (…) Awans zawodowy jest możliwy tylko dzięki znajomościom i lojalności wobec systemu. W obecnej armii, żeby nie mieć problemów, masz mówić to, co ci każą, nawet jeśli to bzdury. (…) Oficerów wciąż uczy się, jak kierować armią poborową, a nie profesjonalną armią żołnierzy kontraktowych, którzy często są starsi od młodych oficerów. Nabór do wojska nie ma nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem, trudno jest dostać pracę, a jeszcze trudniej z niej zrezygnować. (…) Pensje pracowników kontraktowych są dalekie od przyzwoitych. (…)

    Przepisy wojskowe były pisane dla armii z przeszłości i nadal nie zostały dostosowane do współczesnych realiów. Wszyscy jesteśmy po to, by służyć, a armia nie staje się przez to silniejsza. (…) Nasz sprzęt jest przestarzały lub niewystarczający, a skomplikowany system dostaw nie działa efektywnie. Wiele istnieje tylko na papierze i w raportach. (…) Nasze wyposażenie i mundury są niewygodne i złej jakości: większość żołnierzy kupuje i przebiera się w amerykańskie, europejskie, a nawet ukraińskie mundury. (…) Dlaczego znów, tak jak w 1941 roku, jesteśmy nieprzygotowani do współczesnej rzeczywistości militarnej? Dlaczego miliony mężczyzn, którzy służyli w wojsku, wiedzą o tym i milczą?

  • Czy rosyjscy żołnierze chcą walczyć?

    Większość służących w armii nie jest zadowolona z tego, co się tam dzieje, z rządu i dowództwa, z Putina i jego polityki, z ministra obrony, który nawet nie służył w wojsku. (…) Większość żołnierzy nie chce nikogo zabijać, a tym bardziej nie chce wojny, ale zobowiązuje nas patriotyzm, prawo, poczucie obowiązku wobec towarzyszy broni, nikt nie chce być tchórzem. Nie możemy rzucić broni i uciec. (…)

    Nie widzę w okopach dzieci Skabiejewej, Sołowjowa, Kisielowa, Rogozina, Ławrowa i Miedwiediewa, ale nieustannie słyszę, jak nawołują do zabijania. Syn którego deputowanego Dumy jest na wojnie? Czy ich dzieci są bardziej utalentowane i inteligentne niż dzieci robotników? A może ich rodzice nie życzą im takiego samego losu jak nasz? Wielu jedzie tam, bo to przynajmniej szansa na jakiś zarobek. (…)

    Wszyscy staliśmy się zakładnikami wielu czynników, takich jak zemsta, patriotyzm, pieniądze, zobowiązania, kariera, strach przed systemem. Uważam, że przesadziliśmy. Nie zaanektowaliśmy Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej, tylko rozpoczęliśmy straszną wojnę. Wojnę, w której burzy się miasta i która prowadzi do śmierci dzieci, kobiet i osób starszych.

    https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,28784017,rosyjski-zolnierz-nie-chcemy-zabijac-ale-zobowiazuje-nas-patriotyzm.html

Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.