Zastanawia mnie ta kwestia w tym znaczeniu, że są ludzie, którzy nie nadają się na rodziców, a mając ślub kościelny, są zobowiązani do posiadania choćby jednego dziecka. I nie chodzi mi o to, że to źle, że są dzieci, wręcz przeciwnie, ale zastanawia mnie dlaczego Kościół nie dopuścił furtki, aby co niektórzy ktorzy nie powinni lub nie chcą mogli nie być rodzicami, bo w takiej sytuacji zostaje im tylko ślub cywilny.
Komentarz
Co do "nienadawania się na rodziców", no to powstaje pytanie, jak jest to stwierdzone, i dlaczego niby w takim wypadku mieliby się nadawać choćby na małżonków.
Natomiast instynkt macierzyński chyba nie jest czymś obowiązkowym, nawet mimo że mocno ułatwia, zwłaszcza na początku. Chciałem zauważyć, że coś takiego jak "instynkt ojcowski" czy jego brak nie jest wymieniane jako istotny problem przy posiadaniu potomstwa.
Zresztą, nie jestem pewien, jak określić jego brak przed urodzeniem dziecka, a tym bardziej zajściem w ciążę. Przy okazji taka anegdotka z życia. Pewna (daleka) znajoma zaszła parę lat temu w ciążę, nie mając stałego partnera do tego stopnia, że nie było wiadomo, kto jest biologicznym ojcem. Znajoma ta obchodziła się z dzieckiem w swoim brzuchu dość brutalnie, np. paliła sporo, piła, wychodząc z założenia, że jak maleństwo chce być na tym świecie, to musi sobie radzić, i ona mu nie będzie specjalnie ułatwiała sprawy.
Do czasu, gdy urodziła, kiedy to wszystko jej się obróciło o 180 stopni, gdy tylko zobaczyła córeczkę, zakochała się w niej i dbała już o nią jak typowa mama o swoje dzieciątko.
To jest naprawdę proste, jak sobie w głowie poukładasz, jaką jest kolejność.
Mam dzieci i świadomość, że nie jestem idealną matką. Boję się, że moje błędy mogą negatywnie rzutować na dzieci, ich przyszłość, że coś zaniedbam i nie da się tego nadrobić. Siłę i nadzieję, że dam radę biorę z zawierzenia mojego macierzyństwa Maryji. Codziennie modlę się za dzieci, między innymi też o to, by nasze rodzicielskie błędy, grzechy nie były przeszkodą dla wypełnienia woli Bożej w życiu dzieci.